Ciekawostki Dropsa część 1 - Strona 11

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Chiński sabotaż, jak cos takiego czytam to z łezką w oku wspominam mercedesa w123 ("beczka"), rozpędzenie tego do setki zabieralo z pol dnia ale jak czołg, nie do zgniecenia
  
 
Sześć lat jeździła bez prawa jazdy 67-letnia Szwajcarka, pokonując w tym czasie 170 tysięcy kilometrów. Ostatecznie natknęła się jednak na policyjną kontrolę.
Prokuratura w Lucernie poinformowała w czwartek, że owej pani odebrano prawo jazdy w 2002 roku za łamanie przepisów ruchu drogowego.
Kobieta postanowiła po prostu jeździć bez tego dokumentu i przez sześć lat nie miała z tego powodu żadnych kłopotów.
  
 
Nieoznakowane policyjne auta opisane w sieci.

Policja twierdzi, że strona to żaden problem.

Chcesz wiedzieć, które z aut stojących przy drodze należy do drogówki? Nic prostszego - wystarczy ściągnąć z internetu obszerną, stale aktualizowaną listę nieoznakowanych samochodów policyjnych. Internauci umieszczają tam też zdjęcia robione tym autom na ulicach miast w całej Polsce. Policja wie o stronie, ale nic nie może zrobić.

Strona http://www.nieoznakowane.info/ działa pod hasłem "forum szybkiej i bezpiecznej jazdy". Bezpieczeństwo kierowcom ma zapewnić znajomość marek i numerów rejestracyjnych nieoznakowanych aut drogówki z zamontowaną wewnątrz kamerą.

Forum jest starannie podzielone na województwa i miasta. Są też wymienione trasy, po których jeżdżą poszczególne radiowozy.

Nieoznakowanych aut drogówki nie jest dużo, np. w Krakowie ok. 20. Wystarczy znać kolor i markę (najpopularniejsze są fordy mondeo i volkswageny passaty), aby po numerach upewnić się, że to wóz policyjny.

Uczestnicy forum są dobrze poinformowani. Wiedzą nie tylko, kto gdzie stoi, ale nawet gdzie i kiedy policjanci mieli stłuczki i gdzie ich auta były naprawiane!

Wpis jednego z internautów o nicku PTR: "błękitny passat [tu numery] jest w remoncie, zarysował (chłopaki mówili w serwisie) w coś niegroźnie, rejestracji pewnie nie zmienia, pewnie do końca tygodnia wyjedzie" - pisze PTR. "Skoro tak, to dlaczego rejestracja została zdana?" - zastanawia się dobrze poinformowany moderator.

Uczestnicy forum świetnie również wiedzą o każdym nowym sprzęcie, jakim dysponuje policja. "Jarinio" pisze: "Wiem, że w styczniu policja na Podkarpaciu otrzymała siedem nowych vectr: 2 czarne, 2 beżowe, 1 ciemnoczerwoną, 1 ciemnozieloną i 1 grafit". Kilka minut później internauta o nicku ri pomaga koledze - wpisuje wszystkie numery rejestracyjne podanych aut. "Nazwałbym to nieszczęśliwą siódemką" - kwituje.W innym wątku kierowcy wymieniają się informacjami na temat wyposażenia policyjnych aut. Chodzi m.in. o ważną kwestię kamery, która zazwyczaj zamontowana jest z przodu, ale np. w województwie warmińsko-mazurskim również z tyłu. "Nie wiem, czy w vectrach jest kamerka z tyłu, ale mechanicy twierdzą, że nie" - pociesza "Jarinio" na stronie podkarpackiej.

Szef krakowskiej drogówki Krzysztof Burdak o stronie dowiedział się od dziennikarki "Polski". Twierdzi jednak, że w pracy mu to nie przeszkadza. - Stoimy przy drodze, więc to normalne, że czasami ktoś nas zobaczy .

O stronie wiedzą za to w Komendzie Głównej Policji. Zbigniew Urbański, specjalista od informatyki z KG, tłumaczy, że umieszczanie tego typu informacji w internecie nie jest przestępstwem. - Każdy może wejść z aparatem na chodnik przy komendzie stołecznej i zrobić zdjęcie na parkingu z nieoznakowanymi policyjnymi samochodami - mówi.

A gdyby na liście znalazły się numery samochodów operacyjnych pracowników wydziału kryminalnego? - To żaden problem. Przecież i tak przestępcy znają te numery - zapewnia Urbański. - A te najbardziej tajne są tak zakamuflowane, że na pewno na tej liście się nie znajdą - twierdzi. Na razie jednak nikt w policji tego nie sprawdzał.
  
 
Cytat:
2008-04-13 20:29:56, Budrysek pisze:
"Jarinio" pisze: "Wiem, że w styczniu policja na Podkarpaciu otrzymała siedem nowych vectr:
2 czarne, 2 beżowe, 1 ciemnoczerwoną, 1 ciemnozieloną i 1 grafit".



potwierdzam


[ wiadomość edytowana przez: Talus dnia 2008-04-13 22:24:17 ]
  
 
Rolnik porzucił trzecią żonę i "poślubił" kozę

Nieszczęśliwy rolnik z Bułgarii zostawił swoją trzecią już żonę dla kozy - podaje "The Daily Telegraph".
Stoil Panayotov dokonał wymiany - dotychczasową żonę oddał sąsiadowi w zamian za Elenę, 8-letnią kozę. Powodem był fakt, że kobieta nie mogła mu dać dziecka. "Zaślubin" dokonano na oczach tłumu, na placu w mieście Plovdiv w centralnej Bułgarii.

- Dzień wcześniej przyjaciel powiedział mi, że nie ma szczęścia z kobietami, a jednocześnie bardzo lubi moją żonę - mówi 54-letni rolnik. Dodaje także, że umowa wymiany była możliwa, bo jego żona zgodziła się na nią - podaje "The Daily Telegraph". - Koza urodziła już trójkę potomstwa, a moja żona ani jednego dziecka - dodaje Stoil. - Tak więc wymiana jest korzystna dla właściciela kozy, ja mam bowiem kozę "z drugiej ręki", a on ma całkiem nową żonę - mówi Bułgar.

To kolejny już przypadek dziwnego związku między zwierzęciem a człowiekiem. W minionym roku świat obiegła informacja, że koza z Sudanu została wybranką Charles'a Tombe'a. Poślubił on czarno-białe zwierzę, gdyż go do tego zmuszono. Wcześniej bowiem przyłapano go na współżyciu z pasącą się kozą. Rose - bo tak miała na imię - już jednak nie żyje. Udławiła się foliową torebką i zdechła.

W Indiach mężczyzna poślubił psa, bo tak poradził mu astrolog - podaje "The Daily Telegraph".
  
 
Kierowca do policjantów: Wypiłem tylko litr!

- Ale o co chodzi? Wypiłem tylko litr wódki. Dobrze się czuję i mogę jechać dalej - tłumaczył 36-letni mieszkaniec Ostrowca Świętokrzyskiego funkcjonariuszowi policji po tym jak fiatem 125p wjechał w jego hondę. Miał blisko 4 promile alkoholu.

Do zdarzenia doszło w niedzielę późnym wieczorem w Ćmielowie. Na jadącego prywatną hondą policjanta najechał fiat 125p.

- Policjant zatrzymał swój samochód, żeby zobaczyć co się stało. Gdy otworzył drzwi dużego fiata nie miał żadnych wątpliwości co było przyczyną kolizji. Zza kierownicy wyciągnął 36-letniego mężczyznę, mieszkańca Ostrowca Świętokrzyskiego - informuje Krzysztof Skorek, rzecznik prasowy świętokrzyskich policjantów.

Kierowca fiata tłumaczył przybyłym na miejsce policjantom, że wypił litr wódki, ale dobrze się czuje i jest w stanie dalej prowadzić auto.

Za jazdę po wypiciu alkoholu i spowodowanie kolizji grozi mu do dwóch lat więzienia.
  
 
19-05-2008
Policja nie ma obowiązku oznaczać miejsc, w których postawi fotoradar. Nie musi on być też widoczny dla kierujących

Przepisy nie normują, gdzie ma stanąć fotoradar. Taktyka pomiaru i strategia ich użycia to sprawa poszczególnych jednostek policji. W praktyce stają tam, gdzie najczęściej dochodzi do zdarzeń drogowych, których przyczyną jest nadmierna prędkość. Fotoradary mogą być umieszczone na statywach ulokowanych między jezdniami lub na poboczu albo na specjalnych masztach, które najczęściej finansują lokalne samorządy. W kraju stoi ich już ok. 700, chociaż policja nie ukrywa, że fotoradarów ma pięć razy mniej. Dojazd do większości tych punktów oznaczony jest specjalnymi tablicami informującymi o kontroli radarowej.

– Robimy to ze względów prewencyjnych. Dziś żaden przepis nie zobowiązuje nas do oznaczania punktów kontrolno-pomiarowych – mówi Józef Syc, naczelnik Biura Prewencji i Ruchu Drogowego Komendy Głównej Policji.

Pomiar może być również dokonywany „z ręki” przez funkcjonariuszy w oznakowanych radiowozach (tu przepisy mówią, że policjanci nie mogą ukrywać się np. za krzakami) lub też w nieoznakowanych radiowozach wyposażonych w wideorejestrator. Takich aut policja ma 130. Tajemnicą poliszynela jest, że zawodowi kierowcy lub przedstawiciele handlowi znają marki i rejestracje lokalnych samochodów z wideorejestratorami i wzajemnie ostrzegają się przed nimi za pomocą CB-radia. Dlatego np. lubelscy policjanci wykorzystują czasami swoje prywatne samochody i z nich dokonują pomiarów. – Wystarczy, że taki nieoznaczony pojazd pojeździ godzinę po drogach. W walce z piratami chcemy też wykorzystać stojące od dawna na poboczach stare auta. Tam będziemy montować urządzenia – zapowiada Janusz Wójtowicz, rzecznik prasowy Komendy Wojewódzkiej Policji w Lublinie. Uważa, że takie niestandardowe kontrole czynią użytkowników dróg ostrożniejszymi.

Do karania piratów drogowych policjanci wykorzystują coraz częściej zdjęcia z monitoringu miejskiego. Nie wykluczają, że wzorem kolegów z Holandii i Norwegii zaczną ukrywać aparaty rejestrujące prędkość również w obudowach imitujących kosze na śmieci.

(MG)
Rzeczpospolita
  
 
Tysiące kierowców nabitych w reklamowe naklejki

1,7 mln zł - na taką sumę mogli oszukać klientów właściciele firmy Pier & Gio

Gdańska spółka Pier & Gio oferowała Polakom pieniądze za umieszczanie naklejek reklamowych na ich prywatnych samochodach.
Wcześniej trzeba było wpłacić kaucję - prawie 3 tys. zł. Okazało się, że firma prawdopodobnie oszukiwała ludzi.

Pozamykane biura w całym kraju, milczące telefony i niedziałająca strona internetowa nie wróżą tysiącom poszkodowanych klientów Pier & Gio nic dobrego. Każdy z nich, aby móc dzięki tej firmie zarabiać 888 złotych miesięcznie, musiał najpierw wpłacić kaucję (po roku połowa miała być zwracana).

W zamian otrzymywał trzy naklejki reklamowe nieznanych i niemal w ogóle niedostępnych w Polsce produktów (kosmetyki i napoje aloesowe). Mimo że oferta Pier & Gio mogła budzić uzasadnione podejrzenia i od samego początku przypominała słynne niegdyś piramidy finansowe (w tym wypadku dzięki jednej wpłaconej kaucji można było zapłacić trzem osobom), wielu Polaków uwierzyło w szybki zysk i pieniądze za nic. - Szacujemy, że chętnych na łatwy zarobek mogło być nawet kilka tysięcy w całej Polsce - komentuje jeden z gdańskich policjantów, który zajmuje się sprawą.

Zaniepokojeni brakiem przelewów właściciele oklejonych reklamami aut już we wtorek próbowali dowiedzieć się, dlaczego spółka nie dokonała przelewów na ich konta. Gdy zjawiali się pod którymś z biur Pier & Gio w Gdańsku, Gdyni, Olsztynie, Poznaniu, Łodzi, Warszawie, czy Toruniu i Bydgoszczy okazywało się, że jest ono zamknięte.

Od piątku również i na zamkniętych drzwiach głównej siedziby spółki przy ul. Ogarnej w Gdańsku naklejona jest papierowa opaska z pieczątką Komendy Miejskiej Policji.

- Dwa tygodnie temu podpisałem z nimi umowę . 2700 złotych zapłaciłem w tym biurze gotówką. Nawet złamanego grosza mi nie oddali ani nie wypłacili - denerwuje się pan Krzysztof, właściciel eleganckiego, kilkuletniego audi A6 upstrzonego trzema żółtymi naklejkami. - Moi koledzy już zbierają dane i składają wspólne zawiadomienie o przestępstwie do prokuratury.

Do zamknięcia dzisiejszego numeru "Polski" policjanci w Gdańsku otrzymali kilkadziesiąt zgłoszeń od poszkodowanych przez Pier & Gio. W ciągu najbliższych dni funkcjonariusze spodziewają się lawiny kolejnych doniesień. Z całej Polski.

- KMP w Gdańsku prowadzi w tej sprawie czynności wyjaśniające. Ustalamy dane właścicieli i pracowników tej firmy, a także liczbę osób poszkodowanych. Cały czas przyjmujemy też zgłoszenia od osób poszkodowanych. Apelujemy, aby zgłaszać się do najbliższej jednostki policji - wyjaśnia Adam Reszczyński z gdańskiej policji.

Sprawą Pier & Gio zajmie się także prokuratura. Włoskiemu właścicielowi tej spółki Pier-giorgio Lavezziemu może grozić nawet do 8 lat więzienia za oszustwo.

Co ciekawe, na to samo nazwisko otwierano już podobne firmy we Włoszech i Francji. Za każdym razem były to spółki z ograniczoną odpowiedzialnością i minimalnym wkładem kapitałowym (w Polsce 50 tys. zł).

Podobnie jak Pier & Gio firmy te zamykały się po niecałym roku działania.
  
 
Po tych lekach nie wsiadaj za kierownicę

O tym, że po alkoholu nie powinno się siadać za kółko wie praktycznie każdy.

Z tego, że lekarstwa bywają równie groźne dla kierowcy, zdaje sobie sprawę niewielu. Tymczasem leki nasenne, przeciwdepresyjne, przeciwbólowe i przeciwalergiczne mogą negatywnie oddziaływać na przetwarzanie informacji, ich analizę, podejmowanie decyzji i koordynację ruchów.

Jak wskazują statystyki dotyczące niekorzystnego wpływu leków na sprawność kierowców, nawet do 20 proc. wypadków i kolizji drogowych może być spowodowanych przez tych, którzy stosują lekarstwa niekorzystnie oddziaływujące na zdolność prowadzenia pojazdów.

Szczególnie groźna jest senność wywołana działaniem niektórych leków. Senni kierowcy częściej powodują wypadki, szczególnie podczas wykonywania nużących i monotonnych czynności np. podczas jazdy po autostradzie. Większe zagrożenie z powodu senności w dużej mierze jest skutkiem opóźnienia hamowania, przez co wyraźnie maleje szansa uniknięcia zderzenia.

Badanie przeprowadzone na 593 zawodowych kierowcach w Australii wykazało, że więcej niż połowa z nich zapadała w drzemkę podczas jazdy. Ponad 30 proc. przyjmowała przy tym leki mogące być przyczyną senności lub znużenia. W badaniu holenderskim, przeprowadzonym na grupie 993 sprawców wypadków drogowych, aż u 70 proc. kierowców stwierdzono obecność we krwi pobieranej bezpośrednio po wypadku obecność benzodiazepin - leków o działaniu przeciwlękowym i uspokajającym.

Zaskoczeniem dla wielu kierowców może być informacja, że problemy z prowadzeniem samochodu mogą mieć po zażyciu niektórych, zwłaszcza silnych leków przeciwbólowych. Zawierają one związki mogące powodować zawroty głowy i spowolnienie reakcji. Negatywnie na prawidłowe kierowanie wpływają też leki ziołowe zawierające kozłek lekarski, melisę lekarską czy chmiel, sprzedawane czasem jako suplementy diety.
Kierowcy powinni zachować ostrożność przy zażywaniu preparatów zawierających guaranę, taurynę i kofeinę, takich jak napoje energetyzujące (np. Red Bull, Tiger, R20, Burn). Zapobiegają one co prawda zmęczeniu, ale po początkowym okresie większego pobudzenia powodują wzrost zmęczenia.
Informacje o wpływie lekarstwa na sprawność organizmu powinny znajdować się w ulotce.

Niektóre z nich zawierają np. zapis, że "w czasie stosowania preparatu nie wolno prowadzić pojazdów ani obsługiwać urządzeń mechanicznych w ruchu". Niestety tylko 10 proc. przyjmujących leki czyta ulotki, w efekcie czego ryzyko prowadzenia samochodu po zażyciu szkodliwego dla kierowcy lekarstwa jest wysokie.

Działanie leków na organizm kierowcy, podobne do działania alkoholu, może zostać wykryte przez policję. Służą do tego specjalne testy, przeprowadzane coraz częściej m.in. w trakcie rutynowych kontroli drogowych. W przypadku dodatniego testu wynik potwierdzany jest przez laboratoryjne badanie krwi (lub moczu) kierowcy. Z roku na rok liczba takich badań rośnie - w 2005 r. było ich 1165, w 2006 już 1650, a w roku 2007 - 2145.

Kierowanie w stanie po użyciu alkoholu (0,2 - 0,5 promila w organizmie) lub podobnie działającego środka - np. leku, stanowi wykroczenie z art. 87 kodeksu wykroczeń, za które obok kary aresztu lub grzywny do 5 tys. zł może zostać orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów na okres od 6 miesięcy do 3 lat.

Niektóre leki np. w dużym stężeniu, mogą działać odurzająco. Jeśli kierowca w stanie odurzenia zostanie zatrzymany przez policję, to grozi mu kara do 2 lat więzienia, utrata prawa jazdy od 1 roku do 10 lat oraz grzywna. Zgodnie z przepisami jest bowiem traktowany jako osoba prowadząca w stanie nietrzeźwości (powyżej 0,5 promila alkoholu w organizmie).

W przypadku spowodowania wypadku pod wpływem środka odurzającego - za który mogą zostać uznane niektóre leki - kierowcy grozi kara pozbawienia wolności do 12 lat.

źródło POLSKA

[ wiadomość edytowana przez: Budrysek dnia 2008-09-19 12:23:35 ]
  
 
Firmy ubezpieczeniowe grzeszą na potęgę

Manipulują klientami, nie wypłacają na czas odszkodowania czy zaniżają jego wartość - to największe grzechy polskich towarzystw ubezpieczeniowych. Liczba skarg kierowanych do rzecznika ubezpieczonych rośnie lawinowo. W ubiegłym roku było ich już 7631 - pisze dziennik "Polska".

Dane z raportu rzecznika ubezpieczonych potwierdzają opinię, że jest źle. Liczba skarg rośnie średnio o 15-20 procent rocznie. W 2008 roku do rzecznika wpłynęło 7631 zażaleń, o 800 więcej niż 2007 roku i prawie 2 tysiące więcej niż w roku 2006. 64 procent spraw dotyczyło ubezpieczeń komunikacyjnych, w tym zdecydowana większość problemów ze świadczeniem OC. 12 procent spraw to ubezpieczenia na życie.

Reszta to "drobnica", na przykład ubezpieczenia mienia. Aż 3176 skarg związanych było z wysokością odszkodowania, której nie zaakceptowali ubezpieczeni. Rzecznik ubezpieczonych raportuje na przykład, że PZU nie chciał uwzględniać stawki podatku VAT przy zwrocie kosztów napraw

Więcej w dzienniku "Polska".