| Sortuj wg daty: rosnąco malejąco |
Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-05-31 01:22:59 SWOJEGO NAUCZYCIELA ZNA BAAARDZO DOBRZE
Opowiadał mi mój brat. Wybierali się ekipą pobawić się na miasto. Po drodze mieli zajść po jednego znajomego. Zaszli więc, on się zbiera, zakłada buty. Nagle ktoś pyta: - A tak w ogóle to dokąd jedziemy??? Na to odzywa się 5cio letni braciszek owego znajomego, który właśnie wszedł do przedpokoju: - Najpielw na kulestwo, a później po zioło... Chłopaki stanęli jak wryci, potem gromka salwa śmiechu. W końcu ktoś brzdąca zapytał, kto go tego nauczył, na co malec, z rozbrajającą dziecięcą szczerością na buźce, rzucił: - Ten tuman - wskazując palcem starszego brata. DOBRY PATENT Czas pomiędzy wykładami na mojej ówczesnej alma mater umilaliśmy sobie w salce komputerowej, która coraz większym cieszyła się powodzeniem. Zainteresowanych przybywało - komputerów nie… tworzyły się kolejki cierpliwie czekających na swoją kolej studentów. Pewnego dnia ubyło jednego komputera… tzn. wisiała na ekranie przyczepiona wiadomość: "AWARIA!!!" Kolejka oczekujących zatem była większa niż dotychczas. Czuło się w powietrzu to podirytowanie i złowieszczy oddech na plecach mówiący jednoznacznie, aby kończyć.. Wtem do salki wpadł zziajany koleś, z radością podbiegł do felernego komputera, szybko odpalił - a karteczkę... włożył sobie do plecaka… Reszta jest milczeniem… TO BĘDZIE KIEDYŚ SKARB! Wczoraj podczas wizyty u teściów ponownie miałem przyjemność zakosztować towarzystwa mojej 5-letniej szwagierki. Kiedy mieliśmy się już żegnać, dziewuszka ta podstępnie wyłudziła ode mnie złotówkę przeznaczoną na lizaka, loda czy jakieś inne słodycze. - No to daj teraz Marcinowi buzi na do widzenia - jęła ją nagabywać starsza siostra - Ja chcę najpierw loda, a potem dopiero buzi - oświadczyła stanowczo małolatka Odpowiedź, która nasunęła mi się natychmiast, ominęła szerokim łukiem mózg i samodzielnie wyskoczyła z gardła: - Będzie z Ciebie kiedyś wspaniała kobieta, Kamilko... Teraz nie wiem czy jeszcze kiedyś mnie zaproszą... NIGDY NIE WIESZ KTO JEST PO DRUGIEJ STRONIE Korytarzem hali produkcyjnej przechodził prezes mojej firmy, zobaczył, że w ubikacji zapalone jest światło i zgasił, a za chwilę z kibla wydobywa się głos: - Ja ci k***a zaraz zgaszę! - O przepraszam, już włączam. I włączył. ZAWIEDZENI KLIENCI HIPERMARKETU Jedną z pierwszych dorywczych prac w moim życiu była inwentaryzacja w jednym z budowlanych hipermarketów. Przydzielili mnie, chude dziewczątko (wyglądam na daleko posuniętą anemię), na dział paneli drewnianych. Kazali zdjąć wszystko z półek, powiązać w paki po 10 sztuk i włożyć z powrotem na półeczkę. Półka była na wysokości ok. 1,5 m, czyli nic wielkiego. Problem w tym, że zdjąć to te panele zdjęłam, ale przy próbie załadowania 10 sztuk na raz wszystko mi dosłownie zleciało z olbrzymim hukiem na łeb. Przybiegł kierownik, popatrzył, pokiwał głową i przydzielił mi "męskiego" pomocnika, co bym więcej szkód w sklepie nie narobiła. "Pomocnik" miał swoją robotę, więc od czasu do czasu w przelocie ładował te moje panele i leciał dalej. No to pracuję sobie spokojnie, wiążę te panele w paki, starając się nie przeszkadzać klientom sklepu, których się tam w moim dziale kilku kręciło. Nagle z drugiego końca długiego regału słyszę donośne pytanie pomocnika: - "Wsadzić ci coś??!" Na co odkrzyknęłam: - "Jeszcze nie!" No nie miałam przygotowanej odpowiedniej ilości paneli. Po chwili uświadomiłam sobie jak to musiało zabrzmieć, widząc zaciekawione zerknięcia męskiej klienteli zza regałów. Chyba liczyli na jakąś orgietkę czy coś… DO CZEGO SŁUŻY PIES STRAŻACKI? Koleżanka pomaga przy jakichś tam szkółkach religijnych. No i przed chwilą otrzymałem jej relację z jednego ze spotkań. Spotkanie szkółki niedzielnej. Masa dzieci i dziś przyjechał wóz strażacki, ot po to by dzieci mogły sobie pooglądać itp. Na przednim siedzeniu wozu strażackiego, tuż obok kierowcy siedzi sobie pies, dalmatyńczyk. I rozpoczęła się zajadła dyskusja między dziećmi: po co ten pies tam jest? - Przynosi szczęście. - Żeby rozpędzał tłumy! i... - Ten pies jest po to, by szukać hydrantów. NIE PRZEJMUJ SIĘ… Siostra mi dzisiaj przy śniadaniu opowiedziała: Wiek maturalny, czyli obecnie główne problemy to do którego lokalu wpaść. Ostatnio z koleżankami łaziły bez celu po mieście i przyplątał się koleś, solidnie już wstawiony, w trybie zwierzeń. Opowiada, opowiada, opowiada... I na koniec do którejś: - Ale nie przejmuj się, jutro będzie lepiej... Tylko ch*j wie komu… Kanapka znalazła się na ścianie.... JAK ZA STARYCH DOBRYCH CZASÓW... Przychodzi se do mnie administracyjny: - Chcesz herbatę? - Z cytryną poproszę. - Zwariowałaś? Przydział rozdaję, fusiasta - bierzesz czy pomieniamy? - A co masz w ofercie? - Kawa też fusiasta, cukier, i soczki. - To oddam ci mój cukier, dorzucę kawę, i podbiję prywatnym ciachem. Wchodzisz? - A co ty chcesz? - Kawę rozpuszczalną. - Dobra. Wiem kto ma. Oddam księgowym papier toaletowy i dorzucę Liptona w torebkach. Za 5 minut wpadnij po zamówienie. DLACZEGO MĘŻCZYŹNI WOLĄ POŁOŻNIKÓW OD POŁOŻNYCH? Jeszcze jeden, nieznany dotąd powód, dla którego NAPRAWDĘ WARTO uczestniczyć w porodzie pociechy swej, Bracia w Bojownictwie: Żona mojego kumpla rodziła mu syna; poród był rodzinny jak najbardziej i na całego. Dzieciak już krzyczy, pępowina odcięta, tata szczęśliwy po czubki butów, położnik kończy zaszywać to, co wcześniej trzeba było naciąć... kończy, a właściwie już skończył szyć, gdy nagle spojrzał na świeżo upieczonego ojca, twarz mu się rozjaśniła szerokim uśmiechem i wykonując jeszcze jeden szew oznajmił: - Ten ostatni to... DLA TATY. POTENCJALNY KLIENT W sobotę byłyśmy naszą siódemcą świętą na ślubie naszej ukochanej pani z w-f-u. Po uroczystości, wzruszone, wystrojone jak śledzie na święto morza idziemy ku przystankowi autobusowemu. Wśród nas była koleżanka Pati, popularniej zwana Pitkiem. Jej dziadek ma zakład pogrzebowy (btw na jednym placu z jej domem).Stoimy na przejściu dla piszych a za nami na wysokości 2 piętra jakis gostek stoi NA ZEWNĄTRZ okna i coś tam wierci i wierci. Pitek się zamyślił co odbiło się na jej twarzyczce... - Pitek nad czym myślisz? - Jak mu wizytówkę podrzucić... Jak tu Pitka nie kochać? A WG NAS, TO JEJ SIĘ NUMERY POMYLIŁY! Nie wiem czy kogoś to rozśmieszy, ale tak mi się jakoś przypomniało... W piątek, około 2:30 rano dostałem od koleżanki sms-a następującej treści : "A ja leżę w łóżku i nie mogę spać. Szkoda, że Cię tu nie ma, napoiłbyś mnie bro i popieprzył" No trochę się zdziwiłem, ale w sumie godzina młoda, koleżanka niczego sobie, mieszka dość blisko, zawsze można się przejść... Niestety me nadzieje na przyjemnie spędzoną noc zostały rozwiane 2 minuty później, kolejnym eskiem o treści początkowej "Popieprzył jakieś głupoty..." i wyjaśnieniem, że niby przypadkiem jej się wysłało… Jak ją znam, to specjalnie to zrobiła małpa wstrętna. UCIEKŁ CZY CHCE SIĘ ZGŁOSIĆ? Jak wiadomo, ludziom pracującym w biurach bardzo często się nudzi, z tegoż właśnie powodu urządzają sobie oni różne zabawy zarówno w pracy jak i poza nią. Otóż właśnie taka grupka ludzi, zapalonych miłośników militariów i szeroko pojętej sztuki wojennej, postanowiła urządzić sobie "manewry". Jako że robili to już przedtem, z doświadczenia wiedzieli, że dobrym miejscem jest zrujnowany, ukryty w lesie, były dom dla obłąkanych. Spotkali się na miejscu, wybrali oddziały, po czym każdy poszedł w swoją stronę. Jeden z takich ludziów zgubił się był w owym lesie. Ubrany w mundur polowy, gogle wojskowe i niemiecki hełm, zamaskowany i uzbrojony w karabin M-16 na kulki (takie małe, białe - to zamiast Paintbolla) błąkał się po okolicy. Traf chciał, iż na spacer, ścieżką szła sobie spokojna para ludzi. Wojak, widząc istoty ludzkie postanowił zapytać się o drogę. Podszedł do nich w całym tym ekwipunku i wypowiedział cudne słowa: - Przepraszam bardzo, czy nie wiedzą państwo gdzie tu jest dom wariatów? Dopiero po chwili, widząc ich cokolwiek dziwne miny, zorientował się jak brzmiało to w połączeniu z jego wyglądem... DEFINICJA "DO***AĆ DO PIECA" Kiedyś sąsiad opowiadał jak to jego szwagier wrócił którejś zimowej nocy do domu, w godzinach mocno nocnych tzw. lekkim kulemansem. Trochę hałasował i obudził żonę. Ta jednak nie miała jakichś większych pretensji o jego stan tylko porosiła żeby dołożył do pieca, bo zimno. No i jak prosiła tak zrobił. Rano się budzą - w domu przygruntowy przymrozek. Poszedł sprawdzić do piwnicy co jest grane. I jego oczom ukazał się widok: rozsypany węgiel, łopata na ziemi... i pralka, w której były ze 2 szufle węgla... piec stał metr dalej… A TY? JAK SZYBKO SIĘ MYJESZ? Kolega pracuje w "amerykańskiej" firmie-koncernie, gdzie szefem jest oczywiście autentyczny Amerykaniec - John. Jadą z wizytacją do położonej w nowej lokalizacji fabryki, kolega ma niezbyt wyraźną minę gdyż z rana stłukł łokieć i na pytanie szefa o powód swego niezadowolenia tłumaczy, że się uderzył, na co John śmieje się, że pewnie nadwerężył podczas seksualnej sesji "bez udziału innych osób żywych". Kumpel odpowiada, że "od tego to on ma ludzi" i pokazuje obrączkę, na co Johnowi zebrało się na zwierzenia... Otóż kupił sobie nową, szklaną, przeźroczystą kabinę prysznicową. Pewnego ranka, kiedy brał prysznic, do łazienki wchodzi żona, patrzy i zdziwiona woła: - "John, what are you doing?!"* Na co on ze stoickim spokojem odpowiada: - "It is my dick and I will wash it as fast as I want!"** Nie muszę dodawać, że kumpla przestał boleć łokieć a zaczął brzuch… * - John, co robisz? ** - To mój fiut i będę go myć tak szybko, jak tylko zechcę! JM |
Voy Poldżons Constarownia/Sunderland | 2005-05-31 14:16:09 hehe uwielbiam takie autentyki... Jak jakies macie lub znajdziecie w sieci to wrzucajcie ![]() |
Piter20 (M) A3 WRC | 2005-05-31 17:14:12 z tym piecem zajebiste ![]() |
profil-usunięty | 2005-05-31 17:24:24 Mi się podoba "Nie przejmuj się". hihi |
najmer Audi 90 Oleśnica/WRC/Torquay | 2005-05-31 21:05:35 Piec i Dom Wariatow powalily mnie na ziemie |
Grzechu Seat Ibiza '00 Legnica | 2005-05-31 22:29:26 hehe Skarb hehe i dom wariatow.....polozny tez daje rade ![]() |
Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-06-01 16:23:25 Na początek kilka historyjek z dnia codziennego małych psotników:
Znajomy mieszkający koło Koluszek jako dobre dziecko chciał pomóc ojcu (chodził wtedy - koniec lat 70 - do 7 klasy podstawówki). Ojciec miał przecudnej urody w kolorze czerwonym motorower marki chyba Romet - "Komar 3". Znajomy jako dziecko mieszkające na wsi brał udział w różnych pracach polegających na naprawach różnego sprzętu gospodarczego i według swojej wiedzy był już niezłym "mechanikiem". W pewnym momencie ojciec znajomego postanowił sprzedać motorower i umówił się z kupcem na oględziny i próbę sprzętu. Motorower według znajomego miał wadę, która mogła wpłynąć na ocenę sprzętu a tym samym zaniżyć cenę. Przy hamowaniu "piszczały" hamulce. Cóż zrobił - to oczywiste - "przesmarował" hamulce dokładnie towotem. Tatuś przy prezentacji sprzętu, wsiadł, odpalił, rozpędził się i ... zahamował na drzwiach stodoły łamiąc widelec, krzywiąc koła i tłukąc się niemiłosiernie. Sprzęt do wyrzucenia. Siedzenie znajomego przez długi czas nie mogło służyć do siedzenia ponieważ ojciec regularnie przez kilka tygodni "przypomniał" mu pomysły racjonalizatorskie. Było to dość dawno może 10 lat miałem przyjeżdżałem do babci na wakacje jak co roku by zobaczyć się z kuzynem bo mieszkaliśmy odległych od siebie miejscowościach, widzieliśmy się rzadko więc zawsze coś głupiego nam wpadało do głowy. Raz oglądaliśmy magików jak to wychodzą z worków czy tam trumien zasypanych ziemią. Stwierdziliśmy, że jeśli oni mogą, to my też. W pobliżu była tak stara rudera z owsem czy czymś ziarnistym każdym bądź razie. Wpadliśmy na pomysł, że zakopiemy się w takim czymś, a że byliśmy we dwóch, to jako że kuzyn starszy o rok powiedział, że on pierwszy. Wziąłem łopatę i wykopałem w tym otwór kuzyna wsadziłem do worka zawiązałem i w razie przestrogi dałem mu rurkę do coli, co by się nie udusił. Wrzuciłem go w tym worze do środka dziury i zasypałem. Ponieważ było gorąco to poszedłem po picie i zapomniałem o kuzynie. W domu zapanowało poruszenie, po 15 min babcia z ojcem zaczęli się interesować gdzie jest kuzyn, bo byliśmy nie rozłączni. Pamiętam, że ze stoickim spokojem jest w worku na dnie owsa . Stary z dziadkiem się rzucili do odkopywania wyciągnęli go półprzytomnego. Na tyłku nie mogłem usiąść przez dobry tydzień i miałem zakaz oglądania TV przez miesiąc. Kiedyś dawno, dawno temu wpadł do mnie kolega. Jako, że nikogo nie było w domu, a ja byłem wielce odpowiedzialny, postanowiłem popisać się przed kolegą sztuką robienia popcornu. Wystawiłem prodiż, nalałem oleju (dużo oleju) i podpaliłem pod największym palnikiem. Poszedłem prowadzić miłą konwersację z kolegą, gęsto przeplataną dowcipami itp. Nagle opary wydostające się spod drzwi od kuchni zwróciły moją uwagę. Wszedłem do kuchni i okazało się, że zapomniałem przykryć prodiż. Spróbowałem co się stanie z jednym ziarenkiem wrzuconym do naczynia - poczerniało i się zwęgliło. Stwierdziłem - to pewnie dlatego, że olej wyparował. No cóż, trzeba dolać więcej. Po dolaniu i (tym razem) przykryciu powróciłem do kolegi. Kiedy wróciłem do kuchni i podniosłem przykrywkę obłok przykrył mi pole widzenia. Nie zważając na takie drobnostki poszedłem do pokoju, przebrałem się i wróciłem z maską do nurkowania na twarzy, z ręcznikiem przepasającym usta i w rękawicach do prac budowlanych. Jakże zdziwiłem się łuną bijącą przez szybę kuchni - światła przecież nie zapalałem. Otworzywszy drzwi ujrzałem płonący prodiż. Jako, że już wiedziałem, że ogień gasi się wodą zalałem szybko ognisko wodą z około 0.5 l kubka stojącego w zlewozmywaku. Jakie było moje zdziwienie, gdy zaraz po wlaniu było małe buuuuuum! Cała kuchnia czarna, koszulka i spodenki upaćkane. Na szczęcie mój rodziciel jako wyrozumiały człowiek nie porozmawiał o tym wypadku ze mną za pomocą paska. Mając lat 5 bardzo chciałem pomóc w porządkach w domu. Miała to być niespodzianka, więc działałem sam. Zamknąłem się w łazience i wsypałem do kibla 5 kg proszku do prania. Potem postanowiłem spuścić wodę, co sprawiło, że proszek zaczął stopniowo przekształcać się w pianę. Potem było go więcej niż mogło zmieścić się w muszli. Efektem była piana do kostek w łazience, ale trzeba przyznać, że później było tam czyściutko... (ale to chyba od szybkiego zbierania piany przez rodziców) Nie, nie to jeszcze nie koniec. Pociechy chodzą do szkoły i przynoszą różnorakie uwagi w dzienniczkach: Nasza klasa miała osobny dzienniczek uwag [ósma "e" SP 102 Wrocław] 1. "Nowak śpiewa na lekcji muzyki" - a chodziło o to że zamiast śpiewać "u prząśniczki siedzą..." zapodawał "u mojego wujka jest burdel na kółkach" 2. "[nazwisko] tak poddusił koleżankę na lekcji fizyki że dostała drgawek" Może zabrzmi dziwnie ale... "Uczeń zachowuje się na lekcji" Nie wiem jak to wyglądało w realu, ale widziałem taki wpis w dzienniku: "Zdejmuje koledze bieliznę na lekcji muzyki" "Położył pod klasówką 5 gr w celu przekupienia mnie" "Spytany o przykład grawitacji wyrzucił podręcznik przez okno." (Fizyka) "Dźga globus ostrym narzędziem, spytana o powód mówi, iż chciała sprawdzić, czy jądro ziemi jest płynne." (Geografia) "Śpiewa na lekcji." (Muzyka) "Klasa śmierdzi. Smród uniemożliwia prowadzenie lekcji." (WF) "Bandażując miednicę koleżanki doprowadza do ekscesów." (P.O.) "Proponuje nauczycielce pożyczenie golarki." (WOS, zwany przez wzgląd na nauczycielkę WĄSem) No cóż ja dostałem pewną uwagę o której do dzisiaj zapomnieć nie mogę. A mianowicie : "Udaje szatana na lekcji religii" A na koniec podsumowanie krótkie i dobitne, czyli onetowcy na najwyższym poziomie: - Właśnie wróciłam od lekarza! Jestem w ciąży! Proszę o gratulacje. - Z kim? - A tego mi lekarz nie powiedział..... JoeMonster |