Zmarł Władysław Paszkowski :(

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
8 czerwca zmarł w Warszawie Władysław Paszkowski. Urodził się w 1932 roku, jako 16-latek zdobył prawo jazdy i wstąpił do sekcji młodzieżowej Automobilklubu Warszawskiego. W sierpniu 1948 r. brał udział w pierwszym obozie szkoleniowym sekcji młodzieżowej (trenowano Willysami z demobilu) na skraju Puszczy Kampinoskiej. Od 1952 r. startował w jednodniowych jazdach konkursowych, które wówczas miały rangę Rajdowych Samochodowych Mistrzostw Polski; właśnie w tym sezonie zdobył swój pierwszy tytuł wicemistrzowski.

Był zawodnikiem wszechstronnym. Przez wiele lat z sukcesami startował nie tylko w rajdach, ale także w wyścigach; był nawet kartingowym mistrzem Polski (ex aequo z Rudolfem Piecką z Automobilklubu Śląskiego). Motoryzacja i samochody pochłaniały go bez reszty - jeździł nie tylko sportowo, ale był też zawodowym kierowcą (m.in. w wojsku i w transporcie łączności, był też taksówkarzem). Zorganizował pierwszą w Polsce Szkołę Doskonalenia Techniki Jazdy pod egidą PZM. Był instruktorem tej szkoły.

Jego pasję stanowiła praca z młodzieżą - opiekował się Kołem Młodych Automobilklubu Polski. Z powodzeniem zajmował się także publicystyką motoryzacyjną. Jeszcze na początku lat dwutysięcznych uczestniczył w Samochodowych Mistrzostwach Polski Dziennikarzy. Startował także w Rajdach Żubrów.

Przez całą swą karierę zawodnika i działacza był związany z Automobilklubem Warszawskim (przemianowanym na Automobilklub Polski). Był też członkiem Auto Klubu Dziennikarzy Polskich. To właśnie Władek Paszkowski był w latach 60. inicjatorem Rajdu Barbórka, początkowo rozgrywanego na lotnisku Babice na warszawskim Bemowie.

  
 
Kiedy w 1983 roku zaczynałem swoją przygodę z kartami, jeszcze w Automobilklubie Warszawskim, właśnie Władysław Paszkowski prowadził naszą grupę.
Fantastyczny facet, pomimo swojej surowości, ale i sumienności, potrafił wykrzesać z nas max pędkości. Tłumaczył, podpowiadał, godzinami chodził po torze i wyłapywał wszelakie niuanse , które miały wpływ na prędkość i czas, ale także na szanowanie sprzętu.
Doskonale, jak dziś pamiętam swój egzamin na licencję wyścigową, w Radomiu, kiedy lało jak z wiadra. Komisja chciała odwołać, ale on przekonał, że na zawodach pogoda nie wybiera.
Pierwsze puchary zawdzięczam także Jego osobie, a także to że potrafił docenić zaangażowanie i nie tolerował kolesiostwa.
Osobiście jeździł 131 SUPERMIRAFIORI 2000TC, w dwu drzwiowym nadwoziu, na dwóch gaźnikach,w Pięknym Czerwonym kolorze.
Przez dłuższy okres czasu byliśmy nawet sąsiadami.
Dzięki jego osobie, zaczołem bawić się w ten fantastyczny sport.