Gdzie najdalej Maluchem...

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Cześć !
Niedziela wieczór, piwko w lodówce to i tematy proponuję trochę lżejsze. We wtorek myśle wyjechać w Bieszczady Malaczanem, i tak mi różne rzeczy przez głowę przechodzą (awaria hamuolców na "Wielkiej Pętli" he, he); stąd moje pytanie gdzie najdalej byliście Maluchem i jak to się skończyło...
Temata w sam raz na weekend.
Walcie odpowiedzi jak w dym
Pozdrawiam
Michał
  
 
Ja bylem ponad 400km w jedna strone...toruń-ladek zdroj...
a pozatym co roku jezdze na mazury ok. 200km w jednym kierunku...
na razie odpukac w niemalowane zadnej awarii nie bylo...
  
 
miesiąc temu w Wiedniu byłem. autko ok tylko kierowca do d..y, bo na wjeżdzie do cieszuna tuż przed granicą jest górka i tam mi wachy braklo-a pozatym to baz przygód.
ja też moim DF-em w Bieszczady sie wybieram (w okolice Ustrzyk - połoniny te sprawy
  
 
ja byłem w toruniu zero przygód oprócz tego że paliwa w drodze powrotnej brakoło na statoilu w częstochowie
  
 
siemano

no ja bede mial lepszy road trip we wtorek

Toruń->Skierniewice->Wodzisław Śl->Toruń ok 1100-1150km nonstop.. zobaczymy jak sie malec spisze

pozdrowka

p.s. poza tym co 2 tygodnie jezdze na studia toruń->płock->toruń->płock-toruń (ok 400km w weekend)

[ wiadomość edytowana przez: ZoLt4R dnia 2003-07-06 22:05:09 ]
  
 
Ja najdalej bylem w Zvoleniu. Ale jest hlopak u nas, ktory malarem byl za kolem podbiegunowym (potwierdzone zdjeciami!!!). Mysle, ze dalej sie raczej juz nie da... Chyba ze Syberia
  
 
moj ojciec w 81 roku byl malcem w Trieście i Wenecji. Jechał zimą przez Alpy co jest nie lada wyczynem, malec był nowy ale należał do teściowej Dojechał i wrócił bez żadnych przygód. Co malczan to malczan
  
 
Ja miałem trasę z Krakowa do szklarskiej poręby i z powrotem,wiec jakies 800 w obie strony.Przegrzałem malca ale dlatego ze spadła rura od chłodzenia Jak wystygł to pojechał dalej Poza tym pochwale sie:średnie spalanie na trasie: 4,9
  
 
1300km kantem w nocy bez przerwy. Wysiadł 1km od domu...
rocznik 72
  
 
Co do malara , mam pewne doswiadczenia , otóż w czerwcu w mojej nowej pracy dostałem na początek służbowego malara rocznik 94 wygląda na 84 bez remontów ... ma przejechane 270 tyś kilometrów cały przebieg jako auto służbowe , podobno 2 remonty silnika , w tej chwili jest dziurawy jak ser szwajcarski ... koszmar , ale jeździ i w 3 tygodnie zrobiłem nim prawie 3 tysiące kilometrów , wszystko po miastach Śląska , miałem 2 awarie . Pierwsza to odklejona okładzina hamulca , i w zasadzie bez hamulcy jechałem około 40 km .... druga to urwany pływak w gaźniku ... paliwo lało się wszędzie . Poza tym bez zarzutu , spalanie - sam nie wierzyłem 4.6 litra - i nie miał bym podstaw zaniżać tego wyniku bo w końcu to auto służbowe , nie oszczędzałem jakoś tak wyszło . Dwa , trzy razy w tygodniu lałem do pełna na faktóre . Nie myślałem że jazda maluchem może sprawic tyle radości , ale 200 km dziennie potrafi zmenczyć - zwłaszcza w malcu w upał i dużym mieście .
  
 
a ja zawsze myślałem ze pocisk to złe auto na długą trase ..raz na trasie która liczyła zaledwie 80 km przegrzał mi sie hamulec...z góry przed zakrętem ...pedał wpadł w podłoge...ale redukcja na trzy i po krzyku
  
 
Cytat:
2003-07-06 21:18:54, Koniu pisze:
1300km kantem w nocy bez przerwy. Wysiadł 1km od domu...
rocznik 72



a co mu sie biedakowi stalo ze 1km przed domem powiedzial dalej nie jade ?
  
 
ja jechałem raz na słowację ok 100km, tam na miejscu codziennie jakieś 30-40 przez chyba 3 dni i wróciłem bez żadnych awarii... ale muszę przyznać, że droga mnie zmęczyła /maluch był świeży, nie przywykłem jeszcze wtedy do braku miejsca/. natomiast jak wracałem kiedyś do kraka z dąbrowy górniczej, to strzelił mi pasek klinowy . najlepszą awarię i tak przeżyłem w maluchu szłepsa
  
 
widynek, co to za dziwne ploty na mój temat?
jaka awaria
  
 
takie drobne rozwarstwienie belki i jazda z dziurawym tłumikiem przez ponad 100km
  
 
Ja najdalej odjechałem 80 kilometrów od domu do kumpla na działeczke.Tam urwałem tłumik z kawałkiem bloku.Blok posklejałem poxylina a jakiś miejscowy dziadek dał mi tłumik za winko marki winko i wróciłem do domu.Jak dojecałem i otworzyłem klape to się przestraszyłem.Wszystko w oleju bo poxylina puściła.teraz jeżdże na silniku kolegi ale jutro odbieram blok i do tego generalka z całkiem niezłymi jak dla mnie przeróbkami ic docieranie.Do 19 lipca musze tysiaka machnąć więc dopiero mega trasa przede mnąMyśle czy by nad morze nie pojechać.To bęzie jazda z prędkością 60km/h i co 50km studzenie silnika.Wszystko przede mną
  
 
najdalej swoim kantem byłem w czerwcu nad jez czorsztyńskim przez bobczyckie, myślenice, gdowskie, czhowskie. 300 km, przegzane chamulce po zjezdzie po 2km zjezdzie z górki o nah ok 40st. i zcięty klin alternatora i zeszlifowane słoneczko pozatym ok.
  
 
Cytat:
a co mu sie biedakowi stalo ze 1km przed domem powiedzial dalej nie jade ?



chyba padł aparat zapłonowy....juz nie pamietam dokladnie. Wazne ze go dowiezlismy do domu, a na drugi dzien byl egzamin na studia a ja bylem nieprzytomny...
  
 
ja byłem dwa lata temu z kumplem nad morzem jego 126p z 1978 roku, przejezdzilismy w sumie ponad 1600 km i git był, tylko benzyny i oleju dolewać... ja swoim 126 z 1980 byłem w zeszłym tygodniu w stolicy i jedyne co musiałem zmienic po przyjezdzie to pasek klinowy... o ja glupi, a wiedzialem ze sie sypie, mialem juz w domu nowy i go nie wzialem Poza tym chłodzenie(termostat) się rozleciało, ale to latem szczegol
  
 
Cytat:
2003-07-06 21:22:24, Blady pisze:
Co do malara , mam pewne doswiadczenia , otóż w czerwcu w mojej nowej pracy dostałem na początek służbowego malara rocznik 94 :



Czyżby Koncepcja?