| Sortuj wg daty: rosnąco malejąco |
Rafał_R rower Poznań-Paris-Katowice-Kraków | 2007-09-03 22:09:27 sznowne kolezanki i koledzy...
chcialbym sie z wami podzielic moim nowym doswiadczeniem, ktore bez watpienia ma i miec bedzie ogromny wplyw na moje zycie. wine za wszystko oczywiscie ponosze ja sam i do wlasnej, bezgranicznej glupoty przyznaje sie od samego poczatku... dnia 30.08 mialem cos pilnego do zalatwienia i kilka umowionych spotkan. wsiadlem w samochod i pojechalem do paryza, gdzie spotkalem kilku znajomych i probowalem rozwiazac pewne zalegle sprawy. jak to bywa czesto przy spotkaniach ze znajomymi wypilo sie po kilka browarkow, jakiegos drinka... pod koniec wieczoru diagnoza byla juz w zasadzie oczywista i brzmiala: wracam do domu metrem. niestety cos sie nagle w glowce przestawilo i wsiadlem za kolko... na domiar zlego, bedac bardzo zalamany faktem ze nie zalatwilem tego co bylo dla mnie w tym dniu najwazniejsze, popijalem sobie w drodze powrotnej. efekt? przejechalem cale miasto z polnocy na poludnie i na przed ostatniej prostej... stracilem panowanie nad kolkiem. przyczyna? nadmiar alkoholu we krwi, zdenerwowanie i brawurowa jazda. skutek? uderzylem w prawidlowo zaparkowanego forda transita, odbilem sie od niego i wyladowalem na betonowej donicy z kwiatami. najszczesliwsze w tym wszystkim jest to ze nikomu krzywdy nie zrobilem... oczywiscie natychmiast zbiegl sie tlum gapiow a ja zawiadomilem policje, ktora pojawila sie o dziwo w dwie minuty. zakluli mnie w kajdanki, odwiezli do szpitala a nastepnie na posterunek gdzie spedzilem cala noc i trzy-czwarte dnia. wytrzezwialem sobie, zlozylem zeznania, odebrali mnie prawo jazdy, wyznaczyli termin rozprawy i takie tam... pozniej wrocielem do domu, z ktorego moja ukochana malo mnie nie wyrzucila (jestem jej dozgonnie wdzieczny ze tego nie uczynila). na dzien dzisiejszy moja sprawa wyglada nastepujaco: mam wyznaczona rozprawe w trybunale karnym na poczatek stycznia 2008, odholowanie samochodu, parking i jego odzyskanie kosztowaly prawie 500 euro, uszkodzony jest blotnik przedni, tylny, maska silnika, drzwi, felga, stabilizator, drazki kierownicze i wahacz (szczegoly poda mi mechanik w dniach najblizszych) nie wiem coz jeszcze dodac ku przestrodze byscie nigdy nie ulegali takiej glupocie jakiej ja uleglem... na pewno podziele sie z wami mymi kolejnymi przygodami dotyczacymi tego zdazenia, bo jak nie trudno sie domyslec sprawa pociagnie sie jeszcze baaaaaardzo dlugo. |
Rafał_R rower Poznań-Paris-Katowice-Kraków | 2007-09-06 22:41:51 mechanik zadecydowal, iz do wymiany (z czesci mechanicznych -nie blacharskich, poki co) kwalifikuja sie:
- drazek stabilizatora - koncowki drazkow kierowniczych - wahacz - prawdopodobnie polos napedowa - tzw. sanki, bedace elementem nosnym dla zawieszenia ponadto uznal ze rozeszly sie niekrote zgrzewy karoserii. do tego dochodza rozne pierdoly typu zbiorniczek na jakis tam plyn, jakis wezyk, i kilka tym podobnych. szczegolow nie znam bo jeszcze nie bylem na konsultacji oko w oko. tak czy innaczej zapewne nazbiera sie troche takich bzdetow na tyle ze kolejna stowke pociagnie... cdn... |