Na początek witam wszystkich w swoim pierwszym poscie na tym forum.
Od niedawna jestem właścicielem MKV 1.4i '91 i nie bardzo wiem jeszcze co w trawie piszczy, ale piszczy złowieszczo.
Zatankowałem częsciowo z przyzwyczajenia, a częściowo z głupty benzynę, która chyba nie była bezołowiowa. Na BP, dystrybutor z zielonym oznaczeniem.. chyba Euro Super 95, ale niestety nie jestem teraz pewny czy dobrze pamiętam. Nie było tam przekreślonego "Pb", stąd wnioskuję, że była to benzyna ołowiowa, ale może niesłusznie. Ktoś mi powiedział, że nie ma już w ogóle w sprzedaży benzyny ołowiowej. Teraz sam już nie wiem czy była to bezołowiowa czy nie. Może ktoś z was kojarzy co mogłem wlać?
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów w mieście, silnik na postoju zaczął nierówno pracować, a spadkowi obrotów towarzyszył dźwięk przełączanego przekaźnika gdzieś w okolicy skrzynki bezpiecznikowej. Podczas jazdy ~100 km/h raz na kilka minut zaczął występować ten sam efekt - chwilowe zmulenie, pstryk i dalej normalna jazda przez kolejnych kilka minut.
Ostatecznie, po przejechaniu 80 km na trasie (ok. 120 km/h), w kilka chwil absolutnie stracił moc i zaczął przycinać już poważnie. Po kilku kilometrach przestawał palić na jeden cylinder, a silnik łomotał jakby chciał wypaść. Efekt braku oleju to przy tym drobiazg
Doturlałem się kilka kilometrów na stację i wlałem już na pewno bezołowiową 98. Weszło tego w sumie 25 litrów, więc jest pół na pół z benzyną z poprzedniego tankowania. Wszystkie objawy ustąpiły i pracuje już normalnie, ale boję się, że to co się stało pozostawi ślad na silniku.
Pytanie do Was: co właściwie mogło się stać, co mogłem tam wlać (czy możliwe, żeby była jeszcze ołowiowa benzyna na stacjach?), co to za przekaźnik przełączał się w chwilach zamulenia?
Pozdrowienia
PS. Silnik jest cały zachlapany olejem, ale tak było już wcześniej. Czy to może mieć związek ze złym paliwem, czy to tylko zbieg okoliczności i silnik jest po prostu zajechany?