Ku przestrodze - piles? nie jedz!

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
sznowne kolezanki i koledzy...
chcialbym sie z wami podzielic moim nowym doswiadczeniem, ktore bez watpienia ma i miec bedzie ogromny wplyw na moje zycie. wine za wszystko oczywiscie ponosze ja sam i do wlasnej, bezgranicznej glupoty przyznaje sie od samego poczatku...
dnia 30.08 mialem cos pilnego do zalatwienia i kilka umowionych spotkan. wsiadlem w samochod i pojechalem do paryza, gdzie spotkalem kilku znajomych i probowalem rozwiazac pewne zalegle sprawy. jak to bywa czesto przy spotkaniach ze znajomymi wypilo sie po kilka browarkow, jakiegos drinka... pod koniec wieczoru diagnoza byla juz w zasadzie oczywista i brzmiala: wracam do domu metrem. niestety cos sie nagle w glowce przestawilo i wsiadlem za kolko... na domiar zlego, bedac bardzo zalamany faktem ze nie zalatwilem tego co bylo dla mnie w tym dniu najwazniejsze, popijalem sobie w drodze powrotnej.
efekt? przejechalem cale miasto z polnocy na poludnie i na przed ostatniej prostej... stracilem panowanie nad kolkiem. przyczyna? nadmiar alkoholu we krwi, zdenerwowanie i brawurowa jazda. skutek? uderzylem w prawidlowo zaparkowanego forda transita, odbilem sie od niego i wyladowalem na betonowej donicy z kwiatami. najszczesliwsze w tym wszystkim jest to ze nikomu krzywdy nie zrobilem... oczywiscie natychmiast zbiegl sie tlum gapiow a ja zawiadomilem policje, ktora pojawila sie o dziwo w dwie minuty. zakluli mnie w kajdanki, odwiezli do szpitala a nastepnie na posterunek gdzie spedzilem cala noc i trzy-czwarte dnia. wytrzezwialem sobie, zlozylem zeznania, odebrali mnie prawo jazdy, wyznaczyli termin rozprawy i takie tam... pozniej wrocielem do domu, z ktorego moja ukochana malo mnie nie wyrzucila (jestem jej dozgonnie wdzieczny ze tego nie uczynila).
na dzien dzisiejszy moja sprawa wyglada nastepujaco:
mam wyznaczona rozprawe w trybunale karnym na poczatek stycznia 2008,
odholowanie samochodu, parking i jego odzyskanie kosztowaly prawie 500 euro,
uszkodzony jest blotnik przedni, tylny, maska silnika, drzwi, felga, stabilizator, drazki kierownicze i wahacz (szczegoly poda mi mechanik w dniach najblizszych)
nie wiem coz jeszcze dodac ku przestrodze byscie nigdy nie ulegali takiej glupocie jakiej ja uleglem... na pewno podziele sie z wami mymi kolejnymi przygodami dotyczacymi tego zdazenia, bo jak nie trudno sie domyslec sprawa pociagnie sie jeszcze baaaaaardzo dlugo.
  
 
Na początku gratuluję odwagi ... nie nie bedzie to post negatywny

Gratuluje odwagi podzielenia sie z userami tego forum.

Wiem ze nie jest latwo bo sam to przezylem pare lat temu ale tez tu na forum napisalem. No coz czlowiek madry po szkodzie.

Ja sie moge tylko podlaczyc z przestroga. W mojej sytuacji co prawda nie bylo wypadku ale 3 lata bana i grzywna i wyrok ... musialem zamknac swoja firme ... ehh ... na serio nie warto.

pozdrawiam
  
 
mechanik zadecydowal, iz do wymiany (z czesci mechanicznych -nie blacharskich, poki co) kwalifikuja sie:
- drazek stabilizatora
- koncowki drazkow kierowniczych
- wahacz
- prawdopodobnie polos napedowa
- tzw. sanki, bedace elementem nosnym dla zawieszenia
ponadto uznal ze rozeszly sie niekrote zgrzewy karoserii. do tego dochodza rozne pierdoly typu zbiorniczek na jakis tam plyn, jakis wezyk, i kilka tym podobnych. szczegolow nie znam bo jeszcze nie bylem na konsultacji oko w oko. tak czy innaczej zapewne nazbiera sie troche takich bzdetow na tyle ze kolejna stowke pociagnie...
cdn...