Co sądzicie o ograniczeniach dla początkujących kierowców? - Strona 2

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Rekus zgadzam sie z tobą w 100% .Ja coprawda po zrobieniu prawka od razu zacząłem jeździć i to bardzo dużo z przyczepa dopiero w tamte wakacje:p.Teraz to juz jestem na etapie jazdy Starem z przyczepą...
  
 
Cytat:
2006-03-16 18:52:26, PAGAN pisze:
chuj mnie to obchodzi. to jest tylko moje zdanie. sory, buehehehe!


?? Mógłbyś jaśniej?

Rekus - właśnie boje się,że jak przesuną ten wiek do 21 to będzie więcej wypadków niż teraz powodowanych przez nowych kierowców.
  
 
Cytat:
2006-03-16 19:07:13, MolibdenFSO pisze:
?? Mógłbyś jaśniej?



Jaśniej już się chyba nie da
  
 
ja mam prawko od zeszłego lata, ale juz wczesniej jeździłem polonezem starszego, teraz moja nowa fura, i jescze mercedesem 207 d z kontenerem i przeważniwe załadowanym. Średnio na miesiac robie 800km, nie uwazam ze jeżdze dobrze ale wciaż sie ucze jak jeździc. Ale żeby dobrze jeździc trzeba dużo praktyki. Takie jest moje zdanie i nie każdy musi sie z nim zgodzic. Szerokiej drogi.
  
 
czlowiek, ktory dostaje prawo jazdy nie umie jezdzic. kiedy ma pierwszego dzwona zaczyna uczyc sie jezdzic. w miedzyczasie dalej jezdzi fatalnie i dopiero, kiedy nabiera szacunku do poruszania sie czyms, co lamie kosci i gnie blache oraz nauczy sie dostosowywac jazde do warunkow i przewidywac to co sie moze stac to dopiero wtedy moze myslec, ze byc moze juz zaczyna dobrze jezdzic. natomiast wtedy zacznie dobrze jezdzic, jesli pasazerowie nie zauwaza, ze z kims jechali i ze w ogole jechali.
  
 
Moim zdaniem te ograniczenia sie niesprawdza wszyscy mysla ze mlodzi kierowcy zle jezdza i powini przez pewien czas jezdzic z kims kto ma prawojazy juz od dawna (słyszałem że przez pierwszy rok).
Każdego młodego kierowce powino się traktować inaczej mam prawojazdy od roku ale jeżdże średnio 3-4 tys miesiecznie a moi koledy w ty samym wieku (19-20lat) robia 300km albo i mniej.
  
 
Pagan nie masz racji.Nie zgadzam sie z Tobą.Nie trzeba miec mega dzwona żeby jechac i mysleć za kierownicą.ja nie jestem idealny ale znam kierowców którzy w każdych warunkach sobie radzą...i szanuje ich....
  
 
Pagan - wychodzi na to,że aby być dobrym kierowcom wystarczy schlac pasażerów do nieprzytomności - nie będą wiedzieli,że w ogóle jechali.
  
 
Ja bym wprowadził cuś takiego ,że jak przyłapie się kogoś kto ma prawko mniej jak dwa lata, na przekroczeniu prędkości powyżej 50km/h to zabiera się prawko i gość idzie powtórnie na kurs prawa jazdy tak jakby nigdy prawka nie miał.
Tyle,że to niewykonalne ze względu na łapownictwo tu i tam.
  
 
Panowie powiem że propozycje zmian są jak najbardziej ok, ale nie wszystkie, są absurdalne propozycje jak np. nie przekraczanie 50 w terenie zabudowanym, a co z trasami w mieście gdzie ograniczenie pozwala jechać 80 czy nawet 90, moze w liczbach różnica 40 km to nie dużo, ale zobaczcie zdziwienie kolesia który jedzie przepisowo 90 km/h(oczywiście załóżmy teoretycznie ze jedzie ) a przed nim nagle pojawia sie (przypuścmy że był zakręt tak samo jak on jechał przepisowo 90km/h) koleś jadący 50 km/h i oczywiście także on jedzie przepisowo, przecież to stwarza zagrożenie na drodze.
Co do listków to jestem za, ale proponowałbym małą zmianę, w tym co oni proponują, po tych 7 miesiącach taki ktoś ma trafić na kurs doszkalajacy, i potem może odkleić już listek, ale zrobić małe zastrzeżenia, że jeżeli nie zaliczy się tego kursu pozytywnie (a dokładniej zrobiłbym po nim egzamin praktyczny z jazdy samochodem), listek nalezy wozić przez kolejne 7 miesięcy, trafić znowu na kurs by ponownie spróbować zaliczyć go pozytywnie, jeżeli nie znowu listek na szybę i ostatnia próba, jeżeli po kolejnych 7 miesiącach nie zaliczy kursu, traci prawojazdy i przez rok nie moze zdawać na nowo na prawo jazdy. Takie coś wymusiłoby na potencjalnych przyszłych kierowcach że wreście zaczeliby rozwijać swoje umiejetności, ci to umieją jeździć zaliczyli by zapewne za pierwszym razem bo w końcu jazda z listkiem to obciach i nie ukrywajmy tego, a inni starali by sie zdać by nie stracić prawka.
Kolejna zmiane jaką bym wprowadził to zmiana przy samym egzaminowaniu na prawo jazdy. W tej chwili jest tak ze nie zdasz 3 razy (obojętnie czy teoria czy praktyka) to bierzesz dodatkowe godziny i wracasz na egzamin, powinno być tak że teoria niech tak zostanie, ale praktyczy egzamin powinien wyglądać tak, że po pierwszym oblaniu, wykupujesz 3 dodatkowe godziny, po 2 oblaniu wykupujesz 5 godzin, jeżeli oblejesz za 3 razem to niestety ale kurs od nowa, skoro nie umiesz jeździć to gdzie się pchasz na ulice, jak słysze ze ludzie zdają nawet po 6 czy wiecej razy, to aż mi się nie dobrze robi, i tacy potem jeżdzą u nas po ulicach.
  
 
Powiem tylko tyle.To ,że ktoś nie zdał egzaminu to nie zawsze wina kursanta.Dużo zależy od podejścia instruktora.Ten może nauczyc cie ,że zdajesz egzamin z palcem w dupie i jeszcze do tego bez stresu.Inny po prostu ma świstek ,że jest instruktorem i ma wsio w dupie.Czy zdasz czy nie to go jebie bo ma robote jeździ cały dzień raz na jakis czas zahamuje pokrzyczy ''jedz dalej'' i to wszystko.Ja do tej pory zdałem wsio w duzej mierze dzięki starym instruktorom ktorzy przygotowują nie tylko do egzaminu ale także do zycia za kiera...
Obserwuje jak podchodza do tematu ; przejmują się dzwonią czy juz po wszystkim jednym słowem zalezy im żeby każdy zdał i chwalił firme i ich nauczycieli.Natomiast ci młodzi są poprostu tragiczni.Nie raz słyszałem ,że po 15 godzinach chłopaki szli na egzamin a brali kase za normalne 20 godzin za kółkiem.Zdał no to fart iles tam stówek w kieszeni nie zdał trudno za drugim zda ....To sa panowie JAJA jak łatwo mozna zarobić na kształceniu kierowców.
  
 
Całkowicie się zgadzam się z Paganem, że po otrzymaniu prawa jazdy kierowca nie umie jeździć,
Dodałbym jeszcze że stanowi on zagrożenie dla zarówno dla siebie jak i dla innych - tym większe im mniejszą ma wyobraźnię
Do ostatnich zmian kurs w ogóle nie uczył jazdy tylko przygotowywał do egzaminu typu słupki na placu
Może teraz się to nieco zmieni
Pamiętam jak ja robiłem prawo jazdy
Było to lato sporo lat temu, na kursie nigdy nie jeździłem wieczorem albo w nocy, po Wisłostradzie czy rondach, nauka polegała na toczeniu się po bocznych uliczkach, gdzie wszystkie znaki znałem na pamięć
Egzamin zdałem bez problemu
Tyle że potem nie umiałem: poruszać się ulicą o kilku pasach, obserwować znaku, włączyć się w ruch na moście gdy wjeżdzałem ślimakiem, przejechać po rondzie inaczej niż prawym pasem, wyprzedzać itd. o jeździe w zimie nie mówiąć
Ponieważ od razu zaczałęm jeździć i uważałem jakoś się wszystkiego sam nauczyłem
Po roku gdy wydawało mi się, że wszysko umiem skończyło się dzwonem, na szczęście straty były tylko w sprzęcie - golf gti marnie wyszedł na spotkaniu z moim ówczesnym 125p rocznik 77

Mati_lech - już obecnie można stracić prawko za taką jazdę
za samo przekroczenie ponad 50 masz od razu 10 pkt, jak masz krótko prawo jazdy zwykle dopiszą ci coś jeszcze i masz 20 pkt jak amen w pacierzu a to oznacza powtóny egzamin

Mebig - zgadzam się z tobą, że zbyt powolna jazda stanowi czasem zagrożenie
Stąd uważam, że dla młodych kierowców powinien być widoczny z daleka zielony listek oraz zakaz jazdy po autostradzie
  
 
Cytat:
2006-03-16 15:35:56, Rawuk pisze:
Powiem Wam, ze to zalezy od wielu czynnikow. Po 1. teraz uwazam, ze jednak powinni cos takiego wymyslic ale jak bylem swiezym "super hiper ekstra duper kierowca" to nie wyobrazalem sobie zeby mnie ktos ograniczal po 2. wszystko jest wzgledne, moze po prostu zrobic oceny z egzaminu na prawko: dostales "5" mozesz jezdzic sam, "4" sam tylko w zabudowanym, "3" wszedzie z kierowca, "2" niestety do zobaczenia I taka ocena obowiazywalaby np rok/dwa lata.



Ja uważam za słuszne takie coś, jak system ocenienia... Ja mam 15 lat i nieskromnie stwierdzę, że jeżdżę lepiej niż moja Mama... W wakacje 2005 kupiła Cieniasa 700 '95. I co? Od tego czasu ujeździła góra 100km, a auto stoi w moim garażu. Podczas wakacji ja wyjeździłem w tydzień 300km bez prawka na bocznej drodze w Kowalach (taka wieś k. Gdańska) a jeździłem, żeby samemu się dokształcać w technice jazdy, bo miałem dłuuuuugą przewe... Ja muszę wjeżdżać do garażu i parkować przy krawężniku... To jest straszne... Nie rozumiem czemu Ona się unosi i nie chce wykupić sobie kilku godzin w nauce jazdy... Czasem boję sie z nią jechać... Już czasem zaczynam sie denerwować na głos, bo auto zrobiłem jako-tako do jazdy (hamulce, wymiana kół, wymiana linki ssania itd.), a tu już porozwalane co niektóre rzeczy. I jak tu sie nie denerwować... Dobrze, że nie kupiła wytworu FSO, bo bym ją chyba zatłukł


Ale wracając do tematu to uważam, że jeszcze np.

- Co 5 lat powinni robić testy kontrolne kierowców. tzn. takie jazdy, które sprawdzają czujność, i zachowanie podczas niespodziewanego wypadku itd.
- Możnaby zrobić prawko od 16 lat, ale przez dwa lata, trzebaby jeździć z kimś z odpowiednim stażem "za kółkiem". Byłby to raczej uczciwy układ... Ale to tylko jest moje zdanie...
- Powinni jeszcze kursantom dawać zadania praktyczne (zmienianie koła, pierwsza pomoc itd.) taki były kursant jak sie nie interesuje motoryzacją, to zadzwoni p pomoc drogową jak mu się koło przebije, bo nie będzie wiedział co robić...
  
 
Ja osobiście uważam, że jazda z osobą dorosłą jest złym rozwiązaniem bo taki młody człowiek wie podświadomie że ta osoba myśli też za niego i czuje sie w pewin sposób bezpieczny. Ja mam prawko 5 lat i miałem dachowanie Clio do kasacji ale od tej pory wiem jek sie mysli za kierownicą by wszędzie dotrzeć bezpiecznie i jeszcze myśleć za innych kierowców.
A moja propzycja to kurs powinien obejmować takie zagadnienia jak w szkołach jady np"Skoda Auto" że by każdy zobaczył i odczuł na własnej skórze czym kończy się poślizg, itd. Listek ... jestem za! Trzeba uczyć jak kontrolować samochód i myślenia co sie może stać a nie tego żeby jumiał jechać prosto i płynnie zmieniał biegi. To moje zdanie. Nara i zgadzm się z PAGANEM dobry kierowac to taki z którym pasażerowie nie czuja że jadą.
  
 
Moje zdanie jest takie:
Zdawanie prawka w wieku 16 lat, jazda z rodzicem/opiekunem, który na prawo jazdy min. 5 lat i nie posiada dużej ilości punktów karnych, zielony listek też! Na kursie powwinno być właśnie tak jak japcek mówi - należy umieć zmieniać koła itd.
Nie myślcie, że jak mam 14 lat to chcę szybko prawo jazdy, tylko chodzi o to żeby nauczyć się jeździć.
Jeszcze taki mały OT - nie raz ojciec mówi rodzinie, że ja jeżdzę lepiej od mojej siosry...
... i trochę w tym prawdy jest.
  
 
Bardzo ładnie, Taxi ale jeśli jeżdzisz po drodze publicznej to się raczej nie chwal, że jeździsz bez uprawnień bo jest to wykroczenie
Poki nie skończysz 17 lat to tobie nic w zasadzie nie grozi bo nie podpada to pod ustawę o nieletnich, ale mogą ścigać np twoim rodziców, jeśli dzieje się to za ich wiedzą
Jak skończysz 17 lat sam możesz podpaść pod kodeks wykroczeń -co prawda samo prowadzenie bez prawka grozi tylko grzywną, ale jak Ci dopiszą stworzenie zagrożenia w ruchu to dojdzie zakaz prawodzenia pojazdów (od 6 miesięcy do 3 lat) więc chyba nie warto
Co do minimalnego wieku kierowców to w czasach, kiedy można było mieć prawko od 16 roku życia, niektórzy mogli je mieć jeszcze rok wcześniej, dotyczyło chyba członków PZMot, czy AP, którzy byli startowali na motocyklach czy kartach, krótko mówiąc byli jakoś zaangażowania w motoryzację
Może warto by było to przywrócić (choć marnie widzę szanse) np dla naszych Klubowiczów

Co do zadań praktycznych to bez przesady,
Potrafię zmienić koło, ale sam kiedyś dzwoniłem po taksówkarza, gdy złapałem gumę - padał deszcz a ja byłem w drodze na imprezę i po prostu nie chciałem się upaprać
Kurs pierwszej pomocy warto mieć niezależnie od prawka i to mimi, że przeciętny człowiek w stresie gdy zobaczy wypadek jest w stanie dokonać jedynie podstawowych czynności (które jednak mogą uratować czyjeś życie)
uzależnianie od tego posiadania uprawnień to chyba przesada
  
 
Chciałbym wtrącić swoje 3 grosze do dyskusji.
Uważam, że podwyższanie granicy wieku uprawniającego do możliwości uzyskania prawa jazdy jest błędem. W zgodzie z Rekusem muszę przyznać, że im później człowiek zacznie się uczyć jeździć tym trudniej mu to przychodzi i tak naprawdę trzeba się modlić, żeby taki starszy, niż byle młodzik, kierowca nauczył szybko (jeśli w ogóle kiedukolwiek) się poprawnie jeździć. Dla przykładu podam tu historię swojego dziadka, który prawo jazdy zrobił dośc późno, bo gdzies koło czterdziestki, i jak można się domyslać każde auto jakie miał w pierwszych 5 latach kariery za kólkiem w mniej lub bardziej dotkliwy sposób porozbijał (podobnie zaczynał swoją przygodę z autami mój obecny szef - który również za kółko nie siadł przed 20, ale trochę po). Obecnie mój dziadek (a już bedzie 20 lat posiadania "prawka") , chociaz jeździ zasadniczo poprawnie to jednak każdy kto z nim jedzie od razu wyczuwa jakąś dziwną aurę towarzyszącą temu gdy prowadzi swoje auto i każdy podświadomie zachwouje "czujność" i mysli nad tym co ów dziadek w danej chwili robi podaczas prowadzenia auta. Bo prawdą jest, co Pagan rzekł - że dobrym kierowcą jest się wtedy gdy pasażerowie (zwłaszcza pasażerowie będący również kierowcami) nie "odczuwaja" przejażdzki samochodem, gdy tenże kierowca go prowadzi. Jeśli jest inaczej, to niestety dobry to znak nie jest.
Problemem młodych i świeżo upieczonych kierowców jest niestety to, że po jakimś czasie zaczynają się zachowywać jakby pozjadali wszystkie rozumy i po prostu szaleją, jeżdząc brawurowo, za szybko i nieodpowiedzialnie, mając w głebokim powazaniu tych którzy próbują im zwrócić uwagę na takie niebezpieczne zachowanie na drodze.
Zasadnicza większość osób z tego (forumowego) grona również często pisze, ze za młodu to nie była aniołkami i nikt też nie wstydzi się przyznac do ilości dzwonów jakie spowodował (akurat nie konkretnie w tym wątku, ale były inne z których mi się to zapamiętało) , co więcej, z zażenowaniem zauwazam że uważa się to za normalne, wręcz "prawo", bo przeciez każdy był kiedys młody. Ociera to w ogóle o szerszą problematykę postawy za kółkiem - bo co mało co kto sie wstydzi przyznać otwarcie że ma ciężką nogę i ogólnie ostry styl jazdy, czym zagrywa się twardego gościa. A ktoś kto prowadzi spokojnie staje się pośmiewiskiem, o łatce emeryta, więc rzadko kiedy daje się przeczytać o tym, że ktoś otwarcie przyzna ze jeździ... jak "emeryt". Zresztą odbiegłem od tematu.
Wracając do młodych za kółkiem - uważam, że te powtórne kursy i egzaminy są o kant płaskiej rozwalić, bo nic, ale to nic nie wniosa poza wzrostem kosztów zdobycia prawa jazdy i okazją do klejnych malwersacji. Prawdą jest, że w Polsce na zadnym kursie nie da się, w czasie na niego przewidzianym, nauczyć dobrze jeździć. Doskonale sobie z tego zdawałem sprawę ja oraz mój ojciec - i (chociaż to było dość sporo czasu temu, i daleko wcześniej zanim pojawiły się propozycje, o których teraz rozważamy) po zdobyciu prawa jazdy, pierwsze miesiące jazdy odbywałem (zawsze) tylko jeśli na miejscu pasażera siedział moj ojciec. I uważam że odniosło to bardzo dobry skutek - dotychczas nie spowodowałem (ani nie uczestniczyłem) w żadnym wypadku ani kolizji drogowej, a obecność ojca pozwoliła mi nie dac ponieść się fantazji za kółkiem i nauczyła poprawności zachowań za kierownicą, które odpowiednio wpojone zostały mi do dzisiaj. Dlatego tenże pomysł - popieram wszystkimi kończynami. Może w jakimś stopniu przytemperuje to młodych gniewnych i da początek dla dobrych nawyków, które miejmy nadzieję, że zostaną w człowieku na zawsze. Oczywiście trzeba też dać wiarę, że osoba, która ma być tym "powiernikiem" kształtujacym młodego przyszłego kierowcę, będzie dobrym kierowcą prawdziwego zdarzenia, a nie tym "wariatem" którego kazdy z nas niemal codziennie na drodze spotyka. A z tą wiarą coś jednak u mnie krucho się robi jak wyjeżdzam poza miasto na droge o dwóch pasach, po jednym dla każdego kierunku.
Naprawdę sorry, ale nie rozumiem kogoś, kto twierdzi:
Cytat:
"zobaczcie zdziwienie kolesia który jedzie przepisowo 90 km/h(oczywiście załóżmy teoretycznie ze jedzie ) a przed nim nagle pojawia sie (przypuścmy że był zakręt tak samo jak on jechał przepisowo 90km/h) koleś jadący 50 km/h i oczywiście także on jedzie przepisowo, przecież to stwarza zagrożenie na drodze".


Przepraszam z góry za takie podjeście do sprawy, ale ktoś kto pruje "przepisowe" 90 km/h (o ile jest to przepisowe! bo ktoś kto pisze "załóżmy" juz sam się do czegoś przynaje i każdy się domyśla do czego) przed zakretem i ewentualną winę wjechania w zad auta poprzedzającego, po minięciu zakrętu, będzie zwalał na tego kto przed nim jechał 50 km/h i twierdzi, że ów ten kierowca stwarza zagrożenie, to niestety jest to dla mnie dobitny przykład przeciętnej świadomości polskiego kierowcy i do tego jakże żenująco marny, bo niedopuszacjący do swojej świadomości, że to własnie on i jego własne takie zachowanie starza zagrożenie. Bo prawidłowo przewidujący kierowca, jeśli nie jest w stanie ocenić warunków jakie panują za zakretem, powinien zwolnic, aby być przygotowanym na każdą ewentualność jaka się może przydazyć, np. stojące auta po kolizji, lub takie którym akurat trafiła się awaria (choćby na przykład auto zwalniało po złapaniu kapcia), mogą się niedaleko tego zakrętu bawić dzieciaki, może też niedaleko dalej przez jezdnię przechodzić człowiek... może być wiele innych sytuacji, których ewentualność każdy dobry kierowca powinien przewidzieć zblizając się do zakrętu, na którym nie ma widoczności co jest za nim i jaka tam panuje sytuacja na drodze.
To tyle ode mnie - i apeluję do wszystkich: myślcie i przewidujcie na drogach i nie pędźcie na łamanie karku, a tam gdzie trzeba to zwolnijcie, bo szkoda życia, tego waszego oraz waszych rodzin, przyjaciół, kolegów, kolezanek czy kogokolwiek innego Bogu ducha winnego. Pamietajcie, że życie to nie gra komputerowa, w której po dzwonie ma się jeszcze trzy dodatkowe życia.
  
 
Cytat:
2006-03-19 01:21:05, Mrozek pisze:
dotychczas nie spowodowałem (ani nie uczestniczyłem) w żadnym wypadku ani kolizji drogowej



Hmmm... nie chce rozgrzebywac staaarych historii, ale ja wiele razy slyszalem w pewnym okresie jakies tlumaczenia, z to mialem stluczke i musze naprawic trucka, to juz do Ciebie jechalem, ale wpadlem w dziure i polamalem zawias w Polonezie... tak jakos mi sie przypomnialo.
  
 
Fakt, zapomniałem - spoko Kiler, dzięki za przypomnienie - połamałem sobie nocą zderzak w trucku wjeżdżając na obce podwórko wbijając się w niski, pochylony, całkiem skorodowany (nie pomalowany dla odróżnienia na jakiś jasny kolor) słupek, taki na pół metra, którego nie zauważyłem - bo zamiast patrzeć na drogę odbierałem czyjeś (taa... pamiętam czyje) sms-y i takie małe, wąskie, drobne, niskie i czarne w ciemna noc w tamtej dosyć nerwowej chwili umknęło mojej uwadze. Od tamtej pory nigdy tego nie robię (tzn. nie tykam się telefonu jak prowadzę, zresztą i tak wcześniej tego nie robiłem, poza tą ówczesną sytuacją - miałem wtedy dobrą nauczkę na przyszłość). Aaa.. przypomniało mi się - w Warszawie, wtedy gdy wówczas tam byłem, pogubiłem się i wjechałem w jakieś zadupie, w wąską zaśnieżoną drogę i cofając w celu zawrócenia nie zauważyłem sporego kamienia przysypanego śniegiem (wszystko na drodze było białe i zlewało się w jedno) i walnąłem w niego tym truckiem tylną lampą (w zabudowanym trucku nie ma tylnej szyby na klapie, więc na zmniejszonym widoku w lusterkach nie wszystkie szczegóły były tak widoczne). Wtedy się tylko turlałem z prędkością mniejszą niż chód ślimaka, więc poza stłuczonym kloszem nic się więcej nie stało. W obu przypadkach nie zawiniła ani brawura, ani za duża prędkość, tylko nierozwaga (w pierwszym przypadku - zaprzątanie sobie głowy czymś innym niż prowadzeniem auta, w drugim... hmm mogłem w sumie wyjść z auta i dokładnie obejrzeć jezdnię za sobą, czego jednak wtedy nie zrobiłem) , do czego przyznać się muszę bez bicia. Czy w czymś to mnie usprawiedliwia? Na pewno nie, ale zwracam tylko uwagę na różnicę sytuacji. A sam nigdy nie uważałem się (i nie uważam w dalszym ciągu) za kierowcę bez skazy, bo niestety zdarzyło mi się parę razy w życiu wykonać na drodze coś bardzo niemądrego i nawet dziś czasem sam się łapię, że pewne rzeczy mogłem zrobić inaczej. I wynikało to najczęściej z nierozwagi - przeoczenia czegoś czy odwrócenia na moment uwagi od kierownicy – a to jest niestety najczęstszą przyczyną powodowania wypadków przez kierowców ze stażem, w przeciwieństwie do wypadków powodowanych przez młodych podrostków.
Nie chcę tu nikogo usprawiedliwiać, ale jeszcze nikt nie wymyślił dobrej, społecznie akceptowalnej recepty na mistyczne oderwanie się od problemów życia codziennego podczas prowadzenia auta. A stres, nerwowość czy zaaferowanie np. sytuacją w pracy, w domu, w najbliższym czy dalszym otoczeniu, na pewno w jakimś stopniu wpływa na zmniejszenie koncentracji na drodze i może być przyczyną zagrożeń. Niestety, obecnie żyjemy w takich czasach, kiedy samochód towarzyszy człowiekowi codziennie, i choćbyśmy chcieli to nigdy do końca nie wyeliminujemy takich sytuacji spowodowanych takimi jak powyższe przykładami. Oczywiście każdy normalny człowiek, i dobry kierowca powinien umieć zapanować nad takimi „złymi dniami” i właśnie wtedy umieć zwolnić. Ale mało kto uwolni się od myślenia o tym co jest przyczyną stresu, który w danej chwili człowiekowi towarzyszy. Pomyślcie, czy Wam nie zdarzyło się nad czymś zamyślić przed światłami i poganiano Was trąbieniem, czy kiedyś wjechaliście w nie tą drogę którą zamierzaliście, czy nie zapomnieliście zawczasu, odpowiednio wcześniej zmienić pas ruchu, czy np. w końcu zagapiliście się tak totalnie, że byliście zmuszeni do gwałtownego hamowania. Oczywiście nikogo to nie zwolni od odpowiedzialności, ale tylko taka sytuacja, zasługuje moim zdaniem na ludzkie uczucie i pobłażanie. A tam, gdzie miała miejsce agresja, brawura, głupota i całkowity brak przewidywania sytuacji na drodze – tam niestety nie może być miejsca na litość i dobre krzepiące słowa. Dotyczy to w szczególności też jazdy pod wpływem alkoholu, i kto tak kiedykolwiek prowadził samochód zasługuje, jako kierowca, jedynie na słowa potępienia.
Chcę tylko podkreślić, że ze swojej strony obce jest mi spowodowanie zagrożenia na drodze zbyt dużą prędkością czy brawurą, połączoną z bezmózgowiem i nieprzewidywaniem potencjalnie groźnych sytuacji. A te sytuacje które spowodowałem nie były na tyle groźne i dotkliwe w skutkach, żebym o nich szczególnie pamiętał. Po prostu uważam, że rozmiar zagrożenia jakie te sytuacje powodowały był niewielki, i co najwyżej groził niewielkimi startami materialnymi we własnym aucie (do dziś mam np. dziwny zwyczaj podjeżdżania jak najbliżej bramy, drzwi czy ściany garażowej tudzież jakiegoś budynku i doskonale wiem, że lakier na moich zderzakach by się nie zachował zbyt długo w ładnym stanie – ale nie mam zwyczaju takich rzeczy pamiętać i kwalifikować je jako kolizje drogowe, bo nie uważam, żeby te sytuacje takimi były), a już na pewno nie były to zagrożenia dla życia i zdrowia ludzi.
A to że wpadłem w dziurę i poturbowałem sobie zawieszenie, to trudno to chyba zaliczać do kategorii wypadku/kolizji drogowej. Miałem pecha, że akurat ta dziura trafiła na mnie, a jak będzie na tyle duża, żeby coś uszkodzić w zawieszeniu to są też takie prędkości przy których nie ma się szans na cokolwiek, bo dziury bywają tak położone na drodze, że idzie je dostrzec tylko w ostaniej chwili przed wjechaniem w nią.


[ wiadomość edytowana przez: Mrozek dnia 2006-03-19 15:41:55 ]
  
 
Moje zdanie jest takie, aby byc dobrym kierowca to trzeba duzo ale to duzo praktyki, w koncu praktyka czyni mistrza Jezdzac poznajemy rozne sytuacje na drodze.Wiem to z wlasnego doswiadczenia zanim poszedlem na kurs to jezdzilem juz od 14 roku zycia zrobilem przez ten czas okolo 40 tys kilometrow(motocykl ,samochod)nie obylo sie bez wypadkow czy kolizji.Przez ten czas nauczylem sie juz troche jezdzic i gdy poszedlem na kurs to moj instrukto po kilku godzinach powiedzial do mnie"ja nie mam co z toba robic " A co do prawajazdy od 16 lat jestem stanowczo przeciw, czlowiek w tym wieku ma bardzo bujna wyobraznie i nie zdaje sobie sprawy z niebezpieczenistwa jakie stanowi na drodze!!