Rowerowe Ciekawostki

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
zastraszony przez niektórych utratą mojego statusu
pomyślałem o stworzeniu takiego tematu
gdzie mozna by bylo pisać właśnie jakieś takie fajne ciekawostki na temat rowerów wypraw rowerowych
nowinkach w dziedzinie jednośladów itp
co wy na to??
  
 
i tak np chciałbym zacząć


Nietypowa podróż na jednym kółku

Maciej Grudniewski z Kozienic wybrał się w podróż z Krakowa do Częstochowy... monocyklem, czyli jednokołowym rowerem

Maciej Grudniewski jechał monocyklem nawet przez leśne dukty
Pan Maciej uczy się w Krakowie w Szkole Aspirantów Państwowej Straży Pożarniczej. Kiedyś zobaczył, jak kolega jeździ monocyklem ulicami miasta, spodobało mu się i postanowił sam spróbować.

- Do tej pory jeździłem w okolicach Krakowa, ale postanowiłem się sprawdzić i wypuściłem się w dalszą trasę - opowiada rowerzysta. Za cel postawił sobie przejechanie w cztery dni 163-kilometrowego Szlaku Orlich Gniazd prowadzącego ze stolicy Małopolski do Częstochowy.

Wyruszył w poniedziałek rano. - Pojazd jest przystosowany do jazdy terenowej, ma grube opony. Jechałem cztery dni. Dziennie pokonywałem ponad 40 kilometrów, w ostatni dzień trochę mniej - opowiada Grudniewski. Jaką prędkość osiąg jednokołowy rower? - Dosyć małą, porównywalną do wolnego biegu. Trochę wolniej jest, jak wspinam się pod górkę, za to szybciej, kiedy później zjeżdżam - mówi pan Maciej. Noce spędzał w miejscowościach mijanych po drodze, podróżował tylko w dzień. - Wstawałem skoro świt i wsiadałem na rower. Jechałem aż do do zmierzchu. Jednego dnia miałem stracha, bo jechałem przez las i już się bałem, że nie zdążę dojechać do Ogrodzieńca, gdzie miałem nocować. Ale na szczęście się udało - śmieje się Grudniewski.

Spotykani po drodze ludzie byli bardzo zaskoczeni widokiem dziwnego rowerzysty. - Ludzie wytrzeszczali oczy, czasami komentowali, dzieci pytały rodziców. Czasami słyszałem: "gdzie pan zgubił drugie kółko?" albo "o, biedny student, nie stać go na dwa kółka" - opowiada Grudniewski.
  
 

Najbliższe lata lepsze dla rowerzystów

144 km - tyle dróg rowerowych powstanie do 2015 r. Koncepcja rozwoju sieci dla rowerzystów była prezentowana podczas wczorajszej sesji rady miasta.


Obecnie sieć dróg rowerowych w Toruniu ma 37,2 km - 25,2 km to osobne ścieżki, a pozostałe 12 km są drogami pieszo-rowerowymi. Nie ma więc mowy, aby dostać się z jednego końca miasta na drugi. - Istniejąca sieć jest niespójna - mówi Stefan Kalinowski, wicedyrektor Miejskiego Zarządu Dróg. - Brakuje ciągłości tras, np. na Szosie Lubickiej. Nie ma parkingów i przechowalni rowerów. Na wielu drogach przydałoby się także oznakowanie poziome.

Od początku 2006 r. koncepcją rozwoju i poprawy sieci rowerowej zajmuje się powołany przez prezydenta Torunia zespół ds. komunikacji rowerowej, w skład którego wchodzą przedstawiciele m.in. PTTK, wydziału środowiska i zieleni magistratu, MZD i policji. Podczas zebrań korzystali ze zleconych wcześniej opracowań: • „Koncepcji sieci tras rowerowych na terenie miasta Torunia” wykonaną przez Katedrę Budownictwa Drogowego ATR w Bydgoszczy • „Standardy techniczne i wykonawcze dla infrastruktury rowerowej miasta Torunia” przygotowane przez Pracownię Edukacji - Marcin Hyła.

Na wczorajszej sesji rady miasta postępami prac zespołu poznali toruńscy radni. Według raportu do 2015 r. w Toruniu powstanie ponad 144 km sieci dróg rowerowych. 52,8 km będą liczyć nowo wybudowane trasy. Ich ułożenie pochłonie 19,6 mln zł. Pozostała część - 54,3 km ścieżek - powstanie przy okazji innych inwestycji drogowych, np. modernizacji wylotówek.

Co się zmieni w ciągu najbliższych lat? Sieć rowerowa obejmie zasięgiem m.in. tereny rekreacyjne - parki, bulwary i ogródki działkowe, a także obszary niedostępne dla innych środków transportu. - Chcemy, aby rower był konkurencyjny dla samochodu - podkreśla Kalinowski. - Zamierzamy zachować spójną całość dróg rowerowych przy rozwoju całej sieci.

Przybędzie więc także parkingów rowerowych - stojaków i zadaszonych boksów przy dworcach kolejowych i autobusowych, a także przy szkołach, zakładach pracy czy szpitalach.

Na budowie nowych tras się nie skończy. Miasto postawi także na promocję komunikacji rowerowej. Wśród pomysłów są np. informatory, a także serwis internetowy, który podawałby informacje o ułatwieniach w ruchu rowerowym oraz umożliwiał wymianę opinii i doświadczeń. - Należy zwrócić szczególną uwagę na edukację dzieci i młodzieży - zaznacza wicedyrektor MZD.
  
 
Rower na parking i do autobusu

Warszawscy cykliści będą mogli zostawiać rowery na parkingach przy węzłach przesiadkowych. Pierwsze otwarte zostaną w kwietniu.


To strategiczna decyzja – na miejskich parkingach systemu Park & Ride będą przygotowane miejsca dla rowerów. W Warszawie nie ma jeszcze żadnego wyznaczone miejsca do zostawienia dwóch kółek przez ludzi, którzy chcą się przesiąść do komunikacji publicznej.
– To rozwiązanie popularne na zachodzie Europy – mówi Aleksander Buczyński ze stowarzyszenia Zielone Mazowsze. – Są tam parkingi, na których stać może nawet pięć tysięcy rowerów.


Idea parkingu Park & Ride jest prosta – kierowca i jego pasażerowie dojeżdżają do miejsca, gdzie jest możliwość dogodnej przesiadki, zostawiają samochód na strzeżonym parkingu i dalej podróżują komunikacją publiczną. Bike & Ride to wersja dla cyklistów – rowerem dojeżdża się np. do stacji metra, pojazd zostaje w stojaku, a cyklista jedzie dalej kolejką. To bardzo dobre rozwiązanie dla tych, którzy nie czują się na siłach, aby jeździć rowerem po centrum albo po prostu mają dość daleko do pracy i nie mogą przejechać całej drogi góralem lub kolarzówką. W tej chwili powstają trzy parkingi Park Ride – przy Włościańskiej, Połczyńskiej i Wilanowskiej. Mają być otwarte w kwietniu. Dyrektor Zarządu Transportu Miejskiego Leszek Ruta (to ZTM jest inwestorem parkingów) zobowiązał wykonawców do wyznaczenia na nich miejsc do parkowania także rowerów.


– Muszą zostać zamontowane solidne uchwyty, do których będzie można przyczepić rower – mówi Aleksander Buczyński. – Rower jest łatwo ukraść, dlatego taki parking musi być blisko budki strażnika lub kamery monitoringu.
Parkingi Park & Ride mają być strzeżone i monitorowane, a dla posiadaczy biletów komunikacji miejskiej będą bezpłatne. System P&R będzie sukcesywnie rozbudowywany – parkingi mieszczące po kilkaset aut powstaną m.in. na Młocinach (wraz z budową węzła przesiadkowego i stacji metra), przy pętlach przy ul. Górczewskiej i al. Krakowskiej, przy stacjach kolejowych. Przewidziano na nich także miejsca dla rowerów.
– Chcielibyśmy jeszcze, aby parkingi dla rowerów były przy stacjach metra – mówi Aleksander Buczyński.
  
 
Zajawka w kasku - Wrocławscy rowerzyści będą promować bezpieczną jazdę ekstremalną

Podniebne akrobacje w ochraniaczach mają nauczyć najmłodszych, że kask na głowie to nie obciach, ale konieczność. Na razie wrocławianie trenują w zajezdni MPK przy ulicy Legnickiej. zdjęcia: Janusz Wójtowicz


Sami zbudowali skate park na Biskupinie i napisali zasady, jak z niego korzystać. Teraz planują uczyć zdrowego rozsądku dzieci na całym Dolnym Śląsku. Razem z policją będą promować modę na ochraniacze.


Michał Koziołek i jego grupa rowerowa Street Headache nie próżnują. Razem z drugą grupą Bike-Deska-Snowboard mają kolejny pomysł. Zamierzają zmienić nastawienie najmłodszych do jazdy w kasku. – Chcemy, by stało się to modą, żeby gimnazjaliści, którzy dopiero zaczną jeździć, kojarzyli rower, deskę i rolki z kaskiem – tłumaczy Michał.

Spoko policja
Chłopcy już dogadali się z policjantami. Ma im pomóc między innymi zespół prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu.
– Chcemy pokazać dzieciakom, że policjant też człowiek i może być w porządku – wyjaśnia Jarek Wojcieszek z Bike-Deska-Snowboard. – Pomożemy też policjantom dogadać się z młodymi ludźmi – zapewnia.
Program „Zajawka w kasku” ma polegać na tym, że chłopcy razem z policjantami będą odwiedzać szkoły. Wykład o konieczności korzystania z ochraniaczy będzie urozmaicony pokazami rowerowych i deskorolkowych akrobacji.
– Nie chcemy, żeby dzieciaki siedział i ziewały. Chcemy za to, by coś się na tych zajęciach z bezpiecznej jazdy działo – zapowiada Michał.
Akcja powinna ruszyć od kwietnia. Jej autorzy planują do wakacji zbadać, jak jest przyjmowana, by od września ruszyć pełną parą.
– Mamy nadzieję, że dzięki niej wiele młodych osób nie będzie siedziało przez całe życie przed komputerem albo nie sięgnie po kije bejsbolowe, żeby tłuc się na meczach – opowiada Wojcieszek.

Pieniądze i wsparcie
By zrealizować swój plan, potrzebują poparcia miast. Mają zamiar zwrócić się o pieniądze do prezydenta Wrocławia. Pomaga im w tym kardynał Henryk Gulbinowicz.
– Eminencja bardzo się ucieszył, że chcemy robić coś takiego. Obiecał nas wesprzeć. Na pewno pomoże. Pieniądze na skate park na Biskupinie też on załatwił – cieszy się Michał.
Nasza gazeta wesprze inicjatywy obu zespołów. Będziemy pisać o ich spotkaniach z młodzieżą i dowiemy się, czy dostali pieniądze od miasta. •
  
 
patrzac na ta fotke.... bedzie niezła gleba
  
 
Rower prowadzi człowieka

Ministerstwo Sprawiedliwości proponuje radykalne podniesienie wysokości mandatów i grzywien w ruchu drogowym. Maksymalny mandat ma wynosić 1000 zł (dotychczas 500), a grzywna 15 tys. (dotąd 5 tys.). Mało kto taką grzywnę zapłaci bo nie ma, a tysiąc złotowy mandat to również sprawa nierealna. Urzędnicy mają wszakże swój wymiar świata.


Lubią postraszyć, tylko nikt się nie zastanawia jak będzie z egzekwowaniem prawa. Niedawno podano, że pijanemu rowerzyście, który spowoduje katastrofę drogową, grozi 12 lat więzienia. Wymiar sprawiedliwości największe osiągnięcia notuje właśnie w wyłapywaniu rowerzystów. Jak rower prowadzi człowieka przez pole, to na pewno go zdemaskują.

Pijanych trzeba tępić, ale jak na razie mamy do czynienia nie z wyrokami, tylko pogróżkami. Kary zresztą są różne w zależności od miejsca gdzie nastąpiło zdarzenie. Kierowcy złapanemu po pijaku koło Nowego Sączą grozi rok więzienia, chociaż mało co nie przejechał policjanta. Natomiast kierowca w Warszawie, który ot tak sobie kręcił na bani „bączki” samochodem i nikogo nie przejechał – też grozi rok odsiadki.

Z wyrokami zaczyna być trochę tak jak z ubezpieczeniami komunikacyjnymi: najtaniej jest w województwie bielsko-podlaskim, a najdrożej w Warszawie. W Krakowie trzy lata straty prawa jazdy grozi za jazdę po pijaku... tyłem. Pewien pijany kierowca jechał właśnie tyłem i jak go zatrzymano, to tłumaczył policjantom, że nie może jechać przodem, bo nic nie widzi.

Ciekawy przypadek miał też miejsce na warszawskim Wawrze. Pijany młody człowiek po którego przyjechała policja podpalił radiowóz! Radiowóz spłonął, ale prokurator nie wnioskował zastosowania aresztu, bowiem podpalacz przyznał się do podpalenia, a nawet oświadczył, że jak wytrzeźwieje, to dobrowolnie podda się karze.

Nie chcielibyśmy wysnuwać zbyt pochopnych wniosków, ale wygląda na to, że polski wymiar sprawiedliwości jest tak skonstruowany, że najbardziej opłaca się spalić radiowóz i do tego się przyznać. W Polsce jak ktoś się przyzna, to prokurator jest tak zdziwiony, że go od razu wypuszcza.

Podniesienie wysokości mandatów niczego nie zmieni. Potrzebna jest konsekwencja i nieuchronność kary.
  
 
Rower własnej roboty

Kto ma dość bólu szyi dokuczającego po kilkugodzinnej jeździe popularnym "góralem", może przesiąść się na choppera. Dwóch białostoczan ma już plan na promocję tego rzadko spotykanego w Polsce roweru


Dwa lata temu Paweł Wnuszyński (26-latek, absolwent WSAP-u, pracuje w Samaszu przy konstrukcji kosiarek, robi kurs spawalniczy) oraz Łukasz Makulski (25 lat, obecnie zarabia w Stanach Zjednoczonych) oglądając programy na Discovery, zapalili się do budowy motoru.

- A że żadni z nas mechanicy, postanowiliśmy najpierw zbudować rower, przypominający słynnego Harleya Davidsona - opowiada Paweł. - Całe szczęście w garażu miałem dobrze wyposażony warsztat, części znaleźliśmy na złomie, a projekt roweru wymyśliliśmy sami. Najpierw ustaliliśmy, jaką chcemy mieć pozycję do siedzenia na rowerze. Potem to wszystko pomierzyliśmy, narysowaliśmy projekt i poskładaliśmy do kupy.

W ten sposób powstał wydłużony rower, na którym siedzi się tak nisko jak na krześle, a kierownicę trzyma na wysokości ramion. To rower typowo miejski, przystosowany do jazdy po asfalcie i równych drogach.

- Jest dużo wygodniejszy niż rower górski, bo można mieć wyprostowane plecy i w ten sposób nie boli kręgosłup ani szyja - zachwala Paweł, który jednak ma świadomość, że rower kiepsko sprawdza się w warunkach terenowych. - Mam kilka tras, którymi nim jeżdżę. A mogę nawet w kółko, bo sama jazda sprawia mi ogromną frajdę: pęd powietrza, wiatr we włosach. Zostawiam w tyle nawet "górale", bo chopper dużo szybciej się rozpędza.

Rower jak motor

Na jednym rowerze się jednak nie skończyło. W garażu Pawła powstał kolejny - dla drugiego z konstruktorów, potem trzeci - dla kolegi.

- Czwarty właśnie wysłałem w paczce dla Łukasza do Stanów Zjednoczonych, bo i tam chciał na czymś jeździć - mówi Paweł. - A nad piątym pracujemy już od roku.

Ten pojazd dopiero będzie robił wrażenie: długi na 2,5 metra, kierownica na wysokości półtora metra, koła typowo motorowe (grube na dziesięć centymetrów), wbudowane przerzutki, błotniki własnej roboty z włókna szklanego, wbudowane stereo (bo w słuchawkach trochę niebezpiecznie jeździć), elektroniczny licznik kilometrów i wyświetlacz biegów. Wiele części trzeba było sprowadzić z zagranicy. Paweł zaprezentuje go podczas kwietniowej Masy Krytycznej.

- Pierwszy chopper kosztował kilka złotych, nie licząc napojów chłodzących zużytych przy jego budowie. Najnowszy pochłonął już dwa tysiące. Śmieję się, że jest wart więcej niż mój samochód. Ale to już nie jest rzemiosło, to sztuka - tłumaczy Paweł, który chce zarazić innych swoją pasją.

Jak spopularyzować choppera

Dlatego powstała strona internetowa białostockich chopperowców. Na portalu www.SBCrowery.pl można znaleźć nie tylko galerię nietypowych rowerów, ale także praktyczne porady (ze zdjęciami), jak takie cudo zrobić. Projektanci myślą o uruchomieniu garażowej produkcji ram do chopperów i stworzeniu wypożyczalni oryginalnych rowerów.

- Chcemy rozpropagować tego typu konstrukcje, bo w Polsce mało o nich słychać, a naprawdę są bardzo wygodne, tylko trzeba się do nich przekonać - argumentuje Paweł. - Temu, kto polubi choppera, trudno będzie się przesiąść na zwykły rower. Dlaczego? Bo będzie miał wrażenie, że zaraz przeleci przez kierownicę.
  
 
Jak krawężnik został marzanną - rowerowe powitanie wiosny

Topili już niefunkcjonalny stojak, uciążliwy sygnalizator, kukłę złodzieja rowerów - tym razem marzanną został wysoki krawężnik. Cykliści powitali wczoraj wiosnę.



- Zawsze było nas około setki, dziś pogoda zniechęca, ale zobaczymy: może jeszcze dojadą - mówił Ryszard Rakower, szef Sekcji Rowerzystów Miejskich, czekając wczoraj na resztę pod pomnikiem pierwszego rowerzysty Poznania - Starego Marycha.

Na rowerowe powitanie wiosny dojechało w sumie ok. 50 cyklistów.

Halina z Minikowa, lat 75: - Zdobyłam mistrzostwo w kolarstwie górskim, poza tym uprawiam jeździectwo, kajakarstwo, pływanie... Od zeszłego roku zaczęłam się trochę oszczędzać i nie jeżdżę na długie rajdy. Ten rower złożyłam sama: rama radziecka, kierownica z mojego motoru Romet, bagażnik niemiecki, opony polskie, licznik nowy Shimano. Rower ma 40 lat, ale mam też taki zabytkowy, 80-letni.

Piotr Jasiniak, lat ok. 40: - Dla mnie nie ma "otwarcia sezonu", bo jeżdżę cały rok, codziennie do pracy, raz tylko, kiedy był mróz minus 20 stopni, to zrezygnowałem. Mój rower to polski Orkan, kupiony jeszcze w komisie za komuny, ale poza ramą i kierownicą wszystko prawie w nim wymieniłem, nie czyszczę go specjalnie i cieszę się, że jest brzydki, bo takiego nikt nie ukradnie.

- Mamy 1750 km przejechanych. To mało... Mamy fajne rowery? Wcale nie... Nie są za fajne, ale na lepsze nie ma na razie funduszy - mówili 13-latkowie Łukasz Gembarzewski i Dawid Banaś.

Nie dojechali natomiast prezydent i wojewoda, których oczekiwano, była radna Janina Nowowiejska - na rowerze. Na obecności włodarzy miasta Sekcji Rowerzystów Miejskich zależało, bo akcję powitanie wiosny, którą organizują od 1993 r., wykorzystują jako okazję do wskazania problemów rowerzystów w Poznaniu. Co roku topią jakąś swoją zmorę.

- Gdzie jest marzanna? Tutaj! To wysoki krawężnik - Ryszard Rakower przedstawił zbitą z desek makietę krawężnika z kawałkiem drogi rowerowej. - Symbolizuje zły stan techniczny wielu poznańskich dróg rowerowych. Ścieżek w Poznaniu co roku przybywa, ale nie przyznaje się środków na ich remonty i po niektórych nie da się jeździć. Konieczne jest też obniżenie wysokich krawężników, bo zagrażają bezpieczeństwu - wymieniali problemy.

Spod Starego Marycha uczestnicy pojechali na most św. Rocha i utopili marzannę w Warcie - a potem ekologicznie wyłowili.

A co właściwie z tą wiosną? - Chcielibyśmy coś lepszego - mówi Ryszard Śliwiński, dyżurny synoptyk z Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej w Poznaniu o prognozach pogody na najbliższy tydzień. - Temperatury w ciągu dnia wyniosą od 5 do 8 st. C, a w nocy będą w okolicach zera, a nawet lekko ujemne, poza tym umiarkowane zachmurzenie i niewielkie opady deszczu - zapowiada. Tak będzie też w środę, pierwszego dnia wiosny. - Dopiero w piątek, sobotę ociepli się trochę, do 10-12 st. C - pociesza trochę synoptyk.
  
 
Przed sezonem

Choć za oknem pogoda zmienna, czego można się spodziewać w marcu, wszak przysłowie, że w marcu, jak w garncu nie powstało przypadkiem, warto już poczynić pierwsze przygotowania do wycieczek rowerowych. Zaawansowani "bikerzy" nie będą mieli problemów z przygotowaniem, zarówno siebie, jak i swoich jednośladów, ale niedoświadczeni powinni zapoznać się z tym króciutkim tekstem.

Każdy rowerzysta dobrze wie, że nie można, a raczej nie powinno się, wsiąść na rower po dłuższej przerwie i jechać w dłuższą trasę. Warto poświęcić kilka minut żeby zaplanować swoją wyprawę i zastanowić się którędy chcemy jechać, co powinniśmy ze sobą zabrać i przede wszystkim czy mamy sprawny sprzęt.

Przed wyjazdem na wycieczkę, bez względu na planowaną długość trasy, i to nie tylko po zimowej przerwie, należy sprawdzić Stan ogumienia, czy nie uchodzi powietrze oraz ilośc powietrza. Każdy producent podaje na oponach ciśnienie, jakie jest odpowiednie dla danej opony, generalnie jednak jeśli chcemy jeździć w terenie miejskim lepiej napompować opony trochę mocniej. Gdy natomiast wybieramy się na przejażdżkę w lesie, opony można napompować nieco mniej, wtedy nie będą się zapadały.

Warto również sprawdzić czy nie mamy luzów na piastach, a gdy takowe wystąpią należy udać się do serwisu rowerowego. Najłatwiej sprawdzić luzy ruszając energicznie kołem, gdy nie ma żadnych dodatkowych ruchów wtedy wszystko powinno być w porządku. Podobnie rzecz się ma z luzami w suporcie. Tam również im mniej zbędnych ruchów, a najlepiej wcale, tym lepiej. Te luzy, a w zasadzie ich brak, sprawdzić możemy energicznie ruszając korbą (część wewnątrz ramy, do której przymocowane są pedały).

Kolejną czynnością powinno być przejrzenie łańcucha i zębatek. Zabrudzony łańcuch należy wyczyścić szmatką nasączoną benzyną, a następnie nasmarować specjalną pastą lub zwykłym smarem.

Warto również sprawdzić przerzutki, gdyż często po przestojach w jeździe "lubią" się rozregulowywać. W przypadku, gdy łańcuch nie chce wskoczyć na zębatkę po zmianie biegu na wyższy należy nieco skrócić linkę, w odmiennej sytuacji (po redukcji biegu łańcuch nie zeskakuje na niższą zębatkę) linkę należy wydłużyć. Wyregulować należy również maksymalne wychylenie przerzutki, gdy łańcuch przy zmianach biegu całkowicie spada z wielotrybu.

Przyjrzeć trzeba się także hamulcom i klockom hamulcowym. Jeśli klocki są nadmiernie zużyte może to grozić uszkodzeniem felgi. Jeśli hamulce zaczynają słabiej hamować, należy również, jak w przypadku przerzutek, skrócić długość linki, co wpłynie na szybsze i pewniejsze działanie naszych hamulców.

Jednak wyjazd na rowerową wyprawę nie może ograniczyć się tylko i wyłącznie do przeglądu sprzętu. Przygotować trzeba również osprzęt rowerowy, a więc kask i lampy. Trzeba również zaopatrzyć się przed wyjazdem z zapas napojów na trasę i nie zapominać, by często podczas drogi z nich korzystać. Ostatnim krokiem powinno być sprawdzenie prognozy pogody, by przygotować się na wszelkie zapowiedziane niespodzianki. Niespodziewane zdarzenia niestety mają to do siebie, że zdarzają się... niespodziewanie.

Pomimo wszystko zachęcam do wyjęcia swoich rowerów i już dzisiaj zadbania o przedsezonowy przegląd, o ile ktoś, jak ja, nie uczynił tego już kilka tygodni temu.


Marek Wójcik
  
 
Wiosenna wojna na drogach

Na pomorskich drogach i ulicach wiosna. Dowód? Wzrost liczby wypadków z udziałem rowerzystów i pieszych. Policja apeluje o rozwagę.
Weekendowe dramaty na drodze zaczęły się w Wejherowie - od rowerzystki, która zderzyła się z autem osobowym. Do wypadku doszło w piątek pod wieczór na ul. Przemysłowej. Jest tam ścieżka rowerowa biegnąca równolegle do jezdni. Fiat punto jechał ulicą, rowerzystka - ścieżką, ale gwałtownie zjechała na jezdnię widząc, że sygnalizator daje zielone światło. Nie upewniła się, czy manewr jest bezpieczny i trafiła w bok jadącego równo z nią fiata. Trafiła do wejherowskiego szpitala z urazem barku.

- Trochę przygrzało słońce, ludzie poczuli wiosenny luz, ale na drodze może to mieć opłakane skutki - przestrzega aspirant Bogdan Bąkowski, oficer dyżurny Komendy Powiatowej Policji w Wejherowie. - Apeluję o rozwagę.

W sobotę w Gdańsku doszło do dwóch podobnych wypadków. Tuż po godz. 13. auto marki Toyota potrąciło rowerzystę na ul. Pawiej. Poszkodowany trafił do szpitala. Przed godz. 17 na skrzyżowaniu Okopowej i Toruńskiej samochód Citroën potrącił mężczyznę jadącego na rowerze przez przejście dla pieszych. Rowerzysta był pod wpływem alkoholu. Rannego odwieziono do szpitala.

- Zima była wyjątkowo łagodna, więc na pewno nie chodzi o to, że kierowcy samochodów odwykli od obecności rowerów czy motorów - komentuje podinspektor Janusz Staniszewski, szef "drogówki" w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Gdańsku. - Ale pogoda jest coraz lepsza, więc jednośladów coraz więcej i trzeba uważać.

Według Staniszewskiego, szczególnie niebezpieczne są dla kierowców spotkania z rowerzystami, do których dochodzi na tzw. zebrach.

- Kierowcy przyzwyczajeni są do tego, że na przejściu dla pieszych rowerzysta nie ma prawa jechać, lecz musi zsiąść i przeprowadzić rower - mówi Staniszewski. - I tu pojawia się problem, bo jest coraz więcej przejść, obok których biegną ścieżki rowerowe. I w takiej sytuacji rowerzysta ma prawo przejechać na drugą stronę ulicy. Kierowca samochodu musi być przygotowany na takie sytuacje. Tego typu przejść szczególnie dużo jest we Wrzeszczu.

W ten weekend nie brakowało też wypadków z udziałem pieszych. 4-letni chłopczyk w sobotę wyszedł na ulicę bez opieki w Lublewku, gm. Choczewko. Został potrącony przez volkswagena golfa i z obrażeniami trafił do wejherowskiego szpitala. W Gdyni na skrzyżowaniu Chylońskiej z Pucką volkswagen polo potrącił 74-letniego mężczyznę, który doznał złamania nogi. W Wejherowie kobieta kierująca volkswagenem nie zachowała ostrożności i potrąciła pieszą - skończyło się na urazach rąk i nóg.
  
 
Meksykańscy urzędnicy na rowerach
Urzędnicy na rowery – takie zarządzenie wydał burmistrz Mexico City. Urzędnicy mają pedałować do pracy przez cały miesiąc, aby udowodnić innym, że samochód wcale nie jest taki niezbędny.

Ci, którzy nie mogą wsiąść na rower ze względów zdrowotnych lub dlatego, że mieszkają zbyt daleko od miejsca pracy, będą mogli korzystać z publicznego transportu.

Mexico City jest jednym z najbardziej zatłoczonych i zanieczyszczonych miast świata. Codziennie na jego ulice wyjeżdża ponad 4 miliony samochodów.
  
 
Uwaga na cyklistów

Wraz z początkiem wiosny rozpoczął się sezon „rowerowy” i na ulicach pojawiły się bicykle i motorowery. Z uwagi na dużą liczbę wypadków z udziałem ich użytkowników warto zapoznać się z podstawowymi zasadami bezpieczeństwa i przypomnieć sobie część przepisów. Często bowiem ich znajomość oraz odrobina wyobraźni wystarczą by nie dopuścić do niebezpiecznych sytuacji na drodze.


Cyklista, nazywany też (mało elegancko) rowerzystą, zaliczany jest do grupy tzw. niechronionych uczestników ruchu. Nie jest osłonięty blachą, nie jest zabezpieczony strefami kontrolowanego zgniotu, pasami, poduszkami, kurtynami i innymi urządzeniami chroniącymi kierujących samochodami. Kolizja pojazdu samochodowego i rowerzysty zawsze skończy się gorzej dla tego drugiego.

W 2006 roku w wypadkach drogowych z udziałem „rowerzystów" zginęło w Polsce 556 osób, w tym 509 użytkowników rowerów i 57 użytkowników motorowerów. 6 501 osób odniosło rany (5 350 jadących rowerami i 1 151 poruszających się motorowerami). Wypadki, w których obrażeń doznają użytkownicy jednośladów powodowane są przez kierujących samochodami, ale również i przez samych miłośników dwóch kółek. Z ogólnej liczby zabitych w wypadkach drogowych 10,8% stanowią użytkownicy rowerów i motorowerów, natomiast 6,2% ogólnej liczby ofiar śmiertelnych stanowią ofiary wypadków spowodowanych przez użytkowników wspomnianych jednośladów.

Uwagi do kierowców:
• Cyklista jest równoprawnym użytkownikiem drogi.
• Zbyt bliskie przejeżdżanie obok roweru może spowodować zachwianie jego równowagi i w konsekwencji wypadek, zwłaszcza gdy różnica w prędkości wynosi kilkadziesiąt kilometrów – wtedy najlepiej wymijać rower zachowując kilkumetrowy dystans.
• Jadąc w nocy należy pamiętać, że nie wszyscy cykliści „dorośli" do stosowania oświetlenia.
• Cyklista znajdujący się na przejeździe dla rowerów ma pierwszeństwo przed kierującym pojazdem.
• Bez względu na to z czyjej winy jest wypadek, w kolizji z naszym samochodem obrażeń ciała zawsze dozna cyklista. Trzeba pamiętać, że obraz jego cierpienia lub śmierci na zawsze pozostanie w naszej świadomości.

Uwagi do cyklistów:
• Na przejściu dla pieszych kierowca spodziewa się obiektu poruszającego się z prędkością pieszego. Wjeżdżając na rowerze na przejście dla pieszych nie tylko łamiemy przepisy, ale narażamy się na to, że kierowca nas w porę nie zauważy, co może prowadzić do kolizji.
• Oświetlenie, to nie tylko obowiązkowe wyposażenie roweru, ale także szansa, że zostaniemy dostrzeżeni przez kierowcę odpowiednio wcześnie, a nie wtedy, gdy jest już za późno.
• Nie należy bezgranicznie wierzyć w posiadanie pierwszeństwa przejazdu. Lepiej zachować rozwagę przy przejeżdżaniu przez przejazd dla rowerów niż narazić się na obrażenia ciała w kontakcie z pojazdem.
• Cyklista może korzystać z pobocza lub jezdni tylko w razie braku drogi dla rowerów lub rowerów i pieszych.
• Kask, mimo że nie jest obowiązkowy, znacznie zmniejsza prawdopodobieństwo urazu podczas kolizji lub upadku z roweru. Myśleć trzeba przed zdarzeniem. Później już może nie być czym.
• Czasem warto, a nawet trzeba zrezygnować z jazdy rowerem. Jeśli nie musisz nie ryzykuj jazdy po bardzo ruchliwej jezdni, nie wsiadaj także na rower podczas złej widoczności – w czasie mgły, deszczu czy o zmierzchu na źle oświetlonej drodze. W takich warunkach łatwo o wypadek. Lepiej przejść kawałek drogi pieszo prowadząc rower lub wybrać inną drogę, nawet jeśli jest dłuższa.

Ponadto każdy użytkownik roweru powinien pamiętać, że:
• Jadąc drogą przeznaczoną dla rowerzystów i pieszych jest obowiązany zachować szczególną ostrożność i ustępować miejsca pieszym.
• Korzystanie z chodnika lub drogi dla pieszych przez kierującego rowerem jest dozwolone wyjątkowo, gdy: opiekuje się on osobą w wieku do 10 lat kierującą rowerem lub szerokość chodnika wzdłuż drogi, po której ruch pojazdów dozwolony jest z prędkością większą niż 50 km/h, wynosi co najmniej 2 metry i brak jest wydzielonej drogi dla rowerów.
• Kierujący rowerem korzystając z chodnika albo drogi dla pieszych jest obowiązany jechać powoli, zachować szczególną ostrożność i ustępować miejsca pieszym.
• Przewozić pasażera na specjalnym siodełku oraz kierować rowerem wieloosobowym może tylko osoba, która ukończyła 17 lat.
• Kierujący rowerem może jechać lewą stroną jezdni, jeśli opiekuje się on osobą kierującą rowerem w wieku do lat 10 oraz pod warunkiem zajmowania miejsca jak najbliżej jej krawędzi i ustępowania miejsca nadjeżdżającym pojazdom.
• Kierującemu rowerem lub motorowerem zabrania się: jazdy po jezdni obok innego uczestnika ruchu, czepiania się pojazdów oraz jazdy bez trzymania co najmniej jednej ręki na kierownicy oraz nóg na pedałach lub podnóżkach.

Pamiętajmy, że nawet najmniejsza kolizja prowadzi do znacznie większej straty czasu niż zachowanie ostrożności w pobliżu osób poruszających się rowerem. Ewentualnej kolizji zawsze towarzyszy także stres, a później likwidacja szkody. Poza tym przesądzenie o czyjejś winie nie musi być dla policji czy sądu tak oczywiste, jak może się nam to wydawać.

(zip), KGP

  
 
suszi.. daj motorowe noo
  
 
będą
  
 
Harley-Davidson - Consumer Superbrand 2007 W Polsce



Legendarna, kultowa na całym świecie marka Harley-Davidson została uznana w polskiej edycji konkursu Superbrands za Consumer Superbrand 2007. Według The Superbrands Ltd., organizatora konkursu, „Superbrand – to marka, która osiągnęła najlepszą reputację w swojej dziedzinie. Oferuje konsumentom znaczące emocjonalne bądź fizyczne korzyści, których konsumenci pragną i które rozpoznają. Korzyści te stanowią o jej przewadze nad markami konkurencyjnymi.”

Harley-Davidson od ponad 100 lat jednoczy miłośników jazdy na motocyklu nie pozwalając tym, którzy raz zaznali jazdy na Harleyu, przesiąść się na inne maszyny. Klasyczna stylistyka, charakter silnika i wydechu powodujące rozpoznawalny dźwięk, wygoda podczas jazdy i łagodne prowadzenie oraz ergonomia powodują, że Harley-Davidson to jedyna marka na świecie, z którą jej wielbiciele wiążą się na całe życie tatuując na własnym ciele wzory identyfikujące ich ze stylem życia według Harley-Davidson. To także jedyna marka z branży motoryzacyjnej wyróżniona w Superbrands Polska.

Niepowtarzalny charakter Harley-Davidson tworzą przede wszystkim społeczności wiernych motocyklistów kultywujące symbol wolności, przygody i niepokornego stylu życia, którzy jednoczą się w kluby i stowarzyszenia, by każdego dnia budować i rozwijać tę legendę podczas wspólnej jazdy.

Na całym świecie wyróżnienia wręczane w ramach projektów organizowanych pod patronatem organizacji Superbrands, traktowane są jako dowody świadczące o wyjątkowej sile i rozpoznawalności nagrodzonych marek.

W ciągu ostatniego półtora roku obserwujemy znaczący wzrost zainteresowania motocyklami Harley-Davidson w Polsce. Marka jest od dawna bardzo popularna wśród polskich miłośników legendy. W pierwszym kwartale roku 2007 notujemy znaczący wzrost sprzedaży nowych motocykli w porównaniu z rokiem obiegłym, związany m.in. z ich dostępnością, z możliwością sprawdzenia wymarzonego modelu podczas jazd testowych oraz, co dla wielu jest dużym zaskoczeniem, atrakcyjną ceną. Własnego Harley’a można mieć już za jedyne 399 pln miesięcznie. Wyróżnienie Consumer Superbrand 2007 jest dowodem na wyjątkowy charakter i pozycję Harley-Davidson w Polsce. Cieszymy się z niego i będziemy w dalszym ciągu starać się wzmacniać pozycję H-D na naszym rynku – mówi Piotr Kaluba, Central & Eastern Europe Manager, Harley-Davidson Europe Ltd.

W Polsce można sprawdzić ten kultowy motocykl podczas jazd testowych dostępnych w autoryzowanych salonach dealerskich Harley-Davidson: „Appaloosa” we Wrocławiu, „Arrow” w Katowicach, „Liberator” w Warszawie, „V-Force” w Poznaniu i „Zdanowicz” w Gdańsku.
  
 
Siądź na rower

Ciepłe słoneczne promienie i lekki wiaterek zachęcają do przebywania na świeżym powietrzu. Dziś zabieramy was na rowerową wycieczkę.


Zanim wybierzemy się na pierwszą rowerową wycieczkę, powinniśmy się do niej należycie przygotować.

Radzi ekspert
O co należy zadbać i czym pamiętać zapytałem Lecha Pawłowskiego, który niemal całe swoje czterdziestoletnie życie spędził na rowerze.
- Przede wszystkim musimy - mówi nasz specjalista - poddać szczegółowej analizie trzy aspekty. Pierwszym jest stan techniczny roweru, drugim przygotowanie odpowiedniego ubioru, a trzecim dokonanie oceny własnych możliwości fizycznych.

Jaki sprzęt?
Oględzin roweru dokonujemy pod kątem naszego bezpieczeństwa. Sprawdzamy zatem i ustawiamy hamulce. Jeżeli felgi naszych kół są poplamione jakimiś tłustymi substancjami, czyścimy je dokładnie.

Następnie przyglądamy się ogumieniu. Łyse opony są niedopuszczalne. Tu radzimy napompować mocno koła i pozostawić na je na dwa, trzy dni. W ten sposób dowiemy się czy nasze ogumienie jest szczelne, a podczas wycieczki będziemy mieli pewność, że z naszych ogumieniem jest wszystko w porządku.

Kierownica
Kolejną czynnością jaką musimy wykonać jest sprawdzenie luzy w kierownicy. Niezbędną czynnością przed pierwszym wiosennym wyjazdem jest wyregulowanie przerzutek.

- Włączamy je kolejno, od największej do najmniejszej. Dobrze jest także je czymś posmarować. Ja stosuję popularny środek smarowniczy WD 40 - mówi Lech Pawłowski.

Przy okazji oceniamy stan łańcucha i także go smarujemy.
- Bez trzech kluczy imbusowych nie wyruszam w żadną trasę - przestrzega nasz ekspert. - Należy zaopatrzyć się w klucze o numerach 4, 5 i 6. Nimi możemy niemal dosłownie rozebrać cały rower, a w torbie zajmują niewiele miejsca. Oczywiście zabieram z sobą także zapasowa dętkę.

reklama

Co ubrać?


Gdy nasz rower pod względem technicznym nadaje się do wyjazdu, przygotowujemy do niego nasz ubiór.

- Podstawą ubioru jest kask. Najlepiej włożyć pod niego czapeczkę, która zakryje uszy. Warunki pogodowe za miastem są zawsze trudniejsze niż w mieście. Jest chłodniej i bardziej wietrznie - przestrzega pan Lech. Dlatego dobrze jest też mieć rękawiczki, okulary i kamizelkę. Kamizelka pełni podwójną rolę. Umieszczone w niej odblaski dają nam po zmroku poczucie większego bezpieczeństwo, a materiał z którego jest wykonana stanowi znakomitą ochronę przed wiatrem.

W trasę
Na wycieczkę dobrze jest zabrać z sobą jakiś baton, napój i trochę pieniędzy. Jeżeli w podróż wybieramy się po południu, powinniśmy pamiętać o oświetleniu. Czasami możemy mieć pecha i na przykład złapiemy "kapcia”. Wówczas czas podróży wydłuży się i powinniśmy być przygotowani na taką ewentualność.
Dobrze jest także poinformować kogoś bliskiego o tym, że wybieramy się na godzinną przejażdżkę rowerem.
Ostatnim elementem wymagającym naszej oceny jesteśmy my sami. Zanim zdecydujemy się na forsowną jazdę powinniśmy swój organizm do niej przygotować.

  
 
Jesteś miłośnikiem najmocniejszych klasyków sprzed 30 lat, ale nie chcesz mieć tak starego motocykla? Kup Suzuki GSX 1200, poczujesz ten sam klimat i jeszcze dreszcz emocji.

Można zapytać, dlaczego w 1999 r. pojawił się w ofercie firmy z Hamamatsu taki właśnie jednoślad? Wszak był tam już GSF 1200 Bandit, udany "big bike", o tej samej pojemności skokowej (ten sam silnik) i podobnym charakterze (naked - bike). Można sądzić, że Suzuki zdecydowało się zadowolić wszystkich tych, dla których zbyt mało było w nim neoklasycyzmu. Miłośnicy niepowtarzalnych kształtów motocykli z lat 70. ubiegłego wieku mogli być tym krokiem naprawdę usatysfakcjonowani.

W GSX 1200 znaleźli to, czego brakowało Banditowi - pękaty zbiornik paliwa, niemal dotykający dolnymi krawędziami głowicy silnika, małe pokrywy boczne, wtłoczone między rury ramy, dwa elementy resorująco - tłumiące z tyłu, niesamowitą prostotę formy, w której oko za każdym razem wychwytuje tylko kilka zasadniczych detali. I jeszcze jedno - przydomek Inazuma, w polskim tłumaczeniu "Błyskawica". To górnolotne porównanie do burzowego błysku nawiązywało do specyfiki konstrukcyjnej motocykla, sprzyjającej przyśpieszeniom. Silnik, ten sam co w GSF 1200 Bandit (wywodzący się ze sportowego GSX-R 1100), wyposażono w gaźniki o mniejszej średnicy przelotu (32 zamiast 36 mm). Do zmienionych parametrów układu zasilania dostosowano układ wydechowy. W efekcie tych działań podniesiono dość znacznie moment obrotowy (z 91 do 98 Nm). Poprawiła się dynamika jednostki napędowej w zakresie niskich i średnich obrotów, wzrosła jej elastyczność. A ponieważ zwiększono jednocześnie wartość końcowego przełożenia w układzie napędowym, GSX 1200 przyspieszał niczym najlepsze, sportowe bolidy. Osiągał setkę w zaledwie 2,8 s, Bandit 1200 miał w tej samej kategorii czas gorszy o 0,6 s. W przyspieszeniu od 60 do 140 km/h - różnica była nieco mniejsza - 0,2 s.

Podwoziowy pewniak

Przeznaczeniem GSX 1200 nie była i nie jest z pewnością szybka jazda po szosie. Odkryta sylwetka kierowcy i "krótkie" przełożenie końcowe nie sprzyja także gonitwom po trasach szybkiego ruchu czy autostradach, chociaż w tak zwanej "leżącej" pozycji można osiągnąć ponad 220 km/h! Frajda z jazdy mocniej przypisana jest jednak wąskim, krętym drogom i ulicom miejskich aglomeracji. Chodzi o to, by znaleźć jak najwięcej miejsc do wystartowania z niskiego biegu i wykorzystania niesamowitej dynamiki na kolejnych przełożeniach. Ku uciesze prowadzącego.

Dynamiczną jazdę ułatwia duża zwrotność GSX 1200 i stosunkowo nisko umieszczone siedzisko. Nie bez znaczenia jest także precyzyjna praca mechanizmu zmiany biegów i wzorowa stabilność podwozia. Wielu użytkowników ma jedynie pewne zastrzeżenia do przedniego zawieszenia. Widelec teleskopowy jest zestrojony nieco za miękko, wykazuje tendencję do dobijania na nierównościach. Niektórzy decydują się na wstawienie do widelca sprężyn o progresywnej charakterystyce. Wówczas praca podwozia niemal zbliża się do ideału.

W każdej chwili spory temperament maszyny można powstrzymać hamulcami o imponującej średnicy tarcz (310 mm), działającymi skutecznie i równomiernie. Stałe zaciski hamulcowe świetnie się sprawdzają. Zarówno kierowca, jak i pasażer mają sporo miejsca na obszernej kanapie, jednak komfort jazdy obniżają zbyt wysoko montowane podnóżki. Nogi muszą być mocno podkurczone, co jest szczególnie uciążliwe dla wysokich osób. Z wad trzeba wymienić jeszcze niską ładowność, pod tym względem Bandit 1200 wypada znacznie korzystniej. Z zalet - centralną podstawkę, ułatwiającą obsługę łańcucha napędowego.

Trwały i niedrogi

Konstrukcja GSX 1200 pozbawiona jest typowych wad, które zmuszałyby do wizyt w warsztatach. Czterocylindrowy, chłodzony powietrzem i olejem zespół napędowy dowiódł swej niezawodności w innych modelach. Co prawda w pierwszych rocznikach GSF 1200 pojawiały się kłopoty z niektórymi kołami zębatymi skrzyni biegów, ale w GSX 1200 zupełnie nie było o nich słychać. Bezawaryjna praca podzespołów to podstawa niskich kosztów eksploatacji. Ale ważne są również wymagania serwisowe. A te nie są wygórowane. Olej trzeba wymieniać często (co 6000 km), ale regulację zaworów i synchronizację gaźników wystarczy przeprowadzać co 12 000 km, a wymianę filtra powietrza co 18 000 km. Płyny w instalacji hamulcowej i sprzęgłowej trzeba wymieniać co 2 lata. Cały układ wydechowy wykonano ze stali wysokogatunkowej, więc korozja rur wydechowych czy tłumika nie stanowi problemu.

Motocykl jest jednak stosunkowo paliwożerny. Zazwyczaj zadowala się siedmioma litrami benzyny na dystansie 100 km, ale oczywiście sporo zależy tutaj o sposobu eksploatacji. Ze stylem jazdy wiąże się też kondycja wielu elementów. Nieskrępowane wykorzystywanie dynamiki silnika prowadzi do szybkiego zużycia tarcz i klocków hamulcowych (zwłaszcza z przodu), tarcz sprzęgła, łańcucha napędowego oraz ogumienia. Te punkty trzeba koniecznie sprawdzić podczas oględzin pojazdu. Dodatkowo należy zdiagnozować stan łożysk główki ramy i wahacza oraz szczelność magistrali olejowej w silniku (możliwość wycieków).

W GSX 1200 warto sprawdzić jeszcze stan powłoki lakierniczej na zbiorniku paliwa i obudowie za kanapą. Mocowanie bagażu w tych miejscach, podczas weekendowych czy urlopowych wojaży, prowadzi często do zniszczenia lakieru, a nawet do korozji.

To dobra propozycja

Suzuki GSX 1200 to z pewnością dobra propozycja na miłośników neoklasycznych konstrukcji. Zwłaszcza dla tych, którzy nostalgiczny charakter i przyspieszenia cenią bardziej niż techniczne nowinki i oszałamiające prędkości. Nie do pogardzenia są tutaj takie cechy jak żywotność zespołu napędowego i jego wyjątkowo spokojna praca, wysoka niezawodność, niesamowita wręcz elastyczność silnika, pewność prowadzenia czy prostota konstrukcyjna, zapewniająca niskie koszty eksploatacji. Choćby dlatego warto poszukać GSX 1200, bo z pewnością nie znajdziemy tego modelu w pierwszym lepszym komisie. Daleko mu do popularności Bandita 1200, chociaż sprzedawany był niemal w tej samej cenie. W oficjalnej, europejskiej ofercie rynkowej firmy Suzuki utrzymywany był zaledwie dwa lata. I chociaż może to przysporzyć problemów, warto zainteresować się właśnie tym motocyklem. Choćby po to, by mieć coś innego i móc cieszyć się oryginalnością swojego jednośladu.
  
 
Szalony pomysł Szwajcarów, czyli 550 km/h za 7,5 miliona złotych!



Samochód, samolot, czy motocykl? Nie jesteśmy pewni, ale wiadomo, że ten szalony wehikuł nazywa się Acabion GTBO i jest swoistym mixem szwajcarskiej i brytyjskiej technologii, włoskiego designu oraz komponentów z amerykańskiego dragstera. Pod tym wszystkim podpisuje się Dr Peter Maskus - genialny szwajcarski inżynier.

Pod ultralekką opływową kapsułą wykonaną z karbonu i włókien szklanych znajduje się silnik 1,3 litra z motocykla Suzuki Hayabusa, dodatkowo wyposażony w turbosprężarkę. Komponenty zawieszenia i układu jezdnego pochodzą zaś od amerykańskich konstruktorów Hot Rodów.
Wehikuł Petera Maskusa dysponuje, w zależności od życzeń klienta, mocą 550 lub 700 KM i jest w stanie osiągnąć zawrotną prędkość 600 km/h, którą ograniczono do 550 km/h ze względu na szwajcarskie przepisy w ruchu lądowym!

To nie koniec, bowiem Acabion GTBO jest hybrydą. Dwa małe elektryczne motory uaktywniają się podczas manewrowania, parkowania i jazdy z małymi prędkościami. Powyżej 70 km/h, kierowca tego monstrum musi skupić się na utrzymaniu kierunku jazdy choćby dlatego, że Acabion waży zaledwie 370 kilogramów. W związku z tym stosunek mocy do masy wynosi okrągłe 1500 KM na tonę! Nic dziwnego, że przyspieszenie od 200 do 300 km/h trwa mniej niż pięć sekund. Przy tych osiągach dwuosobowy Acabion imponuje symbolicznym wręcz zużyciem paliwa nie przekraczającym trzech litrów na 100 km (oczywiście przy jeździe z dozwolonymi prędkościami).
Szwajcarski konstruktor chce zbudować 26 sztuk tego pojazdu. Pierwsze trzy egzemplarze już powstają. Produkcja zakończy się w 2011 roku. I jeszcze cena - ponad 1 260 000 funtów czyli około 7,5 miliona złotych! Są jacyś chętni?
Autor: PM
Źródło: Acabion
  
 
GSX1200..esh...oj suszi suszi... rozmarzasz mnie!!