Jak zaczęła sie Wasza przygoda z fiatem?? - Strona 2

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Hahahahahhahahaha dobre
  
 
zeby sie wam nie nudzilo....albo wrecz przeciwnie...ja opowiem wam moja historie...moze was wzruszy. otoz...jak bylem o taki maly ojciec kupil sobie swoja pierwsza fure...fiata 132 niebieskiego ale bylem taki maly ze wiem tylko jakiego byl koloru. jako ze ojciec jest milosnikiem motoryzacji [to po nim odziedziczylem milosc do wszystkiego z minimum 4 kolami] nie przepuscil okazji dokupienia za pozyczone zewszad pieniazki malarka wlocha oridzinal...i tak bujali sie rodzice...potem jakos rozstalismy sie ze 132 i doszedl 131 supermirafiori dieselek 2,4 bodajze...i to byl samochod ktorym pierwszy raz na kolanach ojca w lesie smigalem naciskajac gaz i skrecajac =D...niestety na jakis czas 131 poszedl w odstawke po owczesnym sprzedaniu malarka w slabym juz stanie i nadszedl czas scorpiaka 2,0 DOHC 92 automata...mirka stala i marniala =(...zostala sprzedana w koncu za 800 pln...ale...kiedy scorpiak zostal rozpier... [starszy dostal w dupe w trasie lbn-pionki city) trzebabylo kupic cos do jazdy...wybor padl na malarka bialego z 87 chyba za 1900...pojedzil nim troche potem kupil r25 2,8 i maluch okazjonalnie uzywany byl przez mame...kiedys za 6 z matmy w 6 klasie ojciec zabral mnie na plac manewrowy i kazal pojezdzic "puszczaj sprzeglo, dodawaj gazu...hamuj prawa noga" na tych slowach skonczyla sie nauka jazdy...chyba dobrze mi szlo =D no i malarek zostal skazany na wieczny 3 letni postoj z powodu kupna granady ktora posiadamy do dzis i ktora kocham rownie jak tego bialego malarka ktorego ojciec podarowal mi w wieku 14 lat do szkolenia sie w zakresie mechaniki i techniki jazdy...to ten ktorego foty widnieja w profilu, ktory mial 5 kilo szpachli na sobie bo od stania zezarla go ruda...to ten dzieki ktoremu pokochalem malucha i to ten dzieki ktoremu jestem tutaj...niestety 2 tygodnie temu cala buda poszla na zlom...zostaly mi bebechy...jego wnetrze...jego dusza...to moj pierwszy samochod!!! i to dzieki wam pokochalem tego wkurwiajacego czesto bolida...bo odkrylem jaki wspanialy to wynalazek...chcialbym miec znowu maluszka...moze kiedys...bo teraz chce sie zajac granada...sory ze przynudzilem ale ostrzegalem...pozdro!!!...jednak ciagle po glowie chodzi mi swapik 903 ccm...ogranicza mnie tylko kasa...w koncu jestem 17 letnim mlodzianem...=D
  
 
Jeśli mogę, to tera conieco ja powiem:
kiedyś ojciec zamienił Syrenę 105L na Kanciaka'78, którego wytargał w 86 roku ze stodoły od chłopa. auto stało tam 4 lata i miało 40 kkm. Poprzedni właściciel, brat 'chłopa' kupił auto w Peweksie , po czym za niedługo wyjechał z kraju.
a potem się u mnie się potoczyło, jak szukałem 'klasyka 68'. Resztę znajdziecie w dziale 'Opowieści', jak ściągałem f1800B z Pomorza do Krakowa na stronce: www.oldtimerfiat.club.prv.pl
  
 
a ja kupilem 125p bo to jedyny tani polski samochod posiadajacy jakotaki komfort jazdy i do ktorego czesci kosztuja tyle co nic, do tego nie trzeba zadnych wymyslnych narzedzi zeby go naprawiac i wystarczy ksiazka "naprawa samochodow fso125p " i wszytko jasne, ponadto jest to jedyny samochod z czasow PRL (oprocz syrenki 105L) ktorym bym chcial jezdzic

ale zeby nie bylo ze jestem maniakiem fiata, ja mam gdzies ta marke, poprostu lubie auta o takiej lini wiec rownie dobrze moglbym jezdzic bmw e21, albo wolga
  
 
hm... w rodzince zawsze bylo duzo "kapsli" i "kredensow".. moj pierwszy to DF '86 rok ktorego jak dostalem w swoje lapy zafundowalem mu pelna blacharke i lakier. byl zolty jak cc sporting i postawiony na kapciach 185/50R14 i zajebiscie sie nim jezdzilo. silnik seria, bylo audio Alpine'a z tubom basowom wloncznie jezdzilem nim jakies poltora roku do feralnego piatku 13go sierpnia 99 roku kiedy to mialem najpowazniejszego dzwona w swoim zyciu, przywalilem w drzewo tworzac pierwszego w historii kanta z silnikiem mocowanym pod katem 45st 2 zlamane zebra i wstrzas mozgu, poza tym luz..

potem byl malec '84 koloru "piaskowy nijaki", z kapliczka i na rozstawie 4x98, smigal na walku 385 glowicy -2 i innych smieciach jak sprezyna od zuka i amor nieugina jezdzilem nim troche w kjs'ach i na codzien. w koncu pekl blok, zatarl sie silnik... auto jakos stalo potem w sumie poszlo na zlom.. (zaluje az do dzis bo bude mialo lepsza niz fabryczne eleganty )

potem byl brak auta , by pojawil sie scorpio 2.4 audio/lpg tuning auto zabila dziura w drodze wielkosci kiosku ruchu.

potem byl maluch "kupowy " ktorego pewnie niektorzy znaja z pierwszych trzech czesci kryterium poligonu, kupa szpachli, rdzy i nic wiecej jednak jego czesci (wlasciwie pare czesci) przydaly sie do budowy zoltej padaki 1.1 ktora jezdze do dzis i nie mam zamiaru sie jej pozbywac..

uff ale sie rozpisalem
  
 
Cytat:
2004-12-12 19:12:53, ZoLt4R pisze:
2 zlamane zebra i wstrzas mozgu, poza tym luz..



masakra

a ja sobie kupilem 126bis zrobilem kapitalke silnika i normalnie wszystko gralo jak nalezy, a tu 440km od remontu 21 czerwca wpieprzylem sie pod dostawczaka, zlamalem sobie obojczyk, mialem dziure w lokciu i na glowie i na dodatek przez miesiac nic nie szlyszalem na prawe ucho bo jakis krwotok tam byl czy cos

lipa straszna
  
 
Ja tak samo jak P.G. mim pierwszym autem wracałem z porodówki i uczyłem sie jezdzić jak jeszce nie wystawałem poza kierownice. Kiedy dziadek a potem ojciec z niego wyrośli dostałem go w spadku, Był to włoch 1975 w polskiej zgniłej budzie. Zezłomowany w 2003 roku (wiele części z niego jeżdzi w autach z całej polski - niesmiertelny jak elvis). W 2003 roku kupiłem 5 letniego wówczes elx'a z którym meczę sie do dzisiaj.
  
 
Cytat:
2004-12-12 20:30:52, dooh pisze:
Był to włoch 1975 w polskiej zgniłej budzie



czyli ze jak 1,6 dohc i inne graty ze 125 wsadzone do budy 125p?
  
 
Cytat:
2004-12-12 23:00:05, Samael pisze:
czyli ze jak 1,6 dohc i inne graty ze 125 wsadzone do budy 125p?



Nie. To był kompletny włoch 600-tka w budzie 650 z 1986 roku. Oryginalna byda zgniła w parę lat ! Mowa o kaszlu.
  
 
wzruszyla mnei wasza historia ale moze inni jeszcze sie wypowiedza??...zapraszam ;] bo cos umarl watek...toki...best pomysl ...yyy...a my to prawie rowiesnicy =D...chyba
  
 
baa, ja '86 rocznik
starszy o 3 lata jestem od swojego bąkolota hehe
  
 
jak czleniu...moj bakolot to byl moj rowiesnik...87!!! piona!!
  
 
heheh
ok jak wszyscy to wszyscy ;]
ja swoim autem tez wracalem bodajrze 11 kwietnia A.D. 1988 z szpitala ;] mialem cale 3 dni ;]
dostalem go po dziadku dziadek niestety nie moze juz jezdzic fiacik jest z 1973 (klasyk - przejsciowka) dostalem go z jednym zastrzezeniem - uslyszalem od Taty ze bedzie to moj prezent na "18" - jesli chce - ale totalnie wyremontowany na klasyka :] aktxualnie posiadam juz wiekszosc blach i szkole sie w blacharce potem lakiernik, reszta i mam prezent auto kupil dzidek 30 wrzesnia 1973 roku - formalnie jestem potomkiem 1 wlasciciela jak zaczne nim jezdzic to bede przedstawicielem 3go pokolenia korzystajacego z Fiata ;] do mnie naleza kolejne kilometry - w momencie zakonczenia codziennego uzytkowania fiacik wjechal do garazu z przebiegiem 503411km
taty pierwszym autem byla syrena R20-mial ja okolo 1986 roku, kupiona po stluczce, wyremontowana i zaraz sprzedana z powodu dostania sie na studia... potem dlugo nic i w roku 1993 chyba kupil maluszka... rocznik 1980 - wg krzemowego egzemplarz z partii ktora przestala na placu fabryczym ponad poltora roku - pierwsza rejestracja w 1982 roku.... autko bylo super ;] na autobahnie (ta betonowka stara ) bujal sie do125km/h (650 byla) i z taka predkoscia mozna bylo jezdzic, rekord pobity byl za krakiem, w kierunku na zakopane zamknal kapliczke - ponad 140 - silnik seria ale wywalilo uszczelke pod glowica potem byl maluch '90 i omega A 2,3 TD - psulo sie scierwo i poszlo dalej, jej miejsce zajal kanciak kombi w kolorze salaty z pistacjowa tapicerka potem kanciak poszedl do ludzi(wczesniej jeszcze kupilismy pomaranczowa nyse 522) po sprzedaniu kanciaka tato kupil VW T3 z 81 roku - mamy do dzisiaj - kupiony w 1998 roku i rok pozniej dziadek zachorowal - wylew ;((( po roku stania tata wyciagnal dziadkowego fiata - byl to najgorszy jego okres ale przetrwal - naprawy "byle jezdzil" katowanie przez kolarzy z rowerami na dachu- 1300cc poszedl z rowerami 140 ... na szczescie przetrwal i po wyborach w 2002 ojca wzial sentyment -robimy fiata... stoi tak do dzis, a ja zbieram graty... w miedzyczasie kupilismy R19 i VW passata 2,0 KOMBI i pozbylismy sie malucha
  
 
Cytat:
2004-12-12 00:13:37, ulik87 pisze:
!...jednak ciagle po glowie chodzi mi swapik 903 ccm...ogranicza mnie tylko kasa...w koncu jestem 17 letnim mlodzianem...=D



jakos z nudow to przeczytalem
chopie zbliza ci sie 8-nastka
ja za kaske z osiemnastki kupilem sobie silnik 903
pozniej ostro pracowalem rozwozac pizze na skuterku i jakos uciupłałem w ciagu 1,5 roku na 903
dasz rade
w przyszlym roku bedzie kolejna runda zarabiania kaski na wiadomy cel niestety teraz zerowe dochody bo studia :/

a tak wracajac do tematu to moj swietej pamieci ojciec kupil za jakis talon wymarzonego malczaska w 78 roku i ja go odziedziczylem...
moze nie jest to najweselsza historia tego ze ja sie nim teraz opiekuje
ale staram sie aby byl zawsze na chodzie wiem ze on by tego chcial
mam zwiazene z tym autkiem wiele wspomnien z dziecinstwa
wiem tez ze nie dbam o malca tak jak jego pierwszy wlascicel, ale nie pozwole tej pamiatce zginac ..bo jeździ w nim bliska mi dusza
  
 
Ty Nazik...thx...na to nie wpadlem...tyle ze ja za bardzo nie ma m gdzie sie zaciagnac do pracy...bo mieszkam w 5 tysiecznej dziurze ;(...ale bedzie sie kombinowalo...teraz mysle o przerobce na 800tke...ale najpierw musze zakupic malarka =D...ciagnie mnie do tych grzmotow!!! a ta kna marginesie...watek umiera!!! tylko tyle wzruszajacych historii??!! =D pisac!!
  
 
U mnie zaczęłą sie tak tata miał dwa df ( jeden z biegami przy kierownicy) i 3 maluchy w 1992 r0ku sprowadził z niemiec fiata 127 mk2 Top rocznik 1979 wtedy miał przejechane około 150tyś na tamte czasy to była całkiem niezła maszyna welurowa podsufitówka szyby orginalnie zabarwiane na kolor złoty, lakier też złoty metalic yhm.............w 1993 roku miał wypadek........auto praktycznie nie miało dachu jednak tata kupił inną 127 i dach wyciął i wspawał do tej
dostała nowy lakier zielony metalik który widnieje do dzisiaj !! często jeździłem u taty na kolanach aż do momentu gdy miałem 9 lat tata powzolił mi samemu jechać po podwórku
w między czasie został napawany wałek rozrządu bo na starym jedna krzywka była okrągła który jeździ do dziś, w 2003 tata kupił alfe romeo 33 i 127 chciał sprzedać ale niestety nie udało mu sie to bo ja go namawiałem żeby ją zostawił tak wiec auto z przebiegiem 479 tyś mam ja, do osiemnastki mam 3 lata wiec zdąrzy sie ją wyremontować mam z górki, bo tata ma warsztat wiadomo po ulicy nie jeździe bo prawka brak to tyle

P.S auto ma przejechane 479 tyś i była robiona raz głowica wymiene pierścienie z zrobiony wałek rozrządu reszta to oryginał silnik przetrwał tyle bo nie był katowany i był regularnie zmieniany olej pasek rozrządu....................
  
 
pytanie tylko kiedy Ewa Drzyzga sie dopisze....
  
 
dejta najlepiej zamknij ten watek bo jest glupi a to nie drzyzga...to ktos inny prowadzil wzruszajace historie...moze ty sie nam zwierzysz? elita weszla na watek...czapki z glow ;]///ludzie piszcie...
  
 
Wątek jest OK!! Czas na mnie
Moja historia zaczęła się od rajdu AC Pokale (1998r) obecnie puchar PPZM. Rajd był w okolicy mojej babci i wybralismy sie na niego wspólnie z bratem, na rowerach. Wtedy własnie złapalismy obaj rajdowego bakcyla i pozostało to do dziś. Póki co, nie posiadaliśmy prawka więc czekaliśmy cały rok na kolejna runde. Jak mi stuknęła 17, zrobiłem prawko i wysłużonym poldkiem ojca jezdziliśmy kibicować innym, bo o własnym samochodzie nawet nie było mowy ($$). W wakacje 2002 mój brat wspólnie z kolegą postanowli uruchomic malucha mojego wujka, który stał 3 lata w garazu (wujek maił inne auto, a maluch miał iść w rozliczeniu przy kupnie nowego samochodu). No i chłopakom się udało. Silnik zapalił, zrobili hamulce i zaczęli upalać po wiosce (oni bez prawka, auto bez OC i przegladu) Jednak ich spółka szybko się skończyła, kolega sie wycofał, a samochód przejął brat. Na początku 2003r znalazłem prace, i zacząłem odkladac fundusze. W maju odkupiłem od brata samochód za 1200 zł. Ponieważ paraca szła dobrze, ruszył pełna para remont samochodu, blacharka, kubły, pasy, zawias itp. który trwał do końca roku. Rok 2004 to pierwsze starty w amatorkach i ciagle dozbrajanie sprzętu w miare skromnego budzetu, gdyz straciłem prace. Przez te 2 lata bardzo sie przywiązałem do mojego maluszka, mimo, że czesto zdarzaja sie jakieś usterki, a mechanik ze mnie sredni, nawet nie mysłe o sprzedaniu go.
  
 
No to ja tez sie dopisze.
Jakis czas temu zaczalem sobie dorabiac do studiow w restauracji. Szybko okazalo sie ze klienci zwykle robia wszystko zebym nie mial jak wrocic do domu (o 2 niewiele autobusow jezdzi).. Wymyslilem ze kupie sobie jakies male i tanie autko na dojazdy do pracy. Na celownik wzialem tylko klasyki bardzo mi sie spodobaly kapliczki i chromowane zdrezaki... Pod koniec wakacji 2003 znalazlem odpowiednie autko. Zaczelo sie od malego remonciku blacharki i w efekcie malowania. Zdecydowalem ze pomaluje go calego. Wybor padl na czarny. z kilku powodow: niewiele jest takich maluchow, fajnie wyglada czarny lakier i chrom, auto sie wyroznia... jak tylko doprowadzilem go do odpowiedniego stanu stracilem robote... przez 2 miechy autko stalo niejezdzone bo nie bylo kasy na rej i ubezp. ale w koncu znalazlem nowa prace ktora pozwolila mi na doprowadzenie auta do stanu obecnego... Chociaz ciagle wymyslam nowe rzezcy do zmiany....
ufff ale sie rozpisalem
pozdr