| Sortuj wg daty: rosnąco malejąco |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-09-19 22:09:20 Radio samochodowe gra 75 lat
Pierwsze trzaski i takty zagrały w 1932 roku. Wtedy w Berlinie Blaupunkt pokazał światu radio Autosuper 5. Od niego wszystko się zaczęło… Pierwsze radio samochodowe niczym nie przypominało dzisiejszych skomplikowanych i niewielkich urządzeń. Potężne AS5 ważyło 12 kg. W środku były szklane lampy i przetwornica prądu akumulatorowego. Całość zamknięta w skrzynce wisiała pod deską rozdzielczą, a kierowca zmieniał stacje (fale średnie i długie) mechanicznym pilotem spod kierownicy. Ile kosztowało takie cudo? Ktoś obliczył, że ok. jednej piątej ówczesnego małego samochodu. Nic dziwnego, że sprzedano tylko 400 sztuk. Później inżynierowie starali się pozbyć zakłóceń, szumów i problemów z zasilaniem. Dopiero po II wojnie Blaupunkt pokazał pierwsze radio montowane w desce rozdzielczej auta (1949 rok). Trzy lata później niemiecki producent, jako pierwszy na świecie, wprowadził odbiornik UKF (dziś wszystkie stacje radiowe korzystają z tej częstotliwości). Radioodbiorniki rozwijały się z duchem motoryzacji, stawały się coraz bardziej popularne i bardziej przyjazne użytkownikowi. W 1954 roku pojawił się selektomat, czyli funkcja pozwalająca na automatyczne wyszukiwanie stacji radiowych. Trzy lata po tym wynalazku (1957 r.) lampy zostały wyparte przez tranzystory. Pojawiły się mniejsze, lżejsze i mniej prądożerne urządzenia. 1960 rok zapisał się w historii jako początek przenośnego radia samochodowego. Model Westerland można było zabrać ze sobą do domu lub na piknik. Podobnym urządzeniem w naszych czasach jest Velocity, czyli pierwszy na świecie przenośny subwoofer samochodowy. Niezwykłe urządzenie, które równie dobrze może być stylowym sprzętem grającym w domu. Współpracuje z iPodem, laptopem, a dzięki nawigacji można oglądać filmy. Pięć lat później (1965 rok) pojawił się pierwszy samochodowy magnetofon taśmowy. W 1969 roku Blaupunkt ujawnił pierwsze na ziemi radio stereo. Połowa lat 70. to debiut radia z systemem informującym o utrudnieniach drogowych. Dekoder wyłapywał sygnał aktualnych informacji drogowych i automatycznie przełączał odbiornik na stację nadającą komunikaty o korkach czy wypadkach. W 1980 roku na świat przyszedł pierwszy kasetowy radioodtwarzacz stereo z cyfrowym dostrajaniem. Tylko pięć lat trzeba było czekać na pierwszy samochodowy odtwarzacz płyt kompaktowych. Koniec lat 80. i lata 90. to szybki rozwój techniczny radioodtwarzaczy. Do dziś pojawiło się mnóstwo systemów ułatwiających i uprzyjemniających słuchanie muzyki i stacji radiowych, a nawet ich nagrywanie. Obecne urządzenia, nie tylko te z niebieską kropką, mają wbudowaną nawigację, obsługują telefonię komórkową, i wiele innych rozbudowanych funkcji. Ciężko teraz spotkać samochód bez radia. Sam Blaupunkt sprzedał na całym świecie ponad 135 milionów tych urządzeń. A zaczęło się tak niewinnie - od prymitywnego, drogiego i ciężkiego sprzętu… |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-10-03 07:43:50 Wszystko o kontroli policyjnej
Policja! Zatrzymać się, czy nie? Brak reakcji na wezwanie do zatrzymania właściwie w każdej sytuacji spowoduje wszczęcie pościgu. Uwaga - będziemy wtedy traktowani jak potencjalni przestępcy! Do kontroli drogowej możemy zostać zatrzymani w rozmaity sposób - polecenia i sygnały mogą być wydawane przez policjanta pieszego, znajdującego się w (na) pojeździe lub na pokładzie statku powietrznego, a także jadącego rowerem lub... wierzchem. Policjant umundurowany może dać sygnał do zatrzymania tarczą do zatrzymywania pojazdów ("lizakiem") lub (w warunkach niedostatecznej widoczności) latarką ze światłem czerwonym - albo po prostu ręką. Nieumundurowany musi użyć do tego tarczy lub latarki. Ważne: policjant nieumundurowany może zatrzymywać pojazdy wyłącznie na obszarze zabudowanym. Nie ma natomiast obowiązku (jak niesłusznie sądzi wiele osób!), by stał przy radiowozie bądź w towarzystwie funkcjonariusza umundurowanego. Na znak podawany "lizakiem" lub latarką przez osobę w ubraniu cywilnym na obszarze zabudowanym musimy się więc zatrzymać! Policjanci znajdujący się w pojazdach mogą wysyłać sygnały "za pomocą urządzeń nagłaśniających lub świetlnych". W praktyce najczęściej zwracają na siebie uwagę krótkotrwałym uruchomieniem syreny. Dokumenty podajemy bez żadnych etui Pojazd zatrzymujemy w miejscu wskazanym przez policjanta (mamy też obowiązek zastosowania się do polecenia jazdy za autem policyjnym do miejsca, gdzie kontrola nie będzie utrudniać ruchu). Kierujący jest zobowiązany trzymać ręce na kierownicy i nie wysiadać z pojazdu, chyba że zażąda tego kontrolujący. Także pasażerowie mogą opuścić pojazd tylko za zezwoleniem policjanta. Po zatrzymaniu pojazdu policjant powinien podać kierującemu stopień, imię, nazwisko oraz przyczynę zatrzymania. Na żądanie ma obowiązek okazać legitymację służbową. Może nakazać wyłączenie silnika i włączenie świateł awaryjnych, a w uzasadnionych przypadkach wydać polecenie opuszczenia pojazdu. Podstawowe dokumenty, które musimy okazać policjantowi, to prawo jazdy, dowód rejestracyjny oraz dowód zawarcia ubezpieczenia (opłacenia składki) OC. Nie zdziwmy się, gdy policjant poprosi o podanie ich bez okładek, etui itp. Nakazują mu to przepisy. Zasady kontroli Okazywanie legitymacji przez kontrolujących W normalnej sytuacji przystępujący do kontroli drogowej policjant w mundurze ma obowiązek okazania legitymacji policyjnej na żądanie kontrolowanego. Policjant nieumundurowany powinien wylegitymować się bez wezwania. Legitymację należy okazać w sposób pozwalający na odczytanie numeru służbowego oraz nazwy organu, który ją wydał. Działania w sytuacjach szczególnych W razie zatrzymania pojazdu w wyniku działań pościgowych oraz jeśli istnieje uzasadnione podejrzenie, że pojazd pochodzi z przestępstwa lub że znajdują się w nim osoby, które popełniły przestępstwo, policjant nie ma obowiązku przedstawiania się, podawania przyczyny zatrzymania oraz okazywania legitymacji. Może za to nakazać osobom znajdującym się w pojeździe opuścić go, stanąć w rozkroku i oprzeć ręce na dachu (boku) pojazdu lub położyć się na drodze lub poboczu twarz do ziemi. Kiedy idziemy do radiowozu? Dawne "zaproszenia do Poloneza" odeszły już w przeszłość. Obecnie policjant może wpuścić uczestnika ruchu do pojazdu policyjnego tylko w razie konieczności: 1) Udzielenia pomocy choremu lub rannemu; 2) Doprowadzenia do jednostki policji, izby wytrzeźwień lub placówki służby zdrowia; 3) Poddania się badaniu na zawartość alkoholu (lub innego podobnie działającego środka) w organizmie; 4) Okazania przebiegu zarejestrowanego wykroczenia; 5) Przeprowadzenia czynności procesowych (np. po kolizji). Najlepiej się zatrzymać - Nie ma przepisów określających, jak ma zachować się kierowca, który podejrzewa, że zatrzymują go "fałszywi policjanci". Powinien on przede wszystkim pamiętać, że nie reagując na wezwanie do zatrzymania, uruchamia procedurę pościgową i będzie traktowany jak potencjalny przestępca. Jeżeli rzeczywiście istnieje uzasadniony powód do obaw, np. autem przewożone są znaczne środki pieniężne, należy natychmiast skontaktować się z numerem alarmowym (112, 997) i potwierdzić fakt zatrzymania przez patrol policyjny lub wyjaśnić przyczynę niezatrzymania się na jego wezwanie. kom. Artur Zawadzki, Biuro Prewencji i Ruchu Drogowego KG Policji z "Auto Świata" |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-10-09 13:56:00 oczywiście , że nie zatrzymuję się w takich przypadkach
jadę dalej - niech mnie gonią , wzywam pomocy ... |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-10-09 14:22:56 Skąd się bierze korozja w aucie
Większość byle jak naprawionych samochodów poważnie rdzewieje już po 2 latach od naprawy. Wówczas kolejny remont może być już nieopłacalny. W przeważającej liczbie przypadków rdza atakuje samochody bardzo stare - i to głównie wybrane modele, nie dość dobrze fabrycznie zabezpieczone przed korozją, a w przypadku aut młodszych - głównie pojazdy powypadkowe. Po prostu porządna naprawa, która przywraca pierwotną wytrzymałość i trwałość karoserii po wypadku, jest zawsze bardzo droga i jeśli auto jest przeznaczone na sprzedaż, najczęściej właściciele decydują się na najtańszy możliwy wariant. Jeżeli kupujemy samochód, który lakierowany był 2-3 lata temu, to już z reguły widzimy rdzawe ślady korozji na naprawianych elementach. Gorzej dla nas, jeśli samochód prosto z lakierni trafia do komisu i na obserwację korozji nie mamy szans, bo "dojrzewa" ona dopiero pod lakierem - m.in. dlatego kupując auto, warto upewnić się, czy było rozbite, a jeśli tak, to czy naprawę wykonano fachowo. Kiepsko naprawiony samochód jest często warty mniej niż auto bezpośrednio po wypadku! Niestety, w wielu komisach nie możemy liczyć na uczciwość sprzedawców. Po prostu najlepsze interesy robi się, tanio kupując auta, tanio je naprawiając, a potem sprzedając za pozornie niewygórowaną cenę. Rdza groźna i niegroźna Korozję, która raz opanowała auto, trudno jest usunąć całkowicie. Nie pomaga czyszczenie i lakierowanie całych elementów blacharskich - jedyna metoda to wyciąć nadrdzewiały fragment drzwi, klapy czy próg auta i zamontować nowy. To jednak zawsze oznacza duże koszty. Dlatego kupując auto, uważajmy na stan nadwozia. Często profesjonalna naprawa jest możliwa tylko w teorii - bo kosztuje tyle ile dobry, niezniszczony samochód. Z drugiej strony są takie usterki, których naprawę można odłożyć na rok lub dwa, a potem wymienić jeden element. Usterka: korozja powierzchniowa tarcz czy bębnów hamulcowych to nie usterka. Powstaje nawet na powierzchniach ciernych - jeśli auto stoi nieużywane lub spryskamy tarczę kwasem do mycia felg. Ściera się przy hamowaniu. Naprawa: korozję innych powierzchni niż cierne usuwa się szczotką podczas każdej naprawy hamulców. Koszt: czyszczenie jest standardem przy wymianie okładzin. Usterka: korozja układu wydechowego i katalizatora. Naprawa: nalot rdzy jest niegroźny, przy głębszej korozji można układ wydechowy spawać - o ile niezniszczona jest wewnętrzna konstrukcja. Tłumiki i katalizatory z czasem się wymienia. Koszt: od kilkudziesięciu zł za spawanie do ok. 2 tys. zł za katalizator kupowany w sklepie. Koszty można obniżyć, kupując zamienniki. Usterka: korozja drzwi, klap i innych części przykręcanych do nadwozia Naprawa: najlepiej wymienić te elementy na nowe lub używane w dobrym stanie. Można też dospawać tzw. reperaturki - nowe krawędzie. Koszt: od kilkudziesięciu do kilkuset zł za używany element blacharski, i od kilkudziesięciu do ponad 2 tys. zł za część nową. Koszt lakierowania - od ok. 150 zł za jeden element. Usterki: korozja perforacyjna progów i innych elementów konstrukcyjnych karoserii. Grozi "złożeniem się" nadwozia w razie wypadku! Naprawa: wymiana progów, jeśli jest do czego je przyspawać. Koszt: każda wymiana zardzewiałych części nieprzykręcanych do nadwozia to wysoki koszt, który poznamy dokładnie dopiero po rozebraniu auta. Od kilku tys. zł wzwyż. Gdzie warto zajrzeć? Ogólny wygląd: auto po niefachowej naprawie blacharskiej często wygląda podejrzanie na pierwszy rzut oka. Spójrzmy na nie z obu boków z odległości kilku metrów. Czy poszczególne elementy dobrze do siebie pasują? Najtrudniej fabryczną jakość lakieru osiągnąć na krawędziach blach - tam najłatwiej dostrzec niedoróbki, a tym samym ślady napraw powypadkowych. Należy otworzyć wszystkie drzwi i klapy. Najważniejsze są elementy konstrukcyjne nadwozia. Pomalowane drzwi czy klapy - o ile zrobiono to przyzwoicie - to żaden problem, jeśli uderzenie nie uszkodziło progów, dachu czy podłużnic. Warto zajrzeć pod dywaniki wnętrza i bagażnika oraz zewnętrzne uszczelki. W tych miejscach pozostaje najwięcej śladów spawania i lakierowania. Faktura lakieru po naprawie bywa inna niż fabrycznego. Jeśli nie widać różnicy, malowanie wykonano dokładnie. Krok po kroku Oględziny wizualne Jeśli nie mamy doświadczenia warsztatowego, na oglądanie auta, które chcemy kupić, wybierzmy się z zaufanym mechanikiem. Poważne usterki nadwozia przez fachowca są najczęściej zauważalne gołym okiem. Zawodowiec również potrafi w przybliżeniu ocenić ogólny stan samochodu i to, czy w ogóle opłaca się zaprosić sprzedawcę wraz z autem do warsztatu. Warto wiedzieć, że jeśli fachowiec nie jest w stanie "na oko" stwierdzić istotnych wad karoserii, to prawdopodobnie jej stan jest ponadprzeciętny. Czujnik grubości lakieru Przydaje się do oceny jakości naprawy blacharskiej - czyli pomiaru, ile szpachli znajduje się pod lakierem. Czujnik w większości przypadków nie jest jednak konieczny do stwierdzenia, czy naprawa miała miejsce. W przeważającej większości przypadków jej ślady są dla fachowca, a często i dla amatora, widoczne gołym okiem. Jeżeli po jakości lakieru nie można stwierdzić, że jest nieoryginalny, to nie ma pod nim wiele szpachli. Ocena warsztatowa Przydaje się w sytuacji, gdy wiemy, że auto miało za sobą poważny wypadek, ale jest szansa, że usterka została fachowo usunięta. Koszt pomiaru punktów bazowych - czyli stwierdzenia, czy nadwozie jest proste - to nie więcej niż 200 zł, a często mniej. Jeżeli samochód przejdzie test pomyślnie, a stan podzespołów mechanicznych nie budzi zastrzeżeń, śmiało możemy pominąć fakt nieoryginalnego lakieru na kilku elementach karoserii - nie umniejsza to istotnie wartości auta. z "Auto Świata" |
Talus TOYOTA DRIVER Carina E / Evo '07 Mielec | 2007-10-11 08:17:31 Niewidomi nie lubią hybryd
Te auta są zbyt ciche. Choć na temat zalet samochodów hybrydowych rozpływają się niemal wszyscy, to okazuje się, że przeszkadzają one niewidomym. Dlaczego? Są za ciche. Połączenie silnika elektrycznego ze spalinowym sprawia, że w ruchu miejskim hybrydy są niesłyszalne. Właśnie w takich warunkach najczęściej dochodzi do jazdy na silniku elektrycznym, który jest bezszelestny. Dodatkowo hybrydy są bardziej opływowe od seryjnych samochodów, mają też często specjalne paliwooszczędne opony, które zmniejszają opory toczenia. Jak donosi portal WorldCarFans, niewidomi bardzo często skarżą się na cichą pracę tych samochodów. Pewna niezależna organizacja postanowiła przeprowadzić odpowiednie testy. Okazuje się, że w większości przypadków hybrydy są niesłyszalne, a więc bardzo niebezpieczne dla osób niewidomych. Co więcej, nawet ci, którzy nie mają kłopotów ze wzrokiem, stają się ofiarami hybryd. A firmy je produkujące jako jeden z argumentów przemawiających za zakupem takiego auta podają właśnie jego niezwykle cichą pracę. Choć trzeba przyznać, że w Polsce na razie ten problem jest marginalny, bowiem na razie sprzedaje się i nas niewiele aut hybrydowych, to z pewnością ta moda dotrze i do nas. Ponoć Toyota, która produkuje hybrydowego Priusa, a także trzy hybrydowe modele Lexusa, pracuje już nad specjalnym systemem, który ma ostrzegać specjalnymi dźwiękami niewidomych o tym, że zbliża się pojazd spalinowo-elektryczny. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-10-14 21:05:50 Akumulator walczy z przymrozkiem
Czy dziś rano będzie zimno? To pytanie spędza sen z powiek wielu kierowców. I nie ma się co dziwić. Przy niskich temperaturach uruchomienie auta nie jest łatwe, a czasami nawet niemożliwe. Dlaczego? Bo im niższa temperatura powietrza, tym wydajność akumulatora niższa. Stuprocentową pojemność elektryczną ma przy 25 stopniach Celsjusza. Kiedy temperatura powietrza osiągnie 0 stopni to wydajność akumulatora spada już średnio o 20 procent. Z kolei kiedy słupek rtęci spadnie o kolejne 10 stopni, to wydajność maleje do 70 procent, a przy siarczystym mrozie (- 20 stopni Celsjusza) pojemność elektryczna spada już o połowę. Dodajmy, że szacunki te dotyczą nowych akumulatorów. O wiele gorzej wygląda sytuacja, gdy nasz akumulator jest już choć trochę rozładowany. Wtedy w przypadku nadejścia przymrozku jego pojemność zmniejszy się jeszcze bardziej. Jeśli dodamy do tego fakt, że w czasie zimnych dni rozrusznik musi pobrać nieco więcej prądu z akumulatora to kłopot gotowy. Po przekręceniu kluczyka w stacyjce zamiast dźwięku silnika usłyszymy tylko charakterystyczne rzężenie. Sprawdzamy poziom elektrolitu Co więc robić, żeby ustrzec się takich sytuacji? Odpowiedź jest prozaiczna: należy dbać o akumulator. Urządzenie to wymaga przede wszystkim okresowego sprawdzania poziomu elektrolitu i wartości jego naładowania. Jak sprawdzić poziom elektrolitu? Należy odkręcić korki nad poszczególnymi celami i zobaczyć, czy zakrywa on płyty w akumulatorze. Jego poziom można uzupełnić dolewając wody destylowanej. Niezależnie od tego należy okresowo kontrolować, czy elektrolit ma odpowiednią gęstość. Służą do tego odpowiednie urządzenia dostępne nieraz w sklepach z akcesoriami samochodowymi. Należy pamiętać, żeby zachować ostrożność i nie wylać elektrolitu, który jest substancją żrącą. Z kolei wartość elektrolitu powinniśmy wykonać na samym początku okresu zimowego i w ewentualnym wypadku doładować akumulator prądnicą. Można to zrobić samodzielnie lub poprosić o to fachowca w warsztacie samochodowym. Zakładając w aucie akumulator wyjęty do podładowania, należy upewnić się, że został umocowany prawidłowo. Czyścimy bieguny Dodatkowo należy czyścić niektóre elementy akumulatora, szczególnie bieguny oraz zaciski na przewodach. Warto je również zabezpieczyć przed kolejnym zabrudzeniem. Po wstępnym przeczyszczeniu należy nasmarować jest wazeliną. Zwiększa to dodatkowo zdolność przewodzenia prądu. Pamiętajmy, aby przy tej czynności najpierw odkręcić "minus" a dopiero potem "plus". Przy jego ponownym podłączeniu robimy to na odwrót - najpierw zakładamy "plus". Zaciski powinny być przykręcone całym swoim obwodem, mocno, lecz nie za bardzo, bo łatwo można uszkodzić te elementy. Od czasu do czasu sprawdzajmy też, czy akumulator jest suchy i czysty - gromadząca się woda może powodować różne zwarcia, a tym samym szybsze wyładowanie akumulatora. Nie rozładujmy akumulatora A jak jeździć, żeby ustrzec się przed rozładowaniem akumulatora? Nie jest to łatwe, bo przecież, kiedy na dworze jest zimno, to w aucie włączamy różne urządzenia elektryczne, jak choćby ogrzewanie, a także używamy radia, reflektorów przeciwmgielnych. A to wszystko pobiera energię z akumulatora. Szczególnie, gdy kierowca eksploatuje samochód codziennie na krótkich odcinkach w jeździe miejskiej, nie ma szansy na należyte jego doładowanie. Dlatego nawet nowy akumulator może odmówić nagle posłuszeństwa. W zimne dni przede wszystkim musimy zwrócić uwagę na to, w jaki sposób użytkujemy samochód, gdyż nawet to może mieć wpływ na sprawność akumulatora. Musimy więc wystrzegać się zostawiania włączonych świateł w stojącym samochodzie. Silne mrozy mogą spowodować, iż w takim przypadku akumulator może "paść" nawet po niecałej godzinie. Wyłącz wszystkie urządzenia Przed porannym uruchomieniem auta musimy się upewnić, czy wszystkie urządzenia typu nawiew, radio, czy GPS są wyłączone. Bo w momencie przekręcenia kluczyka w stacyjce pobierają one dodatkową energię z akumulatora, a to może spowodować jego rozładowanie. Wszelkie te urządzenia włączajmy więc dopiero gdy ruszymy samochodem. Negatywny wpływ na pojemność i zdolności rozruchowe akumulatora może mieć także jazda na krótkich odcinkach. Zimą akumulator podczas włączania silnika traci więcej mocy, jest także z reguły bardziej rozładowany. Oznacza, to iż potrzebuje dłuższego okresu doładowania. Jazda na krótkich odcinkach może powodować, że będziemy z akumulatora tylko pobierać energię, a alternator nie zdąży go ponownie naładować. W perspektywie 2-3 dni może to oznaczać niemal całkowite rozładowanie akumulatora. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-10-20 12:38:49 Przydrożne fotki
Liczba fotoradarów rośnie w niesamowitym tempie. Równie szybko w naszych skrzynkach mejlowych przybywa pytań dotyczących mandatów wystawianych na podstawie wykonanych przy ich użyciu zdjęć. Najczęstsze brzmi: w jaki sposób policja czy straż miejska może ustalić sprawcę wykroczenia? Bo to właśnie on, a nie właściciel auta powinien ponieść karę. Odpowiedź znajdujemy w kodeksie drogowym, w art. 78 ust. 4. Mówi on, że: "Właściciel lub posiadacz pojazdu jest obowiązany wskazać na żądanie uprawnionego organu, komu powierzył pojazd do kierowania lub użytkowania w oznaczonym czasie, chyba że pojazd został użyty wbrew jego woli i wiedzy przez nieznaną osobę (...)". To nie mandat, lecz tylko wezwanie Polska policja i straże miejskie nie przysyłają właścicielom aut mandatu, ale wezwanie do wskazania kierowcy, który popełnił wykroczenie. Zignorowanie go powoduje, że sprawa kończy się w sądzie. Jeśli właściciel pojazdu zgłosi się do wzywającego go organu i rozpozna się na fotce, dostaje mandat i punkty karne. Jeśli wskaże innego kierowcę, ten też zostanie wezwany. Komplikacje zaczynają się, jeżeli nie chce wskazać, kto kierował autem. Dużo zależy wtedy od funkcjonariusza zajmującego się sprawą. Może on zastosować proste rozwiązanie i ukarać właściciela grzywną (do 500 zł) za niewskazanie sprawcy. To dość atrakcyjna opcja, bo nie wiąże się z naliczeniem punktów karnych - kara nakładana jest bowiem nie za wykroczenie drogowe, ale za niewskazanie, komu powierzono auto. Na to jednak nie ma co liczyć, gdy zdjęcie jest wyraźne lub - co gorsza - widoczna na nim twarz przypomina właściciela. Odmowa wyjaśnień oznacza wtedy zwykle konieczność tłumaczenia się przed sądem. Bez twarzy też się liczy - Na zdjęciach z fotoradarów twarz kierującego nie musi być wcale widoczna. Do identyfikacji pojazdu wystarczą czytelne tablice rejestracyjne, zaś personalia sprawcy wykroczenia ustalane są w toku dalszych czynności wyjaśniających. Policja wzywa właściciela lub posiadacza pojazdu do wskazania, kto w momencie popełnienia zarejestrowanego na zdjęciu wykroczenia kierował autem. Jeśli właściciel odmawia udzielenia takiej informacji, może zostać ukarany grzywną za złamanie art. 78 ust. 4 "Prawa o ruchu drogowym" lub sprawa jest kierowana do rozpatrzenia przez właściwy sąd. kom. Artur Zawadzki, Biuro Prewencji i Ruchu Drogowego KG Policji z "Auto Świata" |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-10-23 08:05:43 Wpadł fałszywy policjant
Kontrolował kierowców, by wymuszać od nich łapówki Był jak prawdziwy glina. Ubrany w policyjny strój zatrzymywał auta, kontrolował i... żądał łapówki. W ten sposób bezczelny oszust wyłudził w całym kraju kilkadziesiąt tysięcy złotych. Na szczęście jego słodkie życie skończyło się. Przebieraniec trafił za kraty. 31-letniego oszusta zatrzymali policjanci z Piotrkowa Trybunalskiego. W chwili, gdy skuwali go w kajdanki, ubrany był w policyjny sweter, miał przy sobie policyjną blachę i fałszywą legitymację służbową, wystawioną na jego nazwisko w stopniu komisarza. - Ja po prostu kolekcjonuję takie rzeczy - usiłował wmówić prawdziwym funkcjonariuszom. Ci jednak nie dali się zwieść. 31-latek poszukiwany był 13 listami gończymi, wystawionymi przez sądy na terenie całego kraju - od Zakopanego po Olsztyn. Jego przestępczy proceder nie ograniczał się jedynie do udawania policjanta. W ordynarny sposób wyłudzał towary od firm. W tych przypadkach podawał się za biznesmena. Kupował artykuły przemysłowe z odroczonym terminem płatności. Nigdy jednak nie zapłacił. Teraz odpowie przed sądem. Grozi mu do 8 lat więzienia. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-10-31 22:24:46 Zgłosił kradzież, bo zapomniał gdzie zaparkował
Policjanci z Olsztyna zatrzymali mężczyznę, który zgłosił fikcyjną kradzież samochodu. Mężczyzna tłumaczy, że... zapomniał, gdzie zaparkował swoje auto. Teraz grozi mu do 2 lat pozbawienia wolności. 53-letni mieszkaniec Szczytna złożył zawiadomienie o kradzieży samochodu. Do zdarzenia miało dojść na ulicy Wojska Polskiego w Olsztynie. Policjanci wyjaśnili, co się faktycznie stało z autem ssangyong musso. Funkcjonariusze zaczęli pracować nad sprawą i ustalili... że właściciel samochodu nie przyjechał tego dnia do pracy swoim autem. Policjanci pojechali do "pokrzywdzonego" Waldemara Sz. Mężczyzna przyznał się, że zapomniał, gdzie zaparkował wart 25 tys. złotych samochód i dlatego zgłosił kradzież. 53-latek został zatrzymany. Przedstawiono mu zarzut zawiadomienia o nie popełnionym przestępstwie. Teraz za nieroztropność grozi mu kara nawet do 2 lat pozbawienia wolności. |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-11-27 07:38:37 Zakup opon zimowych
Przy wyborze opon na zimę można stracić głowę i popełnić wiele błędów. Zobacz, jak ich uniknąć. Nie pożałujesz... Kupić naprawdę dobre ogumienie wcale nie jest tak łatwo! Pułapek czyhających na nieświadomego nabywcę jest wiele. Najłatwiej w nie wpaść, szukając tzw. okazji. Jeżeli opona oferowana jest w podejrzanie niskiej cenie, zwykle oznacza to, że mamy do czynienia ze "schodzącym" modelem, który został wycofany z produkcji, a ostatnie sztuki są wyprzedawane. Dlaczego nie warto jej kupować? Choćby dlatego, że ma zwykle gorsze parametry od nowego modelu. To jednak niejedyny problem. Jeśli np. po roku uszkodzimy jedną z takich opon, to na pewno nie uda się dokupić brakującej sztuki i trzeba będzie poszukać co najmniej pary nowych gum. Ryzykowne promocje Uwaga! Często bardzo łatwo nabrać się na taką "promocję", bowiem nazwy starych modeli tylko nieznacznie różnią się od nazw ich następców. Goodyear UltraGrip 5 czy UltraGrip 7 albo 7+...? Różnicę zauważą tylko najbardziej czujni klienci! Na naiwnych nabywców czekają również często "nowe" opony, tyle że wyprodukowane kilka lat temu. Polska norma (której stosowanie w tym konkretnym przypadku nie jest obowiązkowe) pozwala sprzedawać ogumienie jako nowe przez 3 lata od momentu wyprodukowania. Niezależni eksperci są jednak zdania, że już po pięciu latach guma opon zimowych traci znaczną część swoich właściwości! Mało kto kupuje opony tylko na dwa lata, warto więc szukać jak najświeższych. Jeżeli zależy nam na najwyższej jakości, to nie wierzmy sprzedawcom zachwalajcym tańsze opony marek należących do renomowanych koncernów. Tylko naiwni mogą sądzić, że np. opony Barum i Continental albo Courier i Pirelli oferują to samo, tyle że za inne pieniądze. Nie ma znaczenia, że pochodzą z tych samych fabryk. Żaden producent nie pozwoliłby sobie na wewnętrzną konkurencję. Tańsze są po prostu gorsze. Sprawdź przed zakupem Przed zakupem należy dokładnie obejrzeć oferowane nam opony. Samodzielnie możemy rozpoznać np. ogumienie stare, pochodzące z zapasów magazynowych. Na każdej oponie znajduje się zakodowana data produkcji. Należy znaleźć owalne pole z czterema cyframi w środku. Dwie pierwsze oznaczają tydzień, dwie kolejne rok produkcji. Warto szukać opon jak najnowszych - ważne jest również, żeby wszystkie pochodziły z tej samej partii produkcyjnej. Przy porównywaniu cen trzeba zwrócić uwagę na indeksy prędkości i nośności. Opony przeznaczone do wolniejszych i lżejszych aut są tańsze. Te same modele ogumienia występują z różnymi indeksami! Trzeba również uważać na opony bieżnikowane! Wiele z nich wygląda tak dobrze, że są oferowane jako zupełnie nowe! z "Auto Świata" |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-12-26 20:03:42 Wielki test najdroższych nawigacji...
Oto kilkanaście przenośnych systemów nawigacyjnych różnych marek w wielkim sprawdzianie "Auto Świata". Tym razem egzamin zdaje markowy sprzęt z wyższej półki. Czy droższa nawigacja to lepsza nawigacja? Niekoniecznie! Choć urządzenia, które kosztują więcej niż 1500 zł, prezentują dobry poziom techniczny, to wiele zależy od jakości map. Cóż nam po doskonałym sprzęcie, skoro zainstalowana mapa ma wiele niedociągnięć i rażących błędów? Nawet w droższym sprzęcie dodawana jest oddzielna szczegółowa mapa Polski. To dobrze, ale i źle: dobrze, bo dzięki dodatkowej mapie podróżowanie po naszym kraju jest znacznie wygodniejsze. Źle, bo jadąc za granicę, musimy ustawiać urządzenie dwa razy: na jednej mapie drogę do granicy, a na drugiej od granicy. Warto zapamiętać przejście graniczne. Jadąc przez Polskę, lepiej przełączyć się na dokładniejszą, oddzielną mapę Polski i wyznaczyć drogę do zalecanego przejścia granicznego. Zainstalowana w nawigacji mapa Europy wcale nie oznacza, że możemy bez problemów wyznaczać trasy na całym kontynencie. Specyficzną wpadkę zaliczył TomTom. Nie wiadomo czemu, producent podzielił mapę Europy na dwie części, które nie mogą pracować jednocześnie. Kłopot z wyznaczeniem trasy do stolicy Francji sprawiała także AutoMapa, więc użytkownicy powinni spodziewać się (miejmy nadzieję!) szybkich poprawek. Możliwość aktualizacji aplikacji staje się wówczas nieoceniona. Prócz polskich map cyfrowych innowacyjne rozwiązanie zastosował TomTom, debiutując na rynku z MapShare (system zgłaszania poprawek). To udogodnienie jest warte naśladowania: po pierwsze, sieć dróg się zmienia, po drugie, każde wydanie mapy ma mniej błędów. Poziom techniczny testowanego sprzętu jest dość wyrównany. Wyposażeniu niczego nie brakuje, a jakość wykonania nie budzi zastrzeżeń. Dominuje trend, że im większy ekran, tym bardziej czytelne wskazania. Ale jak powszechnie wiadomo, nawigacja ma tylko ułatwiać dotarcie do celu, a nie niepotrzebnie rozpraszać uwagę. Co za dużo, to niezdrowo. Wyższa półka zobowiązuje Każdą z nawigacji sprawdzono w różnych warunkach. Podczas jazdy samochodem zwrócono szczególną uwagę na szybkość reakcji na zmianę kierunku jazdy, jakość wyświetlanych informacji, komfort odczytu wskazań przy silnym oświetleniu słonecznym, jak i w nocy, a także na stabilność mocowania uchwytów do szyby. Zmierzono czas potrzebny do oszacowania czterech tras o różnej długości (do 100 km, 400 km, 600 km i ponad 1600 km): krajowych i międzynarodowej. Jakość odbiorników GPS testowano zarówno podczas jazdy samochodem, jak i w pomieszczeniu, gdzie dostęp do sygnału był utrudniony. Jak to działa? Uwaga na Bluetooth! Nie każda nawigacja z wbudowanym zestawem głośnomówiącym Bluetooth jest godna polecenia. Sprzęt może mieć kłopoty z połączeniem się z telefonem komórkowym. Należy sprawdzić, czy nasz telefon właściwie współpracuje z urządzeniem nawigacyjnym. Warto też zbadać jakość działania wbudowanego zestawu. Jeśli urządzenie nawigacyjne ma marne głośniki, głos rozmówcy będzie trudny do zrozumienia. Zdarza się także trzeszczenie obudowy nawigacji. Uwaga na wgrane mapy! Nie wszyscy producenci wgrywają kompletną mapę Europy do pamięci urządzenia lub na dołączoną kartę pamięci. Najlepszym rozwiązaniem jest dokupienie dobrej karty o większej pojemności lub wgranie na dotychczasową planów tylko wybranych krajów, po których będziemy podróżować. Kupując nową kartę pamięci, zalecamy skorzystać z oferty uznanych markowych producentów. Nośnik wpływa na szybkość pracy sprzętu. Punkty POI to zaznaczone na mapie miejsca użyteczności publicznej, stacje benzynowe, pomniki itp. Antena TMC umożliwia odbiór komunikatów drogowych, np. o korkach i zalecanych objazdach. W Polsce ten system jeszcze nie działa. Przenośne zestawy nawigacji powyżej 1500 zł Becker Ferrari. Cena 1999 zł Oto produkt starszej generacji. Plus za pakiet map 37 krajów Europy, prosty system sterowania głosowego i solidny uchwyt mocujący. Słabsze strony to jakość wykonania, wolna praca oraz utrudniony dostęp do punktów POI. Dobre wskazania nawigacyjne, intuicyjna obsługa, pakiet map, głosowe wybieranie celu podróży. + Przeciętna jakość wykonania, spore rozmiary, - Rozkładana antena GPS, przeciętna mapa Polski. Blaupunkt Lucca 5.2. Cena 1799 zł Imponuje łatwa i intuicyjna obsługa. Na dobrej jakości ekranie widać świetne wskazania nawigacji. Minus za spore gabaryty i wolne działanie. Co ciekawe, tylko część map Europy jest wgrana. Komplet 41 krajów jest na DVD. Bardzo łatwa obsługa, ekran dobrej jakości, duże i przejrzyste ikony, pakiet map Europy. + Szybkość pracy, tendencje do chwilowego zawieszania, - spore gabaryty, przeciętna mapa Polski. Clarion MAP 770. Cena 2199 zł Zachwyca szybkość działania nawigacji. Obsługa bez problemów. W zestawie jest pakiet 28 krajów Europy. Słabszą stroną jest wyszukiwanie obiektów typu POI i nieprzemyślany dostęp do regulacji głośności. + Szybkość pracy, stabilny uchwyt mocujący, mapy Europy, dość łatwa obsługa, kalkulacja trasy. - Słaba czytelność ekranu w silnym słońcu, regulacja głośności, wyszukiwanie obiektów POI. Garmin NUVI 660. Cena 2299 zł Bardzo udany produkt wysokiej jakości. Garmin wyróżnia się świetnymi wskazaniami kierunku jazdy, intuicyjną obsługą i szczegółową mapą Polski. Słabą stroną jest konieczność wyboru GPMapy lub kompletu map Europy. + Szczegółowa mapa Polski, ekran, dość łatwa obsługa, wysoka jakość wykonania, nadajnik FM. - Do wyznaczenia trasy na terenie Europy trzeba wyłączyć zainstalowaną mapę Polski GPMapa. MIO C720. Cena 1634 zł Wzbogacona wersja udanego modelu C520, m.in. o aparat fotograficzny. Uznanie za jakość wykonania i funkcjonalność. Niespodzianką jest wolniejsza kalkulacja trasy niż w tańszej wersji. Minus za regulację jasności ekranu. + Wykonanie, funkcje multimedialne, wskazania, komplet map Europy, wyszukiwanie obiektów POI. - Kalkulacja trasy, nieprzemyślana regulacja jasności ekranu i głośności komunikatów drogowych. Navigon 7110 Europe. Cena 1999 zł Uznanie za jakość wykonania i efektowne wzornictwo. Bardzo dobre wskazania ekranu i pomysłowy system wskazywania pasa drogi w Europie Zachodniej. Przeszkadza połyskliwe wykończenie i niezbyt wygodny uchwyt. + Sposób wykonania, wyświetlacz wysokiej jakości, dobra obsługa, doskonałe wskazania kierunku jazdy. - Połyskliwe wykończenie sprzętu, niezbyt wygodny uchwyt mocujący do szyby. Pioneer AVIC-S2. Cena 1799 zł Dobry produkt oferowany jest z pakietem map 30 krajów Europy na karcie SD 1 GB. Jakość wskazań jest wysoka, podobnie jak komfort obsługi. Słabą stroną jest mało wygodny sposób wyszukiwania obiektów POI. + Wskazania nawigacyjne, jakość wykonania, dość prosta obsługa, Bluetooth. - Niewygodny uchwyt, odbiornik TMC dostępny jako opcjonalne wyposażenie. Nokia 330. Cena 1799 zł Ekran jest czytelny w słoneczne dni, a obsługa nie sprawia szczególnych problemów. Imponuje szczegółowość mapy Polski. Słabą stroną jest zbyt skromne dostosowanie AutoMapy do urządzenia. + Wskazania nawigacyjne, czytelny ekran LCD, dobra jakość wykonania, szczegółowa mapa Polski. - Mało stabilny uchwyt, słabe dostosowanie i błędy programu AutoMapa, kłopot z trasą do Paryża. Sony NV-U92. Cena 1900 zł Oto europejska nawigacja sezonu 2007/2008 wg stowarzyszenia EISA. Imponuje jakość wykonania, bardzo duży, czytelny ekran oraz prosta obsługa. Słabszą stroną jest czas kalkulacji trasy i przeciętna mapa Polski. + Atrakcyjne wskazania, łatwa obsługa, duży i czytelny ekran, mapa Europy w komplecie, wykonanie. - Niewielki czas pracy baterii, słabe czasy kalkulacji trasy, przeciętna mapa Polski, brak Bluetooth. TomTom GO720. Cena 1999 zł TomTom GO720 jako jeden z nielicznych nie ma możliwości wyznaczenia bezpośredniej trasy z Europy Wschodniej na zachód i odwrotnie. Gdyby nie to, sprzęt wygrałby test jako niemal wzorcowy. + Wysoka jakość wykonania, czytelne wskazania, edycja mapy, dogrywanie komend głosowych. - Konieczność przełączania pomiędzy mapą Europy Wschodniej i Zachodniej, uchwyt mocujący. NavRoad NR730F. Cena 1799 zł Duże urządzenie to świetne wskazania nawigacyjne, atrakcyjne możliwości multimedialne, ekran wysokiej jakości, ale i kłopot ze zmieszczeniem. Mapa Polski od Navteq wciąż ma sporo błędów. Rewelacyjna cena. + Ekran wysokiej jakości, świetne wskazania nawigacyjne, prosta obsługa, funkcje multimedialne. - Nieporęczne gabaryty, utrudnione zdejmowanie i wkładanie urządzenia na uchwyt mocujący. NaviMedia HD701. Cena 2499 zł Na dużym ekranie dobrze widać wskazania, a większe ikony podnoszą komfort obsługi. Odbiornik GPS funkcjonuje bez zarzutu. Słabe strony to brak dobrej powłoki antyodblaskowej i braki w funkcjonalności AutoPilota. + Dobry odbiór GPS, duże ikony na ekranie, możliwości multimedialne, szczegółowa mapa Polski, cena. - Jasność ekranu, słaba powłoka antyodblaskowa, utrudnione zdejmowanie i wkładanie na uchwyt. z "Auto Świata". |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2007-12-28 07:26:10 Kierowcy w pułapce przepisów
Kierowca, który ma polskie prawo jazdy ważne bezterminowo, a wymienia je na taki sam czasowy dokument zagraniczny, nie może ponownie otrzymać polskiego bezterminowego prawa jazdy. Taki absurd sankcjonują polskie przepisy prawa - wytyka "Dziennik Polski". Czytelnik gazety doświadczył tego na własnej skórze. Przed wyjazdem do Wielkiej Brytanii miał polskie prawo jazdy ważne bezterminowo. Na emigracji potrzebował brytyjskiego dokumentu uprawniającego do kierowania samochodami. Złożył wniosek o wydanie prawa jazdy i musiał zostawić w tamtejszym urzędzie polski dokument. Wydano mu brytyjskie prawo jazdy ważne przez 2 lata. Po powrocie do kraju chciał otrzymać ponownie polski dokument, więc złożył odpowiedni wniosek. I tu spotkała go niemiła niespodzianka, bowiem urzędnik poinformował go, że polskie prawo jazdy może mu być wydane tylko na 2 lata. "Takie są przepisy. Wydając polskie prawo jazdy na podstawie takiego dokumentu zagranicznego, musimy przenieść do nowego dokumentu wszystkie dotychczasowe adnotacje, a więc także o okresie ważności" - usłyszał reporter "DP" w Wydziale Komunikacji Urzędu Miasta Krakowa. Jeszcze dziwniejsze jest to, że po owych dwóch latach Polak może znowu uzyskać prawo jazdy ważne bezterminowo - wtedy do wniosku o wydanie nowego dokumentu wystarczy dołączyć zaświadczenie lekarskie, potwierdzające zdolność do kierowania samochodami bez jakichkolwiek ograniczeń czasowych. "W lepszej sytuacji są osoby, które zgubiły prawo jazdy" - nie krył oburzenia czytelnik. "Może lepiej byłoby jako powód składania wniosku podać zagubienie polskiego prawa jazdy, bo wtedy otrzymałbym od razu dokument ważny bezterminowo" - dodał. I tu mogłaby go spotkać kolejna niemiła niespodzianka. "Nie wolno zapominać, że polskie prawo jazdy wymieniane za granicą odsyłane jest do Polski i trafia ono do nas. Nawet jeśli dokument nie dotrze, to w komputerowym systemie znajduje się odpowiednia adnotacja. A za podanie nieprawdy takiemu kierowcy grozi prokuratorskie postępowanie, mieliśmy już kilka takich przypadków" - informuje "Dziennik Polski" miejski wydział komunikacji w Krakowie. |
MisiekII (S) T E L E T U B I Ś Diesel Power Drift Machine Super Turbo Burnout | 2007-12-31 19:19:18 Ponieważ wielu z nas wyrusza swoim samochodem do naszych zachodnich wrogów
chciałem napisać parę słów o nowym znaku drogowym wchodzącym na ulice Niemiec. Niemcy jako jeden z najbardziej proekologicznych narodów opracowali zmianę przepisów, mające na celu ograniczenie wjazdu do centrów miast "nieekologicznych" śmierdzieli i trucicieli. W centrach miast zostaną ustanowione specjalne strefy (Getta?) oznaczone znakiem "Umweltzone", do których wjechać będą mogły tylko samochody oznaczone specjalną plakietką (czerwoną, zółtą lub zieloną). To z którą plakietką można wjechac do danej strefy będzie pokazywała dodatkowa tabliczka umieszczona pod znakiem Umweltzone. Cały system wydawania plakietek i ustawiania nowych znaków miał się rozpocząć już w tym roku. Jednak z powodu takich czy innych opóźnień przesunięto to na rok 2008. O nowych strefach można poczytać na stronach niemieckiej Wikipedii (tym którzy nie znają języka naszego zachodniego wroga pozostaje oglądanie obrazków - czyli jak wyglądają nowe znaki i plakietki i mapka Niemiec z miastami wprowadzającymi getta): http://de.wikipedia.org/wiki/Feinstaubverordnung Oto wygląd strefy mającej obowiązywać w Berlinie: http://tinyurl.com/2x5584 Samochody nie spełniające odpowiednich wymogów do otrzymania plakietki nie będą mogły wjechać do takiego getta. Wjazd bez plakietki to mandat w wysokości 40 erosów i 1 punkt karny. Zaczerpnięte z v10.pl Całą strefę "zieloną" obejmuje swoim zasięgiem S-Bahn - o tyle dobrze. Pozdrawiam |
marcin032 TOYOTA MANIAK E11, E12 Białystok | 2007-12-31 22:49:29
Zazdroszczę, spróbuj wjechać do naszych "przyjaciół" ze wschodniej granicy "Bielarus" Pozwodzenia |
Grzesiek TOYOTA FRIEND Opel Astra II/ HONDA ... Białystok | 2008-01-01 04:02:42 da się
dolara lub dwa w łapę białorusionowi lub ruskiemu i wjeżdżasz |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2008-01-01 12:40:14 "Niemcy jako jeden z najbardziej proekologicznych narodów ..."
dobre , zwłaszcza gdy przypomnę sobie , że budowali komory gazowe |
Budrysek TOYOTA DRIVER Toyota Avensis Szczecin | 2008-01-10 13:22:55 Do Berlina tylko z przepustką. Gdzie ją kupić?
- Wybrałam się samochodem do stolicy Niemiec sądząc, że po drodze będzie jakaś tablica informująca o punktach sprzedaży przepustek uprawniających do wjazdu do centrum. Nic z tych rzeczy - ubolewa szczecinianka. - Okazuje się, że teraz do takiej podróży trzeba się solidnie przygotować. Od początku tego roku w Berlinie obowiązuje strefa ekologiczna - Umweltzone. Obejmuje ona ścisłe centrum miasta w obrębie obwodnicy kolejowej, po której kursuje miejska kolejka (S-Bahn). W ten obszar mogą wjeżdżać auta, które emitują odpowiednio mało spalin. Ich "ekologiczność" potwierdzają specjalne plakietki, które można kupić ... No właśnie. Gdzie? Na początek: internet Adresy, telefony oraz informacje o Umweltzone można znaleźć, także w języku polskim, na oficjalnej stronie Berlina: www. berlin. de. Plakietki Umweltzone wydają Kraftfahrzeugzulassungsbehörde-Zulassungsstelle, czyli Biura Rejestracji Pojazdów Samochodowych przy Krajowym Urzędzie Spraw Obywatelskich i Porządkowych. W skrócie: LABO. Jeden znajduje w berlińskiej dzielnicy Kreuzberg, drugi na Lichtenbergu. - Po plakietki mogą się do nas zgłaszać również cudzoziemcy - zapewnia Gunter Schwarz z urzędu na Lichtenbergu. - Dokument wydamy od ręki. Od poniedziałku do środy urzędnicy przyjmują od 7.30 do 14.30, w czwartek od 8 do 18, natomiast w piątek trzeba sprawę załatwić przed 12. Cena przepustki - 5 euro. W sobotę pozostają autoryzowane warsztaty lub stacje diagnostyczne TUV i DEKRA (listę stacji z adresami i telefonami znajdziecie na stronie internetowej ambasady polskiej w Berlinie - www. berlin.polemb.net). - Za wydanie plakietki Umweltzone od obcokrajowców pobieramy 10 euro - dowiedzieliśmy na jednej z berlińskich stacji DEKRA. - W soboty pracujemy od 9 do 12. Szczecinianom najwygodniej chyba skorzystać z usług stacji diagnostycznej DEKRA w Schwedt. Czynna jest od poniedziałku do piątku. - Od Polaków za wydanie plakietki pobieram taką samą opłatę, jaka obowiązuje w urzędzie - 5 euro - mówi Ralf Schulz, właściciel. To taniej niż w Szczecinie, gdzie od przyszłego tygodnia nalepki można będzie kupować na stacji diagnostycznej w Podjuchach, przy ul. Floriana Szarego. Zakład ma podpisaną umowę z polskim oddziałem DEKRY. Usługa będzie kosztowała ok. 180 zł. Co gorsza - na plakietkę trzeba będzie poczekać: kserokopia dowodu rejestracyjnego auta najpierw przesłana zostanie do oddziału DEKRY w Warszawie, po kilku dniach pocztą dostaniemy przepustkę. Lepiej komunikacją miejską Lidia Łukasik, zastępca attache prasowego Ambasady Niemiec w Warszawie uważa, że z biegiem czasu dostęp do plakietek Umweltzone będzie lepszy: - Samo życie wymusi pewne ułatwienia - podkreśla. - Wydaje mi się jednak, że niewielu turystów decyduje się na wjazd do ścisłego centrum miasta. Lepiej przecież zostawić auto na jednym z bezpłatnych parkingów i korzystać z miejskiej komunikacji. Od 1 stycznia strefa ekologiczna obowiązuje także w Hanowerze i Kolonii - uprawnienia do wjazdu dają te same plakietki. Jaka naklejka dla auta Osobowe auta benzynowe Bezterminowe pozwolenie na wjazd do ścisłego centrum Berlina (zielona naklejka) otrzymują te samochody, które zostały wyprodukowane później niż w styczniu 1993 roku. Wcześniejsze roczniki mają szlaban - nie mogą liczyć na przepustkę. Samochody osobowe z silnikiem diesla Szans na wjazd do miasta nie mają samochody wyprodukowane przed 1 stycznia 1997 roku. Auta wyprodukowane od 1997 do końca 2005 roku będą mogły wjeżdżać tylko przez dwa lata (nalepka czerwona lub żółta). Diesle wyprodukowane po 1 stycznia 2006 roku otrzymają bezterminową plakietkę w kolorze zielonym. Zezwolenia muszą wykupić zarówno berlińczycy, jak i turyści, którzy chcą własnym autem jeździć po centrum miasta. W niemieckich urzędach taka plakietka kosztuje 5 euro, stacje diagnostyczne mogą żądać więcej. Za brak zezwolenia grozi kara w wysokości 40 euro. Źródło: Gazeta Wyborcza Szczecin |
mazur TOYOTA DRIVER niebieski jakiś taki WY | 2008-01-15 11:17:06 Ponad 500 kierowców w ciągu ostatniego tygodnia przekroczyło na moście Gdańskim dozwolone 50 km/godz. A odkąd stoi tam maszt z fotoradarem, nie doszło do żadnego wypadku
Od ośmiu dni w Warszawie stoi siedem masztów: * na Trasie Toruńskiej na wysokości Ostródzkiej, * na Pułkowej w okolicy Wóycickiego, * na Trasie Łazienkowskiej przy Międzynarodowej, * na ul. Czecha obok skrzyżowania z Kajki, * na moście Gdańskim, * na Pileckiego (skrzyżowanie z Herbsta) oraz * Przyczółkowej. To jedne z najbardziej niebezpiecznych miejsc w Warszawie. Fotoradary są trzy, więc trzeba je przenosić. - Przez pierwszy tydzień jeden cały czas pracował na moście Gdańskim, a pozostałe dwa były przekładane - opowiada komisarz Marcin Szyndler, rzecznik stołecznej policji. Fotoradar na wiślanej przeprawie złapał ponad 500 kierowców na przekroczeniu dozwolonych 50 km/godz. Tak naprawdę wszyscy jechali ponad 70 km/godz., bo tak była ustawiona maszyna. - Liczba złapanych byłaby większa, ale kiepskie warunki pogodowe same wymogły na kierowcach, żeby zdjęli nogę z gazu - twierdzi Szyndler. Policjanci podkreślają, że maszty działają przede wszystkim prewencyjnie - powodują, że kierowcy, widząc informujące o nich znaki, w strachu przed mandatem zwalniają. - Mnie najbardziej cieszy to, że od kiedy stanął maszt na Gdańskim, nie było tu żadnego poważnego zdarzenia, a wcześniej kilka razy w tygodniu mieliśmy tam interwencje - mówi Paweł Piasecki, zastępca naczelnika warszawskiej drogówki. W ubiegłym roku w stolicy fotoradary przyłapały 10,9 tys. kierowców. Wystawiono ponad 5 tys. mandatów na kwotę 1,2 mln zł. Jeśli nowe fotoradary utrzymają tempo pracy, liczby te gwałtownie podskoczą. Chyba że warszawiacy nauczą się, gdzie należy zwalniać. Policja i władze miasto już jednak planują, gdzie postawić kolejne maszty. Źródło: Gazeta Wyborcza Stołeczna |
Suchy (M) TOYOTA SPAMER Yaris, Carina i Aven ... SPAM | 2008-02-07 11:19:47 |