MotoNews.pl

Lexus CT200h

18 lutego 2015

Kategoria | Testy samochodów
Marka, model | ,
1lexus ct200h f sport

W naszych trudnych czasach, kiedy górnicy wychodzą z kopalń grożąc kolejnym najazdem na Warszawę, a rolnicy protestując przeciwko – w zasadzie tym samym ciemiężcom – powracają na drogi, myślę, że każde ministerstwo i każdy zarząd kopalni powinien dodać do swojej floty auto hybrydowe. Pozwoli ono niepostrzeżenie oddalać się z każdego miejsca, w którym reprezentant wspomnianych władz nie jest chwilowo mile widziany, a w dobie „kultury eko” oraz taniego państwa – i PR-owo nie zaszkodzi, a wręcz może pomóc.

Wielki potencjał hybrydy już kilka lat temu docenił również wielki polityk, grający pierwsze skrzypce w partii, której nazwa łączy się w skrót odpowiadający rejestracji miejscowości Słupca w województwie wielkopolskim – choć on akurat preferował Toyotę Prius. Niestety zamienił ją na Mercedesa C250 i nawet w Faktach słuch o nim zaginął. Tak więc w kontekście wyborów prezydenckich 2015 może warto dołożyć do garażu auto hybrydowe. Auto, które nie dość, że dobrze wygląda, charakteryzuje się przyzwoitymi osiągami, znakomicie się prowadzi, to do tego jest „eko”. Lexus CT200h F-Sport – bo o nim mowa – nowy wymiar hybrydy – to musi się udać.

Z zewnątrz
Cóż, Lexus nigdy nie był samochodem dla każdego i tak też jest w przypadku modelu CT200. Nie wszystkim przypadnie do gustu jego trochę niespójna stylistyka. Ciekawie zapowiada się przód, z oryginalnym grillem utrzymanym w stylistyce innych modeli koncernu. Do tego ładne, ale przede wszystkim bardzo skuteczne reflektory. Bok samochodu zaczyna jednak niestety zapowiadać bardzo przeciętny tył. Po dynamicznym wejściu, z boku pojazdu można by spodziewać się czegoś więcej niż wielki kawał blachy, z jednym delikatnym przetłoczeniem i kilkoma znaczkami podkreślającymi sportową wersję nadwozia. Tył samochodu zgodnie z boczną „zapowiedzią” wskazuje na totalny brak pomysłu na to, jakby tu zakończyć samochód. Kojarzy mi się z odrobinę ze zmodyfikowanym tyłem Toyoty Auris – zmieńmy zderzak, wrzućmy nowe lampy i może nikt nie zauważy podobieństw, zresztą co za różnica, wszystko i tak wędruje do jednej kasy. Mimo to, Lexus nadal nie jest częstym widokiem na naszych drogach, więc tak będzie zbierał ciekawskie spojrzenia.

W środku
Choć w większości Lexusów, przynajmniej przy pierwszym spotkaniu, uderzała duża liczba przycisków, a nauka ich obsługi mogła zająć niejeden weekend, to w modelu CT200 od razu czujemy się jak w domu. Liczbę przycisków zachowano w ogólnie przyjętej ostatnio normie, każdy umieszczono dokładnie tam, gdzie instynktownie wyciągamy rękę, a odkrycie za co odpowiadają zajmuje kilka postojów na światłach. Mimo wszystko trzeba to lubić. Nie każdemu przypadnie do gustu to, że wszystko skierowane jest w stronę kierowcy ściśle go oplatając z każdej strony, sprawiając wrażenie, że jesteśmy we wnętrzu bolidu, lub – jak powiedzą malkontenci – ciasnoty.

Malkontentom trzeba przyznać trochę racji, wnętrze CT200 nie należy do najobszerniejszych. Miejsce obliczono na niezbędne minimum, przez co wyżsi, bądź szersi pasażerowie dłuższej przejażdżki nie zaliczą do tych najbardziej komfortowych. Koniec narzekania, zaczynamy chwalić. Sportową wersję wyposażenia zdradzają fotele wykończone agresywną, czerwoną skórą z mocnymi przeszyciami. Nad tym, by kierowca nie ślizgał się zbytnio przy pokonywaniu ostrych zakrętów czuwa bardzo mocne wyprofilowanie foteli. Dzięki elektrycznie regulowanemu położeniu fotela oraz ręcznej regulacji odległości i wysokości kierownicy praktycznie każdy znajdzie idealną pozycję dla siebie.

Warto wspomnieć o „dżojstiko-myszce”, zwanej również Touch Remote, lub po prostu touchpadem, która jest kolejnym potwierdzeniem tezy – „trzeba to lubić”. W przeciwieństwie do większości montowanych powszechnie systemów sterowanie pozwala tylko na poruszanie się w określonym obszarze w konkretnym menu. Nie ma tu miejsca na kręcenie kursorem i klikanie w dowolne miejsce na ekranie. Dla mnie ok – dla innych brak możliwości kliknięcia czegoś więcej niż z góry wybrane punkty, to jak zabawa starym Blackberry. Cały system podpięto pod siedmiocalowy ekran, który wygląda jak w poprzedniej generacji Renault Megane, ale w przeciwieństwie do niego, nie wiedzieć czemu po prostu się nie chowa – trzeba to lubić.

Przyzwyczajenia wymaga również niewielka i raczej nietypowa dźwignia zmiany biegów, która wygląda z kolei tak, jak niektóre touchpady w innych samochodach.

Na koniec bagażnik. Za sprawą umieszczenia w nim akumulatorów, jego pojemność to 375 litrów, czyli jedynie 25 więcej niż w o połowę tańszym i o 4 konie mocniejszym (dotyczy silnika 1.4) Fiacie 500X, który z pewnością bardzie rzuca się w oczy na drodze. Ale Fiat 500X nie jest „eko”, a w kontekście testowanego samochodu właśnie to robi różnicę.

Właściwości jezdne
Pod maską testowanego Lexusa pracował, a w zasadzie pracowały dwa silniki – benzynowy o pojemności 1.8 litra, i elektryczny o pojemności, której niestety nie udało mi się ustalić. Oba (wspólnie – nie każdy z osobna) generują moc 136 KM (przy 4000 obr./min.) i moment obrotowy wynoszący 142 Nm. Wynik raczej przeciętny, zwłaszcza, jeżeli patrząc na stylistykę, wykończenie wnętrza, a przede wszystkim emblematy F-Sport byłeś już pewny, że zostaniesz następcą Froga. Cóż, trend na groźnie wyglądające niegroźne auta ciągle ma się dobrze i w wielu kręgach jest mile widziany.

Mimo to nie myślcie, że jazda CT200h jest nudna – bynajmniej. Jeżeli pierwszy raz jedziesz hybrydą, czujesz, że wszystko jest inaczej. Ruszasz, a tu cisza. W jej objęciach możesz płynąć z prędkością 45 km/h nie zwracając na siebie w ogóle uwagi. Dodajesz gazu i czujesz, że do gry wkracza silnik spalinowy. I znowu zdziwienie. Niby benzyna, a wszystko inaczej – moc maksymalna przy 4000 obr./min., a moment obrotowy tylko 142 Nm. Kolejne zdziwienie – niby dwa silniki, a prędkość maksymalna tylko 180 km/h. Ale osiągi to tylko liczby. Ważne jest to, co niemierzalne – wrażenia. Będąc początkującym użytkownikiem CT200h uwagę skupasz głównie na ekranie pokazującym, czym w danej chwili zasilany jest samochód i jak ładują się akumulatory. Przypomnij sobie, jak ucząc się ecodrivingu wgapiałeś się w komputer pokazujący chwilowe spalanie, pomyśl teraz, ile frajdy daje wyświetlacz Lexusa.

Do jazdy na napędzie elektrycznym zachęca niestety bezstopniowa automatyczna skrzynia biegów e-CVT, która sprawia, że podczas jazdy silnik wydaje jednostajny, choć o zmiennej częstotliwości (w zależności od utrzymywanej prędkości) dźwięk. Cóż wracamy do sedna – trzeba to lubić. Kiedy jednak jesteś w stanie przymknąć na to oko i nie myślisz o tym, że ktoś pod przykrywką F-Sport obiecał Ci sportowe wrażenia, okazuje się, że jazda Lexusem jest całkiem przyjemna, a 136-konny silnik zapewnia przyzwoite osiągi.

F-Sport to w zasadzie nie sportowe osiągi, ale sportowy wygląd, a przede wszystkim znakomite zawieszenie i rewelacyjne prowadzenie. Auto znakomicie trzyma się drogi, układ kierowniczy usztywnia się, dając pełną kontrolę i wyczucie auta, zachęcając do coraz śmielszej jazdy.

Okiem przedsiębiorcy
Lexus CT200h w wersji podstawowej to wydatek około 110 tys. zł. Decydując się na F-Sport przygotuj się na wzrost ceny o dodatkowe 40 tys. Za 144 900 zł otrzymasz w zasadzie wszystko, czego możesz potrzebować na co dzień – m.in. pakiet reflektorów LED na przód i tył, fotochromatyczne lusterko, przyciemniane tylne szyby, komplet poduszek, całą masę systemów wspomagających prowadzenie, przyspieszanie i hamowanie, których skrótów nie sposób zapamiętać, podgrzewane przednie siedzenia, nawigację GPS Lexus Navigation i niezłej jakości zestaw audio z sześcioma głośnikami. Testowany egzemplarz to wydatek około 160 tys. zł.

Podsumowanie
Lexus CT200h to z pewnością auto nie dla każdego. Auto, w którym innowacyjne, wręcz rewelacyjne rozwiązania przeplatają się z tymi niekoniecznie trafionymi. Jest to z pewnością samochód dla określonej grupy odbiorców, którzy po prostu lubią go za to, jaki jest i wiedzą, czego chcą. Czy warto go kupić? Zależy, co lubisz, ale na pewno rozglądając się za nowym samochodem warto wziąć go pod uwagę i umówić się na jazdę próbną.

autor: Karol Hatylak, źródło: auto-strefa.pl