Ciekawostki Dropsa część 1 - Strona 2

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
jedno jest pewne bez dobrych drog co by nie wymyslil nasz kochany sejm bezpieczenstwo sie nie poprawi a tylko benda wyciagac wiencejz naszych kieszeni
  
 
Cytat:
– Na podstawie badań na hamowni i analiz rachunkowych oszacowaliśmy, że jazda na światłach oznacza o 1–1,5 proc. większe zużycie paliwa. Kosztuje to polskich kierowców niemal 200 mln zł rocznie. Nie licząc strat związanych ze zwiększoną emisją dwutlenku węgla do środowiska – mówi dr Sławomir Gołębiowski.



Mafia paliwowa działa
Takie moje zdanie
  
 
ciekawa teoria
  
 
Koniec ery tuningu?

Na co nie zwróci uwagi UE, natychmiast chciałaby to uregulować.

Tym razem komisarze powoli zaczynają się zajmować tuningiem aut. Ponieważ nie jest on jeszcze uregulowany ogólnoeuropejskimi przepisami, KE chce "naprawić" ten błąd. Wśród zaleceń dotyczących drogowego bezpieczeństwa znalazły się wskazania, które z czasem mogą prowadzić do tuningowego zakazu. Chodzi o ograniczenie przeróbek mechanicznych i technicznych. Zapewne nowe regulacje w pierwszej kolejności obejmą rasowanie silników. Zwiększanie ich mocy to przecież także wzrost ilości spalin, a ekologia stała się oczkiem w głowie Brukseli. Ofiarą komisarzy padnie też dodatkowe oświetlanie aut. Kolorowe światełka i umieszczane na karoserii czy wycieraczkach diody mają wprowadzać w błąd i innych kierowców. Ograniczenia mogą dotknąć nawet wnętrza. Brukseli nie podoba się zmiana foteli czy tapicerki. Użyte materiały mogą być przecież niebezpieczne i zagrażać naszemu zdrowiu. O montowaniu felg o większych rozmiarach też można właściwie zapomnieć.

Być może likwidacja tuningu nie przejdzie jednak tak łatwo. Najczęściej w przeróbki swoich aut bawią się przecież Niemcy, a to nie tylko potężne lobby, ale także kraj, który w tym półroczu sprawuje prezydencję Unii. Zwolennicy tuningu są na razie spokojni, ale znając zapał komisarzy unijnych do normowania wszystkiego co się da w imię bezpieczeństwa i innych celów wyższych, może to być początek końca.

Autokrata
  
 
Nie piszmy tu o światłach ...
Na koniec tematu świateł dodam, że nasi zachodni sąsiedzi z terenów NRD są wystrachani mandatami naszych milicjantów do tego stopnia , ze jak jada do Polski to światła zapalają natychmiast po ruszeniu z domu

I dobrze tak Niemcom - wreszcie się czegoś boją !
Dziś o cukierkach :

Przez cukierki mogłem stracić prawko
Stanisław Bendzera (57 l.), przedsiębiorca z Graboszyc (Małopolska), na miesiąc stracił prawo jazdy, a teraz czeka go sąd, bo alkotest pokazał, że przez kilka minut był wstawiony po zjedzeniu czekoladki z masą spirytusową.
- Nie odpuszczę, póki nie zmieni się prawa robiącego z uczciwego człowieka przestępcę - zapowiada wspierany przez posła Stanisława Rydzonia (57 l.). Razem walczą z absurdalnymi przepisami w interesie wszystkich polskich kierowców.
- Gdy okazało się, że wydmuchałem 0,25 promila, osłupiałem - Stanisław Bendzera nigdy nie zapomni tej chwili.
Tylko jedna pomadka
W Oświęcimiu, gdy prowadził nissana, żona dała mu czekoladkę. Miał ją jeszcze w ustach, gdy zatrzymała ich policja. Po wylegitymowaniu przyszło rutynowe sprawdzenie trzeźwości i...
- Pan pił - usłyszał zaskoczony.
Stroni od kielicha, jest po dwóch zawałach, ma cukrzycę.
- Zjadłem tylko jedną czekoladkę - upierał się.
Gdy po kilkunastu minutach powtórnie dmuchnął, alkotest pokazał już 0,00. Taki sam wynik dało badanie ponowione na komendzie. Na jego prośbę pobrano mu też krew.
- Przecież wiedziałem, że jestem trzeźwy - komentuje znany już wynik tego badania kierowca z 38-letnim stażem.
Łudził się, że już po drugim dmuchaniu będzie po sprawie. Policja zabrała mu jednak prawo jazdy, był ściągnięty na przesłuchanie itd. Po prawie miesiącu sąd polecił zwrócić mu prawo jazdy. Teraz czeka w napięciu na rozprawę.
Sami sprawdziliśmy
- Ja naprawdę zjadłem tylko cukierka - przekonuje cały czas.
Nie kłamie. Reporter "Super Expressu" w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Krakowie zrobił eksperyment. Po zjedzeniu jednej trufli wydmuchał, uwagaÉ 2,15 promila alkoholu! Po 10 minutach alkotest pokazał 0,00 promila. Z pierwszym wynikiem prowadzący pojazd byłby już przestępcą. Utrata prawa jazdy i odsiadka do 2 lat .
Policja wie, w jakie kłopoty mogą wpakować kierowców słodycze lub lekarstwa zawierające alkohol. Gdy jednak słyszy od prowadzącego, że coś takiego zjadł lub wypił, nie może go puścić wolno.
- Na to nie pozwala obowiązujące prawo - mówi mł. inspektor Dariusz Nowak, rzecznik małopolskiej policji. - Już po pierwszym badaniu wskazującym, że kierowca jest po alkoholu, wszczynamy postępowanie. W tym przypadku doszło do wykroczenia, dlatego sprawę przekazaliśmy do sądu grodzkiego.
Trzeba zmienić prawo
Mogłoby być jednak tak - kierowca dmucha powtórnie, wynik jest zerowy, czego dowodem jest wydruk, kierowca jedzie dalej.
- To badanie musiałoby być jednak przeprowadzone kilkanaście minut po pierwszym, bo w takim czasie osoba autentycznie pijana nie jest w stanie wytrzeźwieć - zastanawia się inspektor Nowak. - Ponadto we wszystkich radiowozach musiałyby być odpowiednie urządzenia do sprawdzania trzeźwości. I najważniejsze - najpierw musiałoby się odpowiednio zmienić prawo.

W tej ostatniej sprawie działa już poseł Stanisław Rydzoń, który wystąpił do ministra spraw wewnętrznych o taką zmianę przepisów dotyczących postępowania z kierowcami po tzw. użyciu alkoholu (od 0,2 do 0,5 promila), by nie dochodziło do absurdów.

Parlamentarzysta chce też, by producenci artykułów zawierających alkohol, na opakowaniach i w sklepach ostrzegali przed tym kierowców.

- Jeśli taki kierowca jak ja po drugim badaniu ma zerowy wynik, powinien być wypuszczony. Te chore prawo musi się zmienić - liczy Stanisław Bendzera walczący o interes wszystkich kierowców.
Udowodnij, że nie piłeś

Nadkom. Marcin Flieger, zastępca dyrektora Biura Prewencji i Ruchu Drogowego w Komendzie Głównej Policji:

- Kiedy policjant stwierdzi na drodze, że wydychane przez kierowcę powietrze zawiera alkohol, musi powtórzyć po 15 minutach badanie. Jeśli za drugim razem wydychane powietrze jest wolne od alkoholu, kierujący ma prawo zażądać badania krwi. To na pewno pomoże mu udowodnić w sądzie, że był trzeźwy.
autor: Mirosław Koźmin – SuperExpress
  
 
Nie dmuchniesz w alkomat - pobiorą krew na siłę

"Metro": Rząd da strażnikom miejskim i leśnym część policyjnych uprawnień. Będą mogli karać za każde wykroczenie drogowe, wlepiać mandaty i punkty karne oraz badać trzeźwość kierowców. Kto nie dmuchnie w alkomat, temu policjanci na siłę pobiorą krew do badania.
To ma być bat na kierowców łamiących przepisy i koniec strażników, którzy mogli jedynie zakładać blokady na źle zaparkowane auta czy kontrolować handlujących na ulicy straganiarzy. Zgodnie z projektowaną nowelizacją ustawy o ruchu drogowym blisko osiem tys. strażników miejskich i tysiąc strażników leśnych dostanie prawo karania za łamanie przepisów na drogach - pisze "Metro".

- Jeśli będzie więcej funkcjonariuszy czy urządzeń rejestrujących szybkość na drodze, to zmniejszy się liczba wypadków. Strażnicy wyręczą w części zadań policjantów, którzy będą mogli zająć się poważniejszymi przestępstwami. Pieniądze za wlepiane przez strażników mandaty będą wpływać do miejskiej kasy lub do budżetu Lasów Państwowych (w przypadku straży leśnej) - przekonuje Edward Siarka, poseł PiS z sejmowej komisji administracji i spraw wewnętrznych, która już za tydzień rozpocznie prace nad projektem ustawy. Nowelizowana ustawa zaostrzy też sposób postępowania z nietrzeźwymi kierowcami. Do tej pory można było odmówić dmuchania w alkomat. Lecz żeby zbadać krew opornego szofera, policja musiała uzyskać jego zgodę. Teraz funkcjonariusze będą mieli "możliwość poddania kierowcy - nawet bez jego zgody - badaniu krwi lub moczu, przeprowadzonemu w zakładzie opieki zdrowotnej lub w izbie wytrzeźwień" - czytamy w "Metrze".
  
 
Policja: Piotr i Ewa to najgorsi kierowcy
Może na samochodach powinny być wypisane imiona kierowców?

Kim są najgorsi kierowcy, tacy co wiecznie sprawiają kłopoty? Wojciech Pasieczny, podinspektor z wydziału ruchu drogowego Komendy Stołecznej Policji: - Nikt nie robił u nas takich badań, ale to strasznie ciekawa sprawa! Spróbujemy to ustalić.

I tak, według obliczeń KSP przeprowadzonych dla "Super Expressu", postrachem warszawskich dróg są Ewy i Marty (tylko panie o tym imieniu spowodowały w zeszłym roku śmiertelne wypadki!). Wśród panów zaś w zawodach pirat drogowy I miejsce zajęli Piotrowie. Kolejne:. Michał, Grzegorz, Roman, Andrzej i Paweł.

- Bezpiecznie prowadzą osoby o imionach rzadkich, ponieważ są łatwo zapamiętywane. Zwracają uwagę otoczenia, co skłania je do przyswajania norm. To jest tak: wszyscy na mnie patrzą, to się staram - tłumaczy Krystyna Doroszewicz, współautorka książki: "Oblicza imion. Wprowadzenie do psychologii imion ludzkich".
Rozważna i romantyczny

A Heńki i Piotrki? Spokojnie zginą w tłumie. Tyle specjaliści. A co twierdzą posiadacze "groźnych" imion?

- Zupełnie się z tym nie zgadzam! - mówi piosenkarka Ewa Bem (56 l.). - Mam prawo jazdy 27 lat i nie miałam żadnego wypadku! Owszem, nie lubię marnować czasu, więc denerwują mnie safanduły na drodze. Ale jeżdżę rozważnie.

- Powinienem być niebezpieczny? To jestem wyjątkiem! Mam na imię Piotr i jestem dobrym kierowcą. Mandatów nie dostaję. Po kieliszku nigdy nie prowadzę. Nawet jako pasażer jestem świetny, podaję kawę, zaglądam w mapę i by kierowca nie usnął, śpiewam - chwali się poseł Piotr Gadzinowski (50 l.).
Kieruje żona

Henryk Sawka (49 l.), rysownik: - O, ze mnie jest fatalny kierowca. Nie potrafię skupić się w aucie. Ostatnio np. uczyłem się słów piosenki. Nie patrzę w lusterka. Wolę oddać kierownicę żonie. Ona potrafi jechać przez Niemcy 180 km/h, przez 12 godz. Żona ma na imię... Ewa.
  
 
Zaskakujący debiut corolli

Najnowsza generacja corolli szturmem zdobyła serca polskich kierowców!

Świadczy o tym ogromne zainteresowanie, jakim cieszy się ten sedan w salonach Toyoty. Zaledwie pół miesiąca wystarczyło debiutantowi, by uzyskać w Polsce półroczny poziom planowanych zamówień!

Przypomnijmy, na początku lutego 2007 w salonach zaprezentowano najnowszą generację corolli w nadwoziu sedan (4 drzwi), które, jako jedyna wersja karoserii, będzie występować z tą nazwą w Europie (nowy 3- i 5-drzwiowy hatchback pojawi się w naszych salonach dealerskich jako auris).

Podczas niedawnych dni otwartych stacje Toyoty przeszły prawdziwe oblężenie, a chętni na jazdy testowe nowym sedanem zmuszeni byli zapisać się na listy oczekujących.

- Zainteresowanie nowym modelem przeszło nasze oczekiwania - przyznaje Paweł Majewski, dyrektor salonu Toyota Kozłowski w Szczecinie. - Rezerwacje są już na marzec i kwiecień, jeśli ktoś zażyczył sobie specjalnie wyposażone wersje. W tej chwili mamy jeszcze auta, ale wybór jest niewielki. Przede wszystkim są wersje z silnikiem Diesla. Corolle rozeszły się jak ciepłe bułki. Mamy rezerwacje na ponad 30 aut.

Bardzo dobre opinie skutkowały podpisaniem umów przedsprzedażnych praktycznie we wszystkich salonach Toyoty w kraju..

- Do tej pory niekwestionowanym liderem polskich debiutów Toyoty pozostawał yaris - zauważa dyr. Handlowy Toyota Motor Poland, Witold Nowicki - Jednak zainteresowanie dniami otwartymi nowego sedana dwukrotnie przewyższyło wspomniany start yarisa II na początku 2006 roku. To pokazuje, jak wielkie oczekiwanie towarzyszy każdemu debiutowi nowego modelu Toyoty. Warto również podkreślić, że auto przyciąga nie tylko stylem nadwozia, ale również bogato wyposażonym i komfortowym wnętrzem oraz doskonale skalkulowaną ceną. Nie bez znaczenia okazuje się fakt produkowania tego modelu wyłącznie w Japonii.
Jednocześnie widać, jak wyraźnej zmianie ulegają preferencje klientów.

W poprzedniej generacji corolli sedan górował model w podstawowej specyfikacji terra (plus klimatyzacja) z silnikiem benzynowym 1.4. Obecna corolla wybierana jest z reguły w wysokich wersjach wyposażenia sol i luna z silnikami: benzynowym 1.6 oraz dieslem 2.0 D-4D. Ten fakt pokazuje, że nowy sedan postrzegany jest jako auto prestiżowe i zbliża się w ten sposób do limuzyn klasy średniej.
  
 
Nie przejechał psa - nie zdał egzaminu

"Dziennik Łódzki": osiemnastoletni łodzianin oblał w Sieradzu egzamin na prawo jazdy, bo - jak twierdzi - nie chciał zabić psa, który wybiegł na jezdnię.
Według relacji adepta, gwałtownie skręcił on w lewo, żeby ominąć zwierzę. Wtedy egzaminator kazał mu się zatrzymać, wytknął przekroczenie ciągłej linii i powiedział, że "trzeba było przejechać psa".

Egzaminator Jerzy Cyganek, od 10 lat pracujący w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego w Sieradzu, nie przypomina sobie tego zajścia sprzed trzech tygodni. Nagranie przebiegu egzaminu zostało skasowane, choć jeszcze przedwczoraj dyrektor ośrodka Henryk Waluda zapewniał reportera gazety, że dysponuje tym zapisem.

Wczoraj dyrektor tak to tłumaczył: - Egzaminowany nie odwołał się w wymaganym terminie 14 dni i dlatego nagranie zostało skasowane, choć początkowo sądziłem, że jeszcze je mamy. Dziennie przeprowadzamy 170 egzaminów, a średnio miesięcznie wpływa jedna skarga. Jestem zdziwiony zarzutami w stosunku do Jerzego Cyganka, bo to kulturalny egzaminator. Nie przypominam sobie, aby wcześniej ktoś się na niego skarżył.

W arkuszu egzaminacyjnym napisano - ujawnia "DŁ" - że osiemnastolatek nie zdał egzaminu, ponieważ nie zastosował się do znaku nakazu skrętu. Chłopak nie może tego zrozumieć.

- Jak miałem się zastosować, skoro skręt był dopiero za 50 metrów, a wcześniej wyskoczył pies. Do znaku nakazu w ogóle nie dojechałem - utrzymuje.

Marcin Siemiński z Urzędu Marszałkowskiego w Łodzi, który nadzoruje WORD, mówi, że jeśli kandydat na kierowcę czuje się pokrzywdzony, może złożyć odwołanie w ciągu 30 dni.

Obiecał, że urząd zajmie się tą sprawą "priorytetowo" jako "trudną, nietypową i ciekawą". Kandydat na kierowcę, który zastrzegł sobie anonimowość, nie zamierza jednak składać odwołania. Jak przyznaje gazecie, wkrótce znów będzie zdawał egzamin i nie chce mieć kłopotów.

Tymczasem według Janusza Grdenia, szefa drogówki w Sieradzu, jeżeli chłopak mówi prawdę, egzaminator nie powinien sztywno trzymać się przepisu drogowego.

I zaznacza: - Pod warunkiem, że manewr nie stwarzał zagrożenia dla innych uczestników ruchu.

Z kolei Krystyna Krzymińska z Fundacji "Zwierzyniec" w Wieluniu uważa, że chłopak powinien dostać wyróżnienie od organizacji zajmującej się pomocą zwierzętom - odnotowuje "Dziennik Łódzki".
  
 
Dalej i bezpieczniej

Paliwo to jeden z największych wydatków kierowców. Mamy jednak bezpośredni wpływ na to, ile auto spala. Radzimy jak to zrobić.
Spalanie paliwa zależy głównie od stylu jazdy oraz od kilku teoretycznie mniej ważnych elementów. Warto więc znać zasady oszczędnej jazdy. Ich codzienne stosowanie pozwoli zredukować zużycie paliwa nawet o 30 proc. Przypominamy więc kilka podstawowych prawd.

Zawsze stosuj olej do silników zalecany przez producenta auta. Przestrzeganie tego zalecenia zmniejsza zużycie paliwa o 1-2 proc. Lepsze oleje mogą też zwiększyć sprawność silnika. Agresywna jazda pochłania o jedną trzecią paliwa więcej niż bezpieczna. Unikaj gwałtownego przyspieszania i hamowania i staraj się kierować maksymalnie płynnie.

Dobrze wyregulowany silnik może obniżyć zużycie paliwa nawet o 4 proc., dlatego zmieniaj olej i serwisuj swoje auto zgodnie z zaleceniami producenta.

Ciśnienie i kilogramy

Prawidłowe ciśnienie to bezpieczniejsza jazda i mniej zużyte opony. Ciśnienie mniejsze od zalecanego oznacza wzrost zużycia paliwa nawet o 3 proc. Za małe lub za duże ciśnienie to także większe ryzyko uszkodzenia opon. Każde dodatkowe kilogramy oznaczają wzrost zużycia paliwa (maksymalnie do 2 proc.). Nie przewoź więc w bagażniku niepotrzebnych rzeczy, które tylko zwiększą ciężar samochodu. Zdejmij bagażnik dachowy, jeśli jest ci niepotrzebny, ponieważ pogarsza on aerodynamikę auta i wytwarza ciąg, który zwiększa zużycie paliwa nawet do 5 proc.

Pomyśl, co zrobisz

Klimatyzacja to dodatkowe obciążenie dla silnika (ale latem trudno jej nie używać), czyli również większe zużycie paliwa; korzystaj z niej w dni bardzo ciepłe; przy umiarkowanej temperaturze korzystaj z wentylacji.

Im wyższy bieg, tym niższe obroty, co może zmniejszyć zużycie paliwa. Zmieniaj bieg, gdy możesz to zrobić bez obciążania silnika. Bieg jałowy donikąd nie prowadzi, a silnik wciąż spala paliwo. Wyłącz silnik, gdy musisz dłużej postać (np. przed przejazdem kolejowym) lub na coś czekasz, do czasu aż znów będzie potrzebny.

Utrzymuj bezpieczną odległość za poprzednim autem, aby móc spokojnie wyhamować. Gdy prowadzisz pojazd, myśl, co się stanie za chwilę. Np. zwolnij dojeżdżając do skrzyżowania, by światła zmieniły się, zanim zatrzymasz auto, albo przyspiesz nieco, zanim zaczniesz wjeżdżać pod górę.

Nie dolewaj małych ilości paliwa co chwilę. Paliwo paruje za każdym razem, gdy otwierasz zbiornik. Sprawdź także, czy korek jest szczelny.
  
 
Zielony listek na szybie

Zaledwie od roku obowiązują nowe przepisy dotyczące egzaminu na prawo jazdy, a rząd już przygotowuje dla przyszłych kierowców kolejne niespodzianki.
Za które oczywiście trzeba będzie płacić. Zmiany dotyczące egzaminu praktycznego i teoretycznego wprowadziły sporo chaosu. Chętnych do zdobycia prawka jest bardzo wielu, ale nie przybywa egzaminatorów. Wszystko dlatego, że praktyczny sprawdzian wydłużył się dwukrotnie i możliwości "przerobu” tak dużej liczby kursantów są mocno ograniczone.

Według nieoficjalnych informacji młodych kierowców czekają następne zmiany. Sam egzamin ponoć nie ulegnie większym modyfikacjom. Jedną z istotniejszych nowinek będzie dodatkowa jazda w terenie niezabudowanym. Ale to nie wszystko. Obowiązkowe mają być testy psychologiczne i egzamin teoretyczny na żywo. Jak to ma wyglądać? Zdający będzie oglądać hipotetyczną sytuację na filmie. W ciągu kilku sekund będzie musiał zadecydować np. który z uczestników ruchu ma pierwszeństwo.

Na znacznie większe niespodzianki kierowcy będą musieli być przygotowani po zdaniu egzaminu. Dlaczego? Rządowy projekt zakłada, że każdy świeżo upieczony zmotoryzowany będzie musiał nakleić na szybę samochodu zielony listek.

Ustawodawca nie zamierza też ułatwiać życia młodym kierowcom. Najpóźniej do siódmego miesiąca od zdobycia prawka, każdy będzie musiał zgłosić się na specjalny kurs. Szkolenie mają organizować wojewódzkie ośrodki ruchu drogowego.

Co to za kurs? Bezpiecznej jazdy. Kierowca będzie musiał wykazać się umiejętnościami jazdy na płycie poślizgowej i - co wywołuje sporo kontrowersji - przy dużej prędkości uderzyć autem w kartonową ścianę. Zgodnie z założeniami kurs ma trwać trzy godziny. Za szkolenie zapłaci oczywiście kierowca. Koszt to 100 złotych.
  
 
a ja dzisiaj właśnie widziałem astre z zielonym listkiem
  
 
w walce o klimat
Niemcy ograniczą prędkość na autostradach?

Już wkrótce niemieckie autostrady mogą przestać być rajem dla demonów prędkości. Tych, którzy do tej pory przyjeżdżali tu wycisnąć ze swoich aut ile się da, może spotkać niespodzianka - ograniczenie prędkości do 130 km/h. Wprowadzenia ograniczenia prędkości chce ponad połowa Niemców.

Richard Hammond, znany z brytyjskiego programu "Top Gear" motoryzacyjny prezenter telewizyjny, powiedział kiedyś, że jeśli Niemcy wprowadzą na autostradach ograniczenia prędkości, to... po co nam Niemcy. Już wkrótce właśnie ten kraj może stać się dla niego zbędny. A wszystko przez to, że aż 58 procent Niemców jest gotowych zgodzić się na ograniczenia prędkości. I to nie dlatego, że jest zbyt dużo wypadków. Chcą obniżyć prędkość, bo jeżdżące za szybko auta wydalają zbyt dużo dwutlenku węgla i innych gazów, które powodują ocieplenie klimatu - pisze "Der Spiegel".

Lecz to nie jedyny pomysł. Niemcy chcą tak bardzo dbać o klimat, że domagają się też od przemysłu samochodowego, by ten produkował auta, które mniej zanieczyszczają środowisko. Niemiecki instytut badania rynku przeprowadził badania z których wynika, że aż 91 procent użytkowników domaga się, by samochody emitowały mniej gazów cieplarnianych.

W ślad za tymi badaniami poszli politycy i ekolodzy. Bawarczycy z partii CSU domagają się nawet wyeliminowania do 2020 roku samochodów z silnikami spalinowymi. Zgłosili oni pomysł, by już za trzynaście lat dopuszczać do ruchu tylko samochody napędzane wodorem lub z hybrydowymi, mieszanymi silnikami. Szef tej partii twierdzi, że budowa ekologicznych silników stworzy nowe miejsca pracy i rozwinie niemiecką gospodarkę.
  
 
Niemieckiej głupawki ciąg dalszy

Palenie w samochodach powinno być zakazane
PAP

Polskim politykom podoba się projekt niemieckich władz całkowitego zakazu palenia w samochodach. Tadeusz Cymański z PiS przyznaje, że wprowadzenie u nas podobnych przepisów jest realne - pisze "Życie Warszawy".
- Pytanie, czy palenie papierosów w samochodzie przeszkadza w kierowaniu pojazdem, jest retoryczne. Jasne, że nałogowy palacz jakoś sobie radzi, ale jego zachowanie nie zawsze musi być obojętne dla otoczenia - uważa Tadeusz Cymański.

Jednak na razie polscy politycy nie są tak radykalni, jak ich niemieccy koledzy. Przygotowany przez parlamentarzystów PiS projekt zakazuje palenia w samochodzie w obecności dzieci poniżej 13. roku życia.

Władze niemieckie zostały zainspirowane badaniami, z których wynika, że po pierwsze palenie w samochodzie rozprasza kierowcę równie silnie, jak rozmowa przez telefon, a po drugie - jest szkodliwe także dla pasażerów. Sabine Baetzing, komisarz ds. uzależnień, chce by sprawą zajął się rząd federalny.

Polscy eksperci od bezpieczeństwa ruchu drogowego potwierdzają wyniki niemieckich badań. - Szkodliwość biernego palenia jest już nagłośniona. Jednak palenie jest także bardzo groźne dla bezpieczeństwa na drodze. Bardzo rozprasza i tym samym wywołuje spóźnioną lub zbyt gwałtowną reakcję - wyjaśnia Jerzy Pomianowski, prezes Fundacji Zapobiegania Wypadkom Drogowym.
  
 
Radzi specjalista Goodyeara ( w dzienniku.pl )
Czas na letnie opony!

Kiedy zakładamy letnie koła?
"Sygnałem do wymiany ogumienia jest nadejście temperatur średniodobowych powyżej 7 stopni Celsjusza" - mówi Leszek Szafran, dyrektor sprzedaży Grupy Goodyear w Polsce.

Po co?
Dla bezpieczeństwa. Opona letnia to pewniejsze zachowanie. Przy dużych prędkościach, na zakrętach, przy hamowaniu i przyspieszaniu czy odprowadzaniu wody. Poza tym liczy się też komfort - letnie koła "kręcą się" ciszej niż zimowe.

Z oszczędności. W wysokich temperaturach i na suchym asfalcie miękkie, zimowe opony ścierają się bardzo szybko. Korzystając z kół letnich i zimowych, wzrasta żywotność obu kompletów. Para opon, która w zeszłym sezonie jeździła z przodu dla równomiernego zużycia bieżnika, teraz powinna być założona na tylną oś.

Przed założeniem opon, trzeba koniecznie sprawdzać, czy gumy nie są "łyse". Wg przepisów minimalna wysokość bieżnika to 1,6 mm. Jednak Leszek Szafran zaleca: "Odpowiedzialny kierowca powinien myśleć nad wymianą starych opon letnich na nowe już przy klockach bieżnika startych do 3 mm. Dlaczego? Częściowo zużyty bieżnik to słabsza przyczepność, gorzej odprowadzana woda i dłuższe hamowanie".

Jak sprawdzić czy opona nadaje się do jazdy?
Prosty test - dwugroszówkę trzeba włożyć w rowek bieżnika. Jeśli widać całą koronę orła - guma zalicza się do wymiany na nową.

Najlepiej kiedy wszystkie cztery opony są jednakowe. Jeżeli jest to nie możliwe, należy zadbać, by na jednej osi auta znajdowały się gumy z identycznym bieżnikiem.

Zawsze warto pamiętać, że ciśnienie w kołach trzeba sprawdzać, kiedy opony są zimne, i to przynajmniej raz na dwa tygodnie.

Co z zimówkami?
"Dokładnie oczyścić i przechować w przewiewnych, zaciemnionych pomieszczeniach, gdzie temperatura nie przekracza 35 stopni Celsjusza. Jeżeli mamy kompletne koła to należy oczyścić także felgi, a w oponach utrzymywać ciśnienie na poziomie 0,7 bar." - radzi Leszek Szafran z Goodyeara.

Kompletne koła - składujemy jedno na drugim (co jakiś czas trzeba zmieniać ich kolejność), można też powiesić na haku lub postawić na specjalnym regale. Całych kół nie wolno magazynować opartych o ścianę.

Zupełnie odwrotnie przechowuje się same opony - nie można wieszać ich na hakach, nie powinny także leżakować na pryzmach. Dobrze kiedy stoją pionowo, ale pamiętajmy, by co kilka tygodni je przewracać.

Jeśli nie mamy dobrego miejsca do przetrzymania zimówek, lepiej jest je oddać do specjalistycznej przechowalni. Koszt "leżakowania" kompletu to ok. 160 zł za pół roku.

Tomasz Sewastianowicz
  
 
Cytat:
2007-03-05 21:42:31, Budrysek pisze:
Niemieckiej głupawki ciąg dalszy Palenie w samochodach powinno być zakazane PAP ...



Niech się kurdę wezmą za tych co sobie swobodnie kopcą na chodnikach, denerwuje mnie to ciągłe wstrzymywanie oddechu..
  
 
Wiosenny makijaż auta
Zima w tym roku była wyrozumiała dla samochodów. Mimo to, auto czeka na wiosenną wizytę u "kosmetyczki".

W rolę kosmetyczki możesz się wcielić Ty, drogi Czytelniku.

Zaczynamy od "cery". Z początkiem wiosny należy usunąć z lakieru wszystkie ślady pozostawione przez mróz, lód, śnieg i przede wszystkim sól. Rozpoczynamy od gruntownego umycia pojazdu. Agresywna sól, sypana zimą na jezdnie, niszczy karoserię, podwozie i co najważniejsze osprzęt silnika. Dlatego mycie należy rozpocząć od wyczyszczenia silnika i podwozia.

Do mycia silnika nie używajcie myjek wysokociśnieniowych, ponieważ woda może uszkodzić jego osprzęt. Dlatego też mycie silnika należy powierzyć specjalistom. Uszczelki gumowe przecieramy gąbką zmoczoną w wodzie, a następnie nacieramy talkiem, gliceryną lub specjalnymi środkami pielęgnacyjnymi.

Po zimie szczególnie dokładnie warto zbadać stan karoserii, aby zapobiec rozprzestrzenianiu się rdzy. Woskowanie lakieru (woskiem twardym lub płynnym) stanowi dodatkową barierę ochronną dla szkodliwych substancji.
reklama

Małe szkodniki

Wiosna, to pora intensywnego występowania pyłków roślin. Osoby wrażliwe na ich działanie chroni podczas jazdy filtr kabinowy, w który wyposażona jest większość produkowanych obecnie pojazdów. Filtry te należy wymieniać co 15.000 km, a zwłaszcza wskazana jest ich wymiana właśnie przed wiosennym pyleniem roślin.

Eksperci polecają wymianę na filtr kabinowy wielowarstwowy, który ma wkład z węglem aktywowanym i elektrostatyczną mikrofazą. Filtr taki zatrzymuje blisko 100 proc. szkodliwych spalin, cząsteczki sadzy, kurzu, bakterie, a także ozon i substancje zapachowe. Wskazana jest również wymiana pozostałych filtrów, zwłaszcza wkładu filtra powietrza oraz sprawdzenie stanu filtra paliwa.

Zaglądamy do środka

Po umyciu pojazdu pora na przegląd techniczny. Należy sprawdzić poziom wszystkich płynów eksploatacyjnych i ewentualnie je uzupełnić. Chodzi tu o olej silnikowy, płyn chłodzący, płyn hamulcowy, olej w układzie wspomagania układu kierowniczego, płyn do spryskiwaczy oraz elektrolit w akumulatorze.

Należy również sprawdzić, czy bieguny akumulatora są czyste. W przypadku płynu hamulcowego i chłodzącego warto sprawdzić w książce serwisowej datę ich ostatniej wymiany. Płyny też się starzeją, pamiętajcie więc o ich wymianie, co dwa lata.

Po zimie wskazana jest również kontrola układu zapłonowego, a zwłaszcza przewodów zapłonowych, końcówek oraz świec zapłonowych.

Dobre widzenie

Wymienić trzeba także wycieraczki, których guma zniszczyła się podczas wycierania zabłoconych, oszronionych szyb. Przypomnijmy, że fachowcy radzą, aby pióra wycieraczek wymienić raz do roku. Kierowca może sprawdzić również elementy oświetlenia pojazdu.

Pęknięcie szybki np. na skutek uderzenia kamieniem może spowodować wnikanie wilgoci do wnętrza reflektora i w efekcie uszkodzenie go, a wymiana całego reflektora jest znacznie bardziej kosztowna niż wymiana samej szyby.
  
 
Cytat:
2007-03-06 11:27:02, MisiekII pisze:
Niech się kurdę wezmą za tych co sobie swobodnie kopcą na chodnikach, denerwuje mnie to ciągłe wstrzymywanie oddechu..


co ty chcesz mnie do pierdla wsadzić
  
 
Cytat:
2007-03-08 20:45:16, Suchy pisze:
co ty chcesz mnie do pierdla wsadzić



Najpierw CzapCzapa
  
 
Cytat:
2007-03-08 20:46:08, MisiekII pisze:
Najpierw CzapCzapa



aha to oki
póki jego złapią
to ja moge spokojnie chodzić