Fotoradary - patologie namierzone.

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
W tym miejscu jest ciekawy artykuł.
Dla utrwalenia, wklejam całą treść.


Policji i gminom grozi zalew dziesiątkami tysięcy pozwów od kierowców, kwestionujących mandaty wydane za przekroczenie prędkości na podstawie zdjęć z fotoradarów. To efekt patologii powstałych w ciągu ostatnich kilku lat, wokół niemal wszystkich przetargów na fotoradary, przeprowadzanych przez policję oraz w wielu miastach i gminach Polski.

Mobilny na maszcie, stacjonarny na trójnogu.

Przenoszenie fotoradarów zarejestrowanych zgodnie z przepisami wyłącznie jako mobilne, czyli przeznaczonych wyłącznie do zainstalowania w samochodzie policyjnym bądź ustawienia na poboczu jezdni, na maszty - i odwrotnie - jest nielegalne.

Ponadto, jeśli nawet odpowiednie dokumenty (decyzje Prezesa GUM w sprawie zatwierdzenia typu) pozwalają na stosowanie tego samego urządzenia na dwa różne "sposoby", każdorazowa zmiana miejsca pracy wymaga zachowania odpowiedniej procedury. Taka sama sytuacja ma miejsce przy przenoszeniu fotoradarów z jednego masztu na drugi, nawet usytuowanego przy tej samej drodze. Decydują o tym warunki rejestracji urządzeń (tzw. legalizacji).

W praktyce jednak policja i straż miejska wykorzystywała te same urządzenia, zarówno do "namierzania"; wykroczeń z masztu, jak i z wozu, bądź z trójnogu ustawionego na poboczu. Do "przenoszenia" fotoradarów dochodziło m.in. w Krakowie, Szczecinie, Poznaniu, Olsztynie, Łomży, Koszalinie itd. Takie praktyki stosowane były i są w skali całego kraju.

Według obowiązujących w Polsce przepisów legalizacja każdego fotoradaru stacjonarnego (umieszczany na maszcie) musi określać jego miejsce ustawienia, na wniosek gminy czy też komendy policji. Jeżeli policjant bądź urzędnik decyduje się na przeniesienie przyrządów pomiarowych, zobowiązany jest do ponownej legalizacji. Analogicznie - jeśli fotoradar zarejestrowany jako mobilny (ustawiany na trójnogu przy drodze, bądź działający w samochodzie) zostaje umieszczony na maszcie, powinien być powtórnie poddany legalizacji.

Ustawa Prawo o miarach z roku 2001, a także dodatkowo - rozporządzenie o przyrządach pomiarowych z marca tego roku stwierdzają wyraźnie: bez legalizacji wszelkie funkcjonowanie fotoradarów jest bezprawne. A legalizacja traci ważność w przypadku zmiany miejsca instalacji lub użytkowania fotoradaru, w kórym legalizacja była wykonana ( pkt. 5 i 6 stanowiska Głównego Urzędu Miar).

A zatem dziesiątki tysięcy mandatów, wydanych na podstawie "fotoradarowych" zdjęć nie mają podstaw prawnych i mogą być zakwestionowane przez każdego kierowcę, który je otrzymał.

Skala konsekwencji nielegalnego używania fotoradarów może być gigantyczna, a skutki dla finansów publicznych - nieprzewidywalne, bowiem kierowcom przysługuje nie tylko prawo zwrotu zapłaconej kary i anulowania punktów karnych. Mogą także żądać od gmin i policji odszkodowań. Choćby za to, że w wyniku karnych punktów, przyznanych za zarejestrowane przez fotoradar wykroczenie stracili prawo jazdy i nie mogli przez, powiedzmy - pół roku wykonywać pracy.

Niekompetencja urzędników?

W krajach starej Unii Europejskiej fotoradary służą policji i straży miejskiej do prewencji:

* stacjonarne ustawiane są w miejscach szczególnie niebezpiecznych. Kierowca wiedząc o nich zwalnia do nakazanej prędkości, minimalizując tym samym niebezpieczeństwo;
* mobilne służą do wpływania na złe nawyki kierowców w ramach szerokiej prewencji (okolice szkół, przedszkoli, dużego natężenia ruchu pieszych i rowerzystów) i są jedynie uzupełnieniem programu poprawy bezpieczeństwa na drogach.

W Polsce przenoszenie fotoradarów stacjonarnych pozwala policji zaskakiwać kierowców, szczególnie tych, którzy stale pokonując pewne trasy, szybko orientują się, gdzie zwolnić. "Zaskakiwanie" kierowców zwiększa ilość wydawanych mandatów, co w konsekwencji stwarza gminom szansę na dodatkowy przychód, a policji okazję do zwiększenia budżetowej "daniny".

Nie dziwi zatem polski obyczaj "mrugania" światłami jako sposób ostrzegania przed radarową kontrolą. Mieści się w konwencji gry. Mobilne fotoradary miały być odpowiedzią policji na spryt kierowców. Niestety nie ma to nic wspólnego z konstruktywnymi działaniami na rzecz poprawy bezpieczeństwa na naszych drogach.

Logika urzędników oraz policjantów była prosta: skoro fotoradary są bardzo drogie, potrzebne są takie, które będą najbardziej uniwersalne. Dlatego też zamówienia publiczne na te urządzenia wymagały od oferentów, by ich urządzenia mogły być używane w obu przypadkach.

O ile, w przypadku niektórych urządzeń w świetle dokumentów jest to wykonalne - te same fotoradary można montować na maszcie i w samochodzie, czy na trójnogu, to biorąc pod uwagę fakt, iż nie przestrzegano przy tym przepisów, czyni ten proceder niedopuszczalnym.

Można by pomyśleć, że niefrasobliwość urzędników przygotowujących warunki przetargu na fotoradary jest źródłem patologii. Nie sprawdzali oni tego, co i jak winno być wykorzystywane, więc nie byli świadomi kardynalnego błędu.

Problem w tym, że ten sam błąd był powielany przez wiele gmin oraz policję, przedstawiających dokładnie te same warunki zamówień na te urządzenia.

Przypadek czy konsekwentna "promocja"?

Gdy porównać "Szczegółowe Informacje o Warunkach Zamówienia" - clou przetargów na fotoradary, okaże się, że w przypadku większości zamówień policji, z ostatnich co najmniej dwóch lat, a także w Koszalinie, Ostrołęce, Łomiankach, Inowrocławiu etc. były one identyczne. Dotyczy to nie tylko kwestii legalizacji fotoradarów.

Można by wszakże pomyśleć, że to efekt podstawowej orientacji urzędników w tym, co potrzebne policji i straży miejskiej oraz rozeznania w tym, co oferuje rynek.

Zastanawia jednak fakt, że niektóre warunki takie, jak chociażby:

* zawężanie specyfikacji wyłącznie do przyrządów radarowych (na przykład przez błędy w terminologii)*,
* zakres temperatur, w których działać powinny urządzenia fotoradarowe,
* niekoniecznie uzasadniony, a zalecany sposób użycia (mobilny i na przykład do montażu na maszcie),
* nieuzasadnione prawnie wymagania posiadania dodatkowych certyfikatów i świadectw,

ewidentnie preferują jedną firmę (ZURAD Sp. z o.o.), której produkty wyłącznie je spełniają. Tego typu "specyfikacje" obecne są we wszystkich zamówieniach policji, gmin i miast, które mają "fotoradarowy kłopot" z legalnością mandatów.

Rozwiązanie, które przychodzi do głowy: to efekt doradztwa jednego z centralnych urzędów, który wskazał, jakie warunki byłyby najlepsze dla gmin i policji. Tymczasem z informacji uzyskanych przez Safety Camera Systems Sp. z o.o. wynika, że ani MSWiA, ani też Główny Urząd Miar takich informacji ani rad nie udzielały.

W rozmowach przedstawicieli Safety Camera Systems Sp. z o.o. z urzędnikami gmin i miast, w których występują te same warunki przetargowe, padały trzy typy odpowiedzi na pytanie, skąd takie warunki zamówienia (SIWZ):

* "sami je stworzyliśmy" - SIWZ rzeczywiście powinny być określane samodzielnie przez gminy, kierując się specyfiką warunków, w których urządzenia będą funkcjonowały oraz własnymi potrzebami; dlaczego jednak w tylu gminach owe warunki i potrzeby są dokładnie takie same?
* "wstyd się przyznać, ale dostaliśmy je z innego miasta [wersja 2: z Komendy Głównej Policji]" - można zatem domniemywać, że źródłem "matrycy", wedle której przygotowane były SIWZ-y jest KGP.
* "wzór zamówienia dostaliśmy ze ZURAD-u" to trzeci typ odpowiedzi lub też raczej wyznanie urzędników z pewnego dużego miasta. Zestawienie oficjalnego SIWZ z tego miasta oraz uzyskanego pisma - wzoru z firmy ZURAD nie pozostawia wątpliwości, skąd owa "matryca" SIWZ.

Warto dodać, iż ZURAD wygrywał większość przetargów na fotoradary, rozpisane przez Komendą Główną. W tym jeden z największych - na 39 urządzeń oraz 200 masztów, rozpisany w 2002 roku.
  
 
Zamówienia publiczne na fotoradary

W grudniu ubiegłego roku polskie media obiegła informacja o "złotym interesie" jaki prowadzi pewna firma w Zawierciu i Czeladzi. Władze tych miast podpisały umowę, w myśl której, z kwoty ściągniętej od kierowców, 60% (50% w Czeladzi) trafia do kieszeni prywatnej firmy, ale tylko praktycznie za dzierżawę sprzętu. Miasto dostaje pozostałe 40% (50% w Czeladzi), ale z tych pieniędzy musi pokrywać wszelkie koszty obsługi fotoradaru.

Jeśli założymy, że każdego dnia fotoradar wykona 100 fotodowodów, z czego (przy braku zautomatyzowanej procedury mandatowej oraz możliwości zaistnienia fałszowania współczynnika wezwań) 50% z nich zakończy się wpłatą grzywny na konto miasta (uśredniona wartość mandatu 250 zł), to w ciągu 3-letniego kontraktu dzierżawca sprzętu uzyska dochód na poziomie prawie 8 mln zł. Po odliczeniu skromnych kosztów własnych (1-2 personelu + koszt serwisu i ewentualnych napraw itd.) firma ta jest w stanie zarobić na tym "złotym" interesie ok. 7,5 mln złotych.

Procentowy podział wpływów jest nieetyczny i może rodzić konflikty. Kontraktor zawsze będzie dążyć do maksymalizacji zysku poprzez np. ustawianie urządzeń rejestrujących wykroczenie, po pierwsze w miejscach, gdzie jest bezpiecznie, ale samochody jadą szybko oraz po drugie - nastawiając parametry urządzenia na takie, aby wystawić tylko najwyższe mandaty karne.

Wadliwie skonstruowana i rażąco niekorzystna dla obu miast jest umowa zawarta z prywatnym przedsiębiorcą. Zyski przekazywane jako zapłata za wykonywaną "usługę" są niewspółmiernie wysokie do zaangażowania m.in. kapitałowego i technologicznego prywatnego kontraktora.

W naszej ocenie władze miejskie Zawiercia i Czeladzi zrobiły kiepski interes. Kupiły najdroższy fotoradar na świecie - 7,5 mln zł za sztukę!

Do tego interes niezgodny z obowiązującymi przepisami prawa. Całość dochodu z działalności fotoradaru powinna bowiem wpływać do budżetu gminy. Suma należności za dzierżawę urządzenia powinna być ściśle określona w umowie, a nie - podana w procentach, tak jak ma to miejsce w przypadku umowy jaką miasta podpisały z prywatnym przedsiębiorcą.

Partnerstwo Publiczno-Prywatne (PPP), w tym wypadku doprowadziło do patologii - w imię zysków, a nie interesu publicznego (bezpieczeństwa na drogach oraz dochodów samorządu) ściągano kary, które przypominają bardziej daninę, bądź myto niż karę za nieprzestrzeganie przepisów.

Reakcja MSWiA na prasowe informacje była szybka: w styczniu, we współpracy z Ministerstwem Finansów przygotowuje: "stanowisko wskazujące na niezgodność z prawem zawieranych przez gminy umów z innymi podmiotami przewidującymi udział tych podmiotów we wpływach gminy uzyskiwanych z grzywien nakładanych przez strażników gminnych (miejskich)".

Pismo w tej sprawie zostało rozesłane do Krajowej Rady Regionalnych Izb Obrachunkowych oraz do ogólnopolskich organizacji samorządowych i niektórych gmin.

Jednocześnie w MSWiA rozpoczęły się "prace nad zmianą przepisów, których celem ma być wyeliminowanie udziału podmiotów niepublicznych w czynnościach z zakresu kontroli ruchu drogowego podejmowanych przez straże gminne/miejskie." W istocie przepisy te prowadzą do eliminacji bądź radykalnego ograniczenia partnerstwa publiczno-prywatnego w obsłudze urządzeń fotoradarowych.

Choć kierowcy nie mają prawnych podstaw do kwestionowania mandatów wydanych w Czeladzi i Zawierciu, niewątpliwie i oni, i wszyscy, którzy o owej patologii się dowiedzieli, mogą protestować przeciw współpracy gmin z prywatnymi firmami w ogóle, a zatem - przeciw PPP w systemach fotoradarowych. Nadużycia kompromitują i delegitymizują cały system PPP.

"Przeklęte przetargi"

Patologie związane z przetargami to jeden z najgroźniejszych mechanizmów korupcjogennych, a co gorsza - preferencji tego, co często gorsze, bądź niezgodne z przepisami. Skala nieprawidłowości prowadzi niektórych do wniosku: "to zło konieczne, które należy ograniczać.

Najlepiej zlikwidować Partnerstwo Publiczno-Prywatne, gdzie patologie z Czeladzi mogą być powielane w nieskończoność." Tak myśleli być może twórcy projektu rozporządzenia MSWiA dotyczącego fotoradarów (oczekuje na podpis ministra Kalisza), które de facto likwiduje możliwość partnerstwa publiczno-prywatnego przy zakupie i obsłudze fotoradarów.

Kłopot w tym, że urządzenia fotoradarowe są niewspółmiernie drogie do możliwości gmin i policji. Stąd też nie dziwi zachowanie gmin i policji, w których wykorzystywano nielegalnie (bez wtórnej legalizacji) te urządzenia. Chodziło o optymalne wykorzystanie tego, na co instytucje było stać. W żadnym z miejsc, gdzie doszło do nielegalnego użycia fotoradarów nie funkcjonowało PPP.

PPP miało być dobrym sposobem na rozwiązanie tego problemu. Wzorce są bardzo przekonywające: W Wielkiej Brytanii, gdzie PPP w funkcjonowaniu fotoradarów jest powszechne (narodowy program SafeCam), śmiertelność wśród pieszych - uczestników wypadków spadła o 56%. Takie wyniki uzyskano przy pomocy zaledwie 3,5 tysięcy fotoradarów (docelowo ma ich być 5 tysięcy).

Warto przypomnieć, że na Wyspach żyje 60 mln ludzi, wskaźnik motoryzacji jest niemal dwukrotnie wyższy niż w Polsce, ale zabitych na drogach jest 2,5 razy mniej. Brytyjczycy zawdzięczają to wieloletnim programom Bezpieczeństwa w Ruchu Drogowym (BRD), realizowanym w ramach PPP, gdyż jak sami się przekonali partnerstwo daje dostęp do know how oraz nowoczesnych metod zarządzania systemami fotoradarów, które są nieosiągalne dla władz publicznych.

To model zarządzania decyduje bowiem o skuteczności i powszechnym udziale samorządów w programie poprawy BRD, a nie liczba fotoradarów na drogach. Dlatego wypowiedzi wysokich funkcjonariuszy KGP, że w Polsce potrzeba 400 tys. fotoradarów, należy włożyć między bajki.

Eliminować patologie, a nie rozwiązania systemowe

Projekt rozporządzenia MSWiA to krok wstecz w procesie zwiększania bezpieczeństwa drogowego poprzez stosowanie systemowych rozwiązań w dziedzinie bezpieczeństwa ruchu drogowego, którego jednym z wielu elementów są fotoradary. To zwiększenie prawdopodobieństwa, że patologie takie, jak korupcja wokół SIWZ będą się mnożyć.

Szkoda, że MSWiA nie działa tak energicznie, by zlikwidować patologię PPP, która powstała w Zawierciu i Czeladzi. Dopiero 15 czerwca, kilka dni po informacji przedstawiciela Safety Camera Systems Sp. z o.o. o zawiadomieniu prokuratury o zbadanie legalności działań władz tych miast, interwencję obiecała podjąć (pół roku za późno) Regionalna Izba Obrachunkowa w Katowicach.

Czyżby MSWiA zależało na kompromitacji systemu Partnerstwa Publiczno-Prywatnego?

Prace legislacyjne zmierzające rzekomo do ucywilizowania rynku fotoradarów mogły mieć swój ukryty cel: wyeliminowanie jakiejkolwiek konkurencji na tym rynku poza firmą, która wygrywała do tej pory przetargi. Zawiercie i Czeladź mogły stanowić wygodne alibi, uzasadniające celowość tych zmian.

Komu mogło zależeć na powiązaniu działań legislacyjnych, zmierzających do wyeliminowania partnerstwa publiczno-prywatnego z obszaru bardzo ważnej części infrastruktury drogowej, jaką jest bezpieczeństwo ruchu drogowego, z działaniami na rynku, poprzez "ustawianie" przetargów na zakup fotoradarów ? Jest taka łacińska paremia: Is fecit, cui prodest - Ten uczynił, czyja korzyść.

Warto nadmienić, iż Safety Camera Systems Sp. z o.o. nie uczestniczyła w żadnym z przetargów na systemy rejestracji wykroczeń drogowych, gdyż oczekuje na uzyskanie zatwierdzenia dla typu urządzeń produkowanych przez jej partnera, australijską firmę Redflex.

Safety Camera Systems Sp. z o.o. zależy jednak, by system PPP w zakresie systemowych rozwiązań w dziedzinie BRD funkcjonował prawidłowo i zgodnie z założeniami, prowadził do skutecznej prewencji wypadków na drogach. Zarówno przy przetargach, jak i później - podczas używania fotoradarów przez gminy czy policję.

Fotoradary służą przede wszystkim prewencji wypadkowej, a nie generowaniu dochodów, nawet instytucji publicznych. Stworzenie przejrzystego i efektywnego systemu PPP jest możliwe.

Niekończąca się opowieść?

Patologii radarowych ciąg dalszy: Komenda Główna Policji ogłosiła przetarg na dostawę 17 fotoradarów oraz 85 obudów do montowania urządzenia na maszcie (po 5 obudów na każde urządzenie). Warunki określone w SIWZ powielają, omówione powyżej, rażące błędy natury formalno-prawnej, , preferując jednego dostawcę i stanowią kontynuację nielegalnego procederu przenoszenia "fotoradarów".

Objaśnienia
Fotoradar

Fotoradar jest urządzeniem do rejestracji wykroczeń na drodze, wykorzystujący jeden z rodzajów detekcji - radar. Na rynku dostępne są ponadto dużo dokładniejsze rozwiązania, takie jak: laser, czujniki piezoelektryczne, pętla indukcyjna.

Zgodnie z przyjętą przez ustawodawcę "szeroką" nomenklaturą nazewniczą, w ogólności tego typu przyrządy są nazywane "urządzeniami samoczynnie rejestrującymi wykroczenie w ruchu drogowym", co obejmuje każdy rodzaj detekcji, a nie tylko radarowy.

Jak widać, użycie żargonowego pojęcia fotoradar z definicji zawęża przedmiot postępowania przetargowego, co niejednokrotnie nie jest uzasadnione merytorycznie i jest sprzeczne z prawem.

Legalizacja pierwotna i powtórna

Obowiązek każdorazowej legalizacji fotoradarów nie wynika z tego, iż ustawa Prawo o miarach jest przestarzała i tworzona była z myślą o urządzeniach, które nie nadawały się do uniwersalnego użytku (mobilne plus stacjonarne). Gdyby miało tak być, zapewne MSWiA nie wydałoby rozporządzenie o przyrządach pomiarowych raz jeszcze to potwierdzającego te regulacje, w marcu tego roku, lecz starałoby się znowelizować ustawę.

Jednakże sposób zasilania, zastosowane obudowy, miejsce montażu, a co za tym idzie warunki pracy mogą wpływać na sposób w jaki fotoradar mierzy prędkość i wykonuje zdjęcia. W innych warunkach pracuje system rejestracji, gdy jest umieszczony na maszcie, inaczej - gdy w policyjnym samochodzie lub na trójnogu.
  
 
Używanie tego samego fotoradaru do dwóch pomiarów w różnych miejscach montażu bez uprzedniej weryfikacji w postaci legalizacji, może skutkować błędnymi pomiarami, a w konsekwencji prowadzić do podważenia wiarygodności fotodowodu w sądzie (vide wyrok rzeszowskiego sądu w sprawie Kazimierza Prucnala, który notabene dotyczył fotoradaru firmy ZURAD).
  
 
W weekend zamierzam sobie zrobić zdjęcie na rowerze... Taki manifest... Oby działał... Jest szansa na 85 na 60
  
 
A mnie to troche trąci propagandą
Pomijając fakt łamania ustawy o zamówieniach publicznych ustawiając przetargi pod jednego producenta, to znowu wychodzi polskie cwaniactwo, nie płać bo ustawa o miarach mówi tak a tak.
Jeśli było ograniczenie do 70 a gościa radar namierzył dajmy na to 100km/h, to jakie ma znaczenie że radar był "przenośny" ale międzi masztami a nie na trójnogu.

P.S. Mieszkańcom Zawiercia i Czeladzi gratuluję wyboru władz miasta. Ale nie myślcie, że u mnie jest lepiej.
  
 
A propo wyroku rzeszowskiego sądu.
Poszkodowany Kierowca był z Łańcuta i jechał starym Jelczem.
Wygrał w sądzie, bo udowodnił poprzez biegłych rzeczoznawców,
że jego ciężarówka nie jest w stanie jechać z pedkością jaka podął fotoradar.
Sprawy nie pamiętam dokładnie, ale wiem na 100%,
że ów foto radar jest na 70, a prędkość wskazana była,
chyba (tu nie jestem pewny), ok. 110km/h

Oczywioście polski system sądownictwa nie jest oparty na precedensach,
więc wyrok rzeczowskiego sądu nic nam nie daje.
A producent nadal twierdzi,
że ma legalizację i jego urządzenia dziąłają prawidłowo.

Ja mam tylko nadzieję, że mi się taka historia nie przytrafi,
bo raczej nie będę w stanie udowodnić,
że jechałem z mniejszą prędkością.
  
 
Kisztan, ja generalizowałem, nie znam sprawy Twojego krajana.
Chodziło mi o sytuację w której gość tnie 100, radar go namierzy a on, A pokażcie mi legalizację? Co? Z innego masztu? To Się... itd.itp.

mojego kumpla drogówka zatrzymała kiedyś, na radarze było 168km/h, a on starym maluchem jechał, ale jak go namierzali to obok jakiś gość tylko przeleciał, tak, że smerfy nawet lizaka nie wyciągnęli. To im powiedział, że zapłaci jak mu oświadczenie napiszą ile jechał i jakim samochodem
  
 
Cytat:
2005-07-08 10:17:26, czytom pisze:
Kisztan, ja generalizowałem, nie znam sprawy Twojego krajana. Chodziło mi o sytuację w której gość tnie 100, radar go namierzy a on, A pokażcie mi legalizację? Co? Z innego masztu? To Się... itd.itp. .....


Chyba źle odczytałeś mój post, a może to ja źle go napisałem?

To nie była odpowidź na Twój post, z którym notabenę się zgadzam.
I jeszcze z innej beczki
W Polsce drogi są fatalnie oznakowane.
Są miejsca gdzie nie ma żadnych zabudowań i skrzyżowań
i można spokojnie dać tablicę 110km/h a jest tam np 70 lub 50
A są też i takie zakrętasy na których nie ma ograniczenia (czyli jest noramlne 90)
a z trudem pokonuje się go przy 70.
I w ogule oznakowanie jest fatalne
Że nie wspomnę juz o braku autostrad i dróg ekspresowych.

Polska to dziwny kraj.
  
 
zgadzam się z tobą Kisztan w 100%, czasami to znaki stoją chyba tylko dla policji żeby mieli gdzie łapać.