Espero a złodzieje

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Czy słyszyliscie zeby komus kiedys skroilie esperaka ????
  
 
Slyszelismy.

Czesci sa zawsze potrzebne
  
 
nie wywoluj wilka z lasu
  
 
Mercedesa to tak, ale Espero....
 
 
Cytat:
2005-07-01 23:32:29, hard-drive pisze:
Czy słyszyliscie zeby komus kiedys skroilie esperaka ????



w kwestii nomenklatury..to o ile ja chodzilem do szkoly na brzeska to okresleniem skroic nazywalo sie kradziez polegajaca na odebraniu wlasnosci bezposrednio z rak wlasciciciela przy uzyciu okreslonych srodkow przymusu...a przenoszac to na jezyk kradzierzy samochodow..to skroic esperaka oznacza dla mnie wysadzic z niego kierowce np na swiatlach..a nie ukrasc z parkingu

wiec..hmm..nie slyszalem zeby komus SKROILI esperaka
  
 
Mi ostatnio sie wlamali dokladnie w ten weekend. Nic nieukradli. nic niezniszczyli. Siedzieli z tylu z tego co widac bylo na dywanikach. A jak weszli? niewiem. Byla odsunieta szyba tylna i otwarte drzwi. zadnych zadrapan ani sladow wlamania. Tylko ogolny balagan w samochodzie
  
 


Widzisz, bylo sobie zmieniac tapicerke. Teraz beda Ci sie wlamywac, zeby sobie posiedziec

Dobrze, ze nic nie zniszczyli i nie mieli jakichs wystajacych suwakow, czy cos
  
 
Cytat:
Widzisz, bylo sobie zmieniac tapicerke. Teraz beda Ci sie wlamywac, zeby sobie posiedziec


haha
  
 
Radosław Gruca, Mikołaj Lizut 2006-08-28, ostatnia aktualizacja 2006-08-28
13:33:34.0

Tyle czasu potrzebuje złodziej, żeby wziąć nissana primerę

Jest - nowy nissan primera. Podchodzę do auta od strony kierowcy. Wentyl
czeka przy klapie bagażnika. Wyjmuję z torby wytrych, wciskam go w zamek
(raz, dwa...), przekręcam zrywkę, zamek roz..., wszystkie drzwi otwarte
(trzy...).

Siadam za kierownicą, otwieram Wentylowi bagażnik (cztery...).

Wentyl podnosi klapę, odrywa zaślepkę na rzepy, pod którą jest lewarek. Tam
te matoły w salonach seryjnie montują syrenę od alarmu. Wyrywa ją jednym
ruchem (pięć...). W tym czasie ja odkręcam plastik z deski rozdzielczej
wkrętakiem na baterie - cyk, cyk, cyk, cyk - cztery śrubki (sześć, siedem,
osiem, dziewięć...).

Wentyl siada od strony pasażera i podpina komputer do kostki, która jest pod
plastikiem. Mamy swój czysty komputer pokładowy od nissana z małą przeróbką.
Koszt - 400 złotych na Wolumenie (dziesięć, jedenaście, dwanaście,
trzynaście...).

Trzynastka jest pechowa, dlatego nie walimy samochodów, które mają
trzynastkę na blachach (czternaście...).

Wkładam kluczyk w stacyjkę. W nissanach często się zdarza, że dowolny
kluczyk przekręci stacyjkę. Można też przekręcić ją łamakiem albo spiąć na
krótko. Trzeba wtedy rozp... plastik pod stacyjką (piętnaście, szesnaście,
siedemnaście, osiemnaście, dziewiętnaście...).

Wentyl wymontowuje z deski komputer pokładowy. Teraz już immobiliser nie ma
prawa zadziałać, bo nasz komputer, który podpiął Wentyl, nie jest zakodowany
(dwadzieścia, dwadzieścia jeden, dwadzieścia dwa...).

Odpalam, samochodzik pali jak złoto (dwadzieścia trzy...).

Od strony pasażera podchodzi Kadilak i bierze fanty, które w aucie znalazł
Wentyl. Kilka kompaktów, skórzaną torbę, okulary słoneczne. Wentyl zbiera
narzędzia, wysiada i pakuje się do naszego samochodu, gdzie siedzą już
Krótki i Kadilak (dwadzieścia cztery...).

Obcinali, czy nie kręcą się po okolicy psy albo chamy. Teraz będą za nami
jechać. Podstawowa zasada - w ciepłej furze powinna być tylko jedna osoba. W
razie czego bierze cały przypał na siebie. Zapinam pasy, zdejmuję czapkę,
jeszcze się przeżegnam i ruszam (dwadzieścia pięć, dwadzieścia sześć).

Auto wzięte.

Jestem Gica. Mam 32 lata. Wentyl jest moim szwagrem. Kadilak i Krótki to
małolaty z mojego podwórka. Ja ich nauczyłem, jak się bierze fury. Dobre
chłopaki, ale muszę ich trzymać za mordy. Każdemu od hajsu może się we łbie
przewrócić. Trzymam ich z dala od kłopotów. Wóda, koks, balety z kurwami -
to wszystko zawsze kończy się przypałem. Jak chcesz być złodziejem, nie
możesz wyglądać i zachowywać się jak złodziej. Przynajmniej podczas roboty.
Co ja wiem o samochodach? Chłopaku, wszystko!

Pełna profeska

Rafał jest mniej więcej w wieku Gicy. Stara się nie wyglądać jak policjant,
bo zasada jest podobna: jak chcesz skutecznie łapać złodziei, musisz
wyglądać i zachowywać się jak złodziej. Przynajmniej w pracy.

Rafał nosi modne dżinsy, koszulkę polo i dwudniowy zarost. Ze swoimi
kolegami z wydziału do walki z przestępczością samochodową mówią
złodziejskim językiem. Dlatego w ich rozmowach złodzieje nie kradną, tylko
biorą samochody. Policjanci ich nie aresztują, tylko robią realizację.
Złodzieje mówią wtedy, że zdarzył się przypał. Chamami nazywają złodzieje
właścicieli samochodów.

Rafał łapał grupę Gicy przez prawie dwa lata. Wyłapał niemal wszystkich -
kilkadziesiąt osób. Teraz Gica, Wentyl, Kadilak i Krótki, ich paserzy,
pomocnicy i dziuplarze siedzą w kryminale.

Rafał opowiada o nich z nutką podziwu: - Pełna profeska. Grupa miała świetną
organizację. Układ opierał się na bezgranicznym zaufaniu. Dzielili się
wszystkim po równo, a część pieniędzy odkładali do wspólnej puli. To był
kapitał "firmy".

Rafał na kartce rysuje nam schemat złodziejskiej siatki. Na ogół samochodowe
grupy mają konstrukcję jak misternie utkana pajęczyna. W samym środku
czterech złodziei, którzy zawsze pracują dwójkami. Każdy ze złodziei zna
kilkunastu paserów, od których płyną zamówienia na samochody. Chłopcy
prowadzą specjalny zeszyt, w którym zapisują kolejność zgłoszeń. Każdy paser
ma kilka dziupli wynajętych w szopach i garażach pod miastem.

W dziuplach pracują brudasy, czyli rozbieraki - pomocnicy paserów, którzy
rozkładają samochody na części. Złodzieje wyjeżdżają do pracy codziennie o
siedemnastej legalnym, kupionym w salonie samochodem. Jednak formalnie nie
należy do nich.

- Dziwiłem się, dlaczego Gica kupił i zarejestrował swoją toyotę na jakiegoś
menela spod mostu - opowiada Rafał. - Po aresztowaniu z rozbrajającą
szczerością mi to wyjaśnił. Samochód złodziei musi być legalny, ale powinien
być zarejestrowany na słupa, czyli niczego nieświadomego pijaczka. Dzięki
temu w razie pościgu policja nie jest w stanie ustalić faktycznych
właścicieli auta. Po numerach rejestracyjnych policjanci trafiają do chwieja
spod sklepu, który nie ma zielonego pojęcia, że jest szczęśliwym posiadaczem
bryki.


Grupa Gicy zabierała się do roboty, gdy właściciele samochodów wracali po
pracy do domu. W ciągu jednego wieczoru kradli nawet sześć samochodów.
Najczęściej w miejscach, które nie są na widoku. W wąskich zaciemnionych
uliczkach, z dala od klatek schodowych, wścibskich dozorców. Tam, gdzie
kręci się niewielu przechodniów i ryzyko przypału jest małe. Ulubiona
dzielnica ekipy Gicy to Ursynów.

- Nie kradł wszystkich, ale tylko te, które - jak sam określał - "dobrze
stały" - twierdzi Rafał. - Wyjątkiem były nissany primery. Tym nie potrafił
się oprzeć - jeden z jego paserów przyjmował każdą ich ilość. Bez problemu.
Mógł wziąć nawet dziesięć jednej nocy.

Odpalone auto natychmiast jedzie do dziupli pod eskortą drugiej dwójki. Tam
brudas od razu rozmontowuje auto na części.

Za każdy samochód złodzieje dostają od 4 do 5 tysięcy złotych. Niby niedużo,
ale jeśli pomnożyć tę sumę przez sześć samochodów dziennie i siedem dni w
tygodniu - na każdego z czwórki wychodzi miesięcznie ponad 200 tysięcy. Z
tej sumy każdy odpala część do wspólnej kasy. Za te pieniądze kupują
benzynę, sprzęt, komputery do poszczególnych modeli samochodów i jedzenie w
czasie pracy.

Reszta zostaje jako "polisa ubezpieczeniowa" - dla rodzin w razie przypału,
na ewentualne łapówki, a także honoraria dla adwokatów.

Zero baletów

Niemal wszyscy złodzieje muszą się dokształcać, bo w motoryzacji postęp
technologiczny jest ogromny. Często więc odwiedzają salony sprzedaży i
autoryzowane serwisy. Elegancko ubrani wypytują o nowinki, rodzaje alarmów,
GPS-y (nawigacja satelitarna, która umożliwia zlokalizowanie skradzionego
auta) i inne zabezpieczenia. Sprzedawcy opowiadają o tym chętnie. Myślą, że
rozmawiają z potencjalnymi kupcami.

Są też przypadki współpracy pracowników z samochodowych salonów z grupami
złodziejskimi. To jednak incydenty.

Złodziej ma najwięcej komplikacji z samochodami z nietypowymi
zabezpieczeniami. Zrobionymi specjalnie pod jeden samochód. W warsztatach
można zmienić np. miejsce ukrycia alarmu bądź GPS-ów. Można zainstalować
dodatkową syrenę, zmienić sposób odcięcia paliwa. Tyle że takie instalacje
ma może co dziesiąty samochód. Właściciele, szczególnie przy nowych
samochodach, boją się cokolwiek zmieniać, żeby nie mieć problemów z
naprawami gwarancyjnymi.

Na co złodzieje wydają pieniądze? Rafał uśmiecha się tajemniczo.

- W wypadku grupy Gicy najciekawsze jest to, że żadnemu z nich pieniądze nie
uderzyły do głowy. Zero baletów, każdy z nich założył rodzinę, wybudował
dom, zainwestował pieniądze w legalne interesy. W końcu jednak dobraliśmy
się do nich. Urządziliśmy im przypał, złapaliśmy na gorącym uczynku. Teraz
na podstawie naszych materiałów prokuratura wnioskuje o zajęcie im majątków,
które pochodzą z przestępstw. Udowodniliśmy im kradzież ponad 80 samochodów,
głównie nissanów. Brali też toyoty, peugeoty i ople. Teraz czekają ich
wysokie wyroki. Wyjdą jako golasy, bo ubezpieczyciele domagają się od nich
ponad 3 milionów złotych - cieszy się Rafał.

Szkoła latania

Kadilak ma 23 lata i siedzi w więzieniu w Radomiu na oddziale zamkniętym.
Jest napakowany sterydami, wygląda jak szafa gdańska. Prymityw i zakapior,
ale o wesołym usposobieniu. Grypsuje. Strażnik wprowadza go do pokoju
więziennego psychologa, gdzie ma się odbyć nasza rozmowa. Nalana gęba
Kadilaka śmieje się od ucha do ucha.
  
 
- Jestem złodziejem, nie powinienem z wami rozmawiać - zaczyna. - Ale
cholernie się nudzę w kryminale.

Kadilak, chociaż młody, jest doświadczonym przestępcą. To jego trzeci wyrok.
Zanim trafił do ekipy Gicy, kradł na własną rękę. Znał kilku paserów.

- Pierwszy samochód walnąłem w wieku 16 lat. To był polonez. Otworzyłem
gratem [specjalnym wytrychem] zamek i spiąłem go na krótko. Chciałem się
przejechać i sprawdzić, czy umiem odpalić furę, a okazało się, że mam
talent. Szybko zaliczyłem pierwszy przypał, bo chyba na piątym czy szóstym
wózku. Wsadzili mnie do poprawczaka w Stawisinie. Wyszedłem, ale trzeba było
coś robić. Waliłem więc proste fury: polonezy, cinquecento, daewoo. Każde
dziecko to potrafi. Łamakiem otwierasz drzwi, blokadę kierownicy zrywasz
jednym szarpnięciem. Jeśli ma blokadę skrzyni biegów, to sprawa przedłuża
się tylko o 20 sekund. Bardzo łatwo ją zdjąć. Najbardziej to śmieszą mnie te
dodatkowe blokady na kierownicę - mówi rozbawiony. - Cham kupuje coś takiego
i myśli, że jest bezpieczny. A te lachy zdejmuje się jednym ruchem. W
ostateczności można zdjąć zaślepkę od klaksonu. Każda kierownica jest
przykręcona na śrubę. Odkręcasz ją kluczem dziewiętnastką i przykręcasz
swoją.

Raz tylko nie udało mi się walnąć fury. To była vectra. Wkładam grata,
przekręcam kluczyk, a tam zapłonu nie ma. Podłączyłem pod setkę, a tam tak
samo nic. Patrzę, co mu jest, sprawdzam akumulator - działa. Ale po
przepięciu kostki w ogóle się kontrolki nie zapaliły. Cham miał swój cwany
patent.

Są różne sytuacje, sam kiedyś walnąłem samochód złodziejowi. On potem zaczął
mnie szukać i próbował naliczyć. Powiedziałem, żeby się walił - co on ma
niby napisane na samochodzie, że to jego? Stał, to go wziąłem. Jak się
okazało, że fura złodziejska, to oddałem. A on do mnie, że mam mu chociaż
postawić kolację. Powiedziałem, żeby się bujał. Przyprowadziłem mu auto, to
w końcu sam postawił wódkę. To jest złodziej, ma honor, nie to co małolaci!
Gnoje najpierw połamią ręce, przestrzelą kolano, a potem zaczną
pertraktować. Wielcy gangsterzy z mediów to też frajernia bez klasy. Na
przykład taki mafioso Misiek, bohater z gazet, teraz to zwykła k... i
świadek koronny, co sprzedaje kolegów.

Kiedyś sam chciał mnie naliczyć. Jeździłem wtedy do Austrii, Niemiec,
Holandii na radia samochodowe. Okradałem ze dwieście samochodów. Czasem się
jakiś laptop trafił albo gotówka. Przyszli do mnie kiziory od Miśka - wielka
mi mafia - i mówią, że mam im za każdy wyjazd odpalać hajs. Pięciu ich
przyszło, obwieszeni złotem, łańcuchy na trzy palce, jak na wysokim sądzie.
Ja do nich: jak chcecie, to se sami ukradnijcie. Ja ciężko pracuję. W końcu
po zębach dostałem i przewieźli mnie w bagażniku. Musiałem ich później
pojedynczo wyłapać i ryje obić. Teraz siedzą tu na haremie dla frajerów.

To mnie nauczyło, że trzeba latać w zajebistej ekipie. Nikt cię wtedy nie
ruszy.


Ciepły samochód

Rafał, superglina od przestępstw samochodowych, opowiada o wielkiej estymie,
jaką wśród złodziei cieszyła się grupa Gicy.

- Chłopcy nigdy nie wchodzili w drogę innym gangsterom. Jeśli zginął
samochód, który nie miał prawa zginąć, znajdował się natychmiast u któregoś
z paserów.

Gdy jakiś paser próbował ich przekręcić, więcej nie dostawał od nich
samochodów albo trafiał na koniec kolejki. Gica mówił mi zresztą, że każdy z
paserów mógł dostać na krechę tylko jedno auto. Nikomu z handlarzy nie
opłacało się więc tracić układu z najlepszymi złodziejami, kiwając ich na 4
tysiące.

Gdy schodzimy na paserów, Rafał robi się lekko poirytowany. - To najgorsze
gnojstwo - mówi. - Cholernie trudno ich wyplenić. Wszystko przez luki w
prawie. Każdy z nich ma legalny interes: szrot, obrót używanymi częściami
albo warsztat. Organizują sobie lewe faktury na części. Ciepły, świeżo
ukradziony samochód trudno jest sprzedać w całości, bo trzeba mieć na niego
papiery. Ale obrót częściami samochodowymi nie jest rejestrowany. Dlatego
paserów musimy łapać metodami operacyjnymi, infiltrować ich środowiska.

- Dziuplarza też ciężko wsadzić - opowiada Rafał. - Nawet gdy nakrywamy
kradziony samochód na czyjejś posesji, jej właściciel mówi, że jakiś facet
wynajął od niego szopę na jeden dzień, bo popił się na weselu i nie chciał
wracać pijany wozem. Dlatego rozbicie grupy samochodowej długo trwa.

Jaka metoda na złodziei jest najskuteczniejsza?

Rafał się uśmiecha. - Policja od zawsze żyje z oka i z ucha. Nasza praca
polega m.in. na tym, by inwigilować te środowiska i wyszukiwać osoby, które
z tych czy z innych przyczyn pójdą na współpracę. Ale o tym niestety nie
mogę opowiadać.



Przypałowa laweta

Gdy czarni policjanci robią wjazd do domu, na ogół nie ma bohaterów. Siwy
właśnie ogląda film na DVD, siedzi w fotelu w gaciach, pogryza chipsy nad
szklanką whisky. W kuchni jego konkubina robi dzieciom kolację. Nagle gaśnie
światło. "Korki strzeliły" - mówi do siebie, lecz zagłusza go potężny huk
wyważanych drzwi. Słychać potworny krzyk: - Na ziemię, skurwysynu! Ani
drgnij, bo ci łeb odstrzelę! Z kuchni słychać gwałtowny spazm kochanki i
dzieci. Siwy dostaje potężny cios i ląduje twarzą na podłodze. Czuje na
potylicy wymierzone w niego lufy. Na wykręconych do tyłu dłoniach boleśnie
zaciskają się kajdanki. Drugi policjant z oddziału specjalnego przeszukuje
kieszenie zasikanych ze strachu spodni.

Siwy to członek groźnej grupy samochodowych złodziei nazwanej przez policję
Pawlakami (od nazwiska jednego z hersztów). Do więzienia trafiło ich 50,
wszyscy z ciężkimi wyrokami od 8 do 12 lat.

- Pawlaki specjalizowali się w tzw. agresywnych kradzieżach samochodów: na
stłuczkę, na kółko, na petardę albo na śrubę - opowiada nam Tomasz Watras,
zastępca szefa wydziału do walki z przestępczością samochodową w Komendzie
Stołecznej. Jest rosłym mężczyzną po trzydziestce. Głowę goli na łyso.
Podobnie jak jego kolega z wydziału Rafał niemal nigdy nie chodzi w
mundurze.

- Każdy samochód da się wziąć klasycznie, czyli z parkingu lub garażu, ale
nie zawsze się to złodziejom opłaca. Samochody z wyższej półki są znacznie
lepiej zabezpieczone, do ich otwarcia i uruchomienia potrzeba najnowszego
sprzętu. W dodatku ich właściciele parkują w miejscach dobrze strzeżonych.
Dlatego do klasycznych kradzieży nadają się auta średniej klasy: peugeoty,
volvo, nissany, passaty, toyoty czy reunalt, takie jak mój - mówi,
puszczając oko.

- Samochody wyższej klasy kradną agresywnie, zabierając je kierowcom. Nikt
przecież nie będzie się bawił w lawetę, bo to jest numer mocno przypałowy. Z
lawetą na karku w pościgu nie mają szans - dodaje jeden z policjantów.
  
 
Nocny pościg - Tak to się robi w Warszawie:
Jest godzina 21, obrzeża miasta. W lśniącej hondzie accord jedzie dwóch
eleganckich biznesmenów. Są w krawatach, ciemnych marynarkach, jeden ma
inteligenckie okulary w złotych oprawkach. Na dwupasmowej szosie mijają
terenowego czarnego mercedesa. Nagle pod jego podwoziem rozlega się
metaliczny odgłos uderzenia ciężkiej śruby, którą ktoś wyrzucił z hondy. Oba
samochody zwalniają. Elegant w okularach pokazuje kierowcy mercedesa, że coś
złego dzieje się z jego kołem. Oba auta zatrzymują się na poboczu.
Zaniepokojony właściciel mercedesa wysiada, by sprawdzić, co się stało. W
tym czasie "inteligent" błyskawicznie zajmuje jego miejsce za kierownicą.
Honda i mercedes ruszają z piskiem opon. Zrozpaczony kierowca mercedesa
krzyczy i macha rękami. Na szczęście przejeżdża radiowóz. Zaczyna się
pościg. Mercedes gwałtownie skręca w boczną drogę prowadzącą do lasu. Za nim
pędzi policja. Przez radio zawiadomione są już wszystkie jednostki,
zarządzona jest blokada dróg. Wygląda na to, że złodziej nie umknie, gdy
mercedes znika w ciemności. Jego nowy kierowca zdejmuje okulary, zakłada na
oczy noktowizor, gasi światła i pędzi leśnymi ścieżkami. Niemal 200 na
godzinę. Uruchamia też specjalne urządzenie zakłócające fale radiowe.
Pokładowy GPS staje się bezużyteczny. Policja gubi ślad.
- Grupa Pawlaków miała świetnych kierowców, więc kilka razy udało im się
umknąć pościgowi - mówi Tomasz Watras z wydziału do walki z przestępczością
samochodową. - Ja zresztą nie jestem entuzjastą ganiania złodziei na
sygnale, gdy nie jest to absolutnie niezbędne. To zdeterminowani idioci bez
żadnych ludzkich instynktów. Kasują samochody, radiowozy, rozjeżdżają
przechodniów. Przy pościgach mogą być poważne straty. Nasz wydział ma swoje
metody, które kończą się spektakularnymi realizacjami.

Siwy, który kilka razy uciekał policji, po aresztowaniu przez grupę
specjalną posypał się w śledztwie i wydał wspólników. Jego grupa przestała
istnieć.

Na części

Lata 1998-2002 to apogeum kradzieży samochodów. - Coś z tym musieliśmy
zrobić - opowiada Watras. - W samej Warszawie ginęło 80 aut na dobę. Grupy
przestępcze były dobrze zorganizowane. Nawet gdy policja łapała
poszczególnych złodziei i paserów, ich miejsce natychmiast zajmowali
następni. Dlatego w 2002 roku policja powołała wyspecjalizowane wydziały w
kilku komendach wojewódzkich. Teraz w Warszawie kradzieże samochodów spadły
do 8-10 na dobę. Policjantom udało się rozpracować poszczególne samochodowe
grupy.

Watras pokazuje nam planszę, na której narysowano talię kart z wizerunkami
poszukiwanych warszawskich złodziei. Takie plansze wiszą na niemal każdym
posterunku policji. W ciągu dwóch lat do więzienia trafiły niemal wszystkie
karty z talii.

Przez ostatni rok w stolicy liczba wyprowadzonych aut spadła o prawie 40
proc.

- A może kradzieży jest mniej, bo spadły ceny samochodów? - pytamy. - Są
otwarte granice, używane auta staniały i zalały rynek.

- To nie ma nic do rzeczy - mówi stanowczo Watras. - Samochody kradzione na
"eksport" za wschodnią granicę to margines, a przede wszystkim legenda.
Ukradziony samochód niełatwo zalegalizować i wywieźć. Ponad 90 procent
kradzionych aut w Polsce idzie na części. A ich potrzeba coraz więcej,
zwłaszcza że firmy ubezpieczeniowe wypłacają odszkodowania za stłuczki, nie
żądając rachunków za nowe podzespoły. Ubezpieczycielom się to opłaca, a w
świetle prawa wszystko jest legalne - nie można przecież zakazać sprzedaży
używanych części do samochodów. Zdarza się oczywiście, że złodzieje ukradną
bardzo drogie auto: jaguara, porsche czy hummera na konkretne zlecenie. To
jednak rzadkość.

Co robi psiarnia

Krótki, chudy dryblas o świdrujących niebieskich oczach ma na szyi wielkiego
czarnego pająka. Gdyby nie ten tatuaż, robiłby wrażenie kulturalnego młodego
człowieka. Klawisz przyprowadza go na spotkanie z nami z oddziału dla
narkomanów w radomskim więzieniu.

- Policja się wycwaniła, ale nie dlatego kończą się samochody. Dzisiaj
złodziejom nie można ufać, sprzedają kumpli psom, za grosz honoru nie mają.
Problemem są też narkomani, tak jak ja na przykład. Pierwszy przypał
zaliczyłem, bo wisiałem dilerowi kasę i musiałem ją szybko odrobić. To on
wpuścił mnie w walenie fur, miałem kraść dla niego. Sypał mi jeszcze fety
[amfetaminy] na odwagę i w końcu wpadłem. Złapali mnie, w dodatku z
policyjnym radiem. Słuchałem sobie, co robi psiarnia. Odkiwałem pierwszy
wyrok i już mądrzej podszedłem do tej sztuki. Poznałem Gicę i on mi
wyjaśnił, jak to się robi profesjonalnie. Dobry złodziej zawsze spotka
złodzieja. Gica jest najlepszy. Różne ekipy chciały go kupić, żeby z nimi
latał. Ale on nie chciał robić z nygusami.

Krótki ma swoją misterną teorię, dlaczego jego grupę rozbiła policja.

- Różni złodzieje chcieli Gicę - gestykuluje papierosem. - A wiecie, skąd
złodzieje wiedzieli, kto jest wśród nich najlepszy? Z psiarni. W czym się
specjalizuje, ile ukradł. Gangi tam już mają swoich ludzi. Nie ma się co
oszukiwać, do mnie też kiedyś przyjechali, że mi niby w sprawie pomogą, że
będę miał wiele korzyści. Jak myślicie, skąd znali mój adres i wszystko. No,
skąd?

Inspektor Tomasz Watras stuka się w czoło. - Chyba rozumiecie, że nie będę
wam opowiadał, w jaki sposób łapiemy złodziei. Oni też czytają gazety. Mogę
najwyżej sprzedać kilka złodziejskich patentów, bo to być może sprawi, że
właściciele samochodów będą je lepiej zabezpieczać.

Watras drapie się po głowie. - Mogę opowiedzieć o sobie. Próbowano mi ukraść
prywatne auto już dwukrotnie. Raz zastałem złodzieja na tylnym siedzeniu,
gdy wymontowywał komputer. Po krótkiej szamotaninie leżał na ziemi. Za
drugim razem kolesiom udało się odjechać, ale auto odnaleźliśmy. W moim
renault mam dobry alarm z ukrytą syreną, immobiliser i solidną wewnętrzną
blokadę skrzyni biegów. Byłem ciekaw, jak to przeszli. Myślę, że udało im
się namierzyć sygnał mojego pilota, którym zamykałem samochód pod domem. Na
giełdzie można kupić urządzenie domowej roboty, które łapie sygnał z pilota,
a następnie go odtwarza. Tak unieruchomili alarm. Ale blokada skrzyni? To
wydawało się nie do złamania. Zapina się ją na wstecznym biegu, więc chyba
nie uciekli tyłem. Okazało się, że na to też jest patent. Zablokowaną
dźwignię zmiany biegów da się na siłę przełożyć na piąty bieg. Gdy złodzieje
odpalą już samochód, podkręcają gaz do bardzo wysokich obrotów i ruszają z
piątki. Sprawdziliśmy, że to możliwe.

Lipa

W ciągu kilku ostatnich lat policja zaczęła wreszcie odnosić sukcesy.
Rozbiła wiele samochodowych gangów. Ale przestępstwa samochodowe ewoluowały
i pojawiły się nowe zjawiska.

- Nową plagą są lipne kradzieże, które popełniają sami właściciele - mówi
tajemniczo.

- Czyli co?

- Zgłoszeniówki. Dziesięć procent zgłaszanych kradzieży to pic.

Sytuacja pierwsza. Zenon G., starszy księgowy w zakładzie mięsnym, ma
trzyletnią skodę octavię. Kupił ją na kredyt za ponad 70 tysięcy złotych.
Zostały mu jeszcze cztery lata spłacania rat, a wartość samochodu znacznie
spadła. Chciałby go sprzedać, ale kasa z samochodu nie pokryje pozostałego
kredytu nawet w połowie. Samochód jest ubezpieczony, więc gdyby go ukradli,
zakład ubezpieczeniowy spłaci dług w banku. Dlatego G. umawia się z poznanym
na giełdzie paserem.
- Dam panu za tę skodę 4 tysiące złotych i sprzedam ją na części, a pan
zgłosi kradzież. Ubezpieczenie wypłaci panu resztę - proponuje paser.

Sytuacja druga.

Andrzej C. wraca nocą z imienin koleżanki. Wsiadł za kółko po kieliszku.
Samochód jadący z naprzeciwka oślepił go światłami i C. uderzył w drzewo
swoim nowym bmw. Auto jest poważnie uszkodzone, a kosztowało majątek. C. nie
może wezwać policji. Jest pijany, a to przestępstwo. W dodatku z
ubezpieczenia nie dostanie ani złotówki - jechał po alkoholu. Wraca więc
taksówką do domu i zgłasza kradzież auta.
Rafał kiwa palcem. - To są prawdziwe sprawy. Ale ci ludzie nie wykiwali nas.
Opracowaliśmy specjalne procedury, dzięki którym wykrywamy zgłoszeniówki.
Dla policji to wymarzony kąsek - śmieje się. - W naszej pracy rzadko
przestępca sam przychodzi na komisariat z dowodem osobistym.
Dziś policjanci ze wszystkich komend rejonowych przechodzą specjalne
szkolenie prowadzone przez wydział Rafała. On sam je opracował. Każdy, kto
zgłasza kradzież samochodu, jest gruntownie przesłuchiwany, żeby sprawdzić,
czy nie kręci i nie chce wyłudzić odszkodowania. Wielu sprawców daje się
przyłapać na sprzecznościach w zeznaniach. Sami się wysypują.
- Pomyślcie, co się teraz dzieje z Zenonem G. i Andrzejem C. W ich przypadku
policja nie dała się przechytrzyć. Mają postawione zarzuty z co najmniej
trzech paragrafów: zawiadomienie policji o niepopełnionym przestępstwie,
składanie fałszywych zeznań, próbę oszustwa i wyłudzenia odszkodowania.
Czeka ich prokuratura i wyrok.
W dodatku samochód G. jest dawno rozebrany na części, a auto C. rozbite na
drzewie. Zero odszkodowania.

G. ma jeszcze jeden problem. Otóż jego samochód jest zarejestrowany i musi
mieć co roku opłaconą obowiązkową składkę OC. Żeby jej nie płacić, trzeba
auto wyrejestrować w wydziale komunikacji. Według polskiego prawa można to
jednak zrobić w trzech przypadkach: sprzedaży, kradzieży albo zezłomowania
samochodu. Przypadek G. nie jest wymieniony w przepisach.
Gdy rozmawiamy o zgłoszeniówkach z Kadilakiem, ten pęka ze śmiechu.
- Siedzi tu taki jeden, co sam sobie wziął auto, żeby dostać odszkodowanie.
Zaraz zaplątał się w zeznaniach na psiarni i teraz będzie kiwał do dzwonka.
Tak, tak, kryminały są pełne kiepskich złodziei. Ale frajerstwo od tych
zgłoszeniówek to już prawdziwe nieszczęście.
Czy policja ostatecznie zlikwiduje plagę kradzieży samochodów? Rafał uśmiecha się z pobłażaniem.
- Oczywiście, że nie, bo nigdzie na świecie się to nie udało. Złodzieje
samochodów działać będą zawsze. Udało nam się jednak znacznie ich
przetrzebić. Mimo to nadal trzeba pilnować swych aut. A przede wszystkim
mądrze je zabezpieczać.
  
 
Źródło wiadomości.

Autorami są: Radosław Gruca, Mikołaj Lizut
  
 
bardzo ciekawy artykuł-DAJE DO MYŚLENIA
  
 
Bardzo fajny artykul
  
 
Mi już 3 razy próbowali samochód zapieprzyć albo sobie poćwiczyć włamy. Za 1 razem miałem rozwaloną stacyjkę, za 2 nie weszli jeszcze do środka tylko rozwalili bębenek. 3 raz otworzyli drzwi i maskę. Za każdym razem byli to albo amatorzy albo ktoś ich wystraszył. Za każdym razem było to u mnie pod blokiem - dobrze że się przeprowadzam.
  
 
Szkoda, że pierdolą głupoty...

Nikt nie miał żadnego noktowizora... hehehe za dużo szybkich i wilgotnych się kolesie naoglądali...

Mieli nasłuch na kanale policji... Więc wiedzieli jak omijać zasadzki...
  
 
Piękna chistoria eszcze takiego czegos nie czytałem dobrze ze mieszkam w małym miescie u nas fanty to się na weselach zbiera kox to tylko do kotła sie wrzuca a kradna jabłka po sadach
  
 
hehe, nawet ja przeczytalam, bo mi Krzysiek podeslal. Bardzo fajny tekst Dobrze, ze nissan brata stoi mi pod oknem...
  
 
Cytat:
2006-08-30 10:53:28, Zoltar pisze:
Szkoda, że pierdolą głupoty... Nikt nie miał żadnego noktowizora... hehehe za dużo szybkich i wilgotnych się kolesie naoglądali... Mieli nasłuch na kanale policji... Więc wiedzieli jak omijać zasadzki...


Noktowizor mieli a słynna czarna Honda Acord krążyła na 7 -ce między Jankami a Grójcem
  
 
Cytat:
2006-08-30 11:38:12, Kula69 pisze:
Noktowizor mieli a słynna czarna Honda Acord krążyła na 7 -ce między Jankami a Grójcem



Widziałeś ?