Cytat:
|
2008-07-14 18:00:24, czaro35i pisze:
witam wszystkich. jestem swiezy na ty forum. posiadam carusa z 95r na jednopunkcie samochod nie posiada lpg. problem jest taki ze stal okolo roku w garazu nie ruszany i niedawno postanowilem go odpalic. naladowalem aku, cyk od strzala zapalil. ale pochodzil pochodzil chcialem go lekko przygazowac a tu obroty wzrastaja szybko do 2000 zaczyna prychac dychac i spadaja odrazu ponizej 900obr/min po czym sie ustabilizuja. kazde wcisniecie gazu takie cos powoduje nie moze przekroczyc tych 2tysiecy. podczas pracy zostaje mokra plama pod tlumikiem jakby benzyne wyrzucal nim. ktos wie co moze byc przyczyna?? szkoda mi go bo jest w dobrym stanie. prosze o lopatologiczne wytlumaczenie co i jak to naprawic. z gory bardzo dziekuje.
|
|
Jeśli nadal jest coś nie tak z silnikiem, to najpierw wypadałoby sprawdzić, czy MECHANICZNIE jest on OK- sprężanie, zawory, szczelność, dolot, itd..
Jeśli jest OK, to dopiero wtedy należy się wziąć za "wyższą matematykę", czyli czujniki silnika (sonda lambda, czujnik położenia przepustnicy, czujnik położenia wału, czujnik temp. powietrza, czujnik tem. cieczy chłodzącej, itd). I to nie za same czujniki, co za ich POŁĄCZENIA ELEKTRYCZNE.
Paroletni polonez, niestety, będzie zawsze "wytrzęsiony" i pierwsze, na co trzeba patrzeć, jak zaczyna "fixować", to właśnie złączki.
Oczywiście, o ile silnik nie jest zarżnięty i ma z czego moc krzesać.
Proponowałbym wszystkie złączki silnika zdjąć, założyć, parę razy, dokładnie sprawdzić ich pewność, to samo złączki pod koputer silnika, bezpieczniki, itd.. Sprawdzić potem czystość sondy lambda, czystość wtryski, czystość przepustnicy powietrza, stan zapłonu (czy przewody nie przebijają, czy kopułka cała i nie mokra w środku, czy świece nie są zawęglone, itd..).
Podejrzewam, z dużą dozą prawdopodobieństwa, że jak to wszystko się sprawdzi, wyczyści i odsyfi - to silnik odżyje i będzie jak ręką odjął.
Co innego, jak powstał jakiś defekt "wyższego stopnia".
Ja miałem taki problem w Nexii ojca - non stop paliła bezpieczniki, najpierw pompy paliwa, potem coraz więcej innych. Panowie "fachowcowie-szpecjaliści" od samochodów co raz to nowe teorie wymyślali, naciągają ojca na kaskę (nie za dużą na szczęście). Aż za jakimś czwartym razem wkurzyłem się i sam zajrzałem w silnik i jego wiązki. Po 10 minutach miałem już przyczynę- wiązka główna silnika została przez "szpecjailstów' od gazowni przyciśnięa do kółka alternatora (przewodem gazowym parownik - mikser) i kółko zaczęło orać wiązkę. Im dłużej to się działo, tym częściej i ciekawiej Nexia wariowała.
Po wystosowaniu odpowiedniej litanii "ciepłych słów" pod kierunkiem ww. "szpecjalistów" i ich "umiejętności" naprawiłem to sam, ruską lutownicą transformatorową z 1965 roku, cęgami do cięcia blachy po pradziadku i wiązką przewodów od starej pralki Polar. Zajęło mi to około 45 minut. Jak ręką odjął było.
Grunt - to umieć sobie radę dać samemu. Raźniej wtedy się na duszy i pewniej robi, no i portfel nie chudnie od tego. Same plusy.