| Sortuj wg daty: rosnąco malejąco |
Pablox SYMPATYCZNY GOŚĆ Lada 2107'89 -była, ... Gdynia | 2005-01-25 16:39:44
Dobre |
TROLL SYMPATYCZNY GOŚĆ BMW 525 TDS kombi, ... Sz-n | 2005-01-25 22:27:51 ![]() |
Huey KASIARZ BYŁA KOLOROWA SAMARK ... Gdynia | 2005-01-26 01:03:46
|
TROLL SYMPATYCZNY GOŚĆ BMW 525 TDS kombi, ... Sz-n | 2005-01-26 02:13:40
|
adasco Bardzo Ważny GOŚĆ Roomster & kropek Łódź | 2005-01-26 12:50:02 |
arsen SYMPATYCZNY GOŚĆ PRZYJEDŹ ZOBACZ!!!!! . | 2005-01-26 14:43:51 Najpopularniejsze kłamstewka :
Według plebiscytu magazynu "New Yorker" 1. "Właśnie miałem do Pana/Pani/Ciebie zadzwonić" 2. "Kochanie, to nie tak, jak myślisz" 3."Podobna reklamacja zdarza nam się po raz pierwszy!" 5. "Będę z Tobą szczery", 6. "Przepraszam, ja tylko na chwilkę", 7. "Mogą o mnie mówić, co chcą, i tak mnie to nic nie obchodzi", 8. "Zmarły miał samych przyjaciół", 9. "Skoro są ze sobą szczęśliwi, tym lepiej. Życzę im wszystkiego najlepszego", 10. "... lat?! Nigdy bym panu tyle nie dała!", 11. "W każdej chwili jestem gotów złożyć mój immunitet i bonus : 12. "kocham cie jestes jedyna" pozdro |
P_R_Z_E_M_O Łada Samara 2108 Chorzów | 2005-01-26 23:20:42 Nie powinienem po 22:00 czytać tych dowcipów bo budze ludzi swoim śmiechem. Niektore są naprawde zaj..... |
adasco Bardzo Ważny GOŚĆ Roomster & kropek Łódź | 2005-01-26 23:48:07 kiedys byly tez ostatnie slowa... nie pamietam wszystkich, ale te lepsze szly jakos tak:
-jedz, prawa wolna -nie nabita! -depnij jeszcze! -mamo, jade bez trzymanki! -tu nie ma niedzwiedzi... -tak, to na pewno kania, jedz -czemu ten samolot wibruje? -ti ti ti, jaki sliczny misio... -spoko, lód jest gruby... - i po prostu "bungeeeeeeee!" Pamieta ktos inne? |
Leszek_Gdynia (S) Przyjaciel LKP była LADA 21072 '88 Gdynia | 2005-01-26 23:59:34 - te stuki z przedniego zawieszenia to napewno nie sworzeń;
- poświeć mi zapalniczką, bo nie widzę ile mam paliwa w baku, - do czego służy ten guzik, - spoko, korki są wyłączone, (działalność własna) |
arsen SYMPATYCZNY GOŚĆ PRZYJEDŹ ZOBACZ!!!!! . | 2005-01-27 00:07:13 - rob mi to mocniej
- po co ci widły do sniegu - pan zaruje - ładny dres - no co ty głupia on moze wiecej - kochanie kim jest ten pan - mowiłas ze maz wyjechał - ja wcale nie dotykałem panskiej corki itd duuuuuzo tego ;] |
adasco Bardzo Ważny GOŚĆ Roomster & kropek Łódź | 2005-01-27 00:58:57 -zobacz, jaki fajny wąż
-patrz, kabel leży i niebawem dojdzie "kochanie wylacz juz ten cholerny komputer" - niech no sie zona raz jeszcze odezwie ![]() |
TROLL SYMPATYCZNY GOŚĆ BMW 525 TDS kombi, ... Sz-n | 2005-01-28 11:01:40
![]() |
adasco Bardzo Ważny GOŚĆ Roomster & kropek Łódź | 2005-01-28 11:58:55 Wspomnienia kierownika wesołej budowy
Wśród różnej maści ewenementów przyrodniczych, tworzących moje Czerwone Brygady, wyróżniał się - tak osobowością jak i urodą - niejaki Lechu, zwany "Nafta". Urodziwy to on był nad wyraz - twarz jak murzyński sandał, jedno oko na Maroko, drugie na Zanzibar, ale ukoronowaniem wszystkiego był NOS. Nos miał Nafta jak diabeł ch*ja, wielki, przepastny i czerwony, z dziurkami o średnicy pingponga. Ile razy kichał, bałem się, że mu mózg wypadnie... To tyle tytułem wstępu. Budowa mostu przez Odrę - szczere pole dookoła, zimno jak szlag, śnieg leży. Przerwa śniadaniowa. Czerwone Brygady miały fajną ciepłą pakamerę, a u mnie właśnie nawalił grzejnik, więc pomyślałem, że pójdę do nich zjeść. Wychodzę od siebie, patrzę - Nafta siedzi na ławce przed budą i zajada kanapkę, o ile można tak powiedzieć o kimś, kto miał po jednym zębie w każdej szczęce. - Czemu Lechu siedzisz na mrozie? - A bo mie wyp***lili z budy te ch*je dzięcioły jedne. - A czemu? - A bo im wadziło żech sie dropoł. Wchodzę i pytam o co biega. No co k**wa jest, kierownik pyta to odpowiadać. Brygadzista mówi: - A weź sie pan łodwróć i wejrzyj se pan na dźwierze.. Hehe... Najpierw trochę mnie zemdliło, ale opanowałem odruch zwrotny i wypytałem ich co i jak. Okazało się, że Nafta siedział w swoim normalnym filozoficznym zamyśleniu na swoim miejscu na końcu budy... pakował dwa paluchy do swojego meganochala... kręcił z tego kulkę... i przez całą budę strzelał w drzwi... Podczas gdy wszyscy inni jedli... Bosheeeeee... Drapał się, owszem, ale gdzie?! A kulki, wciąż przyklejone do drzwi, były wielkości groszków... * * * * * Pomysłowość, jaką Czerwone Brygady wykazywały w sytuacjach ekstremalnych, zaiste była godna podziwu. Nowa budowa, sam początek – stoi tylko buda, latryna i skrzynka z prądem. Dzień znamienny -13 czerwca, czyli imieniny Antoniego. W Czerwonych Brygadach jest trzech Antonich, więc po szychcie zostaję zaproszony na sznapsa. Zasiadamy w budzie (jakieś 12 osób), zapalamy po szlugu, pierwszy Antoni odbija flaszkę – i konsternacja, bo okazało się, że nie ma do czego nalać. Jedyne, co mamy, to litrowy garnczek z obitą emalią , a z takiego naczynia pić wódki się przecież nie godzi, a już (cytat) "Na pewno k**wa nie przy kerowniku". Dyżurne kieliszki były zawsze z pietyzmem przechowywane w apteczce, a apteczka została na bazie… Krótka burza mózgów, wspomagana soczystymi werbalnymi dynamizatorami – i brygadzista wpadł najwyraźniej na jakiś pomysł, bo uśmiechnął się chytrze i wyszedł. Po chwili wrócił, a kiedy zademonstrował swoją zdobycz, otrzymał „standing ovation”… Sześć flaszek wódki ’Dracula’ migiem się rozeszło… A ja pierwszy raz w życiu piłem wódkę z migacza, odkręconego z traktora… * * * * * Wypadki na budowie niestety się zdarzają. Moje Czerwone Brygady (choć z reguły robiły wszystko, żeby nie ulec wypadkowi, czyli po prostu migały się od roboty) czasami również się gdzieś tam obiły, podrapały czy wlazły na jakiś gwóźdź. W takich przypadkach zgłaszało się wypadek, po czym na budowę przyjeżdżał funkcjonariusz BHP, który spisywał protokół powypadkowy. IQ tego gościa było chyba niewiele wyższe niż temperatura ciała, toteż Czerwone Brygady nazywały go krótko a dosadnie: "Behapizda" (pardon my French). Kiedyś przy robotach zbrojarskich chłopki przeciągały pręty zbrojeniowe z wiązki pod nożyce, jakieś 20 metrów po równej drodze. Jeden się potknął i rozbił sobie ryja . Nic wielkiego, obmył się, zdezynfekowałem mu przygryzioną wargę wodą utlenioną i nazad do roboty, ale wypadek trzeba było zgłosić. Wzmiankowany funkcjonariusz behape pojawił się po dwóch dniach, jak zwykle oszołomiony poczuciem misji. Wezwał poszkodowanego i świadków, przesłuchał, a jakże, i popełnił protokół. Oryginał zabrał, a kopię dostałem do akt budowy. Przeczytałem go i walnąłem takiego rotfla, że o mało nie musiałem znów zgłaszać wypadku... W protokole stało jak wół: PRACOWNIK DOZNAŁ URAZU WARGI WSKUTEK CIĄGNIĘCIA DRUTA. * * * * * Zima siarczysta, Czerwone Brygady teoretycznie pracują przy budowie wiaduktu nad torami kolejowymi, a praktycznie głównie spożywają konserwę tyrolską i herbatę z prądem i grają w pakamerze w skata o tytuł mistrza galaktyki. Nie słyszeliśmy wcześniej, żeby gdzieś ktoś taki turniej ogłosił, więc poczuliśmy się w obowiązku to zrobić – otwarty, a co, bez wpisowego nawet, każdy mógł się zgłosić… Nawet Darth Vader, Ósmy Pasażer Nostromo czy Motomyszy z Marsa, gdyby miały ochotę. A że nie przyszli, to ich strata. Ale mniejsza z tym. Czas na budowie miło płynął od 7 do 15. Ech, milutko się pracowało – piecyk w rogu, herbatka na stole, i te emocje: Schell! Herz! Einfach! Gran! Nulover!... O piętnastej przychodził stróż. On w skata co prawda nie grał, za to umilał sobie czas w inny sposób – przy pomocy wody nie bardzo ognistej, której przynosił zawsze z sobą minimum 4 butelki. Pakamery mieliśmy jeszcze wówczas nie schludne kontenerowe, tylko wielkie i ciężkie jak cygańskie wozy, ciągnięte na kołach. Wchodziło się do tego po drewnianych schodach. Któregoś ranka po przyjeździe na budowę – było jeszcze ciemno - zabieram się do wchodzenia po oblodzonych schodach do mojego „biura”. Stróż stoi w drzwiach w obłoku piwnych oparów, z milutkim, szczerym uśmiechem na twarzy. - Ostrożnie, bo ślisko – ostrzega mnie przyjaźnie. Faktycznie, ślisko jak szlag, wchodzę, trzymając się poręczy. Stróż idzie do domu, krok na schodach i sruuuuuuu - poleciał… Wstaje, otrzepuje się i powiada z tym samym radosnym, szwejkowskim uśmiechem: - Tyle dobrze, że już zamarzło… Clue tego dowcipu zrozumiałem dopiero, kiedy nieco się rozjaśniło i zobaczyłem, że lód na schodach był ŻÓŁTY… Ten przemiły higienista, żeby się nie przeziębić, ilekroć go piwo do tego zmusiło - wystawiał tylko małego przez szparę w drzwiach i lał po schodach… Heh… I tak miał szczęście, że się kiedyś przeciąg nie zrobił… Aua…. * * * * * O Nafcie, jego urodzie i jego imponującym kicholu już pisałem. W każdym razie gość miał twarz jak tatarskie siodło, a nos jak komin pancernika. Jak ktoś zna drogę z Katowic na Wisłę, to może sobie przypomina skrzyżowanie do Palowic między Woszczycami a Żorami, na którym zawsze stoją importowane panienki. Kiedyś wracaliśmy z budowy i Nafta się uparł, że się potarguje. Czerwone Brygady zamarły w przeczuciu świetnej zabawy. Kierowca zatrzymał się przy najbliższej panience, a Nafta przez uchyloną szybkę rozpoczął negocjacje. - Skolko w paszczu? Panienka patrzy na niego, myśli chwilę i mówi: - Jesli u tiebia ch*j takoj kak nos, sprasi u karowy... Nafciarz walnął karpia, a rotfl z tyłu lublina skończył się dopiero po dwudziestu kilometrach. |
adasco Bardzo Ważny GOŚĆ Roomster & kropek Łódź | 2005-01-28 11:59:54 Budowa mostku w jednej pipidówie. Stary most wysadzony dynamitem, przez rzeczkę przerzucona prowizorka dla pieszych. Na kładce stoi kierownik budowy (to ja) wk***ony do łez z jakiegoś powodu, którego nie pamiętam. Koniec szychty, do pracy przychodzi stróżka - nudna baba cierpiąca na nieuleczalne rozwolnienie werbalne. Podchodzi do mnie i jak zwykle nawija a ja jak zwykle kombinuję jak ją zbyć. Dialog (w oryginale po śląsku): - He kierowniku a ja jeszcze pamiętam jak ta rzeczka była czysta i żyły w niej bobry i ryby i raki ale wie kierownik to było bardzo dawno jak jeszcze byłam mała... Ja jej wchodzę w słowo i odpalam: - Tiaa a jeszcze dawniej to po tych łąkach biegały dinozaury!! Ona zamilkła, patrzy na mnie i mówi: - A tego to prawie nie pamiętam, bo wie pan, ja wcześniej to mieszkałam w sąsiedniej wsi... * * * * * Ej z tymi stróżami na budowie to ja miałem. Jeden z nich (robotnicy nazywali go Skunks, zgadnijcie czemu) miał zwyczaj w nocy podkradać im cukier i kawę ze słoików. Pewnego razu - godzina siedemnasta a jego nie ma. Zadzwoniłem po zmiennika - przyszedł, a brygada do domu. Drugiego dnia to samo - Skunksa nie ma w pracy, zmiennik przyszedł a brygada do domu. Trzeciego dnia pod szychtę już się lekko zapieniłem i zajechałem do niego do domu. Otwiera mi żona (Skunksowa... słowo... Od razu poznałem...). Pytam co z nim a ona mówi: - Panie on już trzi dni mo taki drapszajs że mu za pierona nie pozwola z kibla wstować bo zaroz mom brunotne szlajfy na zolu...* No cóż, człowiek chory - trudno. Jadę z powrotem na budowę a moje chłopki rotflują na podłodze w pakamerze. - Co jest k***a pytam grzecznie. Dopiero po tygodniu mi powiedzieli, że do cukru który Skunks kradł w nocy spawacze dosypali boraksu w stosunku 1:1... *Panie on już od trzech dni ma takie rozwolnienie, że nie pozwalam mu za nic wstawać z toalety bo od razu mam na podłodze brązowe smugi. * * * * * A na jedną budowę przypałętał się do nas pies - mały pokraczny pokurcz. Moje Czerwone Brygady nazwały go Łachudra. Cieśla zrobił Łachowi budę ze sklejki pod pakamerą, dostał miskę i obrożę ze sznurka i wszystko byłoby słodko, gdyby nie to, że Łachu był straszliwą fleją i nie mógł się nauczyć srać w jednym miejscu. Stróżem na budowie był mały długowłosy gnom bez zębów, którego nazywali Renegat, bo zawsze na szychtę przyjeżdżał na Komarku. Renegat miał obowiązek w ciągu nocy robić obchód placu i z reguły to czynił, a dowodem były kaktusy Łachudry, które rano ostentacyjnie i z niemym protestem na twarzy zdzierał z butów. Pewnego ranka przyjeżdżam na budowę, a tu w misce Łacha leży wielka, tłusta i na oko świeża wędzona makrela. Co jest kurde, myślę - dostawać dostawał ale z reguły jakieś resztki ze śniadania. Kto mu to dał? Chyba nie Renegat, bo go nie cierpiał. Renegat podchodzi, zadowolony z siebie, i mówi: - Jo mu to doł! Czytołech, że w rybach je fosfor i żech se pomyśloł, że jak sie pieron ryba zje to mono te gówna bydom w nocy trocha świecić... * * * * * Roboty rozbiórkowe na moście siarczystą zimą. Czerwone Brygady czasowo w niebieskich kufajach i uszankach, kują beton młotami pneumatycznymi. W zimie wilgoć zawarta w sprężonym powietrzu zamarza i młoty, jak to się mówi, "nie pierą". Rada na to jest prosta - nie żadne smarownice czy inne tam magiczne wynalazki, tylko po prostu odkręca się wąż powietrzny i wlewa do młota trochę denaturatu - i po 5 minutach można normalnie pracować dalej. Metoda dobra, a że trochę śmierdziało, to już trudno. Podobno od smrodu jeszcze nikt nie umarł hiehie. Ale waliło od nas na całą wieś.. Obok budowy był sklep. Codziennie rano chodziłem tam - czasem jeszcze przed otwarciem, od tyłu - i kupowałem pięć - sześć flaszek denaturatu. Pewnego razu właściciel sklepu - zamiast, jak zwykle podać mi butelki, skasować forsę i schować się do ciepłego - wciągnął mnie do środka i powiada: - Chopie jak wos na tyj budowie nie styko na gorzołka, to jo wom dom na krecha, ino nie pijcie mi tego... * * * * * Pewnego razu niewielka lokalna powódź zalała nam plac budowy. Zaalarmowali mnie, przyjechałem w niedzielę po południu razem z częścią Czerwonych Brygad, żeby jeszcze coś próbować uratować. Kierowcy kazałem wrzucić na Stara lekką łódkę z laminatu, która doraźnie służyła jako piaskownica wnukom brygadzisty, do tego wiosła, kamizelki i takie tam. Plac znajdował się za wałem, w takim jakby zakolu bez odpływu, przy samej rzece, tak że fale nie szły już i woda była spokojna. Plac był zalany do poziomu gdzieś półtora metra - metr sześćdziesiąt. Pływamy łódką, łowimy co się da - jakieś kantówki, bale, puste i pełne beczki - wszystko, czego jeszcze woda nie zabrała, i holujemy to na suche. Jedni łowią, drudzy ładują na samochód, i tak na zmiany. Kierownik też dla kondycji postanowił se powiosłować. Zeszło nam parę ładnych godzin i zaczynało zmierzchać. W łódce płynąłem z niejakim Gutkiem - ja wiosłowałem, a on trzymał towar na linie. Naraz Gutek strzelił karpia, otwarł oczy tak, że mu mało nie wypadły, podniósł drżącą rękę i pokazywał na coś za moimi plecami, mówiąc: - Dydydydydydydydy............. a blady był jak śmierć na urlopie. Odwróciłem się i też się przestraszyłem - na powierzchni wody poruszała się ludzka głowa... Po dłuższych oględzinach pokazało się, że głowa porusza się mniej więcej pionowo. Postanowiłem podpłynąć i obadać zjawisko, nie zważając na protesty Gutka, który klekotał zębami jęcząc "Zzzzzzzzzooommmmmmmbiiiiiiii..." Okazało się, że to stróż szedł do pracy... Nawalony w drebiezgi... Nawet nie zauważył, że wlazł po szyję w wodę... A na dodatek za kierownicę prowadził rower. |
magik vw golf mk2 Dąbrowa Górnicza | 2005-01-28 12:08:21 ktoś musi mieć talent
ciekawe czy sprzedał... |
arsen SYMPATYCZNY GOŚĆ PRZYJEDŹ ZOBACZ!!!!! . | 2005-01-28 13:27:27 |
arsen SYMPATYCZNY GOŚĆ PRZYJEDŹ ZOBACZ!!!!! . | 2005-01-28 21:00:23 toz to lada ![]() ![]()
|