Sortuj wg daty: rosnąco malejąco |
![]() Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-09-15 10:06:13 Zdarzyło się, że Mistrz Kim-Lan zgromadził swoich uczniów przed świątynią o zachodzie słońca.
- Przyjrzyjcie się słonecznej kuli - mówił w natchnieniu. - Czyż dostrzegacie doskonałość, jaką wyraża jej kształt? - Mistrzu! - odparł jeden z uczniów. - Z całym szacunkiem, ale tak słabego zachodu to nie widziałem tu od roku. Ch*joza, żenada, dno i metr mułu!!! Żądam k*rwa zwrotu dnia! - rzekł i odszedł w nieznanym kierunku. * * * * * Gdy wiosenne słońce stopiło śniegi, zjawiło się u Kim-Lana dwóch adeptów. - Postanowiłem sprawdzić waszą wolę - rzekł Mistrz. Powiódł ich też natychmiast w stronę źródła bijącego na niewielkiej polanie. Zastali tam dwie bambusowe maty ułożone na ziemi. -To będzie wasz dom przez pół roku - rozkazał Kim-Lan w niezmierzonej mądrości swojej. Zostawiam wam też Świętą Księgę - miejcie na nią baczenie i strzeżcie jej tajemnic. Dwa razy księżyc stanał w nowiu, nim Mistrz zawitał ponownie na polanę. Ujrzał tam obraz nędzy i rozpaczy - źródło zanieczyszczone wymiocinami, butelki po sake walające się po trawie, Świętą Księgę przepisaną w dziesięciu egzemplarzach i czwórkę ludzi śpiących na jednej macie. Rozpromieniło się serce Kim-Lana na ten widok. Nie zapomniał jeszcze całkiem lat spędzonych w akademiku. * * * * * Zapytano pewnego dnia Kim-Lana: - Czy drzewo padając w lesie wydaje jakiś dźwięk jeśli nikogo nie ma w pobliżu? Zapadło to pytanie w pamięć Mistrza i długo szukał on odpowiedzi. Trapiony niepewnością zasiadł wreszcie pośrodku lasu przed Najstarszym Cedrem, który przeżył całe wieki. Stopniowo pogrążał się Kim-Lan w medytacji, aż osiagnął stan upragniony: był, a zarazem go nie było. W ten sposób czekał latami na upadek Drzewa. Brodę porósł mu mech, zaś we włosach ptaki uwiły sobie gniazda. Wreszcie nadszedł ten wielki dzień. Cedr zaczął z wolna chylić się ku upadkowi. Majestatyczne konary podążały w absolutnej ciszy na spotkanie z ziemią. Pień giął się bezgłośnie i z wolna zaczynał pękać. Nagle coś chrupnęło i Drzewo z ogłuszającym trzaskiem zwaliło się na Kim-Lana. - Nosz k*rwa, zauważyło mnie! - zdążył pomyśleć, nim ogarnęła go ciemność. ***** Pewnego razu zapytano Wielkiego Mistrza Kung-Fu, Kim-Lana, jak najłatwiej podsumować życie człowieka. Rzekł Mistrz: - Życiem ludzkim rządzą trzy barwy. Zieleń, kiedy jesteśmy dziećmi i wszystko nam wolno. Ucieka ona szybko i bezpowrotnie. Żółć - kiedy jesteśmy młodzi i sądzimy, że na nic nie jest jeszcze za późno. Mija ona błyskawicznie, więc często jej nie zauważamy. Wreszcie nadchodzi wiek dojrzały, czerwień, która ciągnie się przez resztę naszego żywota. Długo trwali w milczeniu słuchacze, zadziwieni celnością porównań... Zaś Kim-Lan nigdy nie przyznał się, że te proste prawdy poznał pewnego dnia na skrzyżowaniu. * * * * * Kim-Lan nienawidził dyslektyków. Z niewiadomych przyczyn zawsze im trafiały się do przepisania Święte Księgi. Dzięki temu, Wielki Mistrz zamiast orgiami zabawiał się origami... * * * * * Kiedy trawy pokrywały rozległe połoniny, Wielki Mistrz lubił przechadzać się wśród nich kontemplując doskonałość świata. Pewnego dnia posłyszał gdzieś w gęstwinie odgłosy szamotaniny. Wnet ujrzał też zająca, który miotał się bezsilnie w sidłach. Zadumał się tedy Kim-Lan nad tym, co zobaczył i usiadł na pobliskim kamieniu, by ułożyć wiersz odpowiedni do sytuacji. "Sidła zieleni trzymają moją duszę"... - począł deklamować, lecz nie mógł znaleźć trzeciego wersu. Naraz zjawił się przed Mistrzem młody chłopiec, który uspokoiwszy przerażonego zająca, uwolnił go z pułapki. - No i haiku ch*j strzelił - zasmucił się Kim-Lan. * * * * * Kiedy płatki śniegu pokryły gałęzie wiśni, zjawił się u Kim-Lana młody adept. - Czy zechcesz mnie Mistrzu przyjąć na nauki? - spytał kornie. - Stary już jestem, więc raduję się na widok ucznia - rzekł Kim-Lan - Nauczę cię zatem szybko i bezstresowo wszystkich ważniejszych technik. Dzięki temu, nim księżyc znów stanie w nowiu, będziesz już potężnym wojownikiem. - Ależ Mistrzu! - zaprotestował młodzian - Sądziłem, że wpierw każesz czekać mi dwa lata, następnie nauki swe dawkować będziesz powoli i obarczać mnie nużącymi ćwiczeniami, a na końcu umrzesz w połowie najważniejszego wykładu! Czyż chcesz teraz postąpić inaczej? - Życie to nie Neostrada, synu! - odparł na to Kim-Lan. ***** Pewnego dnia opowiedział Mistrz Kim-Lan swym adeptom następującą historię: - Był kiedyś mnich imieniem Vi-Fon. Zdarzyło się, iż posłano go do wioski po zapas papieru toaletowego. Gdy wracał gościńcem do świątyni opadli go niespodzianie zbójcy. Nie przeląkł się jednak Vi–Fon, lecz urwawszy kawał papieru ciął nim tak skutecznie, że usiekł złoczyńców w mgnieniu oka. Gdy wrócił przed oblicze Mistrza, ten zagniewał się wielce i dotkliwie ukarał mnicha. Jaka była tego przyczyna? - Winien on darować zbójcom życie? – oparł pierwszy uczeń. - Broń, jakiej użył nie była godna kunsztu walki? – spytał drugi - Zbójcy nie powinni go zaskoczyć? – rzekł trzeci. - Źle, źle, źle! – wykrzyknął gniewnie Kim-Lan. Jak zwykle, nikt nie wpadł na to, że papier był za twardy. * * * * * Pewnej wiosny, gdy zieleń ogarnęła rozległe połoniny, spotkał Kim-Lan swego wroga - A-Donga. - Oto styka nas ze sobą przeznaczenie - rzekł i niezwłocznie przyjął postawę Rzygającego Bociana. - Walczmy zatem! - wykrzyknął A-Dong i skłonił się przed przeciwnikiem. Wówczas ujrzał Kim-Lan liczne sznurki przywiązane do kończyn wroga, których końce zawieszono gdzieś w niebie. Wielki Mistrz nienawidził, gdy ktoś walczył z playbacku. * * * * * Pewnego razu usłyszał Mistrz Kim-Lan wyjątkowo dobry dowcip o kaczce*. Nie wybuchnął on jednak śmiechem, lecz rozpędził się błyskawicznie i począł kręcić salta tuż nad ziemią. Oddaliwszy się w ten sposób o pół dnia drogi od towarzyszy zatrzymał się i podążył do świątyni. Zaprawdę, nikt nie ROTFLował jak Wielki Mistrz Kim-Lan. * * * * * Zapytano niegdyś Kim-Lana, gdy zmęczony odpoczywał nad stawem: - Na czym polega natura wszechrzeczy? Zamyślił się Mistrz i dał taką odpowiedź: - Cały świat można przedstawić jako parę smoków, które pożerają się wzajemnie i przez to pożreć się nigdy nie mogą. Zaraz też zapanowało poruszenie w tłumie, gdyż każdy inaczej objaśniał te słowa. - Miał na myśli dobro i zło! - mówili jedni! - Nauka ta odnosi się do kobiet i mężczyzn! - krzyczeli drudzy. - Kac i klin – pomyślał Kim-Lan patrząc tępo w powierzchnię stawu. by JoeM. |
profil-usunięty | 2005-09-15 18:46:01 Hmm strasznie długie.. ja streszczenie prosze. |
![]() sterciu ![]() wypożycz kampera !!! dolnyśląsk lub wielkopolska | 2005-09-15 18:49:14 ja tez poprosze o streszczenie ![]() |
![]() Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-09-15 21:52:37 ja im kilka nie powiazanych ze soba dowcipow dalem a oni streszczenie chca ![]() Swiat schodzi na psy ![]() |
![]() Voy Poldżons Constarownia/Sunderland | 2005-09-15 21:56:56 ja przeczytalem i sie usmialem ![]() ![]() |
![]() sterciu ![]() wypożycz kampera !!! dolnyśląsk lub wielkopolska | 2005-09-15 21:58:23 przeczytam to , ale moze jutro ![]() ![]() |
![]() flowerman LOGAN MCV DCi, Duste ... Strzelce Opolskie | 2005-09-16 07:53:53 Kac i klin oraz neostrada sa zarabiste ![]() ![]() ![]() |
![]() sterciu ![]() wypożycz kampera !!! dolnyśląsk lub wielkopolska | 2005-09-16 10:11:00 hehe faktycznie niektóre są zarombiste |
![]() Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-09-16 12:28:27 Zdarzyło się pewnego razu, że uczeń Mistrza Kung-Fu przeszedł z powodzeniem nauki wstępne i przystąpił do Ostatecznej Próby. Rzekł mu tedy Mistrz:
- Stań na placu przed świątynią i przepołów gołymi rękami deskę, którą ujrzysz opartą o kamienie. Poszedł tedy uczeń i ujrzał ledwo ociosaną kłodę twardego drewna. Nie uląkł się jednak i gołą dłonią uderzył w nią tak mocno, że pękła i dwie połówki spadły na ziemię. - Dobrześ wykonał zadanie - rzekł Mistrz - Teraz czeka cię drugi sprawdzian. Pójdziesz ze mną do gospody w mieście. Poszli tedy do gospody, gdzie ujrzeli dwóch złoczyńców bijących niewinnego kupca. - Czyń co trzeba - rozkazał Mistrz. Rzucił się tedy uczeń w wir walki i wnet wyleciał za drzwi z podbitym okiem i bez zębów. Wrócił też zaraz w niesławie do domu, a zgromadzonej przy stole rodzinie rzekł: - To samo co rok temu. Plac poszedł dobrze, ale spier*****m na mieście. * * * * * "Czymże jest szczęście?" – zapytano kiedyś Wielkiego Mistrza Kung-Fu Kim Lana. - Szczęście, to perła w zimnej toni porannego jeziora – odparł on w niezmierzonej mądrości swojej. Zdumieli się słuchacze głębią tej odpowiedzi i poczęli rozważać ją w drodze powrotnej do domów. Tymczasem Mistrz udał się do stawu, gdzie chłodził trzy ostatnie Perły Chmielowe. * * * * * Pewnego razu pogrążony w medytacji Wielki Mistrz Kim Lan posłyszał głos przemawiający doń z kosmosu. Skoncentrował na nim całą swą uwagę, lecz słowa wymykały mu się, a przed oczami poczęły latać białe i czarne pasy. Mistrz jednak nie zaniechał wysiłków i każdego dnia próbował głębiej zrozumieć mistyczny przekaz. Po roku pierwsze wizje wypełniły mu umysł - ujrzał tłumy pogrążone w bratobójczych walkach, mężczyzn biegających po wielkich polach trawy, a wreszcie rozpustne orgie na które aż miło było popatrzeć. Tak oto Wielki Mistrz nauczył się odbierać Canal+ bez dekodera. * * * * * Zdarzyło się, że do Wielkiego Mistrza przyszedł pełen szlachetnego zapału człowiek. - Nauczycielu - rzekł - zechciej przyjąć mnie na ucznia, gdyż oto porzuciłem swój plugawy lifestyle. Zostawiłem za sobą job i career, cash rozdałem biedakom, a stocks and shares wysłałem memu ojcu. Rozpromieniło się oblicze Mistrza, postanowił on jednak wystawić japiszona na próbę. - Wielu ludzi przychodzi do mnie z prośbą o nauki – rzekł Kim Lan - Wczoraj odwiedziło mnie dwóch młodzieńców, którzy także pragną kształcić się pod mym okiem. Poddam was tedy sprawdzianowi woli. Weźcie dziurawe wiadra z dziedzińca świątyni i idźcie nad rzekę. Ten z was, który zdoła przynieść najwięcej wody godzien będzie zwać się moim uczniem. - K***a, wszędzie ten j****y konsumpcyjny wyścig szczurów – pomyślał japiszon i odszedł skąd przyszedł. by JoeM. |
![]() Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-09-23 22:23:26
Zdarzyło się, iż podczas dociekania tajemnic wszechświata spotkał Kim-Lana przykry wypadek. Przywaliło go bowiem padające drzewo - cedr najpotężniejszy w całej prowincji. Nie tracił jednak Mistrz nadziei na ratunek. Słusznie czynił, gdyż w dzień wypadku przechodził w pobliżu jego uczeń - Li-Du. Ujrzawszy jednak Mistrza w przykrym położeniu zelżył go następującymi słowy: - Oto i padł wielki Kim-Lan! Pięć lat mnie uczyłeś stylu Rzygającego Bociana! I co?! I NIC! Wiem tyle samo co na początku, a twe ćwiczenia wypędzają mi resztki rozumu z głowy! - Zawsze byłeś mierny, Li-Du! - odparł przebiegle Kim-Lan. - Założę się z tobą, że nawet pnia który mnie przygniata nie dałbyś rady przepołowić ręką! Napięły się żyły na szyi Li-Du i pot wystąpił mu na czoło. Nie mógł puścić płazem tej zniewagi, zaraz więc wzniósł rękę do ciosu. Z potworną siłą uderzył w drzewo, przy czym zwichnął sobie nadgarstek i połamał trzy palce. Pień natomiast pozostał nienaruszony. - Wygrałem! - pomyślał z satysfakcją Kim-Lan. Leżąc drugi dzień pod cedrem począł Kim-Lan przypominać sobie swoje przeróżne fortele. Za najlepszy spośród nich poczytywał sobie walkę ze strasznym Hoang-Sonem. Było to latem, gdy wysokie trawy szumiały targane silnymi wiatrami. Hoang-Son bez wysiłku obracał wniwecz ataki Mistrza. Kim-Lan słabł z każdą chwilą i porażka wydawała się nieunikniona. Nadludzkim wysiłkiem złapał jednak oddech i wyrzekł magiczne słowa: - Hoang-Son, jestem twoim ojcem! Wówczas jego wróg padł na kolana i we łzach utopił swój straszliwy gniew. Kim-Lan nie miał pojęcia, czemu stary trick z amerykańskich filmów zawsze działa. Trzeci dzień leżał Mistrz Kim-Lan przywalony drzewem, lecz ratunek znikąd nie nadchodził. Począł tedy szykować się na rychłą śmierć i opuszczenie swej cielesnej powłoki. Nagle jednak ostatnie przebłyski świadomości podsunęły mu rozwiązanie. Resztkami sił wygrzebał Kim - Lan małe zawiniątko, które jego nauczyciel dał mu w młodości. - Pamiętaj, młodzieńcze, że kryją się tu czary zdolne wybawić cię z najgorszej opresji - mówił przed laty stary Gin-Seng. Wspomniawszy te słowa, wepchnął Mistrz zawiniątko w niewielkie zagłębienie pnia. Zaraz też drzewo z trzaskiem podniosło się do pionu, a co więcej błyskawicznie obrodziło szyszkami. - Uratowany! - westchnął Kim-Lan. Istotnie - Viagra nieraz czyniła cuda. |
profil-usunięty | 2005-09-24 09:48:33 No, przeczytałam i ja ![]() ![]() |
![]() Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-09-30 00:02:16 "Zaiste sztuki walki nie są jedynym celem wojownika, gdyż dobra pamięć pozwala zwyciężać tam, gdzie jest to najbardziej potrzebne" - zamyślił się Wielki Mistrz Kim-Lan, próbujący po raz dwieście osiemdziesiąty siódmy prawidłowo zawiązać swój czarny pas.
* * * * * Wielki Mistrz Kim-Lan przechadzał się na bosaka po swoim wspaniale wypielęgnowanym trawniku mieszczącym się za jego dojo. Kim-Lan kontemplując w swej wielkiej mądrości tajemnice wszechświata i kwintesenscję ludzkiego życia, przystanął gwałtownie porażony niezwykłym i nowym odczuciem. - Czy to tajemnicze ciepło i miękkość ziemi jakie czuję pod swymi stopami oznacza, że Matka Przyroda zdecydowała się przyjąć mnie do swego królestwa? Wielki mistrz uśmiechnął się ciepło na tę samą myśl po czym spojrzał w dół aby sprawdzić czy miał rację. Niestety tym razem pomylił się, lecz niezrażony podjął swój dalszy spacer jednocześnie myśląc: "Do zapamiętania... Wyszkolić Azorka tak, aby ten przestał srać na moim trawniku do spacerów." * * * * * Uczeń zwrócił się kiedyś do swego Mistrza Kim-Lan’a z pytaniem? - Mistrzu! Jak nazywa się człowiek mówiący trzema językami? Mistrza zamyślił się po czym odpowiedział. - Trój-lingwista. - A jak się nazywa człowiek, który mówi dwoma językami? Zamyślił się mistrz, ale odpowiedział. - Dwu-lingwista. - No to w takim razie jak się nazywa człowiek mówiący tylko w jednym języku? Zamyślił się przeto Wielki Kim-Lan i umilkł na całe dnie poszukując tej najbardziej wyczerpującej odpowiedzi. W końcu po trzech tygodniach medytacji przywołał do siebie dociekliwego ucznia i odpowiedział. - Amerykanin. * * * * * Pod koniec każdego lata, w dniu kiedy słońce wędrowało po widnokręgu drogą Ślepej Łasicy, uczniowie dojo Wielkiego Mistrza Kim-Lan’a doznawali największego z możliwych zaszczytu. Otóż tego dnia Kim-Lan oddając cześć Bogu Pokory i Skromności, własnoręcznie przygotowywał swym uczniom popołudniowy posiłek. Mistrz Kim-Lan już od dziesiątków lat stosował ten zwyczaj (zawsze z niecierpliwością oczekiwany) dlatego, że posiłki Wielkiego Mistrza były zawsze arcydziełem smaku i obfitości. Smak boskich potraw Kim-Lan’a wyciskał łzy wzruszenia z oczu nawet najtwardszych z uczniów. I tak też stało się tego lata. I ponownie kiedy słońce ruszyło trasą Ślepej Łasicy Wielki Kim-Lan przygotował ów cudowny posiłek, którym ponownie (jak i lata wcześniej) zachwycali się jego uczniowie. - To wspaniałe! - To cudowne! - Co za arcydzieło! - Mistrz jest Wielki! - Co za wyjątkowy smak! Zachwytom uczniów nie było końca. A sam Kim-Lan siedział sobie w cieniu rozłożystej sosny spokojnie pykając swoją fajeczkę nabitą ulubionym tytoniem. I tak obserwując swych rozanielonych uczniów Kim-Lan nie mógł się powstrzymać od pewnej refleksji. "Jak to dobrze się stało..." - uśmiechnął się ciepło do wspomnień Kim-Lan. - "...że jeszcze jako młody i początkujący adept sztuk walki, podpierniczyłem Pułkownikowi jego sekretny przepis na panierkę z KFC..." |
profil-usunięty | 2005-10-01 08:42:53 O Amerykaninie dobre ![]() |
![]() Quattro Nissan Sunny / Mazda 6 Tam gdzie pierniki | 2005-10-26 13:04:51 Zdarzyło się pewnego razu, że do Mistrza Kim-Lan przybył człowiek młody i sfrustrowany.
- Chcę Mistrzu duszę swą i ciało oddać w zupełności szlachetnej sztuce kung-fu! - rzekł w progu świątyni. Uradowało się serce Nauczyciela, lecz postanowił on lepiej poznać myśli przyszłego adepta. Zapytał tedy: - Czemu serce Twe tak gorąco pragnie zatopić się w nauce? Odparł młodzieniec: - Świat nie rozumie mych uczuć! Miłość ma wielce nieszczęśliwą jest. Ludzie wytykają mnie palcami i czuję że jedynie w świątyni odnajdę spokój ducha. Rozjaśniły te słowa oblicze Mistrza. - Rozumiem myśli twoje i z radością uczynię cię swym uczniem. Od dziś zaczniesz tedy naukę Stylu Krowy. - K***a! Wszędzie te j****e aluzje!! - zapłakał młodzieniec Kiedy poczęły już gnić pierwsze owoce wiśni, Mistrz kung-fu zgromadził swych uczniów na światynnym placu. - Będę dziś wam mówić o nieomylności Kosmosu, albowiem nie czyni on niczego bez celu - rzekł w nieskończonej mądrości swojej. Ledwo też wypowiedział te słowa, potężny meteoryt spadł z nieba i uderzył w plac. Zgromadzili się uczniowie nad powstałym kraterem i poczęli pytać jeden przez drugiego: - Jakiż cel miał Kosmos w tym zdarzeniu?! Doszły te wątpliwości do uszu Mistrza. Rzekł on tedy: - Nie każdy z was godzien jest tej wiedzy. Zaraz też wybrał pięciu najroślejszych adeptów, a resztę odprawił z niczym. Uradowali się wielce wybrani i uśmiech zagościł na ich twarzach. Przemówił do nich Nauczyciel: - Niesłusznie wątpicie w działania Kosmosu. Dziurawiąc plac dał mi on do zrozumienia, bym zbudował tu basen z błekitnymi kafelkami. Łopaty i betoniarkę znajdziecie w szopie. Razu pewnego tak nauczał swych uczniów Kim-Lan: - Prawda jest jako słońce - mało kto zdolnym jest patrzeć na nią wprost. Widzimy ją jedynie przez zasłony, gdyż nieznośna jest dla nas w czystej formie. Porwał się na to uczeń Mistrza, niejaki Hoan-Kiem i przemówił w te słowa: - Nie może tak być! Czyż nie poświęciłeś Nauczycielu swego życia na dotarcie do prawdy? - Ni c*uja - odparł Kim-Lan w mądrości swojej. - Czyż nie zamierzasz powieść nas świetlaną drogą ku wielkiemu oświeceniu?! - P*erdoli mnie to - rzekł Mistrz. - Zatem odchodzę! - krzyknął Hoan-Kiem i opuścił na zawsze mury świątyni. - Czyżbyś nie mógł znieść prawdy? - rzucił za nim Kim-Lan. * * * * * Pewnego poranka, gdy brzask złocił szczyty gór Kim-Lan nie zastał żadnego ze swych uczniów przed świątynią. Porwany słusznym gniewem udał się do ich legowisk i zbudziwszy pierwszego z adeptów zapytał: - Czemuż to śpicie, zamiast doskonalić pod mym okiem swe ciało i umysł? - Pozwól Mistrzu, że wyjaśnię to matematycznie - odparł uczeń. - Każdego dnia stajesz się coraz starszy. Każdego poranka spada więc prawdopobieństwo, że otworzysz jeszcze oczy. Dziś było ono na tyle niskie, że uznaliśmy za bezcelowe gromadzenie się przed świątynią. Kim-Lan nie tylko nic nie odrzekł, ale jeszcze tego samego dnia wybrał się z bezczelnym adeptem do domu rozpusty. W połowie drogi jednakże Nauczyciel dostał zadyszki. Kiedy powodowany troską uczeń pochylił się nad Kim-Lanem, ten pochwycił go Obręczą Łysego Łabędzia, po czym wydymał w tę i nazad. - Wybacz - rzekł na koniec. - Ale prawdopodobieństwo, że dojdę do burdelu z każdym krokiem było coraz niższe. |