Prawdy i mity motoryzacyjne

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Czytając wypowiedzi internautów i słuchając poszukujących samochodu, można dojść do wniosku, że to czego brakowało Polakom do pełni szczęścia, to otwarcie granic na import samochodów używanych. Potwierdza się przy tym stwierdzenie, że "Polacy doskonale znają się na polityce, medycynie i motoryzacji".

Efekt fachowej wiedzy mamy już w sejmie, szpitalach, a ostatnio także na ulicach.

Warto jednak wspomnieć kilka aspektów, które powinny zmusić do zastanowienia kupujących i zainteresować odpowiedzialnych za długofalową sytuację w Polsce.

1. Akcyza
To nieprawda, że akcyza powoduje duże zyski budżetu. Zaniżanie faktur i powszechny import staroci - opiewających na fakturze na kilkaset złotych - powodują, że do budżetu napływa mniej pieniędzy niż przed pierwszym maja.

2. Spadek sprzedaży nowych
Niższa sprzedaż nowych pojazdów - pomimo importu modeli nie konkurujących z ofertami w salonach- jest efektem otwarcia granic. Wynika to stąd, że niewiele osób stać na zakup dwóch samochodów. Tym samym kupią nowy jedynie po odsprzedaży dotychczas użytkowanego i dołożeniu (gotówka lub kredyt) określonej kwoty. Niestety zachwianie rynku powoduje, że za swój otrzymają dużo mniej niż planowali i ...... nie kupią nowego, bo musieliby dołożyć więcej. Jeżdżą więc dotychczasową wersją.

3. Bezrobocie
Niższa sprzedaż nowych wersji zaowocuje koniecznością redukcji etatów w salonach dealerskich i wzrostem bezrobocia. Dealer który, mimo ewidentnych kłopotów czynionych przez rząd, zechce płacić pracownikom i nie zarabiać pieniędzy jest tylko marzeniem.

4. Golfem dłużej pojeżdżę...
Najczęstszym argumentem o wyższości przykładowo Golfa III z 1992 nad Lanosem z 1999 jest hasło "Golfem dłużej pojeżdżę". Jest to złudne - jednym i drugim samochodem będziemy jeździć taki sam okres czasu.

5. Starta wartości
Większość z kupujących importowane starsze samochody nie chce przyjąć do wiadomości, że takich "miłośników staroci" jest więcej. Tym samym gdy obecnie szukamy np. Golfa z roku 1992, to mamy do wyboru kilkanaście sztuk, a gdy za dwa lata będziemy chcieli sprzedać samochód, będzie ich już kilkadziesiąt (stały napływ zza granicy i wyprzedaż dotychczas jeżdżących). Taka nadmierna podaż sprawi znaczny spadek cen.

6. Odsprzedaż będzie graniczyła z cudem
Jeżeli przyjmiemy, że Polacy będą się bogacić, to będą poszukiwać coraz nowszych aut. Tak więc oferowane obecnie na giełdzie samochody dwunastoletnie (za dwa lata czternastoletnie) nie będą w kręgu zainteresowania "bogatszych obywateli". Czeka ich więc ... szrot (zamiast w dotychczasowym kraju użytkowania złomowane będą w Polsce).

7. Stan techniczny
Jak twierdzi wielu mechaników samochody zza granicy, po drobnych naprawach końcówek drążków kierowniczych i wahaczy (elementy gumowe są stare i na naszych drogach szybko ulegają rozpadowi), są mechanicznie w dobrym stanie technicznym. Gorzej z blacharką, gdyż oprócz korozji atmosferycznej, istnieje też korozja zmęczeniowa, która niszczy blachę w każdym kraju. W połączeniu z polskimi dziurami i zimową farsą drogowców, wiosną samochody nie będą wyglądać jak dzisiaj.

8. Ładny, ale ... eksploatacja
Wielu - zazwyczaj młodych ludzi - kupuje samochody starsze, ale wyższej klasy. Są one tanie, gdyż ktoś kogo stać na taki luksus na zachodzie kupuje wersje nową, a ci których nie stać, wybierają modele popularne. W efekcie dochodzi do absurdu - w Polsce osoby które stać najwyżej na astrę z roku 1995 jeżdżą BMW serii 5, lub Fordem Scorpio z dużym silnikiem i efektownymi dodatkami. Musimy jednak pamiętać, że piękne siedemnastocalowe koła wymagają opon które kosztują po ok. 800 zł sztuka. Chyba, że ktoś kupi sprowadzone "doskonałe używki" za mniejszą wartość. Możemy zatem oczekiwać, że na drogi za kilka miesięcy wyjadą ładne samochody, które będą tylko zagrożeniem dla siebie i innych.

9. Na Zachodzie podrożało
Jest to kolejna bzdura lansowana przez osoby sprowadzające samochody. Pojazdy z lat 1996 - 2004 są tam droższe niż w Polsce i stąd nie ma ich w polskich ofertach giełdowych. Samochody starsze są albo w podobnych cenach jak u nas, albo - będąc w stanie nieakceptowanym przez Niemców- są znacznie tańsze. Tyle tylko, że ilość takich wersji też jest ograniczona (większość wjechała już do Polski). Pozostały zatem jedynie modele kupowane przez tamtejszych kierowców, a te są droższe. Nie było więc "podwyżki", tylko zmniejsza się ilość modeli tanich.

10. Przeglądy lepsze niż w Polsce
Teoria lasowana, że przeglądy w Niemczech są więcej warte niż w Polsce jest bzdurą opartą na micie o "niemieckiej solidności i doskonałości technicznej". Tak samo jak w Polsce można tam "ominąć przepisy" i tak jak w Polsce nie dokona tego pierwsza lepsza osoba, ale człowiek mający znajomości.

Jakie zatem jest rozwiązanie?

Dokładniejsze przeglądy w Polsce nie mają sensu, bo nasi rodacy nawet z czołgu potrafią zrobić Jaguara, który wytrwa dwa miesiące. Rozwiązać problem może tylko opłata rejestracyjna. Dzięki wpłacie za kartę pojazdu np. za samochody z roku 2004-2000 - 500 zł, za roczniki 1999-1994 - 1500 zł, a za starsze 3000 zł, import złomu zostanie całkowicie wyeliminowany. Wówczas kupowane będą jedynie wersje dobre, jeżdżące u nas starocie "dożyją końca żywota", a dodatkowo nie będzie problemów co zrobić zarówno z istniejącymi staruszkami i tymi, które zamiast utylizować w Niemczech, przekazano za symboliczne 1 Euro do Polski.


(Bogusław Korzeniowski/Interia)
  
 
niech zgadne ze pan "fachowiec" jezdzi pewnie daewoo nubira
  
 
Faktem jest, ze sam jestem porazony iloscia "sztrucli" jezdzacych po Warszawie. Coraz czesciej (naprawde jest to duzy przyrost) musze jezdzic po miescie z zamknietym obiegiem powietrza, bo dym i smrod wydobywajacy sie z niektorych rur wydechowych jest porazajacy
Nie mowie, ze to co stare to zle, ale chyba wszystkich nas powinny obowiazywac te same normy (przynajmniej) toksycznosci spalin.
Nie wiezre, ze te kopcace samochody je spelniaja.
Chociaz nowe diesle TDCI Ford przy przyspieszeniach tez kopca, ale przynajmniej tak nie smierdza...
  
 
Kto go tam wie, czym jeździ? Pisze dość dobrze.
  
 
Wszystko turboklekoty kopca i smierdza

a co do artykuly to jak zwykle nas w jajo robia

pozdr
  
 
no nie wiem czy az tak dobrze... sporo tu naciagania jest jednak.

  
 
Przy pewnych założeniach, jego tok rozumowania jest nawet klarowny.
Nie wiem w jakie jajo kto kogo robi, ale czyszczenie Europy ze złomów, to chyba nie jest dobry pomysł.
  
 
W Polsce samochody też się rozbijają i kiepsko naprawione trafiają później do komisów jako "prawie nówki nie śmigane"..... wiem coś o tym od czasu kasacji mojej ulubionej 106 - żadnego auta nie sprzedaje się tak łatwo jak auta rozbitego...

Tylko że.... stworzono wszystkim Polakom możliwość sprowadzenia samochodów teoretycznie i często rpaktycznie w dobrym stanie i zlepszym wyposażeniem niż równolatki występujące w Polsce.
Tylko że odnosi się to do osób jadących po auto dla siebie, bo takie wybiorą auto DOBRE, zaś laweciarz wybierze auto TANIE....

Moim zdaniem nie można wylewać dziecka z kąpielą i sapowodować takie rozwiązania prawne które mocno ograniczą przywóz zarobkowy, który nastawiony jest na maksymalizację zysku, a nie jakość. Promowany musi być import prywatny.

I to piszę ja, który sprowadzanych samochodów boi się jak ognia....
  
 
I tu się z Tobą Pysiak zgodzę w 100%, lawetowców interesuje tylko i wyłącznie minimalizacja kosztów (przy zakupie i naprawie),to są po prostu przedsiębiorcy (o ich etyce nie będę wspominał bo nie mozna generalizować). Nie jestem za jakims horrendalnymi opłatami przy rejestracji dla wszystkich, może warto byłoby pomysleć o takiej opłacie w chwili zbycia pojazdu przez sprowadzającego przed upływem jakiegoś umownego okresu, pól roku, rok, więcej?
No i przede wszystkim jestem za solidnym i kompetentym sprawdzaniem przez stacje diagnostyczne poprawności dokonanych napraw w przypadku aut sprowadzanych jako rozbitki.
A jako osoba prywatna nie życzę sobie wprowadzania bezsensownych, zaporowych opłat na sprowadzone auto, gdyż w Polsce niektórych modeli, z odpowiednim silnikiem i wyposażeniem, w odpowiednim stanie, mozna ze świecą w ęku szukać, a i tak się nie znajdzie
A najlepiej byłoby gdyby ludziska swoją robotę dla innych wykonywaliby "jak dla siebie", ileż to mniej problemów by było - i wiem że to niestety utopia
  
 
Cytat:

A najlepiej byłoby gdyby ludziska swoją robotę dla innych wykonywaliby "jak dla siebie", ileż to mniej problemów by było - i wiem że to niestety utopia




Hi hi, tak, utopia, ko-hoshi. Taki system jak z elementarza, że "Murarz domy buduje.. wszyscy dla wszystkich...dla dobra wspólnego" to już przerabialiśmy i nie wyszło. Teraz jest gospodarka rynkowa i gdyby wszystko robili dobrze to by nie mieli klientów, czytaj "dochodów"


[ wiadomość edytowana przez: tojotka dnia 2004-09-05 10:25:20 ]
  
 
Ej Tojotka,wcale nie myślałem o tym systemie, tylko po prostu o przykładaniu się do roboty bezwzględu dla kogo byłaby ona wykonywana. Na wysokiej jakości produktów i usług też mozna zarobić, niekoniecznie trzeba sobie napędzać klientów niedoróbkami. Vide: producent auta którym jeździsz ma podobną filozofię, chociaż po wyprowadzeniu taśm prokducyjnych poza Japonię ta jakość trochę siadła