Zrobiłem prawko 1,5 miesiąca temu...
Ładę Samarę, rocznik 1990.
Żeby nie zapomnieć jak się jeździ.
Przez pierwsze dwa tygodnie było super. Zrobiłem jakiś 1000km po mieście i bliskich okoliczach i byłem mile zaskoczony że chodzi to lepiej od tego którym się uczyłem jeździć...
Auto nie zgłaszało pretensji, paliło mało (LPG) i w ogóle super.
No i wybrałem się (z konieczności) w dłuższą trasę - w sumie ok
500km. Po zrobieniu pierwszych 150km (prędkość jak na mnie szalona - 80-90 km) stanąłem na stacji żeby odpocząć.
Po ruszeniu zauważyłem że autko stało się jakieś "mułowate" - tzn. jechało, ale dla osiągnięcia tej samej prędkości trzeba było cisnąć gaz trochę mocniej. Stan ten się pogłębiał, ale temperatura nie rosła więc co miałem robić - jechałem.
Już wracając do W-wy trafiłem w korek - pół godziny na jedynce.
Uff. Silnik się nagrzewał, ale do "czerwonej kreski" miał jeszcze daleko. W pewnym momencie silnik zaczął gasnąć jkby skończył się gaz, trohę się zdziwiłem ale na benzyne i pojechałem.
Tyle tytułem wprowadzenia. A od tygodnia (od powrotu z tamtej trasy) auto zachowuje się normalnie dopóki temperatura nie sięgnie "drugiej kreski", tej między 50 a 130. Do tej temperatury chodzi ładnie, potem jest minuta dwa w postaci ostrzeżenia i spadku mocy, po czym jest totalny siad. Silnik pracuje jak
traktor - jakby pracowały dwa cylindry - ale co dziwne nie zmienia
rytmu przy zdjęcu dowolnej z 4-ch końcówek ze świec. Traci moc całkowicie, poza piekielnie głośną pracą nie daje się z niego wydusić nic. Dodawanie gazu powoduje głośniejszą pracę, nie zwiększenie obrotów. Zachowuje się tak i na benzynie i
na gazie.
Zależnie od temperatury zewnętrznej trwa to od 20 minut do godziny, ale zawsze kończy sie jednakowo. Trochę odwleka w czasie włączenie dmuchawy elektrycznej na stałe. Ale tylko
odwleka.
Byłem u kilku mechaników. Nie znaleźli. Ostatni wziął kasę i
powiedział że będzie ok. Było. Przez 70 km. Wróciłem jadąc na trasie 60-70 z włączoną dmuchawą, więcej się nie dało wycisnąć. Po prostu nie miał mocy.
Mechanik ze mnie teoretyczny - tzn. wiem tyle co przeczytałem.
Sprawdziłem sam:
1. Olej w silniku: 1-cm powyżej min na zimnym, czysty, burstynowy, w/g wywieszki ma 6000 km.
2. Świece dają iskrę nawet wtedy jak silnik wariuje. Wszystkie.
Świece czyste bez nagaru.
3. Aparat zapłonowy wygląda na nowy. Świeci nowością. Kopułkę
wymieniłem bo miałem.
4. Pasek rozrządu jest i jest napięty w/g instrukcji.
5. Znalazłem jedną małą dziurkę w rurze z płynem chłodniczym i
zakleiłem.
6. Filtr powietrza czysty, zresztą zdjęcie pokrywy nie zmienia
sytuacji.
7. Sprawdziłem dokładnie (cały dłuuugi weekend) inne węże i nie
wykryłem żadnych dziur.
Zaznaczam że autko nienagrzane zachowuje się świetnie. Silnik
pracuje równomiernie,
ma przyspieszenie...
Z "dziwnych objawów" (przypadkiem wykryte) - przyblokowanie wlotu powietrza przy obmacywaniu na wolnych obrotach powoduje... przyspieszenie pracy silnika.
Co jest? Zatatł się?

Ale olej jest...
Jako początkujący kierowca przyznaję się do błędów
następujących:
Jeżdżę na za wysokich biegach (na 4-ce schodze do 40-tu jak się
zagapię, na 3-ce do 20-tu), ale na krótko. Ogólnie po mieście jeżdżę raczej za szybko. Staram sie nie zawalidrogować
i dostosowywac do innych. Nooo... poza miastem jeżdżę wolno - 80 to moja prędkość podróżna, no góra 90.
Czy mogłem go zarżnąć jadąc 3 godziny bez przerwy 80? Na
śmierć?
Podpowiedżcie coś...
Pozdrawiam,
KMK
[ wiadomość edytowana przez: Kajetan dnia 2006-05-09 18:07:20 ][ wiadomość edytowana przez: Kajetan dnia 2006-05-10 18:09:54 ]