Znam też taki przypadek, że kierowca zgłosił policji, że TIR jechał z niezabezpieczonym ładunkiem i z tego powodu kamyczek uszkodził mu przednią szybę. Drogówka nie ruszyła za TIR-em, ale zabrała dowód poszkodowanemu kierowcy. No bo sam przecież zgłosił, że ma uszkodzoną szybę. No i kierowca musiał lawetę ściągać po swoje auto.
Taką niestety mamy już policję. Jak mam coś do załatwienia i mi naprawdę na tym zależy, to wolę to sam załatwić, a nie angażować w to naszych "mundurniów"
Żarówki zawsze warto wozić ze sobą i to jest dla mnie oczywistość.
Problemem jest natomiast kwestia ich wymiany. W niektórych współczesnych autach, żeby dostać się do przednich lamp, trzeba rozebrać cały przód samochodu, wyjąć zderzak, przedni panel i kto tam wie, co jeszcze. Jeśli się to robi "po ciemku" i w szczerym polu, to można jeszcze narozrabiać, nadłamać krawędź jakiego plastiku, odłamać jaki zatrzask. Wiele rzeczy się niestety nie rozbiera w sposób intuicyjny
Pamiętam, jak w szkole jazdy, gdzie się uczyłem jeździć na Renault Clio, wszystkie wozy praktycznie miały krzywe zderzaki i podokręcane przy pomocy blachowkrętów takich, jak na budowie
Elementy wokół tego były porysowane i miały nadłamane krawędzie. A wszystko to od tej częstej wymiany żarówek
Mnie też raz złapała drogówka za to, że mi nie świeciły żarówki. Nic mi nie zrobili, bo to były żarówki oświetlające tylną tablicę rejestracyjną. Nie było to więc aż takie poważne, jak np światła pozycyjne, mijania, czy kierunkowskazy. Jako, że miałem do garażu ze 300 metrów, a kontrola były w nocy, to pouczyli mnie tylko, że po powrocie do domu, muszę to niezwłocznie naprawić. Gdyby natomiast wypaliła mi się żarówka w lampie światła pozycyjnego lub mijania lub w kierunkowskazie, a ja nie miał bym zapasowej, lub nie mógł tego naprawić na miejscu, przy nich, to by mogło nie być aż tak "wesoło". Jeśli fakt wypalenia żarówki zagrażać może bezpieczeństwu w ruchu drogowym, to mają oni obowiązek zabrać dowód danego auta.
A jeśli chodzi o nowe auta, to niestety, ale te wielkie koncerny produkujące samochody się wycwaniły z tymi żarówkami. Chcą nas zmusić w ten sposób, aby z najdrobniejszymi pierdołami jeździć do ich autoryzowanych serwisów i dawać im zarobić.
Kiedyś, żeby wymienić żarówkę, wystarczyło odkręcić 2 śrubki płaskim śrubokrętem, wyjąć klosz, wymienić żarówkę i przykręcić klosz. To było banalne. Pracy dosłownie na 1 minutę.
Dzisiaj nas chcą zmusić, aby mechanicy w ich warsztatach tylko mogli takie bzdety naprawiać. Ubezpieczalnie też się cieszą z tego cwaniactwa, bo mogą nas "łaskawie ubezpieczyć" od kosztów lawety. I tak z powodu głupiej żaróweczki trzeba wzywać lawetę, dawać się skubać ubezpieczalni lub pomocy drogowej, by wreszcie zostać oskubanym przez autoryzowany serwis
Jak widzisz pomysłowość koncernów i ich pazerność nie znają granic