Domowe wypadki i inne głupie przypadki

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Wczoraj wieszałem obraz na ścianie (a przedtem go zwaliłem na ziemie, bo z impetem usiadłem waląc w ścianę - pieprzony gipsokartonobadziew) stojąc na krzesełq. Schodząc nadepnąłem na leżący na podłodze mój but (no sam nie wiem dlaczego go tam postawiłem... ), podwinęła mis się noga i zwaliłem się jak długi. Przywaliłem zdrowo z całym impetem plecami w naroznik szafy . Az mnie zamroczyło i nie wiedziałem co się dzieje . A w krzyzu to tak łupało... . Nawet żonka jakaś taka miła się dla mnie zrobiła, pytała się czy miś się nic nie stało itakietam (no bo kto by potem płacił rachunki ). Gdybym przywalił głową (a niewiele naprawdę brakowało), to mogłoby dojść do prawdziwego - nie takiego "zkrzesłowego" - zejścia mężczyzny w średnim wieq w warunkach domowych... Nie znamy dnia ani godziny, taki jakiś kruchy człowieczek jest...
  
 
no to ja razu pewnoego wiercilem dziurke w scianie pod ciezkie, duze lustro. Kolej konkretny, narzedzie tez, bo w beton jedziem. I nagle czuje opor, i po sekundzie - dup, wiertlo wpada w siane, lomot po drugiej stronie.
i co? Sasiad przez sciane mial .... lustro w tym samym miejscu, co i ja planowalem. Moim wiertlem, wypchnalem jego hak. Idealnie. Jeden otwor na cala sciane, a co do milimetra trafilem.
  
 
co prawda to nie moj przypadek-wypadek, ale mojej mamy, jednkaze dość wyjątkowy.
Otóz 3 lata temu dokladnie w prima aprillis moi rodzice wybiegli w pospiechu z domu krzyczac tylko do mnie ze jada na pogotowie...
zanim zdazylem zbiec po schodach juz odjechali... idąc po plamach krwi trafiłem do kuchni gdzie na stole stał karton z proszkiem do prania a obok leżał ostry nóż-kozik W umywalce było sporo czerwonej substancji... i tyle... po jakichs 40 minutach dostalem telefon ze to nie prima aprillisowy żart tylko sa na pogotowiu bo mama podcięła sobie żyły otwierajac wspomniany wczesniej kratonik z proszkiem do prania

Skonczylo sie na bodajże 9 szwach zewnetrznych i rozpuszczalnych szwach na dwóch żyłach.
  
 
Ewa kupila sobie regal na ksiazki. Mebel trzeba bylo zlozyc. Pojechalem po niego do sklepu i po przywiezieniu do domu musialem wyjsc na chwile. Kiedy wrocilem zobaczylem jak ewa wbija maly koleczek w sciane regalu. Stuka,puka tym mlotkiem jakby chciala a nie mogla No to podwinalem rekawy wzialem mlotek i mowie "odsun sie kobieto" . Uderzylem mlotkiem w kolek i uslyszelismy tylko gluchy trzask. Wtedy Ewa wydusila z siebie w koncu ze ten kolek to tylko wspornik do polek i ma wejsc do polowy. No coz... Po moim stuknieciu wyszedl na druga strone razem z duzym kawalkiem scianki ...

[ wiadomość edytowana przez: 83matys dnia 2006-02-28 08:09:44 ]
  
 
To ja może coś śmiesznego.
Sąsiad przyszedł do mnie czy bym mu nie pożyczył wiertarki i wiertła, bo chce sobie zegar powiesić. Ok, myślę ale wiertła to miałem tylko takie z TESCO za 2,50 komplet widiowych (no o już wiecie jaka to jakość )
Za 15 minut idę do sąsiada polookać jak tam zegar wisi, wchodzę a tam wszyscy leżą na podłodze i śmieją się jak najarani.
W spazmach śmiechu sąsiad pokazuje na ścianę i co widzę? Obszurpane kółko o średnicy ok 15cm. Jak zaczął wiercić i przyłożył wiertło do ściany to wiertło zgięło się pod kątem 90 stopni i obsmarkało takie kółko na ścianie. Wyobraźcie sobie wiertarkę z wiertłem zakrzywionym pod kątem prostym!
Położyłem się koło nich
  
 
tez mialem watpliwosc przyjemnosc obcowac z takim narzedziem.
Ladies and gentelman - przed Wami wiertlo TOPEX:



[ wiadomość edytowana przez: adasco dnia 2006-02-28 20:29:51 ]
  
 
hehehehehe dobre
  
 
Hehehe dokładnie takie wiertło
  
 
Koleżanka z pracy ma córkę (5 lat).
W ostatni weekend odwiedzili ich znajomi z dziećmi.
Dorośli w jednym pokoju, dzieci w drugim.
Po około pól godzinie dup! ... zgasło światło.
Okazało się, że dziewczyny wpadły na doskonały pomysł.
Wetknęły znalezione w jakiejś szafce dwa przewody do gniazdka
i na końcówki lerzące luzem rzucały monety.
Zabawa była przednia bo się fantastycznie błyskało,
aż któraś moneta upadła tak, że poszła konkretna zwora.
Wypalone dziury w dywanie przy ewentualnych skutkach tej zabawy
to małe miki...
  
 
Dlatego do pokoju dziecinne kupuje się takie specjalne zaślepki, aby bachorki nic tam nie wtykały.
DEx
  
 
Czekalem kiedy wejdzie na elektrycznosc
Otoz maly Fleszer, nie nie , jeszcze wtedy maly Krzys robil rozne zabawy z pradem.
Najlepsza zabawa bylo podpinanie zarowek z choinki, w ilosci sztuk 1, do gniazdka 220v, gdzie niestety nieznajomosc wtedy prawa Ohma(nie chodz z jedna tylko z dwoma ) konczyla sie wywaleniem bezpiecznikow i zjaraniem zarowek(pisze zarowek no bo co tam raz jedna zarowka - moze byla zepsuta wiec wtykalem druga i ..sam juz nie wiem ile)
Ale to jeszcze pikus byl.

Dorwalem gdzies kabel od zelazka - nie wiem juz czy wygrzebalem go gdzies w domu, czy od kolegow przynioslem, w kazdym badz razie z jednej strony byla wtyczka, a z drugiej kabelki- i ludzie nie pytajcie sie mnie dla czego i co mi wpadlo do glowy, ale wetknolem te kabelki pod gumke od kapcia - zgrzyt, spiecie, kapec sie przysmarzyl, kory wylecialy...

Obawiam sie ze nie mialem wtedy 7 lat !

Kiedys jeszcze zrobilem inny elektryczny motyw - mianowicie zlodziejke do kradzenia pradu przez lampe(wkreca sie zamiast zarowki i mozna podpiac z boku zwyjkla wtyczke, a w nia rowniez wkreca sie zarowke)
Baa, zato prawa Kirchoffa mi sie obily o uszy i sprytnie zamiast wkrecic zlodziejke w miejsce zarowki i krasc prad, to ja podpiolem prad do zlodziejki, wkrecilem zarowke, i ... calym lapskiem zlapalem za koniec zlodziejki-(juz lampki)- ktory sie powinno wkrecic w miejsce zarowki - efekt - zgrzyt zgrzyt - puscic dranstwa nie moglem !!
Ale jakos mi sie udalo, ale bylo juz nie ciekawie -heh
Odradzam takie zabawy i polecam pilnowac mniejszych od siebie, co prawda obserwowac ich mozna, i wiele sie nauczyc, jednak piecze trzeba miec nad nimi
  
 
no to ja jako maly szkrab wykrecilem zarowke na choince (taka starodawna, z gwintem) i wsadzilem palec w oprawce. Rodzice opowiadali, ze dosc dlugo wowczas ryczalem.
A teraz, to prad mie dupnal pare razy - przy okazji roznych remontow.
Oczywiscie motyw w stylu "odlaczyles? - tak, tak", tez byl
  
 
ja sie nasmialem w poznaniu w poniedzialek.Bylismy z kolegami z pracy w trojke na szkoleniu.Zatrzymalismy sie w apartamencie chotelu T&T. Wieczorem jeden kolega wzial prysznic, ja tez, a rafalowio zachcialo sie wykompac klasycznie w wannie.jak juz sie wykompal ,chcial spuscic wode, i tu zdziwienie, korek nie wyciaga sie (sterowany pokretlem na panelu), a co wiecej jest wbity ponizej poziomu odplywu.kazdym sposobem probowal go wyciagnac ale sie nie dalo.W koncu wyciagnal wiaderko z kubelka na smieci i 5 litrowym wiaderkiem przelewal wode z wanny do WC.jak juz po 30 minutach nic prawie nie zostalo korek wyskoczyl.Kumpel zly jak nigdy a my z drugim pokladalismy sie ze smiechu
2 dni wczesnbiej bylismy w Sheratonie w wawie na bankiecie , i pokretlo mi sie przekrecilo od regulacji klimatyzacji o 360 stAle dziala dalej.
  
 
A nam przytrafił się kiedyś zbieg okoliczności o prawdopodobieństwie mniejszym niż szóstka w totku trzy razy pod rząd.

Kiedy miałem jakieś 5-6 lat byłem z Tatą w Wawie. Pod pałacem kultury zrobił mi zdjęcie jak stoję przy fontannie. Po przyjeździe do domu i wywołaniu kliszy okazało się że fotograf pomylił jedno z nich i dostaliśmy omyłkowo zdjęcie jakiegoś innego chłopca przy fontannie. Kiedy jednak dokładniej przyjrzeliśmy się zdjęciu okazało się że jest to ta sama fontanna. Żeby było śmieszniej na drugim planie widać jak stoję ja odwrócony bokiem i "pozuję" Tacie do zdjęcia. To chyba największy i najbardziej nieprawdopodobny zbieg okoliczności jaki można sobie wyobrazić.

[ wiadomość edytowana przez: soop dnia 2006-03-02 22:31:07 ]
  
 
No to podtrzymajmy wątek elektryczności:

1. Dawno, dawno temu kiedy moją żona, nie była jeszcze moją żoną i WYNAJMOWAŁA mieszkanie poprosiła mnie o wywiercenie dziurki w ścianie. W dziurkę miałem wsadzić kołek, w kołek wkręcić śrubkę i na totej śrubce powiesić obrazek. Pora już wieczorowa, na dworzu ciemno, w mieszkaniu świeci się światło. No to wiercimy !!! Staję na stołku, zaczynam wiercić, czuję lekki opór, więc naciskam mocniej ... ŁUP !!! trafiłem na kabel w ścianie!
Zadzwoniłem po mojego ojca, rozpruliśmy PÓŁ ściany, ale udało się "skleić" kabel.

2. Gdzieś tak 4-5 klasa podstawówki. Mieliśmy robić na ZPT-ach kolorofony. Postanowiłem popróbować w domu różnych kombinacji połączeń. NAJBARDZIEJ "udaną" próbą, było podłączenie SAMEGO "startera" na kabelku ... i wszyscy zdziwieni, że prądu nie ma w domu !!!
  
 
Cytat:
2006-03-02 23:57:43, robal pisze:
NAJBARDZIEJ "udaną" próbą, było podłączenie SAMEGO "startera" na kabelku ... i wszyscy zdziwieni, że prądu nie ma w domu !!!



nie wiem jak go podłączałęś, bo jak ja wpiąłem starter w przewód lampki nocnej to pięknie błyskało ... drobiazg iż trzymając starter dotknąłem kaloryfera przemilczę

wogóle to ja pikuś jestem przy was... jedynie raz udało mi się wejść na drzewo, na wysokość okoł drugiego piętra, a następnie spaść z niego zaliczając wszystkie gałęzie...

chociaż nie... na obozie harcerskim dostałem fuchę kucharzenia obiadu dla całego zgromadzenia. po obraniu kotła kartofli należało go postawić na piecu. piec polowy należało obejśc aby dostać się do platformy. no i mądry Tomuś obchodząc "pomógł" sobie chwytając się za komin zrobiony z blaszanej rury o średnicy 13cm.... pięknie się przykleiła do dłoni... trzy dni nosiłem rękę w menaszce z wodą z jeziora
  
 
Kiedyś pani w szkole poprosiła mnie żebym wychodząc z klasy wyłączył grzałkę w akwarium.... Wyłączyć zapomniałem, ale rano była fajna zupka...
  
 
A moja matula pewnego lipcowego upalnego dnia pare lat temu powiedziala, ze nie bedzie spala z ojcem bo dziala jaka kaloryfer i poszla sobie do drugiego pokoju i rozlozyla lozko polowe (takie najzwyklejsze, ze sprezynkami). Jak juz sie polozyla to najwidoczniej doszla do wniosku, ze oparcie jest za wysoko. Oparcie jest utrzymywane na takich dwoch zebatych zapinkach z bokow lozka. Nie wziela pod uwage tego, ze jak lezy na lozko to plotno jest napiete i zwolnienie tych zapinek je luzuje. No i odwrocila sie na brzuch, zwolnila zapinki i wezglowie lozka sie zamknelo i zlamalo jej nos.
A najlepsze jest to, ze wsadzila sobie od razu dwa palce do nosa i nastawila ten nos i nastepnego dnia, po przeswietleniu, chirurg powiedzial, ze sam by lepiej tego nie zrobil. Wystarczylo tylko isc po odszkodowanie....
A ktoregos dnia na wsi moj brat powiedzial, ze pojdzie narąbac drewna dziadkom i poszedl do komorki. A matka mi potem powiedziala, ze wypatrzyla go przez okno jak chodzi jakis taki blady i niespokojny. Okazalo sie, ze odrąbal sobie kawalek palca wzdluz prze pol paznokcia i bal sie wejsc do domu, zeby nie dostac opierdów. Matka pobiegla do komorki, znalazla przy pienku ten kawalek palca, oplukala go i przykleila na swoje miejsce, opatrzyla. Do dzis nie ma sladu po urazie i znowu chirurg nie mial nic do gadania....
  
 
Moj ojciec wyladowal w szpitalu - stan przedzawalowy. Po powrocie mial silna arytmie serca. Akurat wtedy zepsul sie telewizor (wczesne lata 80-te, ZURT-y i inne takie, gdzie nie mozna bylo sie doprosic o naprawe)., wiec zaczol sam grzebac. Zapomnial jednak, ze mimo wyjecia wtyczki z gniazdka kondensatory nadal maja napiecie i go kopnelo z takiego najwiekszego. Arytmia przeszla jak raka (kondensatorem) odjol.
Jasiu
  
 
Cytat:
wogóle to ja pikuś jestem przy was... jedynie raz udało mi się wejść na drzewo, na wysokość okoł drugiego piętra, a następnie spaść z niego zaliczając wszystkie gałęzie...



Jeszcze podstawówka, jakaś 7-8 klasa, wleźliśmy z kolegą na kasztanowca. Pierwsza najniższa gałąź na wysokości jakiegoś I piętra - tylko jakaś taka strasznie cieniutka. Kolejna gałąź (od dołu licząc) była gdzieś na IIp., może IIIp. Ta była już na tyle gruba, że można się było niej spokojnie złapać i uwiesić. No i jak zaczęliśmy schodzić, to jakoś DUŻO gorzej nam szło jak wchodzenie. Koleś się jakoś ześlizgnął po pniu (TROCHĘ się tylko podrapał). Mi jakoś tak nie wychodziło i postanowiłem uwiesić się na tej pierwszej możliwej gałęzi i zeskoczyć na dół (pod spodem była piaskownica, więc stwierdziłem, że będzie miękkie lądowanie). Jak postanowiłem, tak zrobiłem: uwiesiłem się gałęzi i ... puściłem !!! Tylko pech chciał, że najpierw jedną ręką, potem drugą ręką, poleciałem jakoś krzywo i gruchnąłem na plecy (tak wiem z opowiadań). Potem nie pamiętam kilku godzin, z małymi przebłyskami, jak pytałem się kilka razy o godzinę-łącznie z datą. Po kilku godzinach w miarę doszedłem do siebie. Ale przez tydzień-dwa nie mogłem się śmiać, ani głęboko odetchnąć.