MotoNews.pl

Ford Mondeo Kombi 2.0 TDCi

02 marca 2015

Kategoria | Testy samochodów
Marka, model | ,
1ford mondeo kombi 2.0tdci titanium

Pytając znajomych odnośnie skojarzeń do Forda Mondeo słyszałem słowa i przymiotniki typu: elegancki, spokojny, dobrze jeżdżący i solidny. Pojawiły się też głosy odnośnie kupna aut na „F”, ale to tylko głupie dogryzanie…

Moje skojarzenia były podobne. Zdradzę już na początku artykułu, że po tygodniowym użytkowaniu Forda Mondeo w wersji „rodzinne kombi” nie zmieniłem zdania, aczkolwiek wzbogaciłem je o pewne niuanse. Sprawdźcie jakie…

Ford Mondeo w testowanym kształcie znany jest już od 6 lat. Przynajmniej w Europie, ponieważ nowa generacja wchodzi właśnie do salonów samochodowych w Polsce, a na rynku amerykańskim Fusion funkcjonuje już od dawna. Trudno uwierzyć, że zostaliśmy aż tak pominięci w polityce Forda, aczkolwiek to smutna prawda.

Ford Mondeo Kombi wygląda jak krążownik. Postawiony na 17-calowych obręczach z dużym rozstawem osi (2850 mm) zajmuje aż 4837 mm. Na szczęście nie wygląda przy tym komicznie. Uporządkowana linia boczna ze srebrnymi elementami nadwozia jest niezła, a grill a’la „otwarta paszcza” wygląda dynamicznie i nie przypomina jednoznacznie marki z Wielkiej Brytanii.

Niestety takie wymiary mają swoje minusy – choćby spory promień skrętu (zawracanie na 3 razy jest sukcesem) lub zwisy, które utrudniają pokonywanie krawężników. Z drugiej jednak strony takie rozmiary zapewniają sporo miejsca w środku. Jak na solidne kombi przystało, mieści się tam sporo rzeczy i ludzi. Mam tu na myśli dużą licbę praktycznych schowków oraz sam bagażnik, który ma 537 litrów pojemności. Nie jest to ilość rekordowa, ponieważ konkurenci oferują nawet ponad 600 litrów, ale z doświadczenia powiem, że piątka osób się zapakuje. (Uwaga! Nie 5 kobiet).

Jeśli chodzi natomiast o efekty wizualne we wnętrzu, to wygląda ono bogato. Niestety w złym znaczeniu tego słowa, ponieważ można odnieść wrażenie, że „przycisk goni przycisk”. Takie rozwiązanie nie jest ergonomiczne i angażuje sporo czasu i atencji kierowcy. W czasie jazdy jest to irytujące, ale po kilku godzinach jazdy człowiek się do tego przyzwyczaja (szok jest jedynie na początku).

Przechodząc jednak do samej jazdy, Ford Mondeo stworzony jest na długie trasy. Dwulitrowy diesel o mocy 163 KM uwielbia wysokie prędkości, ponieważ powoli przyspiesza na niskich obrotach. Wielogodzinne wojaże to komfortowy przejazd dzięki miękko zestrojonemu zawieszeniu (z przodu Mcpherson, z tyłu system wielowahaczowy). Mondeo w dolnej części nadwozia ma jeszcze jedną ciekawostkę. Mianowicie testowana przeze mnie wersja posiada amortyzatory, które dostosowują się do ciężaru auta. Dzięki temu zarówno załadowany, jak i pusty samochód zachowywał się na drodze w miarę podobnie.

Jak? Bardzo pewnie, dzięki idealnemu, jak na Forda przystało, układowi kierowniczemu. Jest on hydrauliczny, a nie jak w większości modeli elektroniczny, co owocuje precyzyjnym pokonywanie szybkich zakrętów. Może nie tak szybki jak prędkość maksymalna (215 km/h), aczkolwiek nawet w nadwoziu kombi Mondeo prowadzi się dobrze. Na minus zaliczyć trzeba jedynie przeciętną, manualną skrzynię biegów.

Okiem przedsiębiorcy

Ford Mondeo z 2-litrowym dieslem oraz 70-litrowym bakiem paliwa oszczędza kierowcy częstych wizyt na stacji benzynowej. Osiągnięcie 1000-kilometrowego zasięgu nie jest żadnym problemem. Średnie spalanie oscyluje w okolicach 7-7,5 litra na 100 km. W trasie ten wynik można poprawić nawet o 2 litry ON. Skupiając się na kosztach zakupu też otrzymamy obiecujący wynik. Bazowo Mondeo po odpowiednich rabatach kosztuje już 60 tysięcy złotych. W wersji kombi z tym silnikiem cena wzrasta do 105 tysięcy, co nadal można zaakceptować. Testowana wersja Titanium (najwyższa wersja wyposażeniowa) to niestety już wydatek rzędu 150 tysięcy złotych, co jest lekką przesadą.

Czy to oznacza, że Mondeo jest idealne? Takiego stwierdzenia nie zaryzykuje, aczkolwiek faktycznie Mondeo to dobry rodzinny samochód, którego właściciele przemyśleli wybór i dobrze wydali pieniądze na elegancki i może nawet prestiżowy pojazd. Jak widać, stereotypy i pierwsze skojarzenia się czasem sprawdzają.

PS. No może oprócz tematu awaryjności aut na „F”, bo to głupoty!

autor: Konrad Stopa, źródło: auto-strefa.pl