Noodle i Danmark

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
To pierwszy, daleki wyjazd kluskofonem. Z racji pojęcia o nim i nowości auta w posiadaniu, droga jaką miałem przebyć budziła daleko idący niepokój i stres, podobnie jak pogoda. Rodzinne obowiązki wezwały mnie do podróży, do kraju Hamleta czyli Danii.
Kluska dopiero dwa miesiące w moich łapkach, wymaga jeszcze emocjonalnej kosmetyki, jechać jednak trzeba. Dwie osoby, pełen kufer i zbiornik elpidżi i w drogę. Trasa via Rawa Mazowiecka do Strykowa bez większych emocji..ot tak jak po Polsce. Nie ma pospiechu tym bardziej, że droga małżowina działa nieustannie jak ogranicznik prędkości. Do pierwszych bramek spokojnie 130-140 km/h, żadnych fantazji i wyścigów. Temperatura w normie ok 95 stopni, jedynie na samych bramkach wzrasta do 100 /brak masowego natężenia przepływu/ by za chwilę wrócić na 92-95. Do granicy z Niemcami spokój..ale potem wymarzone autobany bez ograniczeń.
Brak ograniczeń to jednak w dużej mierze bajka bo robót tyle na autostradach, że co się rozpędzę to hamować muszę. Z czasem jednak zaczął się niepokój. Jazda na tempomacie w granicach 130-140, a wskazówka temperatury do 97-98. Patrzę na wyświetlacz i oczom nie wierzę...37 stopni Celsjusza. Pomyślałem, że mam walnięty zewnętrzny termometr, co już przerabiałem w poprzedniej klusce. Z trasy nie ma jednak odwrotu, dziecko czeka na tatusia w Danii i jechać trzeba. Z sercem na ramieniu, wzrokiem utkwionym na wskaźniku temperatury i termometrze jadę. Wszystko stoi. Jedna i druga temperatura. Żadnych innych niepokojów nie ma. Dopiero pod granicą duńską trochę temperatura spadła z racji wieczorowej pory dnia ale jedynie do 28 stopni Celsjusza. W Danii na autostradzie tylko 110 wiec trzymam się na tempomacie równo 110. Wbrew temu co niektórzy zachwalali wcale te drogi nie są aż tak idealne. Nie widziałem różnic pomiędzy ich a niemieckimi drogami po za niezrozumiałym językiem wszystko to samo.
Nie bawiłem się w żadne killowania na drodze, chociaż raz jak mnie wyprzedziło dwu nordyckich gejów w tiuningowanym Vento pokazałem im wyraźnie rejestrację z tyłu. W strachu o wysokie kary w Danii za przekraczanie szybkości jechałem tyle ile Bozia w przepisach napisała czyli 50-80-110. Trwało to do momentu aż nie pojawiło się dwóch mocarzy w wypasionych Volvo mających zdecydowanie większe pojecie o tolerancji prędkości niż ja..wahające się nawet w zakresie + 100 km/h. Nie było na co czekać i podłączyłem się na trzeciego i z cywilizowaną prędkością 130 pokonywaliśmy kraj przypominający zza okien magazyny IKEI. W Danii przed niektórymi skrzyżowaniami mają takie wyświetlacze prędkości zsynchronizowane z radarem, które po za tym, że ową prędkość pokazują to przy przekroczeniu prędkości walą po oczach stroboskopami aż łzy lecą. Łatwo się domyśleć, że po 40 km przejechanych za tymi w Volvo niewiele już widziałem szczególnie, że ograniczenia były do 50. Sama jazda przez Danię wywołuje podobne emocje co grzybobranie....Ot taka Ikea lat 70 tych. Nie dane mi było poznać uroków tak mostów jak i wybrzeża, stąd ta szczątkowa i może krzywdząca opinia. Do Polski wracałem etapami. Najpierw nocleg w Hamburgu, następnie w Gelsenkirchien i Essen kilka dni. Od momentu wyjazdu z Danii każde tankowanie dokładnie zapisywałem i liczyłem. Zrazu myślałem, że mam kłopoty z matematyką bo wbrew pozorom auto doskonale trzymało parametry spalania -zdecydowanie lepiej niż u nas. Prawdopodobnie jest to efekt płynnej jazdy po autostradach, bez szarpania się i użerania z myślącymi i jeżdżącymi inaczej. Te wyliczenia były początkowe oparte na 3-4 tankowaniach i dość jasno wyliczały, że w zakresie 130-160 auto pali od 12-13 lpg, w zakresie 90-130 padł rekord bo przejechałem 550 km na 61.46 lpg a więc nieco ponad 11 litrów . Wyniki są powodem mojego prawdziwego zadowolenia, z instalacji i spalania. Tak było do Gelsenkirchen. Powrót do Polski z tego miasta wymagał pospiechu z racji zawodowych mojej małżonki. Chociaż pogoda przypomniała o sobie - na początku deszcz, potem upał nie oszczędzałem kluskofona pomimo gryzącej ze strachu airbag żony - jechałem gdzie się dało 180-190. Przy dwustu na godzinę niestety małżonka dostaje spazmów i jakiejś dziwnej pląsawicy na tle nerwowym i boje się że wyrwie mi kierownice z rąk! Do granicy bez problemów chociaż na zewnątrz 30 stopni a wskaznik temperatury w kluskofonie na 97. Od granicy do początku autostrady - polska rzeźnia. Kur..i chu..na CB przypomniały mi gdzie jestem.....W karawanie tirów i szrotu litewsko - łotewskiego dojechałem do początku autostrady, a tam "buta". To był pierwszy raz w moim życiu kiedy na tak długim odcinku /cała autostrada do Strykowa/ kiedy nikt mnie nie wyprzedził. Jedna ręka na kierownicy, drugą walka z żoną która chce wyskakiwać w biegu, na zegarze 190-200 cały czas z wyłączeniem bramek poboru myta - i tak do samego Strykowa. Coś pieknego - prawdziwy power of kluskalive. Do domciu dojechałem bez problemów skąd teraz piszę to drobne resume wakacyjnego wypadu. Jeszcze jedno tankowanie dla pewności i 440 km przejechane na 61.8 litra lpg czyli 14 na 100 przy średnej 190 !!!
Nie mecze dalej - jeszcze tylko kilka spostrzeżeń:
Od polskiej granicy do Hamburga żadnych Omeg, dosłownie żadnych! Dopiero w okolicach Hamburga kilka w wersji fl. W drodze powrotnej już więcej widziałem około 8-10 w tym jedną na bułgarskich blachach 2.0 16V. Widziałem też dwie kluski A na niemieckich blachach. Po za tym model wymarły w Niemczech.
Co do mojego kluskofona: doskonałe spalanie, komfort, klima, dynamika.
Niestety w mojej opinii nie powinien się tak grzać by strzałka wchodziła sporadycznie bez względu na temp otoczenia na 100 lub 110. W zakresie prędkości od 140 do 150 wyraźnie słychać wzrost głośności i drgań z tyłu samochodu, które nikną przy około 160 km/h. Sam hałas jednak zostaje. Poczytałem trochę fora i podejrzewam łożysko na podporze wału, tym bardziej, że opony są nowe i dobrze wyważone koła a w momencie zdjęcia nogi z gazu ów hałas i drgania słabną.
No cóż temat do kosmetycznego rozpracowania. Tak czy siak..
kluska rulez!!!!
Pozdro zupper
  
 
super opis extra jazda i życze Ewie szybkiego powrotu do zdrowia pozdrawiam was
  
 
dwa zuppry?
  
 
Cytat:
2009-08-26 21:53:33, zork pisze:
dziwisz się że przy katowaniu auta ze źle wyregulowaną mieszanką przygrzało Ci silnik? zupper, opis kozak, jak zwykle piwo na najbliższym zlocie u mnie masz


i tu jest błąd.....część trasy jest na benie,,,,,i grzeje tak samo
  
 
Cytat:
2009-08-26 22:12:42, zupper pisze:
i tu jest błąd.....część trasy jest na benie,,,,,i grzeje tak samo


Opis całkiem ciekawy. A ta na marginesie obejrzyj chłodnice i termostat. A jak masz automata to załoz sobie oddzielna chłodnice.
Do chłodnicy oleju bym sie nie czepiał za świeże auto.
  
 
Fajowe wypracowanko... i do tego na temat! Tak sobie poczytałem i mam takie oto refleksje łosobiste: 1) chyba cała ta nasza "ładniejsza połowa ludzkości" stresuje się wprost proporcjonalnie do kwadratu wzrostu prędkości poczynając od 120/h (czasem ma to nawet sens, patrząc z perspektywy 30 lat za kółkiem, szczególnie, że kiedyś znajomemu np. strzeliła opona kiepskiej marki w kiepskim samochodzie i trzeba było prawie nowe auto zezłomować); 2) elpidżi bywa całkiem gites, gdyż iż ja np. swoją Bestyjką natłukłem już 200 tys. km na LPG, razem już bedzie 300 tys. i silniczek chodzi miodzio (ale od 3 lat naprawy instalki wiąłem "w swoje ręce, bo warsztaty od LPG to porażka intelektualna); 3) jak zdażało mi się miewać w Omie drgania i hałas z przodu lub z tyłu przy przejściu ok. 140/h, to przyczyną były niezbyt dobrze wyważone kółka - wówczas niestety utrzymywałem prędkość poniżej 140 (do czasu poprawienia wyważenia), ponieważ miałem lęki o ewentualny wpływ drgań na rozwalenie się "czegośtam" przy dłuższym oscylowaniu około 200/h i więcej (dla Omesi to mały pan pikuś), będącej jak już wiemy szybkością zajebonaddźwiękową w mniemaniu naszej policji telewizyjnej; 4) tak na marginesie zauważając, to temperatura chłodziwa na wskaźniku w moim egzemplarzu waha się w granicach 90-93 stopnie bez względu na inne względy, że tak powiem, tak na benie jak i na LPG, więc powyżej 95 stopni to już może trochę zastanawiać (nie to, żebym się czepiał, ale może jakieś płukanko chłodnicy trzeba, albo cuś).
  
 
Melduję posłusznie, że hałas i drgania jak ręką odjął po zmianie mostu u Mariosa. Zmieniłem też termostat ale za mało nakręciłem jeszcze kilosów by opisać czy jest ok. Co do elpidżi u mnie chodzi doskonale więc w dyskusję się nie wdaję.
pozdro