Darwiny po polsku :)

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Material zaczerpniety z jednej z najlepszych witryn humorystycznych w internecie. Oczywiscie chodzi o JoeMonstera


Kilkaset stron w Internecie. W domenie www.darwinawards.com znajduje się serwis liczący ponad 500 podstron. Książka "Nagrody Darwina. Ewolucja w działaniu"- przetłumaczona na wiele języków. Nagroda Darwina, wymyślona przed dziesięciu laty przez Wendy Northcutt, absolwentkę biologii molekularnej na Uniwersytecie Berkeley, zdobywa świat. Jej laureatem zostaje uznana osoba, która zginęła w wyjątkowo głupi sposób, eliminując zarazem swoje geny z puli genetycznej ludzkości. Kandydatów ocenia się według pięciu kryteriów: śmierci bohatera, niezwykłego braku rozsądku, wiarygodności relacji, dojrzałości bohatera i samodzielności w podejmowaniu decyzji.


Tylko jeden polski rolnik?

Najbardziej znany jest pewien anonimowy instruktor spadochronowy z USA, który z takim zapałem pokazywał na pokładzie samolotu kursantom, co mają robić, że aż... wyskoczył bez spadochronu. Zanim zginął, nakręcił film z ostatniego lotu.
Na liście jest też młody człowiek, który bawił się z kolegą w rzucanie grzechotnikiem (kolega przeżył) oraz pewien terrorysta, który chciał zaoszczędzić na znaczkach. Poczta odmówiła doręczenia paczki i zwróciła ją nadawcy, a ten ją... otworzył.
Co roku na listę trafiają kolejni kandydaci. I aż dziw, że tak mało jest wśród nich naszych rodaków. Tak właściwie sławę zdobył jedynie "polski rolnik Krystof Azninski", który w 1995 r. w pijanym widzie uciął sobie głowę piłą łańcuchową, aby udowodnić nietrzeźwym kolegom, że jest twardym facetem.
Czyżbyśmy byli wyjątkowym narodem?


Poprosiliśmy zaprzyjaźnionych policjantów, ratowników, strażaków i lekarzy o pomoc w stworzeniu pomorskiej listy kandydatów do nagrody. Nieco rozluźniliśmy kryteria, dopisując także tych, którzy przeżyli.
Ale najpierw będzie tragicznie.

Zawaha się, czy cofnie?

Dr. Maciejowi Śmietańskiemu, chirurgowi z AMG, trwale w pamięci wyrył się zakład dwóch zamroczonych panów, którzy wcześniej w idyllicznej wręcz zgodzie popijali na działkach w Gdańsku.
- Założyli się, że jeden drugiemu obetnie siekierą rękę - wspomina lekarz. - Zgubił ich brak przewidywania. Właściciel ręki do końca był przekonany, że kolega zawaha się i nie uderzy siekierą. Właściciel siekiery z kolei sądził, iż ten od ręki w ostatniej chwili ją cofnie... Żaden z nich nie przewidział determinacji kolegi.
Efekt - utrata ręki, a następnie śmierć z wykrwawienia.

Alkohol często towarzyszy osobom nominowanym. Zamroczenie było przyczyną tragedii pewnego trzydziestolatka z Gdańska, który przebywał na zakrapianej imprezie wyjazdowej w jednym z ośrodków wypoczynkowych w gminie Przechlewo. W środku imprezy gdańszczanin wyszedł "za potrzebą". Zrezygnował jednak z wizyty w toalecie i udał się do pokoju. Otworzył okno i próbując nie zalać parapetu zaczął siusiać z siedmiometrowej wysokości. W pewnym momencie zachwiał się i wypadł na zewnątrz. Zmarł w szpitalu.

Do niezbyt trzeźwych należał również młody człowiek, który postanowił opalać się bez ubrania na końcu mola w Sopocie. Źle wybrał czas. Był to bowiem początek marca, na molu leżał śnieg, wiał silny wiatr, a temperatura o godzinie 6 rano spadła poniżej zera.
- Miał szczęście - mówi o pacjencie dr Remigiusz Loroch, dyrektor sopockiego pogotowia. - O tej porze, gdy niektórzy tylko wychodzą do pracy lub po bułki, na molu pojawił się rzadki spacerowicz z psem. Wezwał nas w ostatniej chwili - młodzieńcowi groziło zamarznięcie.

A on tak zawsze...

Inny mieszkaniec Gdańska pewnego popołudnia usiadł przy stole z kolegą. Dobrze im szło, po kilku godzinach osiągnęli stan kompletnego upojenia - wypili litr wódki na głowę.
- Gospodarz nagle wstał i podjął decyzję o natychmiastowym wyjeździe do Warszawy - mówi doc. Jerzy Lasek, kierownik Kliniki Chirurgii Urazowej AMG. - Jak postanowił, tak zrobił. Wsiadł do samochodu i dotarł do granic Gdańska. Tam doszło do wypadku. Mężczyzna był w stanie bardzo ciężkim. Całą noc lekarze walczyli o jego życie.
Przegrali.
Nad ranem w klinice pojawiła się małżonka ofiary. To ona opowiedziała o wielogodzinnym pijaństwie męża i nagłej decyzji o wyjeździe.
- Widziała to pani i pozwoliła mężowi na jazdę samochodem? - spytał zdumiony lekarz.
- Ale on zawsze tak robił - odparła wdowa.

Policjanci i lekarze wspólnie typowali do nagrody pewnego studenta.
Młodzieniec ów, o wdzięcznym pseudonimie Santa Claus, w sylwestra 2003 r. wszedł na dach sopockiego akademika, a następnie spadł do dwudziestometrowego komina. Wyciągał go ponoć najchudszy strażak w Sopocie, a życie skutecznie ratowali specjaliści ze szpitala na Zaspie.


Wierzac w potowornego Joego miejmy nadzieje ze jego obietnica kontynuowania tej serii jest wiarygodna


********************

THX for Attenszyn
  
 
głupota ludzka nie ma granic...
  
 
Cytat:
2005-04-11 11:21:23, Konrad_P pisze:
głupota ludzka nie ma granic...



i to w dodatku w gdańsku
  
 
ni powini dotego zaliczyc ta misje na marsa w tym akademiku tylko gdzie to bylo
  
 
nie polak ale hmm polacy nie sa az tak glupii



Samobójca

Francuz, Jacques LeFevier postanowił popełnić samobójstwo. Aby mieć pewność, że próba samobójcza się powiedzie stanął na urwisku i przywiązał kamień do szyi. Następnie wypił truciznę i podpalił swoje ubranie. Próbował nawet zastrzelić się podczas skoku, ale kula chybiła przecinając linę z kamieniem. Woda morska, do której wpadł niedoszły samobójca, ugasiła ogień, a zalewając usta, spowodowała wymioty, które usunęły truciznę z żołądka. Jacques został wyciągnięty z wody przez rybaków i odwieziony do szpitala, gdzie zmarł z powodu wychłodzenia organizmu.

  
 
ale bynajmniej sie staral jak mogl
  
 
ano staral sie koles mial totalnego pecha
  
 
ale dopiol swego
  
 
hmmm dopioł z tym ze on chcial umrzec na wszystkie inne sposoby ale nie na wyziebienie
  
 
Cytat:
Policjanci i lekarze wspólnie typowali do nagrody pewnego studenta.
Młodzieniec ów, o wdzięcznym pseudonimie Santa Claus, w sylwestra 2003 r. wszedł na dach sopockiego akademika, a następnie spadł do dwudziestometrowego komina. Wyciągał go ponoć najchudszy strażak w Sopocie, a życie skutecznie ratowali specjaliści ze szpitala na Zaspie.



Chciał sie chyba załapac na etat Mikołaja.

Ale fakt, głupota ludzka nie zna granic.
 
 
Własnie na Dwojce skonczył sie serial dokumentalny "Szczyty głupoty"..... niektore przypadki były takie ze nie wiadomo czy smiac sie czy płakac,ale ogolnie serial ciekawy bardzo.