Witam !
Wczoraj jadąc z rodzinką na cmentarz zmuszony byłem do pchania mojej furmanki po tankowaniu na stacji (na szczęście był kawałek z górki). Zgasł mi i nie chciał odpalić, przerzuciłem na benzynę znów kręciłem aż akumulator osłabł i trzeba było się wstydu w święto najeść

i pchać. Oto niepokojące objawy w moim poldku, otóż 2 razy mi się zdarzyło, że po rozgrzaniu silnika nagle traci obroty biegu jałowego, zapala mi się kontrolka oleju i silnik gaśnie. Po dodaniu gazu przy tych objawach silnik pracuje normalnie ale już przy ok. 1000 obrotów zapala się kontrolka oleju, zresztą obroty bardzo szybko spadają do ok. 500 - tj. jeśli przygazuję do 3000 to normalnie obroty spadają szybko ale spokojnie do 1500 po czym schodzą do ok. 1000. Przy tych dziwnych objawach obroty momentalnie spadają do 500. Odpalenie silnika w tym stanie to trudna sprawa ale wykonalna (niestety za późno do tego doszedłem), trzeba długo kręcić aż silnik się rozkręci i załapie a ja kręciłem raczej krótko. Inną sprawą jest ssanie, normalnie ssania na gazie nie mam a wtedy ssanie działało na gazie jak ta lala! Sprawdziłem na trasie olej i podstawowe sprawy ale wszystko grało więc jakoś odpaliłem i pojechałem. Po postoju pod cmentarzem odpaliłem bez problemu ale po chwilowym staniu w korku złe objawy wróciły, postanowiłem jechać dalej w trasę i dawałem ostro bo byłem już zdrowo wqrwiony i ku mojemu zdziwieniu po ok. 20 km ciągłej jazdy po wyrzuceniu na luz obroty były normalne czyli przy pędzie powietrza ok. 1200. Myślałem, że może to elektro zawór benzyny mi puszcza i zalewa mi silnik (i dlatego ssanie nagle zaczęło działać) ale co ma do tego ciśnienie oleju?. Może mi ktoś wyjaśnić to zachowanie? Dzisiaj rano odpaliłem na gazie bez problemu, ssania nie było jak zwykle a ciśnienie na zimnym silniku przy 3000 wynosiło prawie 0,4 po czym spada do wartości ok. 0,1-0,15 po złapaniu temperatury. Nie dość, że się pierdzieli to jeszcze okazuje się , że akumulator do bani bo ładowałem dziada w tamtym tygodniu

...