MotoNews.pl
  

Pierwsze spotkanie z FSO

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Jak to sie stalo ze zlapaliscie bakcyla FSO-manii? Bo u mnie to rodzinne, ojciec mial Syrene 105, byl tez Fiat 125, u reszty rodzinki tez sporo DF i tak sie jakos czlowiek opatrzyl, objezdzil i zalapal wirusa.. A wy?
  
 
Ja to się naoglądałem filmów w roli głownej - pojazdy FSO że chociażby wymienię : "07 Zgłoś Się", "Dom" ...

Na poważnie to pierwszym samochodem w mojej rodzinie był Syrena 104 - zjeździliśmy nią całą polskę, oczywiście standardowy bagażnik rurkowy na dachu , później co prawda orientacja skierowana została na inne marki krajów byłego demoludu (trabant, łada) ale teraz jest już spowrotem na właściwych torach Polonez i póki co napewno nic innego
  
 
warszawa m 20 czyli garbata, na niej też nauczyłem się jeżdzić.fajne auto z duszą
  
 
A ja juz dwa dni po narodzeniu wsadzony zostałem do Fiata 125p i podwieziony do domu...o tego momentu się zaczeło...później już normalnie: usypianie mnie odgłosem silnika, podgrzewanie mleka w trasie gorącym borygo, całe dnie z ojcem w garażu..etc.. W jakimś wieku 7 lat, pierwsza jazda, choć nie widać mnie było z za kierownicy...kolejne 10 lat, różowawy swistek zwany prawkiem, rwanie panienek na "biegi przy kierownicy" itd...Później przesiadka na Poloneza i tak do teraz...i jak najdłuzej...Pozdróffka..
  
 
Moje spotkanie z FSO zaczelo sie od zoltego fiata ze zmieników bylem maly i strasznie mi sie podobal taki wehikol a "a teraz poldka mam i wszedzie nim dojezdzam"
  
 
U mnie zaczęło się to wszystko na początku la 70. Mieszkałem w Pruszkowie i w naszej kamienicy mieszkał koleś, który był taksówkarzem i na początku jeździł Wołgą. I od nie j się wszystko zaczęło. Całe dnie bawiliśmy się w samochodzi przyglądając się jak sąsiad przy niej grzebie. Później kupił sobie Polskiego Fiata 125p i tu się zaczeło na dobre .
Moj ojciec miał, tak jak GDA, Syrenę 104 z 1968 roku i też objeździliśmy nią całą Polskę. A ile świniaków po prywatnym uboju przewiozła .Przypominam, że był to początek lat 80 i na niej to zdobywałem pierwsze doświadczenia jako kierowca.
Później przesiedliśmy się do Golfa I i to była porażka i nie będę na ten temat nic więcej mówić .
Po Golfie był 126p, który też ma swoją długą historię, po nim Łada 2107, którą mamy do dziś no i oczywiście Polonez. W tzw. międzyczasie przewinął się jeszcze rajdowy 126p .

  
 
U mnie w domu od samego początku istnienia FSO, były w domu pojazdy spod znaku FSO.Wszystko zaczeło się od dziadka który pracując w Elektrociepłowni do stał w 51 Warszawkę M-20 jako samochód służbowy. Od razu się w nim zakochał, i jak odchodził na emeryture to Warszawka poszła razem z nim... i to było pierwsze FSO w rodzinie...zresztą jeźdżące do dziś... W międzyczasie drugi dziadek ujeżdżał Syreny 104, potem 105.
Pierwszy samochód jakim jechałem do domu ze szpitala po urodzeniu to był Polonez wójka. Potem ojciec kupił Poloneza, no i zaczeło się... Razem z ojcem ślęczałem godzinami w garażu poznając tajniki budowy oraz dokonując podstawowych czynności obsługowych typu wymiana oleju, wieczna walka z hamulcami itp.... Na to wszystko nałożył się jeszcze fakt że owym Polonezem zrobiliśmy kupe kilometrów po Europie. Byliśmy nim nawet na Malcie i NIGDY nawet na chwile nie odmówił współpracy. Po prostu mam sentyment do tej marki. A gdy wsiadam teraz do Warszawki po dziadku, czuje się jakbym się cofał w czasie. Tam jest niepowtarzalny klimat!!! A samochody spod znaku FSO jako jedyne po prostu mają duszę i dlatego tak je lubie...
  
 
U mnie w rodzinie pojazdy ze stajni FSO miał tylkowujek... PF125p z Pewexu.... niezła fura.... potem był następny ale nie taki zrywny.... I na tym koniec... Dopiero jak zacząłem się naprawde interesować prawdziwymi samochodami, od zawsze , jak pamiętam, podobał mi się polonez..... ten jego kształt.... eeeeehhhhh.... a jak doszła wersja z 3. szybką i noskiem to bylo moje marzenie....spełniło sie....Ale kiedyś, na polskim "Auto rodeo " zobaczyłem poldka 3-drz.(coupe to chyba było) .... I w takim sie zabujałem.... Koledzy mi nie wierzyli że taki istnieje...ale pewnego razu pod nasz blok podjechał model o jakim im mówiłem... byli pełni podziwu...Polonez ale jakiś inny...- mówili...I do dziś to pamiętam....a także to iż nie mogę sie pogodzić z faktem że pewien właściciel PN coupe z silnikiem diesla nie chciał go sprzedać....bo był z niego zadowolony....Ja też bym był.... .......
  
 
U mnie zaczeło się od ojca on najpierw przerobił wszystkie modele syren potem PF125 i nim właśnie nasza rodzinka zwiedziła europę ( i nic się nie popsuło ) potem było parę aut rużnych marek i po wypadku ojciec stwierdził że nie kupi nic innego jak poloneza to solidna i mocna bryka ( czołg ) i tak przejeżdził nim 5 lat teraz zdradził tą markę dla DAEWOO a ja przejołem od starszego poldolota i tak już 3 lata nim śmigam i nie mam zamiaru zmieniać na nic innego niż POLDI

Pozdrawiam Robaczek
  
 
Moja przygoda z FSO zaczeła sie kiedy tata kupił fso 1500, póżniej było pare Polonezów Caro i Trucków, aż wreszczie dwa lata temu stałem sie szczesliwym posiadaczem Poloneza. I jak na razie nie myśle o innym autku.
  
 
moja przygoda z FSO była dość krótka i zaczęła się od Syreny R20 mojego ojca, na której łapałem pierwsze doświadczenia... a było co łapać. Stary przerobił "pogrzebacz" na lewarek w podłodze i biegi wkładało się na wyczucie... trafi, nie trafi.

A DF kupiłem przez Malucha. 126 był moim pierwszym autem. I był tak mały że przy pierwszej okazji ożeniłem go i nabyłem 125p, którym szalałem przez dwa lata.
No a potem zobaczyłem Ładę... ale to nie ten topic...
  
 
zaczelo sie tak: najpierw polonez borewicz 2.0, ale jak chcialem udowodnic przewage mojego poldka kolo poznania nad fiatem uno, rozpadl mi sie silnik. w trakcie naprawy okazalo sie, ze to nie 2.0 tylko 1.8 i ze strachu go sprzedalem, a i tak wyjezdzalem za granice na jakis czas. potem warszawa kombi, ktora wielkim nakladem sil przerabialem na karawan. auto super ale przed partaczem blacharzem ( niech go pies pojebie! ). ciagle cos sie psulo, a pajace-zlodzieje za glupie duperele typowo warszawowskie chcieli worek kasy, wiec sie wscieklem i sprzedalem. nie dalem rady. ale dopiero sie wscieklem, jak kupilem renowe 25 z silnikiem 2.8 i docenilem koszty zakupu czesci do polskich aut i niniejszym stalem sie propagatorem polskiego przemyslu motoryzacyjnego. tym samym mam w dupie luksusy, a wole, by auto bylo takie, na jakie normalnego czlowieka stac. dlatego bedziecie mieli "borewicza" w klubie albo tarpana.
milosc to choroba.

pozdrawiam
pagan
  
 
Cytat:
2002-11-05 14:05:28, macieklukomski pisze:
A ja juz dwa dni po narodzeniu wsadzony zostałem do Fiata 125p i podwieziony do domu...o tego momentu się zaczeło...



hmmm... ja też z oddziału noworodkowego wracałem do domu na tylnym siedzeniu PF 125 to chyba od tego momentu, ale nie pamiętam, bo byłem wtedy mały
  
 
Nie pamietam, nie pamietam..Moze cie po prostu przy tym nie bylo ?
  
 
Ja zapałałem "miłością" do Poloneza w 1992 roku, kiedy to ojciec mojego kolegi z technikum kupił nowiutkiego Poloneza Caro 1.6GLE z salonu. Rok póżniej tym autem jeżdził już w zasadzie tylko syn (ojciec sporadycznie), a napraw dokonywalismy u mnie w garażu. Niespełna pół roku po moim koledze również i ja mogłem się pochwalić :driver licence" Niestety w tamtych czasach nie było mnie stać na żaden samochód i tylko czasem brałem od ojca Wartburga 353. Po pewnym czasie jak zdołałem zgromadzić nieco gotówki, to stac mnie było na kilkunastoletniego Malucha. Fiaty 125p były stanowczo za drogie, o Polonezach nie wspominając. Potem sytuacja na rynkach zaczęła się na tyle zmieniać, że przekonałem rodziców, iż Maluch to niebezpieczne auto, Wartburg już jest stary i wyeksploatowany (nikt specjalnie o niego nie dbał, zresztą po dzwonie wyrok na Wartburga został podpisany - kasacja) i pod koniec marca 1995r. kupiliśmy z ojcem Poloneza 1.5SLE rocznik 1991 w kolorze - oczywiście "jedynie słusznym - burgund. Auto było garażowane i od I właściciela. Stan super za wyjątkiem sprzęgła (okazało się że docisk do wymiany). kosztowało wtedy 9 tys zł.
Niestety - nie dane było mi nim dłużej jeździć. po 2 miesiącach użytkowania i przejechania nim 2 tys. km kobieta kierująca Dacią pozbawiła mnie i Poloneza (kasacja) i nieco zdrowia - rehabilitacja nogi trwała ponad 3 miesiące.
Nastąpiła przerwa w ujeźdzaniu pojazdów, trwająca prawie rok.
Dopiero w maju 1996r. kupiłem kolejnego Poloneza, tym razem juz model Caro - którym mam szczęście jeżdzić do dzisiaj. Oczywiście w międzyczasie były też inne pojazdy - ale tylko z FSO 2 Fiaty 125p i dwa Polonezy.
  
 
Ja zaraziłem sie od ojca który miał już 3 fiaty a pierwszy jaki pamiętam to był włoski piękny niebieski ale niesety się rozsypał (podobno dlatego że był po jakimś taksówkażu) potem kupił następnego na którym uczyłem się jeźdić i robić pierwsze remonty , potem kupiliśmy następnego, potem kupiłem sobie ja a w krótce ojciec chce kupić następnego fiata. Tak więc u mnie to wirus rodzinny.
  
 
U mnie pierwsza była warszawka m20-ale pomykałem nia jedynie jako pasażer-potem była przerwa a potem kanciak-i tak od 1988 do dzis!!!Moj pierwszy wozik dlatego darze go durzym sentymentem.No i nie liczac ojca jestem pierwszym jego włascicielem.Gdzie on nie był i czego nie widział- a teraz ma przerwe na zime w ciepłym garazu no i czas na mały remoncik!!!
  
 
a u mnie byla : syrena potem byla druga syrena a potem niech sie zastanowie --- hmm nigdy byscie nie zgadli potem byla trezecia syrena
Najmilej wspominam ta druga to byla 104 i byla rzecz jasna z fso
A potem tak sie zlozylo ze dlugo dlugo nic a potem byl polonez
A jak juz skoncze studia i bedzie jakas robottka to bedzie albo syrena albo polonez albo DF ale choruje jednak na syrene
  
 
Odświerzam temat ponieważ dołączyło do Nas wielu nowych kolegów i może w związku z tym podzielą się z nami jak załapali "bakcyla" FSO

czekamy na wpisy
  
 
Mam wrazenie ze to juz gdzies pisalam, ale co mi szkodzi napisac raz jeszcze. W moim wypadku motorem FSO-manii byl i jest moj Facet OLO. Z niepokojem zauwazam ze mania postepuje samochody zaczynam ogladac pod kontem dokonanych zmian. A jesli chodzi o samochod Taty czyli prawie moj caly czas mysle o poprawkach, modyfikacjach i ulepszeniach. To juz chyba objawy manii.

Venus