Nasze poprzednie automobile :) - Strona 2

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
kupiłem go tydzień temu.. chciałem sam jechać do niemiec ale nie miałem czasu specjalnie na takei wojaże (mgr) i tak jakoś wyszło ze przeglądałem sobie ogłoszenia i znalazłem takiego własnie oto w okolicach Torunia.. facet sprowadza z Niemiec auta.. głównie VW.. ale też na zamówienie (mój wujas właśnie zamówił sobie auto u niego) ..generalnie auta ma całkiem dobre i za niezłe pieniądze.. a to wsyzstko przez to ze rodzice byli akurat w Toruniu i zadzwoniłem do ojca zeby sie przejechał obejrzeć bo to rzut beretem.. no i jemu sie spodobał.. a jak jemu sie spodobał znaczy ze auto naprawde łądne.. więc ja w autobus i do torunia ..przyjechałem obejrzałem.. przejechałęm sie.. pomarudziłem.. stargowałem troche i tyle
  
 
Hmmm.
od początku:

1. "maluszek" nówka z fabryki..ok. roku 1990 - nie miałem nawet prawka, a juz go ujeżdżałem

2. Ford Escort rocznik 1985, silnik 1,3 , czarny, V-max 150 km/h, po maluszku to oczywiście jak niebo a ziemia...

3. Mitsubishi Lancer rocznik 1983, silnik 1,2 , V-max 160 km/h- chwilowo jako auto zastępcze na czas...naprawy FORDA...
bardzo dobry silnik..blacha jednak zardzewiała...

4. Audi Quattro Coupe rocznik 1986, silnik 2,3 GTi, V-max 220 km/h, skóra, elektryka, klima, alusy, niezły "dupołap". aż mi się łezka w ku kręci..wspaniałe auto..szkoda, że tyle paliło..a o LPG w Polsce to nawet ptaki jeszcze nie śpiewały... w każdym razie - chciałbym to auto odkupić..nawet teraz...a tyle wspomnień dotyczących rokładanych skórzanych foteli

5. Toyoa Celica rocznik 1987, silnik 1,6 ST, LPG, V-max 160 gaz, 200 km/h beznyna.. też niezłe... ale nie aż taki "laskołap" jak AUDI
(nadmieniam, że nie byłem jeszcze żonaty)...

6. Fiat UNO rocznik 1997, silnik 1,0 FIRE ,V-max 150 km/h.. moja chwila słabości ( zresztą... właśnie się ożeniłem...rozumiece...)

7. Fiat Punto rocznik 1997, silnik 1,1 , V-max 160.. prezent ślubny..

8. aktualny wehikuł


ufff. trochę tego było...
  
 
też mi sie podobało zawsze Audi Coupe.. ale już w nowszej budzie.. w sumie zastanawiałem sie czy corka czy audi.. ale jakoś tak sie skonczyło na C. ma tansze czesci i jest zdecydowanie bardziej prosty w obsłudze
  
 
Gratuluję Doogas zakupu...
Oby Ci dobrze służyło..
Tylko uważaj na chłopców w dresach
I nie parkuj nim w Krakowie
  
 
Cytat:
2004-12-06 13:32:02, mormon pisze:
I nie parkuj nim w Krakowie



a najlepiej to go z garaży wogóle nie wyprowadzaj
  
 
nie no az tak zle to chyba nie jest...
ale doogas bedzie wiedział co miałem na myśli
  
 
A tak śmiechem, żartem to chyba HTG niedługo zmieni nazwę na: Klub Byłych Posiadaczy Hyundaia hehe...

A teraz, skoro to ja zarzuciłem ten topic, opowiem historię swoich wozików

Nie będę opisywał historii samochodów w mojej rodzinie, co najwyżej je wymienię: PF 125p (kupiony jako nowy w 70 którymś roku), PF 126p (też nowy z 86 roku), Skoda Favorit (również nowa z 1991), Fiat Palio Weekend (98 r.)

Opiszę tylko moje własne samochody
Pierwszym własnym samochodem był Fiat Uno 1,4 i.e.S z 1996 roku, kupiony w roku 2000 Czułem się wtedy jak król szos Silnik 1,4 zapewniał niesamowite osiągi jak na kierowcę posiadającego prawo jazdy od pół roku Kupiony był po atrakcyjnej cenie w komisie przy salonie samochodowym (oddany w rozliczeniu za nowe auto). Cena wynikała również z kiepskiego wyglądu - był mocno poobijany, porysowany, nosił ślady drobnej stłuczki I to w nim było fajne Nie trzeba było się przejmować że ktoś puknie drzwiami, albo coś
W krótkim czasie zrobiłem z niego małego zabijakę: wolny wydech (bez katalizatora, bez tłumików środkowych) - ryczał jak rasowa rajdówka , szerokie opony, poszerzane felgi, sportowe hamulce (nacinane tarcze, klocki Ferodo)... Byłem dumny
Koniec mojego Uniaczka zaczął się pod koniec 2002 roku, kiedy to wjechała w niego Honda CRX... Trafił niestety do beznadziejnego warsztatu (nie miałem wtedy żadnej wiedzy na ten temat) i zrobił się z niego dezel... Mechanicznie był bardzo dobry, ale z zewnątrz masakra... Trzy odcienie lakieru i te sprawy...
W 2003 roku z pewnych przykrych przyczyn (o których wolałbym nie mówić na forum) przestały być potrzebne dwa samochody w domu (Uno było jednocześnie z Palio), więc je sprzedałem. Podczas rozbierania systemu audio (auto już było sprzedane) okazało się, że w podłodze są dziury na wylot!! Byłem mocno zdziwiony, ale to już nie był mój problem
Przesiadłem się na Palio i następnego dnia przy prędkości około 130 km/h dostałem w przód potężnym wałem napędowym urwanym od jadącej z przeciwka ciężarówki... Taki pech
Zostało bardzo dobrze zreanimowane, tym razem wiedziałem jak załatwiać sprawy i nie dałem się nabić w butelkę jak z Uno
Ale mimo wszystko od tego momentu zaczęło się myślenie o nowym samochodzie...
Miał być: 3-drzwiowy, z najmocniejszym możlwym silnikiem za możliwie najmniejsze pieniądze
Brałem pod uwagę Peugeot'a 206, Toyotę Yaris, Renault Thalię (wiem, że jest brzydka, ale miała mocnieszy silnik za mniejszą kasę niż Clio). Tylko Yaris I Thalia miały zadowalające osiągi za swoją cenę... ale... pojawił się Hyundai Getz. Od razu mi się spodobał Przeczytałem dane techniczne... silnik 1,3, 82KM, spodobał mi się jeszcze bardziej... dowiedziałem się o cenę, wsiadłem do środka... Wpadłem! Musi być Getz! No a potem wyczytałem, że w produkcji jest wersja z silnikiem 1,6, 105 KM, pomyslałem: marzenie, pewnie kosztuje fure kasy... W końcu Pugi, Cliówki z 1,6 są poza moim zasięgiem finansowym...
Podzwoniłem po salonach, nie chcieli rozmawiać o tym modelu, nie ma i już, nie sprowadzą... aż natrafiłem na Renocar na Olkuskiej. Odpowiedź: nie ma problemu, sprowadzimy Pomyślałem: ok, sprowadzą, ale co z ceną... Po kilku dniach czekania na odpowiedź okazało się, że samochód wymaga tylko dopłaty za silnik do ceny za wersję 1,3 Długo się nie zastanawiałem i zamówiłem Wybrałem tylko kolorek, wersję wyposażenia i pozostało czekać
Długo poczekałem, bo prawie pół roku (ponad 2 miesiące opóźnienia), ale w końcu przyjechał ku mojej wilekiej radości Od tamtej pory jestem szczęsliwym posiadaczem żółtego zadziora z kopniętm H na masce
Ot i cała historia moich samochodów...
Sorry, że się tak rozpisałem, ale powinienem teraz pracować, a mi się nie chce


[ wiadomość edytowana przez: MacTB dnia 2004-12-06 13:59:39 ]
  
 
Moje pierwsze auto zdobyłem po rodzicach w 99 r.
Był to rasowy czerwony sportowy coupe marki ZAZ Tavria z 1997r .hehe
Silnik 1.1 moc 55 km . Do setki wkrecał się w 23 s .
Jak na auto wschodniej produkcji było nie do zajeżdżenia ( z początku) Po pół roku użytkowania wszystko zaczęło sie sypac bez wyjątku aż na końcu korbowód wywalił mi dziurę w bloku i tak zakończył sie żywot Tavrii ale udało się dostac silnik za grosze i reanimacja się powiodła . Zapadła decyzja o sprzedaży auta ale nikt go nie chciał nawet za 2800zł a auto miało wtedy 4 lata.
Po 2 tygodniach zaliczyłm daszek i praktycznie nic z Tavrii nie zostało oprocz silnika i lamp. Szczeście w nieszczęsciu z AC dostałem za niego 3800 i jeszcze silnik sprzedałem i pozostałości z wraku za 2300 i byłem wniebowzięty. Suma 6100.
Zacząłem szuka nowego sam i znalazłem Golfa 1(81 r) za grosze w leciwym stanie a ze zawsze mi sie podobal kupiłem go . Typowy standart z silnikiem 1.3 i 4 biegami . Po poltora roku autko ze standartu udało mi sie przerobic w samochód który przyciągał uwagę na ulicy. Kapitalka od podstaw łacznie z blachą i silnikiem .
Byłem dumny z tego autka . TUTAJ SĄ FOTKI I OPIS ZOBACZCIE SAMI Jak na staruszka był nie do zniszczenia rocznie przebieg sięgał 50 tys km i nic się nie działo Sprzedając go miał 280 tkm i chodził leiej niż nowa Felicia moich rodziców . Ostatni kurs miał do Pragi też bez problemów .
Na początku tego roku stwierdziłem, że czas kupic coś większego
Golfika sprzedałem sąsiadowi a ja we wrześniu stałem sie dumnym posiadaczem Hyundaia Scoupe i mam nadzieję, że niedługo uda mi sie sprawic, że bedzie również zauważalny na naszych drogach jak poprzednie autko . (Ale się rozpisałem )
  
 
Widzę, że wszyscy lubią pisać o swoich doświadczeniach z samochodami Oby tak dalej
  
 
Cytat:
2004-12-06 13:32:02, mormon pisze:
Gratuluję Doogas zakupu... Oby Ci dobrze służyło.. Tylko uważaj na chłopców w dresach I nie parkuj nim w Krakowie



chłopcy w dresach myśle ze mnie nie dogonią ..ale fakt faktem.. boje sie o auto bo jest towarem dosyć chodliwym.. staram sie zostawiać je jak już musze w miejscu gdzie będzie w zamknięciu lub na strzeżonym parkingu.. ew. pod moim czujnym okiem ..do Kraka sie nim raczej nie wybiore
  
 
mercedes300 123 1980 zielony totalnie zajeb........ bezawaryjny mimo gigantycznego przebiegu mozna go rozkrecic i skrecic prawie jednym kluczem kupilem go jak mialem19 lat i gdzie ja nim niebylem , kur.... łza sie w oku kreci
  
 
W rodzinie bylo troche:
Syrena 105, Syrena Bosto, Kredens (125p), Pug 105 (w automacie), Sciera (Sierra), Scorpio, MB 200d, Jetta, MB W190
Moim pierwszym autkiem byla niezapomniana Cytryna (AX 88/89) 1.0 sprowadzona z belgii, powypadkowa, rozklekotana, Vmax (ograniczona przez czynniki psychiczne)=120km/h, powyzej byly problemy, bo trzeba bylo odrywac rece od kierownicy, zeby deska sie nie rozleciala (az sie kiedys w koncu rozleciala), pewnym mankamentem byly czasami nie dzialajace hamulce, stresujace to dosyc bylo...szczegolnie ze kilku mechanikow diagnozowalo przyczyne, ale nic nie znalezli 'ten typ tak ma' O.
Moze demon predkosci to nie byl, ale wrazenie pedu bylo niesamowite juz od 70 km/h
Eh, to byl samochod. Takze dalo sie go rozkrecic w zasadzie jednym kluczem, tylko ze na bank tym, ktorego akurat nie posiadasz
Az w koncu, pewnego pieknego dnia, pomyslalem, Cytryna lubie Cie, ale stara juz jestes, dziury w podlodze masz, chcesz mnie zabic, chyba Cie sprzedam...
I sprzedalem.
Zarobilem, kupilem Accenta... ale komfort, nie dosc ze klima, to jeszcze hamulce nawet ma!
Pozdro
  
 
Zajechalem 3 MALUCHY, kupowalem zawsze uzywane ale swoje ze mna przeszly. Przynajmniej 1 do roku robione zawieszenie (jak dozwolone bylo 60 to na zakrecie tez jest dozwolone no nie , kumpel mowi "uwazaj dziura!!! a ja po przejechaniu - jaka dziura???). U mnie auto musi jezdzic a nie wlec sie aby dziury na drodze nie byly wieksze (nie znaczy to ze nie omijalem ale jak zobaczysz w ostatniej chwili to nie wjedziesz przeciez na chodnik). Moj blacharz zawsze mi ladnie wyszykowal autko na przeglad a i miedzy przegladami sie zdarzalo. Przy mojej jezdzie na 5 musi byc zawieszenie i chamulce reszta moze byc na -3. Po to zaraz po zakupie Accenta wymienialem przednie amory bo nie spelnialy moich norm. Kto inny by sobie jeszcze na nich pojezdzil. Ze wzgledu na moja jazde, oczywiscie przepisowa, nie wszyscy chca ze mna jezdzic a czasem nawet wychodza bladzi za to zona sie tym nie przejmuje (za to ja m/in. kocham). Ostatnio tylko troche wolniej jezdze aby mi mala z fotelika nie wyleciala ale bez malenstwa jade "normalnie". Wkurzaja mnie ludzie ktorzy jada szybko a potem nagle przed torami gwaltownie hamuja aby je przejechac na "1" ile razy bym juz takiemu h... w zadek wjechal, toz przeciez moze wczesniej hamowac to se zmienie pas by go minac a tak czesto hamuje z piskiem na styk . Pozdrawiam wszystkich jezdzacych normalnie!!!