Ciekawostki Dropsa część 1

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Został bez auta

Przez 5 lat nikt nie dopatrzył się błędów w dowodzie rejestracyjnym. Aż w końcu okazało się, że prawowity właściciel nie może jeździć swoim autem.

Krzysztof Bonalski kupił od szczecińskiego dealera Renault nową thalię. Po pięciu latach eksploatacji diagnosta dopatrzył się, że dane w dowodzie rejestracyjnym i na tabliczce znamionowej pojazdu są różne. Nie przedłużył ważności dowodu.

Właściciel nie może jeździć autem, choć jest sprawne. Ma dom 30 kilometrów od Szczecina. Samochód, to jedyny środek transportu, jakim się poruszał. Jeździł nim do pracy, na budowę, wszędzie. Bez auta jest ubezwłasnowolniony.
Kupił "nówkę"
- Nową thalię, z 2002 roku kupiłem kupiłem od dealera TOR-Terlecki na początku stycznia 2003 roku korzystając z upustu związanego z rocznikiem - wyjaśnia Krzysztof Bonalski. - Zarejestrowałem samochód bez najmniejszych problemów. Serwisowałem u dealera przez okres gwarancji. W serwisie przy ul. Przestrzennej zrobiłem też przegląd techniczny po 3 latach, przedłużając ważność dowodu o kolejne dwa lata. Ważność dowodu kończyła się 5 stycznia. Dzień wcześniej pojechałem do Okręgowej Stacji Diagnostycznej na ul. Klonowica, by zrobić przegląd.

I zaczęły się schody. Diagnosta porównał dane dotyczące masy całkowitej oraz wartość nacisku osi wpisane w dowodzie i wybite na tabliczce znamionowej pojazdu. W dokumencie masa całkowita wynosi 1460 kg, na tabliczce wybito 1500 kg. W dowodzie nacisk osi wynosi 830 kg, na tabliczce - 850. Wartości powinny być identyczne.

- Diagnosta nie przedłużył mi ważności dowodu rejestracyjnego - kontynuuje wzburzony rozmówca - Wydał mi zaświadczenie potwierdzające, iż auto jest sprawne. Ale nie mogę nim jeździć. Poradził bym sprawę wyjaśnił u dealera.
Od Annasza do Kajfasza...
Bonalski udał na ul. Bulwar Gdański. Tu jednak firmy TOR Terlecki już nie ma. Pojechał na ul. Przestrzenną, gdzie były dealer ma serwis, blacharnię i lakiernię. Auta sprzedaje również, ale już pod szyldem dealera z Poznania.

- Wyjaśniłem o co chodzi i poprosiłem o samochód zastępczy - kontynuuje nasz rozmówca. - "Nie mamy aut zastępczych" - usłyszałem. Złożyłem reklamację, kopie dokumentów i poprosiłem, by jak najszybciej przefaksowano je do centrali Renault Polska. W czwartek jeszcze raz zjawiłem się na ul. Przestrzennej. Dokumentów nie wysłano faksem. "Trzeba pocztą, takie są wymogi centrali" - usłyszałem. Jestem w kropce. Zależy mi na czasie, a tu nie ma woli by cokolwiek przyspieszyć.
Rzecznik radzi...
- Nie trzeba wysyłać pocztą, sprawę można wyjaśnić korzystając z naszej infolinii 022 575 99 99 - powiedziała nam wczoraj Eliza Kruszewska, rzecznik prasowy Renault Polska. - Dzisiaj już w firmie nie ma pracowników, ale proszę o kontakt w poniedziałek. Postaramy się rozwiązać problem.

Poradzimy pechowemu właścicielowi renault thalii by skorzystał z propozycji pani rzecznik, gdyż z pracownikiem infolinii wczoraj trudno nam było się porozumieć.

Expert radzi :
r Jacek Pok, rzeczoznawca techniki samochodowej i ruchu drogowego

- Mamy do czynienia z tzw. wadą prawną powstałą niezależnie od woli stron. Trzeba ustalić na jakim etapie, rejestracji czy ewidencji pojazdu wada powstała. Czy na dokumentach wydanych przez dealera, czy też w momencie rejestracji pojazdu w urzędzie komunikacji. To ważne, by wiedzieć kto ma błąd usunąć. Wnioskować o to musi zainteresowany. Rekompensaty za niedogodności związane z wyłączeniem auta z eksploatacji poszkodowany będzie mógł żądać od strony, która spowodowała wadę prawną. Mimo iż auto jest sprawne, nie radzę nim jeździć do chwili, kiedy wada prawna zostanie usunięta a ważność dowodu rejestracyjnego przedłużona. W przypadku kolizji, wypadku podstawą do roszczeń odszkodowawczych jest właśnie ten dokument.
Centralny importer w swojej bazie oczywiście musi mieć dane pojazdów, które sprzedają krajowi dealerzy. Ale również w archiwach urzędów komunikacyjnych, gdzie dokonuje się rejestracji aut, kopie dokumentów również się znajdują. Należy tam się udać.
  
 
57 lat prowadził samochód bez prawa jazdy
77-letni Francuz przez ponad pół wieku prowadził samochód bez prawa jazdy. Został przyłapany przez żandarmów, gdy spowodował niegroźny wypadek.
Emeryt stracił panowanie nad swoim samochodem, który uderzył w barierę bezpieczeństwa w miejscowości Saint-Julien-de-Concelles niedaleko Nantes. Uprzejmi kierowcy innych pojazdów wezwali do pomocy żandarmów, nie wiedząc, że oddają starszemu panu niedźwiedzią przysługę.

Gdy przybyli na miejsce żandarmi poprosili lekko wystraszonego kierowcę o prawo jazdy, ten utrzymywał, że zostawił je w domu. Dostał więc wezwanie, by nazajutrz stawić się na komisariacie z dokumentem. Dopiero wtedy emeryt wyznał, że go po prostu nie posiada. Podobno zdał odpowiedni egzamin w 1949 roku podczas służby wojskowej, ale armia nie przysłała mu prawa jazdy. Jeździł więc od tego czasu nielegalnie, ale za to bez najmniejszego wykroczenia, i unikając oczywiście kontroli policji.
  
 
Stracił auto, bo miał pirackie oprogramowanie
"Dziennik Zachodni": Masz na komputerze lewe programy? Możesz stracić samochód. Przydarzyło się to 35-letniemu Dariuszowi Sz. z Rybnika, na komputerze którego policja wykryła kilkanaście pirackich programów komputerowych.
Prokuratura skontaktowała się z producentami oprogramowania. Zażądali oni postawienia pirata przed sądem. Będą domagać się zadośćuczynienia. Jak informuje gazeta, zwykle tego typu odszkodowanie równa się wielokrotności opłaty licencyjnej.

Prokuratura na poczet przyszłych kar zatrzymała samochód podejrzanego. Zarekwirowane auto stoi co prawda w garażu Dariusza Sz., ale właściciel samochodu może go co najwyżej umyć. Jeździć nim nie ma prawa. Drzwi auta zaplombowano, spisano też stan licznika. Mężczyzna jest podejrzany o korzystanie z kradzionych programów, w celu osiągnięcia korzyści majątkowych. To przestępstwo jest zagrożone karą do pięciu lat pozbawienia wolności. "Mężczyzna przyznał się do winy. Chciał dobrowolnie poddać się karze. Zgodził się na rok pozbawienia wolności w zawieszeniu na trzy lata" - wyjaśnia prokurator.

Dariusz Sz. "wpadł" przez przypadek. Rybniccy policjanci prowadzili inne śledztwo, dotyczące powtarzających się kradzieży telefonów komórkowych na rybnickim kąpielisku "Ruda". Szukano paserów, którzy mogliby sprzedawać kradzione aparaty. Postanowiono sprawdzić m.in. właścicieli komisów - w tym Dariusza Sz.

"Komórek u niego nie znaleziono, ale w komputerze i na płytach miał mnóstwo nielegalnych programów" - mówi "Dziennikowi Zachodniemu" jeden z policjantów.
  
 
Odprysk szkła wystarzy aby ustalić markę i model pojazdu uczestniczącego w wypadku.

Policjanci ustalili i zatrzymali sprawczynię śmiertelnego potrącenia, do którego doszło w nocy z soboty na niedzielę na drodze pod Sulęcinem. Sprawczynią okazała się 23-letnia mieszkanka Sulęcina, a do jej ustalenia wystarczył odprysk szkła znaleziony na drodze.

W nocy z soboty na niedzielę (6-7.01) policjanci z Sulęcina zostali powiadomieni przez pogotowie ratunkowe o leżących przy drodze między Sulęcinem a Żubrowem zwłokach mężczyzny. Przybyli na miejsce sulęcińscy policjanci ustalili, że ofiarą jest 54-letni mieszkaniec Sulęcina. Ze wstępnych ustaleń wynikało, że mężczyzna ten został potrącony przez samochód. Zabezpieczone na miejscu ślady pozwoliły policjantom ustalić markę pojazdu biorącego udział w tym zdarzeniu i go odnaleźć. Opel Kadet był ukryty na posesji jednej z podsulęcińskich miejscowości.

Przedwczoraj policjanci z Sulęcina zatrzymali cztery osoby, które uczestniczyły w tym tragicznym wydarzeniu. Dwóch mężczyzn i dwie kobiety przesłuchano na komendzie w Sulęcinie. Ich zeznania były sprzeczne, policjanci ustalili jednak osobę, która kierowała samochodem. Okazała się nią 23-letnia mieszkanka powiatu sulęcińskiego. Postawiono jej zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym oraz nieudzielenia pomocy ofierze wypadku. Kodeks Karny za tego typu przestępstwo przewiduje karę do 12 lat pozbawienia wolności. Wszystkim osobom, które feralnej nocy znajdowały się w pojeździe postawiono zarzuty nieudzielania pomocy, za co grozi kara do 3 lat pozbawienia wolności.

z www.money.pl
  
 
37 razy w ciągu godziny złapany przez fotoradar

Aż 37 razy w ciągu jednej godziny przekroczył dozwoloną prędkość mieszkaniec Łomży (Podlaskie), co odnotował fotoradar zainstalowany w centrum Białegostoku. Wszystkie wykroczenia popełnił w tym samym miejscu.

Wyczyn pirata drogowego wykryto, gdy policjanci przejrzeli zapis z jednego z zamontowanych na stałe ulicznych fotoradarów w centrum Białegostoku.

Okazało się, że jednej nocy, między godz. 4 i 5 rano mężczyzna kierujący seatem 37 razy przejeżdżał obok tego fotoradaru, przekraczając dozwoloną prędkość 50 km/h, raz jadąc nawet ponad 130 km/h. Musiał jeździć w kółko zawracając na pobliskim rondzie.

Według ustaleń policjantów, kierowcą był 30-letni mieszkaniec Łomży. Niewykluczone, że jego nietypowy wyczyn to próba "zemsty" za to, że w grudniu w tym samym miejscu zostało zarejestrowane przekroczenie przez niego dozwolonej prędkości, za co zapłacił 300 zł mandatu.

Teraz serią jego drogowych wykroczeń zajmie się sąd grodzki, który rozstrzygnie, czy w najbliższym czasie mężczyzna będzie mógł prowadzić samochód.
  
 
Rzecznik broni kierowców przed strażą miejską

Strażnicy miejscy nie będą karać kierowców za przekroczenie prędkości, bo nie mają do tego prawa - uznał Rzecznik Praw Obywatelskich. Ponieważ MSWiA nic w tej sprawie nie robi, rzecznik poskarżył się Trybunałowi Konstytucyjnemu.

"Nie chodzi o to, żeby nie karać kierowców jeżdżących niezgodnie z przepisami, ale o to, by robić to legalnie" - wyjaśnia dziennikowi.pl Stanisław Wileński, rzecznik praw obywatelskich.

Daltego zapowiada, że zrobi wszystko, by straż miejska nie karała kierowców za przekraczanie prędkości na podstawie zdjęć z fotoradarów. Bo choć upoważnił ją do tego minister spraw wewnętrznych w rozporządzeniu z grudnia 2002 roku, nie mają takich praw. Prawo o ruchu drogowym im bowiem na to nie pozwala.

Strażnicy miejscy, jak wyjaśnia rzecznik, powinni zająć się nakładaniem blokad na koła za złe parkowanie i odholowywaniem źle zaparkowanych samochodów. Nie mogą więc nawet zatrzymywać pojazdów w ruchu: tak samochodów, jak rowerów czy motocykli. Mogą tylko asystować przy tym policji.

Dlatego sprawa trafi do Trybunału Konstytucyjnego. Jeśli sędziowie uznają, że rzecznik ma rację, orzeknie, że rozporządzenie ministerialne jest niezgodne z prawem. Nie oznacza to jednak, że strażnicy miejscy z fotoradarami od razu znikną z ulic. Bo ministerstwo spraw wewnętrznych może dostać czas na dostosowanie prawa do istniejącej rzeczywistości. A to może zająć mu nawet rok.
  
 
Japończyk pilnie poszukiwany

Jak kupić dobry, używany samochód i nie przepłacić? Wystarczy dokładnie sprawdzić jego stan i wybrać markę, która najmniej traci na wartości.

Zanim zdecydujesz się na zakup sprowadzonego auta, warto pamiętać o kilku zasadach. Żeby potem nie być niemile zaskoczonym... (
Zanim zdecydujemy się na kupno sprowadzonego, używanego auta, warto pamiętać o kilku żelaznych zasadach.

Chociaż upodobania kierowców zmieniają się, niektóre marki tracą wolniej na wartości. Cenione są także za wysoką jakość materiałów używanych do wykonania oraz dobre zaplecze serwisowe i dostępność części.

Niemieckie i japońskie na topie
Wśród nich prym wiodą mercedes, honda, toyota oraz audi i volkswagen. I także te auta sprzedają się na giełdach samochodowych najlepiej. Nieco gorzej na ich tle wypadają np. marki włoskie i koreańskie.
Wybór marki to jednak nie wszystko. Może się bowiem zdarzyć, że nawet auto czołowego producenta okaże się jeżdżącym złomem. Dlatego zanim zdecydujemy się podpisać umowę kupna, przejrzyjmy dokładnie wnętrze samochodu, jego silnik i karoserię. Podpowiadamy na co warto zwrócić szczególną uwagę.

Karoseria
1. W aucie bezwypadkowym szczeliny pomiędzy poszczególnymi elementami karoserii powinny być równe. Jeżeli np. listwy na drzwiach i błotniku nie pokrywają się, może to oznaczać, że któryś z elementów nie został dobrze wyprostowany i dopasowany przez blacharza.
2. Śladów malowania nadwozia szukaj na progach, słupkach środkowych, nadkolach i czarnych, plastikowych elementach sąsiadujących z blachą. Każdy zaciek powstały w wyniku lakierowania oraz niefabryczne złącze i spaw powinny budzić twoje zastrzeżenia.
3. Podnosząc maskę obejrzyj pas przedni. Jeżeli widać na nim ślady lakierowania albo innych napraw możesz podejrzewać, że samochód był z przodu uderzony. Przyjrzyj się również wzmocnieniom pod zderzakiem. W aucie bezwypadkowym będą proste i nie znajdziesz na nich śladów spawania.
4. Otwierając bagażnik i podnosząc okładzinę jego podłoża sprawdź stan podłogi samochodu. Wszelkie spawy i złącza niewykonane przez producenta zdradzają, że samochód był uderzony w tył.

Silnik
1. Silnik nie powinien być zbyt czysty. Oczywiście nie może mieć żadnych wycieków, ale umyta jednostka napędowa powinna budzić podejrzenia. Sprawny silnik, który na pierwszy rzut oka nie powinien budzić naszych zastrzeżeń może być zakurzony, a jeżeli auto nie ma odpowiedniej osłony, w dolnych partiach nawet ochlapany brudem z ulicy.
2. Podnosząc szabelkę oleju lub odkręcając korek wlewu oleju przy włączonym silniku sprawdzimy czy samochód nie ma przedmuchów. Jeżeli z tych miejsc mocno dymi - silnik wymaga poważnej naprawy (przedmuchy na cylindrach, tłokach i pierścieniach).
3. Przyjrzyj się wydechowi. Jeżeli samochód dymi na siwo najprawdopodobniej silnik spala olej i wymaga poważnego remontu. Jeśli spaliny mają intensywny czarny kolor sprawdzenia wymagają wtryski i pompa paliwa.
4. Na kanale lub podnośniku obejrzyj podwozie i elementy zawieszenia. Zastrzeżenia powinien budzić każdy wyciek, pęknięta osłona (np. przegubu) i ślady korozji. Zazwyczaj naprawa uszkodzonych elementów zawieszenia nie jest droga, ale warto zorientować się, ile będą kosztować nowe części i spróbować o taką kwotę zbić cenę samochodu. Pamiętajmy, że mocno zardzewiałe podwozie może wymagać gruntownego remontu.

Wnętrze
1. Wytarte, a nawet dziurawe okładziny na pedałach - auto dużo jeździło. Starta okładzina pedału sprzęgła - kierowca często jeździł w mieście.
2. Mocno starta, albo wyślizgana gałka lewarka zmiany biegów to oznaka sporego przebiegu i częstej eksploatacji auta.
3. Stopień zużycia samochodu można określić także patrząc na siedzenie kierowcy. Jeżeli fotel jest mocno zniszczony, wygnieciony, albo przetarty można przypuszczać, że auto było mocno eksploatowane.
4. Zarówno w komisach, na giełdzie samochodowej, jak i w przypadku sprzedaży auta z prywatnego ogłoszenia przebieg widniejący na wskaźnikach często nie jest autentyczny. Samochód eksploatowany przez przeciętnego użytkownika robi ok. 15 tys. km rocznie. Łatwo zatem wywnioskować, że 15-letnie auto z 80 tys. przebiegiem to może być przekręt. Gwarancją autentyczności przebiegu jest tylko prowadzona na bieżąco, aktualna książka serwisowa pojazdu.
  
 
Zlinczowali mężczyzn okradających samochody

Mieszkańcy jednej z peruwiańskich, andyjskich miejscowości dokonali samosądu na pięciu mężczyznach, podejrzanych o okradanie aut - powiadomiła w środę peruwiańska policja.
Mieszkańcy wioski w departamencie Ayacucho, 330 km na południowy- wschód od stołecznej Limy, schwytali czterech mężczyzn i kierowcę auta, którym domniemani przestępcy podróżowali. Po krótkiej naradzie całą piątkę pobili, rozstrzelali, a ciała mężczyzn spalili i porzucili przy szosie, gdzie odnaleźli je peruwiańscy żołnierze.

W poniedziałek, w okolicy gdzie dokonano samosądu, dziewięciu uzbrojonych mężczyzn zatrzymało i okradło sześć aut.

  
 
dziś o dwóch kierowcach
Szczecin > Zaparkował na torach tramwajowych

Kierowca opla zablokował ruch tramwaju linii nr 2, parkując swój samochód na torach.

Do zdarzenia doszło około 14.20. Na miejsce przyjechała policja i wezwała holowanie. Zanim jednak samochód scholowano pojawił się kierowca. Okazał się nim Jerzy Sz. Policjanci wypisali mu stuzłotowy mandat. Dodatkowo ponad sto złotych musiał zapłacić za wezwanie holowania.

Czeka go jeszcze kara za blokowanie przejazdu od nadzoru ruchu.





Kierowca z promilami jechał "samą ramą" auta
Auto bez tablic rejestracyjnych, zderzaka, błotników, pokrywy silnika, reflektorów i kierunkowskazów zatrzymali dolnośląscy policjanci na drodze w okolicach Zgorzelca.
Kierowca nie miał dokumentów dopuszczających auto do ruchu, ale miał ponad 2 promile alkoholu w organizmie.

Jak poinformował Wojciech Wybraniec z biura prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji we Wrocławiu, jadąca drogą po zmroku praktycznie sama rama samochodu, bez świateł, wprawiła policjantów w prawdziwe zdumienie. "Samochód nie był dopuszczony do ruchu, a w czasie kontroli kierowca nie posiadał dokumentu potwierdzającego ubezpieczenie pojazdu" - mówił Wybraniec. Dodał, że podejrzenie policjantów wzbudziło również zachowanie kierowcy. "Badanie alkotestem wykazało ponad 2 promile alkoholu w organizmie. 44-letni mężczyzna tłumaczył, że odwozi samochód do mechanika" - powiedział Wybraniec. Teraz za jazdę pod wypływem alkoholu mężczyźnie grozi do dwóch lat więzienia. Będzie też musiał zapłacić mandat za - jak to określił Wybraniec - jazdę samą ramą samochodową".
  
 
Wraca zielony liść dla kierowców
"Życie Warszawy": rząd przygotowuje przepisy, które mają dyscyplinować początkujących kierowców: przez pierwsze dwa lata będą musieli jeździć wolniej i ściśle przestrzegać przepisów.
Sam egzamin na prawo jazdy bardzo się nie zmieni. Ale i tak zdających czeka dodatkowa jazda w terenie niezabudowanym, obowiązkowe testy psychologiczne i egzamin teoretyczny na żywo.

"Będzie on znacznie prostszy od dotychczasowego" - twierdzi Tomasz Piętka z Krajowej Rady Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. "Zdający, oglądając sytuację na filmie, będzie musiał w ciągu 10 sekund zdecydować, kto ma pierwszeństwo" - mówi. Ale prawdziwa rewolucja czeka młodych kierowców dopiero po dostaniu prawa jazdy. Na początek będą musieli nakleić na szybę samochodu zapomniany już zielony listek.

Planowane jest też dodatkowe przeszkolenie. Najpóźniej do siódmego miesiąca od zdobycia prawa jazdy kierowca będzie musiał zgłosić się na specjalny kurs organizowany przez wojewódzki ośrodek ruchu drogowego.

Zostanie tam przeszkolony z jazdy na płycie poślizgowej, zderzy się też z dużą prędkością z tekturową ścianą. Dodatkowe ćwiczenia mają trwać trzy godziny i kosztować 100 zł.

"Wszystko po to, by uświadomić niedoświadczonym kierowcom, jakie zagrożenia na nich czyhają. Chcemy ich też trochę przestraszyć. To właśnie w siódmym miesiącu od zdobycia prawa jazdy kierowcy zaczynają wierzyć, że są mistrzami kierownicy" - mówi dziennikowi Tomasz Piętka.
  
 
Będą wyższe mandaty, a prawo ...

Będą wyższe mandaty, a prawo jazdy zabiorą za trzy wykroczenia.
W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy od uzyskania prawa jazdy kierowca nie będzie mógł przekroczyć 50 km/h w obszarze zabudowanym - nawet gdy znaki pozwalają jechać szybciej - i 80 km/h poza miastem.
Wzrośnie także taryfikator mandatów- informują dzisiejsze dzienniki.
Takie rozwiązanie zawiera projekt ustawy o osobach kierujących pojazdami przygotowany przez Ministerstwo Transportu - pisze "Gazeta Prawna"

Tysiąc złotych mandatu za przekroczenie prędkości, wyższe kary za jazdę bez zapiętych pasów czy przewożenie dzieci bez fotelika.

Będzie nowy taryfikator mandatów - zapowiada "Życie Warszawy", które dotarło do projektu zmian przygotowanych przez resort Zbigniewa Ziobry. Przez dwa lata od uzyskania prawa jazdy kierowca będzie musiał szczególnie uważać, by nie popełniać wykroczeń, bo za trzykrotne złamanie przepisów drogowych straci prawo jazdy.

Projekt przewiduje też, że na kurs można zapisać się już w wieku 16 lat. Osoba taka przejdzie rozszerzone szkolenie, a po zdaniu egzaminu wewnętrznego w szkole co najmniej przez rok będzie jeździć z opiekunem w odpowiednio oznakowanym samochodzie. Dopiero po roku może przystąpić do egzaminu państwowego i uzyskać prawo jazdy.

Zmienią się też zasady przeprowadzania szkoleń dla kierowców. Eksperci ostrzegają, że w związku ze zmianami koszty uzyskania prawa jazdy wzrosną o co najmniej 25 proc. - pisze "Gazeta Prawna".

Ministerstwo Sprawiedliwości chce podwyższyć maksymalną kwotę mandatów z 500 do 1000 złotych, a grzywny za wykroczenie z pięciu do 15 tysięcy złotych. Nowe przepisy mają bardziej zdyscyplinować tych, którzy między innymi zakłócają porządek publiczny, niszczą mienie czy piją alkohol w niedozwolonych miejscach.

Jednak zmiany najbardziej odczują kierowcy. Policja już przygotowuje nowy taryfikator mandatów. "Nie zapominajmy, że 80 procent wszystkich mandatów dotyczy właśnie kierowców" - mówi Mariusz Wasiak z Komendy Głównej Policji.

"To nie oznacza, że wzrosną wszystkie sankcje, ale na przykład taryfikator przekroczenia prędkości trzeba będzie zmienić" - dodaje.

Zdaniem Mariusza Wasiaka, podwyższone powinny być kary za brak fotelika dla dzieci (teraz to kara 150 złotych), brak pasów (100 złotych), a także zajmowanie miejsca parkingowego dla osób niepełnosprawnych. Teraz policjant może za to ostatnie przewinienie ukarać mandatem od 20 do 500 złotych.

"To są w tym przypadku kary uznaniowe. Wszystko zależy od okoliczności zdarzenia. Na razie jednak nie jestem w stanie powiedzieć, o ile więcej trzeba będzie zapłacić za te wykroczenia, ale na pewno będzie drożej" - tłumaczy Mariusz Wasiak.
  
 
Raport niezawodności TÜV 2007

Oto najlepsze i najgorsze auta świata

Specjaliści z TÜV znów przebadali prawie 200 modeli samochodów. Wszystkie niedoróbki i wady spisali w specjalnym, corocznym raporcie. Nic nie uszło ich uwadze. Prezentujemy listę aut godnych zainteresowania i tych, które lepiej omijać szerokim łukiem…

Niemieckie auta górą! W pięciu grupach wiekowych tylko w jednej musieli ustąpić Toyocie. Najmłodszą kategorię zdominował opel meriva, pozostałe to produkty ikony niezawodności Porsche - 911 i mały boxter.

Co to jest raport TÜV? Powstaje co roku na podstawie danych z obowiązkowych przeglądów rejestracyjnych w Niemczech. Podane procenty oznaczają odsetek aut, w których diagności znaleźli poważne usterki. Fachowcy przyglądają się zawieszeniu, układowi kierowniczemu i hamulcom. Oceniają wytrzymałość nadwozia (korozja), oświetlenie i spaliny. Sprawdzają też, czy auto nie przecieka - olej i inne płyny "ustrojowe".

Niżej pięć kategorii wiekowych, a w nich najlepsi i najgorsi w swojej grupie.

Średnia usterkowość dla aut dwu- i trzyletnich (5,9 proc.):
Mistrzowie:
1. Opel meriva - 1,6 proc.
2. Ford fusion - 2,6 proc.
3. Honda jazz - 2,8 proc.

Przegrani:
112. Volkswagen sharan - 11,5 proc.
113. Kia carnival - 25,1 proc.

Średnia usterkowość dla aut cztero- i pięcioletnich (10,7 proc.):
Mistrzowie:
1. Porsche 911 - 3,7 proc.
2. Subaru forester - 4,2 proc.
3. Audi A4 - 4,3 proc.

Przegrani:
106. Chrysler voyager - 22,6 proc.
107. Kia carnival - 33,9 proc.

Średnia usterkowość dla aut sześcio- i siedmioletnich (15,8 proc.):
Mistrzowie:
1. Toyota RAV4 - 4,8 proc.
2. Porsche boxster i toyota yaris - 5,4 proc.

Przegrani:
95. Renault twingo - 27,1 proc.
96. Chrysler voyager - 30,5 proc.

Średnia usterkowość dla aut ośmio- i dziewięcioletnich (21,4 proc.):
Mistrzowie:
1. Porsche boxster - 6,2 proc.
2. Porsche 911 - 6,8 proc.

Przegrani:
81. Chrysler voyager - 31 proc.
82. Renault twingo - 35,7 proc.

Średnia usterkowość dla aut dziesięcio- i jedenastoletnich (26,3 proc.):
Mistrzowie:
1. Porsche 911 - 6,5 proc.
2. Mercedes SL - 7,8 proc.

Przegrani:
56. Seat toledo - 36,8 proc.
57. Renault espace - 37,7 proc.


nullRaport niezawodności TÜV 2007
  
 
Zapadł precedensowy wyrok w sprawie aukcji na Allegro

Kodeks cywilny pozwala na składanie tzw. oświadczeń woli w formie elektronicznej.

Wygrana licytacja w internetowym serwisie aukcyjnym Allegro to umowa kupna-sprzedaży, ze wszystkimi konsekwencjami - orzekł Sąd Rejonowy dla Warszawy-Pragi Północ w precedensowym procesie dotyczącym wirtualnej aukcji samochodu terenowego.
W lipcu zeszłego roku Robert P. z Warszawy wystawił na aukcję w Allegro dobrze wyposażonego jeepa. Licytację wygrał Adam S., który zaoferował za auto najwięcej - 23 100 zł. Transakcja nie została jednak sfinalizowana, bo początkowo oferujący mówił, że zapomniał w swej aukcji dodać ceny minimalnej (na poziomie 30-40 tys. zł), a poza tym zepsuł mu się modem i nie mógł tego skorygować przed końcem aukcji.

Adam S. pozwał oferenta do sądu i domagał się wydania mu samochodu. Przed sądem Robert P. oświadczył nieoczekiwanie, że "nie miał, nie ma i nie będzie miał" tego samochodu, a ofertę w Allegro wystawił "sondażowo", by zorientować się, ile mógłby za niego otrzymać, gdyby taki sprowadził.
Na drugiej rozprawie tego rozpoczętego w styczniu procesu sąd wydał wyrok. Uznał, że nie ma potrzeby przesłuchiwania pracownika Allegro w sprawie regulaminu i przebiegu aukcji, bo są to sprawy niesporne: Robert P. wystawił samochód na aukcję, a wygrał ją Adam S., bo zaoferował najwyższą cenę.

"Strony zbyt dużą wagę przywiązują do regulaminu Allegro" - mówił sędzia Marcin Łochowski w uzasadnieniu wyroku. A brzmi on: sąd ustalił, że strony zawarły umowę kupna sprzedaży niebieskiego Jeepa Grand Cherokee z silnikiem o pojemności 4,7 ccm sześciennych, z 2000 r. Dodatkowo Robert P. ma zapłacić ponad 3,5 tys. zł kosztów procesu.

Sąd przypomniał, że Kodeks cywilny pozwala na składanie tzw. oświadczeń woli w formie elektronicznej, a także uczestnictwa w aukcjach w taki sposób. Aukcja kończy się przybiciem, czyli jasnym komunikatem o jej zakończeniu. W wersji klasycznej przybicia dokonuje np. sąd, a w Allegro to ten serwis internetowy wysyła komunikat o zakończeniu licytacji udostępniając stronom ich dane.

O ile do zawarcia umowy kupna-sprzedaży nieruchomości jest potrzebny akt notarialny, to w Polsce samochód można kupić nawet na podstawie umowy ustnej - mówił sędzia.

"Dopiero, gdy chce się zarejestrować pojazd, potrzebna jest umowa na piśmie" - dodał.

Odnosząc się do argumentu Roberta P., że nie mógł skontaktować się z Adamem S., bo zepsuł mu się internetowy modem, sędzia Łochowski wskazał, że dziś jest już łatwy dostęp nawet do kafejek internetowych, gdzie można było dokonać zmian w ofercie lub odstąpić od umowy - a takich oświadczeń Robert P. nigdy nie składał.

"Zresztą odstąpienie od umowy potwierdza, że wcześniej została ona zawarta" - dodał sąd.

"Jeśli wyrok się uprawomocni, czekamy na ten samochód" - powiedziała dziennikarzom po wyroku mec. Dorota Gulińska- Aleksiewicz, reprezentująca Adama S.

Pełnomocnik Roberta P. mec. Robert Chylak zastanawiał się, czy składać apelację.

"Przestudiujemy uzasadnienie wyroku" - powiedział. Sam Robert P., który - mocą tego orzeczenia musiałby wejść w posiadanie jeepa, by go oddać Adamowi S. za 23 100 zł, zapowiedział, że przemyśli, czy jednak ma taką możliwość.

"Na pewno w przyszłości będę ostrożniejszy w aukcjach" - dodał.

[ wiadomość edytowana przez: Budrysek dnia 2007-02-06 18:55:07 ]
  
 
Rząd przyjął projekt zmian dla kierowców

Okres próbny dla młodych kierowców i ograniczenie prędkości w pierwszych siedmiu miesiącach od czasu uzyskania prawa jazdy, zakłada projekt ustawy o kierujących pojazdami, przyjęty we wtorek przez rząd.

Projekt przygotował resort transportu. Jego główne założenia to poprawa bezpieczeństwa na drogach poprzez podniesienie kwalifikacji kierowców oraz eliminacja oszustw, korupcji i nierzetelnego wykonywania usług w czasie ich szkolenia - podało Centrum Informacyjne Rządu w komunikacie przesłanym PAP.

Wyodrębnienie przepisów o osobach kierujących pojazdami w nowym akcie prawnym ma pozwolić na stworzenie bardziej przejrzystych zasad, likwidację luk i nieścisłości prawnych.

Projekt wprowadza nowe rozwiązania już na etapie uzyskiwania prawa jazdy. Chodzi o obowiązkowe badania psychologiczne kandydatów na kierowców i możliwość odbycia kursu w formie rozszerzonej, obejmującej jazdę specjalnie oznakowanym pojazdem z osobą towarzyszącą przez minimum jeden rok, pod nadzorem ośrodka nauki jazdy.

Kurs ma być przeznaczony dla osób od 16-ego roku życia. W czasie jego trwania uczestnicy wraz z osobą towarzyszącą mają uczęszczać na zajęcia w ośrodku szkolenia kierowców, kończące się wewnętrznym egzaminem.

Nowością jest także dwuletni okres próbny dla "młodych kierowców". W tym czasie będą musieli oni poszerzać swoją wiedzę o zagrożeniach i bezpieczeństwie w ruchu drogowym oraz poruszać się specjalnie oznakowanym pojazdem (wróci "zielony listek" lub jego odpowiednik).

W ciągu pierwszych siedmiu miesięcy po uzyskaniu prawa jazdy będą musieli poruszać się z prędkością do 50 km/h na obszarze zabudowanym i do 80 km/h poza nim. W przypadku popełnienia wykroczenia kierowca zostanie upomniany listem ostrzegawczym. Większa liczba wykroczeń będzie powodować skierowanie na kurs reedukacyjny bądź cofnięcie prawa jazdy.

Zwiększono również wymagania wobec instruktorów nauki jazdy i ośrodków szkolenia kierowców. Instruktorzy będą zobowiązani do corocznego uczestnictwa w warsztatach doskonalenia zawodowego. Rozszerzono katalog przestępstw wykluczających możliwość wykonywania pracy instruktora.

Zmiany dotyczące ośrodków mają podnieść jakość szkolenia. Zgodnie z projektem będą one korzystać wyłącznie ze środków dydaktycznych z listy prowadzonej przez ministra transportu. W przypadku spełniania dodatkowych wymagań dotyczących wyposażenia, będą mogły starać się o zaświadczenie uprawniające do organizowania kursów rozszerzonych.

Ośrodki będą też przeprowadzać egzaminy wewnętrzne. Wynik pozytywny będzie niezbędny do wystawienia zaświadczenia o ukończeniu kursu, negatywny da ośrodkowi możliwość zorganizowania dodatkowych zajęć dla kursantów.

Projekt przewiduje wprowadzenie nowej części egzaminu praktycznego, obejmującego jazdę poza obszarem zabudowanym.

Nowe przepisy mają zapobiegać korupcji przy ubieganiu się o prawo jazdy. Przebieg egzaminu będzie kontrolowany z użyciem urządzeń rejestrujących. Ich zapis będzie zachowywany przez dwa tygodnie. Będzie możliwe również przeprowadzenie niejawnej obserwacji przebiegu praktycznej części egzaminu.

W projekcie zawarto także przepisy dotyczące egzaminatorów, prowadzenia ośrodków doskonalenia techniki jazdy oraz nadzoru nad ośrodkami szkolenia.
  
 
Nadchodzą Koreańczycy

Niektórzy zastanawiają się, czy liderzy największych korporacji mają w ogóle czas na sen. W przypadku Ricka Wagonera, prezesa General Motors, największego na świecie producenta samochodów, nie jest aż tak źle.
W tym roku GM jest skazane na utratę długo piastowanej pozycji numer jeden na rynku motoryzacyjnym na rzecz Toyoty, ale Wagonerowi udało się przynajmniej zapobiec nadchodzącym wielomilionowym stratom.

Niemniej jednak, pod koniec stycznia nowo wybrany przewodniczący rady nadzorczej Forda, Alan Mulally, musiał ogłosić największe w stuletniej historii firmy straty na poziomie 12 miliardów dolarów. Mulally ma wiele pomysłów na poprawę wyników, ale pewnie z sentymentem już wspomina swą ciepłą posadę w Boeingu.

Konkurencja jest niemiłosierna. Za każdym razem, gdy na przestrzeni ostatnich 20 lat prezesi dużych zachodnich koncernów motoryzacyjnych uważali, że koszty oraz oferta produktowa wreszcie znajdują się pod kontrolą, pojawiały się nowe, najczęściej azjatyckie korporacje gotowe do ekspansji, wypełnienia luk ofertowych, a nawet zepchnięcia konkurentów na margines rynku. Tym razem przyszedł czas południowo-koreańskiej marki Kia. Nie tylko Ford i inne marki GM, takie jak Opel czy Vauxhall, ale także europejskie Peugeot i nękany problemami Volkswagen, boleśnie odczuwają konkurencję z Korei Południowej.

Samochody, które w zeszłym miesiącu opuściły nową, wartą 300 milionów dolarów, fabrykę w słowackiej Żylinie, stanowią przełom na rynku do tej pory zdominowanym przez Hyundaia. Nazwa nowego modelu hatchback, Cee'd, może wydawać się prawie tak infantylna, jak arogancka była nazwa pierwszego samochodu producenta – Pride (po ang. duma). Ale ten zaprojektowany i wyprodukowany w Europie model Kia stanowi nie lada wyzwanie dla takich konkurentów jak VW Golf, Ford Focus czy Opel Astra. Wygląda, jeździ, prowadzi się i jest zbudowany równie dobrze jak każdy z nich.

Wagoner i pozostali pewnie mogliby z tym żyć, gdyby byłyby to jedyne zalety nowego modelu Kia. Jednak jest to ponadto pierwsza Kia, a nawet pierwszy koreański samochód, który nie musi rażąco niska ceną wynagradzać braków technicznych w stosunku do samochodów produkowanych w Europie.

Niefortunnie dla konkurencji Kia pozostaje tańsza, ale różnica w cenie jest znacznie mniejsza niż kiedyś. Co gorsza, Cee'd sprzedawany jest z 7-letnią gwarancją na układ napędowy i 5-letnią na cały samochód. Gwarancja może przechodzić na drugiego, czy pewnie nawet trzeciego właściciela. Fakt ten powinien złagodzić deprecjację koreańskich marek samochodów, łagodzoną do tej pory bardzo niską ceną początkową. Detroit, Wolfsburg i Paryż już i tak mają sporo problemów, a teraz będą musiały jeszcze starannie pomyśleć nad odpowiedzią na wyzwanie Koreańczyków.

Kia ma ambitne plany rozwoju i nie można liczyć na to, że powtórzy klęskę Daewoo. Bankructwo firma ma już za sobą, miało ono miejsce 10 lat temu w szczytowym momencie południowokoreańskiego kryzysu gospodarczego, ale alians z Hyundaiem, który zajmuje obecnie 6 miejsce na światowym rynku motoryzacyjnym, pozwala optymistycznie patrzeć w przyszłość.

Hyundai buduje fabrykę samochodów w Czechach, więc Kia Cee'd to pewnie dopiero przedsmak tego, co może wydarzyć się na europejskim rynku motoryzacyjnym. Zmieni się europejski wizerunek obydwu koncernów.

Zaintrygowany niskim poziomem hałasu i wydaje się łatwym prowadzeniem nawet na krętych, bocznych drogach, czułem się zobowiązany poddać samochód trudniejszej serii skrętów i nagłego hamowania z myślą, że test wypadnie podobnie jak w przypadku innych koreańskich pojazdów, które prowadziłem. Ale Cee'd po prostu trzyma się zakrętów i pędzi do przodu. Może nie posiada zwinności Golfa czy Focusa, ale różnica jest niewielka i z pewnością to pierwsza Kia, której dobrze wyważony układ wspomagania i tylne zawieszenie wywołują uśmiech na twarzy kierowcy.

Cee'd broni się również jakością i precyzją wykończenia wnętrza, nie odbiegającymi od europejskich standardów. Do tego należy dorzucić dłuższą niż zwykle listę standardowego wyposażenia: sześć poduszek powietrznych (przednie, tylne i boczne), automatyczną klimatyzację, klimatyzowany schowek i w pełni zintegrowany odtwarzacz MP3 z radiem RDS oraz odtwarzaczem CD. Latem tego roku listę uzupełni pełna kompatybilność z iPodem. A to wszystko za cenę wyjściową 10 995 funtów.

Cena ta dotyczy podstawowego silnika benzynowego o pojemności 1.4l i mocy 105 koni mechanicznych. Z prędkością maksymalną 185 km/h i przyspieszeniem od 0-100 km/h w 11,6 sekundy nie jest on ślimakiem, lecz nadal nie umywa się do silników diesla Ceed’a.

Cena najlepiej wyposażonego Ceed’a z silnikiem diesla 1.6 CRDi już nie brzmi tak wspaniale. 14 245 funtów to dużo, jednak jak spojrzysz na 17 000 funtów za podobnie wyposażonego Golfa czy Focusa, to raczej nie będziesz się długo zastanawiać. Nazwa Kia oznacza bowiem dosłownie „pochodzący z Azji”.

Autor: John Griffiths - The Financial Times
  
 
Te samochody kradną najczęściej

W ubiegłym roku złodzieje skradli w całej Polsce ponad 27 tysięcy samochodów osobowych. To dużo, ale jednak o 30 proc. mniej niż w roku 2005. Najczęściej łupem przestępców padały kilkuletnie VW passaty i VW golfy.

Dalej na złodziejskiej liście samochodowych przebojów idą łeb w łeb fiat seicento ze starym poczciwym "maluchem". Wśród dziesięciu najbardziej kradzionych pojazdów nie ma samochodów francuskich i japońskich.

Tylko na części
- Dzisiaj złodzieje kradną samochody i rozbierają je natychmiast na części - tłumaczy policjant ze specjalnego wydziału do walki z przestępczością samochodową.

Rzadkością stały się kradzieże luksusowych marek. Komputery z dostępem do bazy kradzionych aut trafiły do wszystkich, nawet najodleglejszych komisariatów.

Każdy może sobie tam sprawdzić, czy samochód, który zamierza kupić, nie jest kradziony. Granica wschodnia została uszczelniona, na przejściach umieszczono kamery fotografujące pojazdy i kierowców.

Nowe nie mają wzięcia
To wszystko zmusiło złodziei do zmiany taktyki. Teraz kradną samochody, aby uzyskane z ich rozbiórki części sprzedać w warsztatach albo na giełdzie.

Wśród najczęściej kradzionych aut nie ma także najnowszych modeli popularnych marek.

- One się dzisiaj rzadko psują i dlatego nikt nie potrzebuje do nich części. Złodzieje skalkulowali więc, że im się nie opłaca kraść nowych pojazdów - wyjaśnia pan Roman, który sprzedaje na giełdzie samochodowe akcesoria.

Najbliższe lata mogą jednak przynieść złe wieści. Do Polski trafia coraz więcej starych samochodów. Będą potrzebne do nich części.

Z rankingu kradzionych aut wynika też, że złodzieje lubią kraść samochody, które nie mają skomplikowanych zabezpieczeń.

Złodziejska fikcja
Ale najciekawsze jest to, że część kradzieży jest fikcyjna. Właściciele ubezpieczają swoje pojazdy od kradzieży, sprzedają je "złodziejom", a następnie odbierają z ubezpieczalni odszkodowanie.

- Szacujemy, że 20-30 procent samochodów zgłoszonych jako kradzione w istocie zostało sprzedanych "złodziejom" - mówi funkcjonariusz z Komendy Stołecznej Policji.

W ubiegłym roku policja zatrzymała 2771 podejrzanych o kradzież pojazdu oraz kilkuset oszustów, którzy usiłowali wyłudzić odszkodowanie za fikcyjną kradzież auta.

Modele popularne wśród złodziei w 2006 roku
Volkswagen passat - 2337 szt.
Volkswagen golf - 1883 szt.
Fiat seicento - 1165 szt.
Fiat 126 p - 1133 szt.
Audi 80 - 821 szt.
Fiat cinquecento - 644 szt.
Audi A6 - 640 szt.
Opel astra - 514 szt.
Skoda octavia - 458 szt.
Audi A4 - 448 szt.
Opel vectra - 435 szt.
Skoda fabia - 414 szt.
Volkswagen polo - 385 szt.
Seat ibiza - 376 szt.
Fiat uno - 374 szt.
Peugeot 206 - 356 szt.

Rozcięli siatkę i odjechali moją toyotą
Jerzy Zieliński (62 l.):
- Złodzieje ukradli mi toyotę w bardzo perfidny sposób! Auto stało na parkingu ogrodzonym siatką i zamykanym na kłódkę. Przychodzimy rano z żoną na ten parking i co widzimy? Wszystkie auta stoją, nie ma tylko naszej toyoty. Złodzieje rozcięli siatkę i przez nią wyjechali samochodem. Jak się potem okazało, poprzecinali też kable od latarni, by "na robocie" nikt ich nie widział. Było mi przykro. Auto było udane i kupione po okazyjnej cenie. Gdy stawiłem się na komisariacie, usłyszałem: "Pan jest dziś szósty...".

Ukradli mojego malucha w prima aprilis
Jolanta Skuza (44 l.):
- Dnia, gdy skradziono mi mojego fiata 126p, nie zapomnę nigdy! To było w prima aprilis. Mama budzi mnie rano i mówi: "Jola, twojego auta nie ma!". A jak na to: "Mamuś, prima aprilis i obracam się w łóżku na drugi bok. "Ale naprawdę!" - nie daje za wygraną mama. Wychodzę więc przed dom i... zamiast malucha, widzę puste miejsce! Straszne uczucie. I potem kolejny pech. Jadę do ubezpieczyciela, a w połowie drogi okazuje się, że nie mam AC! Ubezpieczyciel zapomniał o nim, przedłużając mi umowę. Wziął ode mnie pieniądze tylko za OC, a ja tego nie zauważyłam...


z SuperExpressu
  
 
Nowe egzaminy na prawo jazdy: mniej teorii, więcej praktyki.

"Rzeczpospolita": Ministerstwo Transportu przygotowało rewolucję w szkoleniu i egzaminowaniu przyszłych kierowców. Egzamin w nowej formie ma obowiązywać już pod koniec tego roku.
"Rzeczpospolita" dotarła do najnowszej propozycji resortu, która ma wejść w życie jeszcze w tym roku.
Podczas egzaminu teoretycznego kursanci będą odpowiadali, jak zachowają się w konkretnej sytuacji na drodze, a nie na znane wcześniej testowe pytania. Powód zmian? Krytyka dzisiejszego poziomu nauki jazdy oraz policyjne statystyki, które potwierdzają, że kierowcy w wieku 18-24 lata, powodują najwięcej tragicznych wypadków.

Jak się nieoficjalnie dowiedział dziennik, egzamin w nowej formie ma obowiązywać już pod koniec tego roku. Będzie wprowadzany stopniowo. Z czasem symulacje komputerowe zdarzeń na drodze mają całkowicie zastąpić pytania teoretyczne. Nie wiadomo jeszcze, kto zajmie się przygotowaniem nowej formy egzaminów. Ministerstwo nie przewiduje podwyżki opłat za przeprowadzenie egzaminu - pisze "Rzeczpospolita".

Czy egzamin będzie trudniejszy? Tomasz Piętka, główny specjalista w Departamencie Dróg i Transportu Drogowego w Ministerstwie Transportu uważa, że nie. Zmienią się ponadto pytania z zakresu pierwszej pomocy przedlekarskiej. Powodem są wytyczne Europejskiej Rady Resuscytacji, ustalającej standardy pierwszej pomocy. Podczas egzaminu trzeba będzie zmierzyć się z konkretnymi przypadkami, gdy potrzebne jest udzielenie pomocy medycznej.

Według "Rzeczpospolitej", dalsze zmiany mają nastąpić na początku przyszłego roku. Stanie się tak za sprawą przyjętego niedawno przez rząd projektu ustawy o kierujących pojazdami. Będzie ona surowsza dla obecnych kierowców. Po zebraniu 24 punktów karnych pójdą na egzamin reedukacyjny. Cofnięcie prawa jazdy grozi kierowcy, który w ciągu 5 lat od takiego kursu zbierze ponownie 24 pkt. Jeśli zaś został złapany na jeździe "na gazie", to czeka go kurs z zakresu profilaktyki przeciwalkoholowej.

Ustawa przewiduje też obowiązek posiadania karty rowerowej i przygotowujących do jej uzyskania obowiązkowych zajęć szkolnych dla dzieci - informuje "Rzeczpospolita
  
 
Za długi - utrata prawa jazdy

Takiej kary mogą się spodziewać ci, którzy nie płacą alimentów.
Szczeciński referat świadczeń rodzinnych wystąpił o odebranie dokumentów 37 osobom. Dwóch ojców już zwróciło zaliczkę wypłaconą ich dzieciom - w sumie 2,8 tys. zł. Trzech oddało prawo jazdy.

Gdy rodzic, który ma orzeczone sądownie alimenty, nie płaci, komornik nie może wyegzekwować tych pieniędzy, a dzieci z matką mają niski dochód, państwo za pośrednictwem gminy musi pomóc rodzinie. Gmina wypłaca więc tzw. zaliczkę alimentacyjną (170 lub 300 zł w zależności od dochodu na osobę). To pomoc zwrotna. Mimo iż pieniądze na świadczenia pochodzą z budżetu państwa, gdy gmina odzyska zaliczkę połowę z niej może zostawić u siebie, a państwu musi oddać pozostałą część.

Gmina stara się (wymaga tego ustawa) odzyskać wypłacone pieniądze i zmusić rodzica (w zdecydowanej większości są to ojcowie), by zaczął utrzymywać swoje dziecko. Jednym z działań mobilizujących dłużników jest właśnie odbieranie praw jazdy. Takie działania zaleca Ustawa o postępowaniu wobec dłużników alimentacyjnych. Joanna Błachowska, kierownik referatu świadczeń rodzinnych w szczecińskim Urzędzie Miasta, tłumaczy, że sprawa nie jest prosta: zanim gmina cokolwiek zrobi, musi upewnić się, czy dłużnik naprawdę uchyla się od płacenia.

- Najpierw trzeba zrobić wywiad środowiskowy, który oceni sytuację ojca - tłumaczy Błachowska. - Dowiadujemy się, jaki jest jego majątek. Sprawdzamy, czy pracuje, ale ukrywa to, bo nie ma umowy o pracę. A może stara się znaleźć pracę? Bezrobotnym gmina z Powiatowym Urzędem Pracy szuka możliwości zarobkowania. Dopiero, gdy ojciec odmawia podjęcia pracy, można wystąpić do starosty (u nas prezydenta miasta) z wnioskiem o odebranie prawa jazdy, a do prokuratury o ściganie dłużnika.

Szczeciński referat zaczął korzystać z tego prawa od marca ubiegłego roku. Zrobił tak w wypadku 37 dłużników, ale nie wszyscy mieli prawa jazdy. Zajmujące się sprawami komunikacji Biuro Obsługi Interesantów zażądało zwrotu dokumentów od 24 kierowców.

- Dotąd tylko dwóch ojców je zwróciło. Trzeci zrobił to po uzyskaniu informacji, że za brak reakcji grozi grzywna 550 zł. Dziesięciu napisało do Samorządowego Kolegium Odwoławczego o uchylenie tej decyzji gminy. Reszta jeszcze nie zareagowała, w tych przypadkach wszczynamy postępowanie - informuje Agnieszka Marciniak, dyrektor Biura Obsługi Interesantów.

Piotr Gonerka, wicedyrektor BOI, tłumaczy, że procedura jest niezwykle czasochłonna, bo w wielu przypadkach trudno nawet ustalić adres pobytu ojca. Gmina musi to robić poprzez specjalny rejestr centralny.

Urzędnicy dodają, że SKO niemal wszystkich przypadkach podziela zdanie gminy.
  
 

Sejm: na światłach mijania przez cały rok

Kierowcy będą mieli obowiązek używania świateł mijania cały rok przez całą dobę - w piątek taką poprawkę do Prawa drogowego przyjął Sejm. Aby przepis wszedł w życie potrzebna jest tylko zgoda Senatu i podpis Prezydenta.



Poprawkę złożył klub Platformy Obywatelskiej. Jak powiedział w imieniu tego klubu poseł Stanisław Lamczyk w trakcie drugiego czytania, wprowadzenie takiego obowiązku ma poprawić widoczność samochodów na drodze. - Lepsza widoczność ma szczególne znaczenie podczas wyprzedzania poza obszarem zabudowanym oraz w przypadku osób starszych i niedowidzących, uczestniczących w ruchu drogowym jako piesi, mówił Lamczyk.

Odstęp w tunelu

Sejm przyjął również poprawki dotyczące zachowania kierowców w tunelach. Otóż w tunelu, podczas zatrzymania wynikającego z warunków lub przepisów ruchu drogowego, kierowca będzie obowiązany zachować minimalny odstęp 5 metrów od poprzedzającego go samochodu.

W tunelu dłuższym niż 500 metrów kierowca samochodu o wadze do 3,5 tony lub autobusu powinien utrzymywać co najmniej 50-metrowy dystans. Dla samochodów o wadze powyżej 3,5 tony dystans ten ma wynosić 80 metrów. Instytucja zarządzająca ruchem na drodze będzie mogła zmienić te odstępy w zależności od dozwolonej prędkości w tunelu.
  
 
mam swoją teorię na temat używania świateł mijania
Niemcy to kraj gdzie mniej więcej jest takie samo połozenie geograficzne jak w Polsce - nie ma nakazu używania świateł
Dobre , bezpieczne , dobrze oznakowane drogi , skuteczna policja , brak ograniczeń na autostradach ... mimo to brak nakazu używania świateł !

Jeżeli parlamentarzyści tak dbają o bezpieczeństwo na drogach to proszę o wprowadzenie :
- obowiązkowych egzaminów z przepisów ruchu drogowego dla wszystkich kierowców co pięć lat
- dla kierowców po 60 roku życia - co rok
- ograniczenie prędkości do 30 km / k w obszarze zabudowanym i do 60 poza

Zamiast poprawiać jakość naszych dróg wprowadzać można coraz drastyczniejsze przepisy ...

oto srtykuły z marca 2006

artykuł nr 1
Spór o nakaz jazdy na światłach w dzień
Polscy naukowcy próbują obalić mit o bezpieczeństwie na drogach
Od dwóch dni nie trzeba w dzień jeździć na światłach mijania. Ale część ekspertów twierdzi, że prawo nakazujące użaywać ich pięć miesięcy w roku nie poprawia bezpieczeństwa na drogach.

– To bezsensowny przepis. Moje badania dowodzą, że wprowadzenie tego nakazu w Polsce w 1991 roku nie miało pozytywnego wpływu ani na liczbę zderzeń samochodów, ani na wypadki z pieszymi – mówi ŻW dr Sławomir Gołębiowski, ekspert ds. bezpieczeństwa ruchu drogowego, do niedawna pracownik Instytutu Transportu Samochodowego (ITS). W miesiącach jesiennych i zimowych w sezonie 1990/91 do 45 proc. wypadków dochodziło w dzień. Po wprowadzeniu nowych przepisów, ten odsetek się nie zmienił.

Cios w kieszeń i przyrodę
Gołębiowski podpiera się badaniami Norwegów i Amerykanów, które także wykazały, że włączenie świateł nie wpływa na wypadkowość. Podobne opracowania i argumenty przeciw temu obowiązkowi pod adresem www.lightsout.org zamieszcza działające od lat międzynarodowe Stowarzyszenie Kierowców Przeciw Korzystaniu w Dzień ze Świateł Mijania (DADRL).
– Na podstawie badań na hamowni i analiz rachunkowych oszacowaliśmy, że jazda na światłach oznacza o 1–1,5 proc. większe zużycie paliwa. Kosztuje to polskich kierowców niemal 200 mln zł rocznie. Nie licząc strat związanych ze zwiększoną emisją dwutlenku węgla do środowiska – mówi dr Sławomir Gołębiowski.

Czują się bezpieczniej
– Nakaz używania świateł w dzień nie ma sensu. Powinno się zostawić decyzję użytkownikowi. Wystarczyłby zapis o włączaniu świateł „podczas jazdy w warunkach niedostatecznej widoczności” – uważa inż. Tytus Borkowski z firmy Eksperci Techniczno–Motoryzacyjni „Rzeczoznawcy PZM”. Także dr Gołębiowski podkreśla, że o zmierzchu, czy w trudnych warunkach atmosferycznych użycie świateł mijania w dzień jest oczywiste.
Pomianowski mówi, że korzystając cały rok ze świateł czuje się bezpieczniejszy. – Kierowcy na światłach faktycznie czują się bezpieczniej. Ale przez to jeżdżą śmielej – kontruje Gołębiowski.




artykuł nr 2

Rząd chce świateł mijania cały rok

Obowiązek jazdy na światłach mijania w dzień przez cały rok zakłada nowelizacja ustawy przygotowywana w Ministerstwie Transportu – dowiedziało się ŻW.

Dr Sławomir Gołębiowski, ekspert bezpieczeństwa ruchu drogowego, na podstawie badań uznał, iż wymóg nie poprawia bezpieczeństwa na drogach. Wiąże się za to ze zwiększeniem zużycia paliwa o 1-1,5 proc. i stratami dla środowiska.
Nasz artykuł wywołał burzę wśród Czytelników. „Jestem za zniesieniem obowiązku używania świateł mijania. Jest to całkowicie bezcelowy przepis. Jadący z przeciwka pojazd na światłach uniemożliwia bezpieczną ocenę odległości i prędkości pojazdu” – napisał Waldemar Perecki, zawodowy kierowca i jedna z ponad 2,5 tys. osób, które skomentowały przedruk naszego tekstu na Onet.pl.

Tymczasem Ministerstwo Transportu nie tylko nie rozważa wycofania obowiązku jeżdżenia na światłach przez pięć miesięcy, ale planuje rozszerzenie go na cały rok. – Departament Dróg i Transportu Drogowego występuje z taką propozycją w przygotowywanym obecnie projekcie nowelizacji ustawy Prawo o ruchu drogowym – potwierdza Justyna Bracha z Ministerstwa Transportu i Budownictwa. Jej zdaniem argumenty, że spowoduje to zwiększone zużycie paliwa i większą emisję dwutlenku węgla nie koresponduje z nadrzędnym celem przyświecającym zamiarowi ministra, tj. zwiększeniem bezpieczeństwa uczestników ruchu na naszych drogach.

Analizom dra Gołębiowskiego i innych ekspertów, których badania przytaczaliśmy wczoraj, ministerstwo przeciwstawia szacunki Europejskiej Rady Bezpieczeństwa Transportu. Wynika z nich, że wprowadzenie świateł do jazdy dziennej powinno przyczynić się do 8–29-proc. spadku liczby wypadków z udziałem dwóch lub więcej pojazdów. ( ciekawe skąd te wyliczenia ? )
Światła niekoniecznie przez cały rok ale zdrowy rozsądek powinien być tym co obowiązuje przez cały rok!