30 urodziny? To dopiero początek!

30 urodziny? To dopiero początek!28.06.2017
Jest taki mem: młody mężczyzna siedzi na łóżku i skręca się z bólu. "Dramat 30-latka, myślał, że plecy bolą go na zmianę pogody, a to po postu starość". Czy naprawdę? A może życie po trzydziestce dopiero zaczyna nabierać kolorów?

Żaden tam dramat! Inny dowcip mówi o tym, że trzydziestolatek to taki dwudziestolatek bogatszy o doświadczenia, wiedzę i lepszy stan konta. Jak to właściwie jest po tej 30-stce? Czy uderza w nas nagły przypływ świadomości życiowej, którzy jednocześnie zabiera ze sobą wszystkie przyjemności, stawiając na piedestale twardą rzeczywistość? Czy dla 30-latka dni po solidnej imprezowej nocy faktycznie stają się coraz cięższe, a radości coraz bardziej odświętne? Jako rasowy trzydziestolatek, który trzecią kreskę odfajkował już jakiś czas temu, uspokajam – nie jest aż tak źle. Wszystko zależy od tego, jak sobie tą trzecią dekadą życia naszego pokierujemy. Brzmi może jak frazes, ale cóż począć. Prawda bywa często nader banalna. Nie tylko ja uważam, że sekret sukcesu tkwi w pogodzeniu możliwości, jakie daje nam bycie w pełni dojrzałym obywatelem z doświadczeniami nabytymi dzięki latom poprzednim, przy jednoczesnym pielęgnowaniu w sobie wiecznego dzieciaka. Tak jest, absolutnie nie wolno nam zabijać tego ciekawskiego, głodnego życia, wiecznie podnieconego i aktywnego urwisa. Nawet jeśli społeczeństwo każe nam myśleć inaczej i „zachowywać się jak przystało na nasz wiek". Nie odłączajmy się od życiodajnej kroplówki entuzjazmu. Czytajmy dalej komiksy, pędźmy do kina na nowych Avengersów, oglądajmy nasze ulubione kreskówki, śledźmy w sieci, cóż tam nowego w modzie piszczy, bądźmy dalej lwami piątkowych nocy, a głód świata niechaj pozostaje w nas niezaspokojony. I, do licha, infekujmy tym nastawieniem naszych rówieśników – podłączajmy ich pod życiodajną kroplówkę, a tych, którzy wydają się dawać za wygraną, reanimujmy, jak tylko się da.

Na ratunek wewnętrznemu dziecku

Jakiś czas temu mój młodszy o trzy lata znajomy dołączał do legionu trzydziestolatków. Zanim zaprosił nas na dekadencką imprezę, godną fin de siecle, która zorganizowana była tak, jakby po niej, aż do końca wszechświata, już nie miała się odbyć żadna inna, podzielił się ze mną swoimi troskami i obawami związanymi z przekraczaniem tej straszliwej granicy wiekowej.

- Słuchaj – mówił. - To by było chyba na tyle, wkraczam w czas rodzinnych samochodów, nudnych przyjemności i koszulek polo. Tylko czekać aż pojawi się piwny brzuszek, łysinka, a komiksy przestaną mnie interesować.

- Stop! - przerwałem mu tę jego żałosną tyradę. - Popatrz na mnie, czy ja ci wyglądam na nudnego trzydziestoczterolatka w polo? Pomyśl, ilu rzeczy jeszcze nie dokonałeś, bo będąc dwudziestolatkiem, nie miałeś na to pieniędzy? Pomyśl ile przed tobą, zbierz to wszystko do kupy i zacznij realizować. Spokojnie, masz masę czasu. Aż ci się nie znudzi.

Przyszły trzydziestolatek uśmiechnął się żałośnie, przytaknął, ale nie widziałem w nim tej iskry. Stwierdziłem, że jest jeszcze trochę roboty przede mną. Później, w gronie naszych wspólnych znajomych, ale już bez samego zainteresowanego, zastanawialiśmy się, jak odpowiednio wprowadzić naszego nieszczęśnika w trzecią dekadę życia na Ziemi. Jedno było pewne – jeśli chcemy ocalić w nim młodzieńczy ogień, musimy potraktować zbliżającą się imprezę urodzinową zupełnie wyjątkowo, jak chociażby jak te ze strony https://www.wyjatkowyprezent.pl/pomysl-na-prezent/prezent-urodziny. Odpadały zatem sprawdzone pomysły, takie jak płyty, czy książki. Nie tym razem. Prezent na 30 urodziny dla faceta powinien być absolutnie nieprzewidywalny. Gra się w końcu toczy o życie. Zaczęliśmy zatem sporządzać spis rzeczy, które kręcą każdego młodego faceta, i które pasjonują naszego solenizanta. Na pierwszej pozycji, co nie zaskoczyło absolutnie nikogo, znalazły się samochody. Co prawda nasz strapiony kolega nie jest jakimś wyjątkowym samochodziarzem, ale wiedzieliśmy dobrze, w co grywał ostatnio na swojej konsoli, zatem pomyśleliśmy, że można mu to dać w rzeczywistości pozaekranowej. Ktoś znalazł w internecie ofertę jazdy prawdziwym, amerykańskim monster truckiem. Takim, jakim rozbijają się rednecki w hollywoodzkich filmach. Wyczytaliśmy, że jazdy odbywają się w towarzystwie fachowca, który pokazuje jak prowadzić takiego potwora, a zatem nie musielibyśmy się specjalnie obawiać, że trzydzieste urodziny naszego przyjaciela będą zarazem ostatnimi. Taka bestia może osiągać nawet 120 km/h na specjalnym torze, zatem wrażenia po takiej atrakcji byłyby zapewne niezapomniane. Oznaczyliśmy tę opcję jako „do rozważenia".

Wyjątkowy prezent

No i dalej. Skoro samochody, to może od razu Ferrari? Dlaczego nie? Bardzo szybko znaleźliśmy możliwość wykupienia przejażdżki Ferrari 360 Modena. Rany, prawie 300 km/h na torze. I znów pod opieką specjalisty, zatem... sami wiecie, obędzie się bez niepotrzebnych strat ludzkich. Do rozważenia. A może przejażdżka prawdziwym, tłustym, amerykańskim Harleyem? Cóż, być może na czterdzieste urodziny. Sferę motoryzacyjną opuściliśmy, kiedy przyszło nam zastanowić się nad pasjami naszego bohatera. Przecież ten facet to stuprocentowy geek, a komiksy i fantastyka to jego hobby. Jaki zatem będzie najlepszy prezent na 30 urodziny dla kogoś, kto ostatnich Avengersów oglądał być może pięć razy, a na jego ścianie wciąż wisi plakat z dumnie prężącym zbroję Iron Manem? Dajmy mu szansę na zostanie superbohaterem, choć na chwilę! No dobra, ale jak? Ktoś rzucił pomysłem zrzutki na pełnowymiarową kopię zbroi Iron Mana, pojawiła się też propozycja odszukania parku tematycznego, w którym jest sekcja poświęcona komiksowym herosom. Wtedy znajoma zapytała nas, czy słyszeliśmy o FlyBoardzie. Przecież, po pierwsze jest to niepowtarzalna okazja, żeby nasz świeżo upieczony trzydziestolatek wzbił się w powietrze jak jego komiksowy idol, a po drugie, spełni się jego marzenie o polataniu z jetpackiem na plecach! Nawet jeśli jest to water jetpack. Powietrze, woda, adrenalina – to może być to. Podkreśliliśmy na czerwono. Podwójną linią. FlyBoard uruchomił lawinę idei, wśród których znalazło się miejsce dla rewelacji ostatnich miesięcy, jakim jest bez wątpienia tunel aerodynamiczny.

- Doskonała sprawa – stwierdziłem. - Wsadzimy naszego dorosłego dzieciaka do tuby, w której będzie się mógł poczuć jak wszyscy lewitujący superbohaterowie razem wzięci. Kupuję ten pomysł.

W ten sposób nasza lista, na której znalazły się takie ekstrawagancje jak kurs rycerski, trening w strzelaniu z łuku, czy nawet lekcje śpiewu, stała się pełna. Nie zamierzam zdradzać, jaki prezent na 30 urodziny naszego przyjaciela wybraliśmy, bo nie o to chodzi. Puenta jest jednak taka, że w przyszłym tygodniu wybieram się zarówno na flyboard, jak i do tunelu aerodynamicznego. Bo wewnętrznego dzieciaka trzeba w sobie pielęgnować.