Fabryka Samochodów Osobowych - na taśmie i nie tylko...

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Pomyślałem sobie, że brakuje wątku o opowieściach, jak wyglądało życie w Fabryce...
Napewno każdy Nas coś słyszał, coś wie lub sam tam nawet pracował...
I pamięta wiele ciekawych histori z tym związanych.
Zapraszam do pisania

na początek:
Moj ociec pracował o początku produkcji na taśmie Poloneza.
Montował początkowo kolumnę kierowniczą
(potwierdził, że poczatkowo łapa slużąca do blokowania wysokosci kol. kier. była z metalu)

Później zajmował się instalacją elektryczną, m. in. jak powiedział,
"wyświetlał" samochody schodzące z taśmy...

Początkowo z taśmy schodziło około dziewięcdziesiąt pare do około 114 polonezów dziennie...

Taśma, jak wiemy zapewne, ruszała o 6.00 (praca na dwie zmiany) około 14.00 było 20 minut przerwy...

Opowiadał, że na terenie FSO budowali jakieś magazyny (rozbudowa fabryki) było to po zaprzestaniu produkcji Syreny.
I podobno masa ale to masa nowych, fabrycznych części typu: felg, lamp, odlewów, no co było stosowali jako "wypełniacze" do betonu, czyli zalewali w podłoge tejże hali...
Opowiadał, że jego koledzy z fabryki co mieli wtedy Syrenki to prawie płakali...
Ale cóż takie czasy były
  
 
ja sluszalem ale to pewnie ploty, jak kiedys do silnika 1.5 chlopaki podlaczyli sobie TURBO - polowa zalogi spierdalala w poplochu jak zaczelo sypac czesciami
  
 
W 1997 roku miałem w FSO praktyki szkolne. Praktyki odbywały się w hali montażowej. Przeszedłem praktycznie przez cały etap składania Poloneza na taśmie. Począwszy od chwili gdy goła karoseria wyjeżdża do uzbrajania, do chwili gdy gotowy Poldek jest testowany na rolkach.
  
 
kiedyś to było moje marzenie zobaczyć całą linię od A do Z z Polonezem ale chyba już nie zobaczę
  
 
na torze jazd próbnych był ogromny lej po bombie to wypełnili go częściami z magazynów po zmianie modelu, w tym podobno było ok. 3.000 akumulatorów. Potem teren zasypali i jest tak do dziś.
Dziś ktoś by nieźle na tym zarobił ale jest tam płyta lądowiska.
  
 
Moj brat cioteczny skonczyl technikum FSO (juz za czasow DU). Opowiadal mi, ze jak montowali silniki to wpadla mu nakretka do kolektora ssacego i nie mogl jej wyciagnac. Poszedl do kierownika zmiany i powiedzial ze skrucha co sie stalo. Kierownik na to: "...no i co? A myslisz, ze mi nigdy nic nie wpadlo? Wracaj na tasme! Jak sie rozpierdoli na hamowni to bedzie rozpierdolony, a jak nie to pojdzie do Zyda."

Niezbyt to pocieszajace, ale prawdziwe na 100%.
  
 
Mój znajomy w ramch praktyk szkolnych (Technikum przy Daewoo-FSO - zaczęli wtedy wchodzić skośnokkie) był na taśmie i przykręcał miski olejowe...
i później opowiadał, wiesz taśma leci, a jak któraś śruba krzywo złapała gwint a pnemat poradzil to była wkręcona, jak nie poradził to tak zostawała!!!
Mówił, ze czasami nie zdążył wszytkich śrub powkręcać, a taśma szła...
  
 
A podobno jak wchodzily do produkcji waskie Caro FSO wprowadzila system zarzadzania poprzez jakosc (TQM)
  
 
Pytanie:
Co musiało się dziać w "fabryce" przed wprowadzeniem zmian jakościowych....
  
 
Cytat:
Początkowo z taśmy schodziło około dziewięcdziesiąt pare do około 114 polonezów dziennie... Taśma, jak wiemy zapewne, ruszała o 6.00 (praca na dwie zmiany) około 14.00 było 20 minut przerwy...


114 dziennie toż to nie była taśma ale chyba ręczna robota no chyba że taśmę montowania Poldka kupili od Forda oszywiście tą od Forda T

  
 
Z tego co ojciec mówił to te 114 to było wszystko co początkowo "osiągano"
A z kolorów to mówił że najwięcej było białych...
Początkowo kierownica była z "kwadratowym" klaksonem (pojawiały sie zdjęcia już na forum takiej)
  
 
A ja słyszałem od jednego mechanika (swoją drogą partacz i zdzierca) ze jak kiedys przyjechali włosi skontrolowac produkcje fiata to wypieprzali na kupe co 3 dzwi do fiata bo nie były spasowane dobrze. Włosi wyjezdzali, drzwi powracały do montarzu...
  
 
Cytat:
2005-01-13 23:13:38, krzychk1 pisze:
114 dziennie toż to nie była taśma ale chyba ręczna robota no chyba że taśmę montowania Poldka kupili od Forda oszywiście tą od Forda T


Gdybyś miał np. przykręcić 4-koła w ciągu 4-ch minut i tak do 130 razy powtarzać tę operację to byś inaczej śpiewał około 500 razy unieść koło na wysokość pasa, załapać 2000 śrub i 130 razy wrzycić koło zapasowe do bagażnika powyżej własnej głowy. Wyobraź sobie że nie przykręcisz koła i osoba która zjeżdża z taśmy zabija przechodzącą obok pracownicę bo koło odpadło (fakt autentyczny).

  
 
Mój sąsiad pracował w FSO na taśmie. Jak juz pracował miesiąc to mu powiedzieli, ze ma "towarzyski obowiązek" postawienia kolegom z taśmy wódki. Życzliwi koledzy wskazali mu "sklep" na terenie fabryki. Chłopaki zrobili przerwę w taśmowej produkcji na picie, a potem spokojnie zabrali się do dalszego montażu. Już sobie wyobrażam jak dobrze pracowali!
  
 
Niestety takie kwiatki się zdarzały ale to nie była reguła.
Pamiętam aferę gdy złapali jednego z pracowników "taśmowych" na handlowaniu gołdą i dostał dyscyplinarkę ale mistrz namówił go do podpisania deklaracji do pzpr i wymówienie mu cofnięto i za miesiąc został on brygadzistą.
  
 
Jeszcze jedna historyjka od sąsiada: Podobno w fabryce była sala gdzie magazynowano siedzenia. Tych z tylu nikt nie ruszał i było tam wymoszczone "gniazdko". Mozna było w nim zalec i pospać, albo i nie pospać
  
 
Coś takiego mogło być bardzo dawno kiedy tapicernia była na 2-ce, gdy przeniesiono tapicernię do ZTS Grójec to przychodziły transporty i zapas był minimalny.
  
 
Cytat:
2005-01-14 01:41:42, Grzech pisze:
Mój sąsiad pracował w FSO na taśmie. Jak juz pracował miesiąc to mu powiedzieli, ze ma "towarzyski obowiązek" postawienia kolegom z taśmy wódki. Życzliwi koledzy wskazali mu "sklep" na terenie fabryki. Chłopaki zrobili przerwę w taśmowej produkcji na picie, a potem spokojnie zabrali się do dalszego montażu. Już sobie wyobrażam jak dobrze pracowali!



to była norma.

jak mieliśmy z jarkiem (fiaciorem) praktyki, to aktualnie była modernizowana jedna linia i montaż odbywał się na trzy zmiany na jednej linii.

auta szły na około 130 szt na zmianę.

jeżeli trafiły się imieniny na odcinku, to były jaja.

najmłodszy na odcinku stawał przy barku (szafka narzędziowa) i polewał.

wszyscy chętni podchodzili i po kielonku.

co się działo później, to dramat.

najebani pracownicy nie nadążali z montowaniem elementów i co chwilę ktoś chodził na "karuzelę" (odcinek montażu zespołu napędowego) i walił w "grzyba", żeby zatrzymać linię.



  
 
Cytat:
2005-01-14 01:41:42, Grzech pisze:
Życzliwi koledzy wskazali mu "sklep" na terenie fabryki.


Grzesiu ale przecież to standard w tamtych czasach, wiem to z własnego doswiadczenia jak pracowałem kiedyś w przemyśle stoczniowym - na każdym wydziale "meta" sam w swoim biurku miałem kieliszek, a wiadomo kto z czym przyjdzie
  
 
No dobrze, to może ta historyjka nie będzie standartowa (jest związana z historyjką o magazynie siedzeń): koledzy z pracy wskazali mojemu sąsiadowi pewną panią z biura o bardzo dobrym sercu. Ta pani pomagała facetom "w potrzebie". Wystarczyło pojść do niej do pokoju i powiedzieć "na fotele", a ona od razu szła z mówiącym do "gniazdka". Ale mój sąsiad był wtedy bardzo młody i się wstydził skorzystać.