Bim, bom czyli dzwon :-(

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Piątek, godzina 21,45 trasa z Soliny do Nowego Sącza. Ciepło, ciemno sucho, czysto, prosto ..jednym słowem idealnie. Ja trzeźwy, w samochodzie spokój, dzieci z tyłu rozmawiają, małżowina słucha muzyki a na zagarze 120-130 km/h. W sumie emocje jak na grzybach czyli relaks. Nawet nie zdążyłem nacisnąć hamulca i zdjąć nogi z gazu gdy przed maską pojawił si jakis kosmato-włochaty stwór wielkości psa Mariosa (kto był ten wie). W geście rozpaczy i by nie wpaść w poślizg leciutko skręciłem tak by bydle centralnie uderzyć a nie kołem. Głuchy łomot, jakieś strzępy na szybę, uderzenie podwoziem i to cus poturlało się do rowu. Zwalniam - w koło ciemno więc nie zatrzymuje się. Swiatła palą idealnie a na zegarach i lampkach kontrolnych spokój. Pełen udawanego zadowolenia mówię łagodząc napięcie w aucie, że wszystko ok, nie martwcie się - dojedziemy. Niestety, po 3-4 km wskażnik temperatury zap..do góry jak sondaże Marcinkiewicza! Byle do cywilizacji myslę i na luz....Doturlałem się do jakiegoś wiejskiego CPN-u gaszę kluske otwieram drzwi i wychodzę. Stary chłop a tu prawie łzy w oczach. Wychuchana i ukochana kluska z przodu zmasakrowana. Zderzak wbity do srodka. Odstaje po 20-30 cm na boki. Z grila czar wspomnień jedynie chromowane logo wbite pod klapę się ostało. Po jednym hokeju tylko zatrzaski zostały. Urwany z mocowań zbiornik spryskiwacza, urywa chłodnicę z lewej strony na mocowaniu, pcha chłodnice a ta łamie obudowę wentylatora i zatrzymuje sie 2 cm przed paskiem klinowym. Jednym słowem masakra i żałoba. Po 22.00 a ja jak ta sierota na jakiejś wiosce gdzie jedynym luksusem jest światło i sracz. Na mapie do Krosna 6 km. Decyzja ktrótka - dolewamy wodę i turlamy się na zachód , do cywilizacji. Zalałem i ruszam, czując się jak w parowozowni na Żeraniu. Wszystko kipi, charczy, dymi, paruje i ocieka. Wskażnik temp. zasuwa jak murzyn na pikniku LPR-u i dochodzi do 100. Luz i jest BP w Krosnie. Stacja całodobowa. Żonę i szkodniki sprzedałem znajomym z Nowego Sącza a sam jak ta prostytutka przy trasie sam z kluską zostałem. Sprawdzam nasze LOB-owe Assistance ale tam nikogo nie ma z tych rejonów. Nic to - poczekam do rana śpiąc w aucie i znajde jakis warsztat w sobotę. Po 20 minutach pojawia się jakiś dwóch wiejskch szemranych tunerów (maluchem) i pytają co się stało? Mnie tam w rozpaczy już ganz egal więc mówię, że padła chłodnica i koniec jazdy! Na to oni spokojnie, że mi chłodnicę naprawią! Patrzę na zegarek a tu 23,15! Pytam jak sobie to wyobrażają? Odpowiedź jest krótka - wymontujemy i zakleimy. Proces myślowy u mnie był błyskawiczny i bardzo polski. Pewnie rumiane chłopaki rano sprzedadzą na złomie i bedzie flasza. Odpowiadam więć zgodnie z prawdą. Wiem, że tak wyglądam ale idiotą nie jestem. I tu mnie gość położył na łopatki! Wyciągnął jakiś dobry model Nokii /komórki/ i mówi, że daje mi ją w zastaw za chłodnice z którą wróci za godzinę. Zaskoczony oglądam telefon, sprawdzam numery - wszystko ok. Krótka piłka - wyciagaj chłodnice i zasuwaj z robotą. Uwineli się w 10 min i pojechali. Przez ten czas poodkręcałem to co pourywane. Zaplombowałem to co wisiało, wszystko do bagażnika i przyniosłem wodę do zalania. Panowie wrócili po 1-1,5 h z chłodnicą zaklejoną żywica czy jakims polimerem. Wyprostowalismy to co się dało i zamontowalismy. Odpalam, dolewam wody ale ona przepuszcza. (jest już 01,00). Panowie się nie poddają. jedziemy już na mniej cieknącej chłodnicy do nich pod dom i tam remont trwa do 4.00 rano!!!(Nawek chłopcyi kawę i herbatę na parking przynieśli). O 4,00 chłodnica była na tyle szczelna, że podjąłem trud jazdy do Mariosa z Krosna -300 km.
Z duszą na ramieniu i kapiacą jednak chłodnicą oraz przodem auta niczym z filmu "Christine" około 9.00 zameldowałem się pod Parczewem - nie uprzedzajac właściciela /czy miałem wyjście?/.
Samochód doprowadzaliśmy do stanu używalności od 9 do 15-16.
Wymiana prawie wszystkiego po za zderzakiem i maską (ta ocalała). Chłodnica, pas przedni spod zderzaka, łapy, zbiornik spryskiwacza, wentylator itd...Był taki upał, że jak struś srał to tupał. Poparzyłem sobie plecy ale zrobiliśmy i kluska rulez !!!!!!!
A teraz po co to piszę?
Otóż po to by przede wszystkim podziekowac Mariuszowi za okazaną pomoc choć byłem niezapowiedziany, za jego zaangażowanie i prace przy ratowaniu kluski choca miał inne zmartwienia i innych upierdliwych klientów. Dzięki Mariusz za ratunek szczególnie w takiej sytuacji i przed wakacjami.
Ta sytuacja pokazała także, że nie każdy podejrzany musi być złodziejem czy kwasiakiem. Te młode chłopaki z Krosna zaimponowały mi swoim podejściem, determinacją i czasem poświęconym.
W międzyczasie pomoc zaoferowali mi w nocy na tej stacji inni młodzi własciciele Opla Kadetta (wiejski tjuning) wraz z noclegiem za co także dziekuję.
Co do kluski. Samóch jak nowy. Jedynie lewy hokej innego koloru bo nie szło dobrać no i atrapa Vouxhala - czyli kosmetyka. Podłużnice nie ruszone, silnik też a zderzak zreanimowany i oryginalny choć jeszcze dziś włosy po tym potworze wyciągałem ze szczelin z przodu. Kluska dzielnie zniosła te kilkadziesiąt kilo uderzone przy tej prędkości a ja mam nauczkę, że choć droga wspaniała to w nocy wszystko może sie zdarzyć, szczególnie gdy światła pełnią role ozdobną.
Pozdrawiam i sorry za poemat.

[ wiadomość edytowana przez: zupper dnia 2006-07-23 18:50:11 ]
  
 
..No to brahu nie wiem czy współczuc czy gratulowac, ale raczej to drugie ze od razu kluske do uzywalnosci przywrociles
  
 
Ja wczoraj o godz.22 trafiłem sarnę.szukam teraz zderzaka do senia bo zostały strzępy
  
 
nie zazdroszczę ci tej sytuacji. Tym bardziej że nie jechałeś sam, wiadomo dzieci, żona.
Mam tylko pytanko: jaką miałeś prędkość w chwili zderzenia? Tak jak piszesz??
Pytam, bo znajomy Meganką 2002 przyłożył w dzika, ponoć jechał tylko 80ką, a auto było zdrowo skasowane. Poduchy wyskoczyły, i praktycznie cały przód do wymiany. Wygląda na to, że omki mają twardy dziób.
  
 
Na zegarze było najmniej 120 ! Tego wieprza po pierwszym uderzeniu aż odbiło, potem wziąłem go między koła więc i wydech mi skiereszował i kluska teraz...pierdzi
  
 
Cytat:
..Był taki upał, że jak struś srał to tupał.




Cytat:
potem wziąłem go między koła więc i wydech mi skiereszował i kluska teraz...pierdzi



Zupper, współczuję stresu, ale uśmiałem się do łez!!

Dobrze że kluska cała.
  
 
Cytat:
2006-07-23 18:48:03, zupper pisze:
Dzięki Mariusz za ratunek szczególnie w takiej sytuacji i przed wakacjami. Ta sytuacja pokazała także, że nie każdy podejrzany musi być złodziejem czy kwasiakiem. Te młode chłopaki z Krosna zaimponowały mi swoim podejściem, determinacją i czasem poświęconym. W międzyczasie pomoc zaoferowali mi w nocy na tej stacji inni młodzi własciciele Opla Kadetta (wiejski tjuning) wraz z noclegiem za co także dziekuję.



Dobrze, ze sie tak wszystko szczesliwie skonczylo.

A niniejszym skladam wniosek coby Mariosowi jakis pomnik postawic

Jednak ludziki "łod gor" to jakies takie uczynne sa

Pozdrowienia dla Ciebie i rodzinki
  
 
To i ja "trzy grosze" od siebie dorzucę ....

Będąc (na razie tylko jeden raz) w Szwcji bardzo często widziałem autka (małe i duże) wypasione w szperacze na zderzaku.
Czasem były to dwa światełka a czasem to nawet pięć (!).
W kraju gdzie łoś na drodze nie jest niczym nadzwyczajnym takie wyposażenie to konieczność.
Takie bydlę może spoko ważyć 800kg !.
Może i u nas taką "modę" wprowadzić?
Nie na łosie oczywiście tylko na światełka
  
 
ostatnio widziałem mecha E klasse kombi wyposażonego w takie lampy. Miał 2 mega duże reflektory Hella, wyglądało to conajmniej dziwnie. Niczym rajdówka. Sądząc po blachach, byli to norwedzy.
Prawda jest taka, że na zwierzaki trzeba uważać, i mocne lampy zbyt dużo nie pomogą, podstawa to rozsądna prędkość.

[ wiadomość edytowana przez: czacha dnia 2006-07-24 18:33:37 ]
  
 
To i ja się dołączę do tematu
Co prawda nie utłukłem dzika, ale wjechała mi dzisiaj w zad paniusia samochodem brata bez ubezpieczenia
Na szczęście zapłaci za naprawę z własnej kieszeni, bo jakby brat się dowiedział (a wyjechał na wakacje do pracy w Szwabowni) to by ją żywcem zakopał (tak mi powiedziała).
Na szczęście znalazłem namiary do Parczewa do Maria i pojutrze mam dostać zderzak i inne pierdółki, także popieram pomnik
  
 
Cytat:
podstawa to rozsądna prędkość. [ wiadomość edytowana przez: czacha dnia 2006-07-24 18:33:37 ]



to jest dogmat bo jaka prędkość jest rozsądna?
Jeśli wpadnie mi coś pod koła przy 60 km/h ten argument także znajduje zastosowanie i tak idąc krok a krokiem lepiej nie jezdzic autem.
  
 
A ja tak sobie czytam i nasuwa mi sie pytanie, czy poduszki,-a nie powinny wystrzelic? W końcu uszkodzenia dość duże. ??
  
 
Cytat:
2006-07-24 19:34:16, zupper pisze:
to jest dogmat bo jaka prędkość jest rozsądna? Jeśli wpadnie mi coś pod koła przy 60 km/h ten argument także znajduje zastosowanie i tak idąc krok a krokiem lepiej nie jezdzic autem.



rozsądna to moim zdaniem do 100ki, czym wolniej tym zwiększa się szansa na szybsza reakcję i uniknięcie potrącenia.
Poza tym niekiedy nie ma czasu na reakcję, i wtedy lepiej jechać te 90 niż 140km/h (skoro jest ładnie, sucho itp, to przeważnie ciśniemy, wiem po sobie, choć juz pracuje nad tym )
  
 
aaa.... tak mi się jeszcze przypomniało :

Są takie gwizdki co to się je montuje na zderzaku czy gdzieś w grilu ...
Ponoć w czasie jazdy mają generować ultradźwięki i odganiać wszelkie "paskudy" z drogi (???).
Było to i na allegro i w sklepie widziałem....
Ktoś stosował?
Jakieś uwagi?
  
 
Cytat:
2006-07-24 22:41:05, tomasz_kombi pisze:
aaa.... tak mi się jeszcze przypomniało : Są takie gwizdki co to się je montuje na zderzaku czy gdzieś w grilu ... Ponoć w czasie jazdy mają generować ultradźwięki i odganiać wszelkie "paskudy" z drogi (???). Było to i na allegro i w sklepie widziałem.... Ktoś stosował? Jakieś uwagi?



Po tych gwizdkach został czar wspomnień - je pierwsze uderzenie oderwało od zderzaka - nie wierzcie w takie gwizdki - w moim przypadku nie zdały żadnego egzaminu.
  
 
Niesamowite, przygody! Ale ludzie z tamtych okolic ("tambylcy") są bardziej przyjaźni nastawieni do obcych. Pozdro. Oby nikomu więcej takich przygód. Podoba mi się "Kluska".
  
 
Niesamowite, przygody! Ale ludzie z tamtych okolic ("tambylcy") są bardziej przyjaźni nastawieni do obcych. Pozdro. Oby nikomu więcej takich przygód. Podoba mi się "Kluska".