FSO 125p ME kombi - rocznik 1989

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Początek:
Historia mojego DF-a, choć należy on do najmłodszych w klubie, wcale krótka nie jest. Przygoda z wyrachowaną i charakterną bestią zaczęła się dość prozaicznie, jak to najczęściej bywa przy poszukiwaniu pierwszego samochodu, gdy dysponuje się budżetem niewielkim, a najczęściej śmiesznie małym.
Tak oto latem 2000 roku postanowiłem wejść w posiadanie na drodze zakupu samochodu, ale nie byle jakiego. Auto miało być przede wszystkim: nie za stare, niezbyt wyeksploatowane, tanie w eksploatacji i bezpieczne. Aha, no i jeszcze pojemne, bezpieczne, itd. Założeń dużo, poprzeczka została postawiona wysoko. Jeden rzut oka na portfelowe zasoby wymusił jednak wykreślenie kilku kryteriów jakie musi spełniać poszukiwany samochód. Trudno… Następny z pewnością będzie już tym bez żadnych ale. No i tak zacząłem poszukiwania. Lokalna prasa, wieści od znajomych, wizyta na giełdzie. Leciały tygodnie, wakacje się zaczęły, a tata co raz mniej skory do pożyczania swojego „takiego już więcej sobie nie kupię”. Zaczęło robić się gorąco dosłownie i w przenośni.
W połowie lipca pocztą pantoflową dotarła do mnie wiadomość, że Rejonowa Kolumna Transportu Sanitarnego w Świeciu nad Wisłą, wymienia swój tabor i cuś w powietrzu wisi. Jakieś Polonezy mają licytować, Duże Fiaty, nawet Żuki. Z duszą na ramieniu udałem się pod znany mi adres. Na placu stało pięć FSO 125p kombi i cztery Polonezy, wszystkie auta w pełnym „pogotowie tuning”. Popatrzyłem, podotykałem i udałem się do imć kierownika celem zweryfikowania krążących po mieście wieści. Ku mojemu zaskoczeniu, „wieść gminna” słusznie niosła i w kolejnym tygodniu stanąłem do przetargu. Moją uwagę przykuły dwa auta: pierwszy śliczny biały FSO 125p ME kombi 90 rok ze skrzynią 5-cio biegową i przebiegiem niespełna 100 kkm oraz drugi kremowy, rok starszy z ponad 250 kkm na karku i skrzynią „czwórką”. Biały za 4000 PLN, kremowy za jedyne 1600 zł. Pozostałych trzech pod uwagę nie brałem ze względu na braki w poszyciu dachowym oraz ogólnie „odelżone” przez ząb czasu nadwozia i podwozia. Choć ceny zachęcały – 400 zł/szt. Międzyczasie z placu zniknęły Polonezy – i tak mnie nie interesowały. W tym momencie zaczyna się dopiero właściwa przygoda……..

Przetarg nr 1.
No więc jestem, godz. 9, każdy się czuje gorzej niż wygląda. Kto robi przetarg w sobotę rano??? Jest i sam on. Kierownik RKTS i jeszcze jakaś pani. On i ja. On tanio skóry nie odda, a mnie na drogą nie stać. Dobra jest! Wezmę kremowego po wywoławczej, starczy na OC, naprawy, przegląd, może i na radio…. I co? I kurwa przetarg unieważnił ze względu na zbyt małą liczbę oferentów. Bo jeden to za mało! No by cię… Przyjdzie pan za tydzień, ogłoszenie się da do prasy, na razie, cześć. Tak nie można, ja już w nim siedziałem….. Od tamtej pory nie jest mi obca empatia.

Przetarg nr 2.
To ci niespodzianka, ceny o połowę w dół! Kremowy 800, za białego 2000 zł! Biały, kremowy, biały, kremowy. Nowszy, z mniejszym przebiegiem no i z 1.6 pod maską. Wybór oczywisty. No i przylazł spocony, śmierdzący dziadzior i wziął za trzy koła papieru. Szkoda. Zostaje kremowy. Próba odpalenia się nie powiodła, wyparował rozrusznik i akumulator. Proszę podejść w poniedziałek, zadzwonię do centrali i się zobaczy. Zobaczymy…

W poniedziałek powiedziałem, że się w tobie zakochałem.
Chcesz pan to bierz za 400 zł, rozrusznika i akumulatora nie ma i nie będzie. Usiadłem, powąchałem rozpalonego słońcem skayu. To ile pan mówił? Czterysta? Ten czterysta, pozostałe po 100. O! Ale co ja z nimi zrobię? Po co mnie zarżnięte kabriolety? Gdzie ja je niby mam postawić? Biorę kremowego L87 z brązową tapicerką. Kombi, moje kombi! Laweta i wio do zaprzyjaźnionego Pana Piotra pod Świecie. W bramie: aleś sobie gablotę sprawił. Trupa kupiłeś, czy po drodze ci padł? Hahahaha! No nie, z takim dowcipem to trzeba się urodzić.

W sierpniu obaj mieliśmy wakacje, ja na Mazurach i w Rzeszowie, moje FSO w warsztacie. W sierpniu też zostałem jego oficjalnym właścicielem, który zdawał się nie zauważać przytyków typu „kadeta byś kupił”, albo „ładną jedynką dłużej byś pośmigał”. Po podsumowaniu wszystkich kosztów okazało się, że pewnie i golfa „dwójkę” bym wyhaczył. Ale ja chciałem FSO! I miałem, w dodatku jedyne i wyjątkowe kombi, do dzis ma w dowodzie „samochód sanitarny”.

Image Hosted by ImageShack.us

Wrzesień upłynął bardzo pracowicie, a Fiata kopnął niesamowity honor. Tak się składało, że w powiatowym miasteczku Świeciu swoje muzyczne pasje rozwijało kilku kumpli, którzy właśnie wrócili z sesji nagraniowej w rzeszowskim studio RSC i czekając na mastering materiału opracowywali szatę graficzną debiutanckiej płyty. Założenia były jasne: szpitalne klimaty (od pierwszych liter w nazwie Z.O.Z.), reszta też się komponowała D.U. (Dyskomfort Umysłowy). Materiał na karetkę był. Z tej sesji zdjęciowej pochodzą pierwsze zdjęcia mojego FSO Warszawa 125p ME kombi.

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Na zakończenie pierwszej części historii, w tym miejscu mały konkurs. Dla pierwszych pięciu osób, które na adres autowidol@gazeta.pl prześlą swoje imię i nazwisko oraz dokładny adres zamieszkania przewiduję po płycie z FSO na okładce. Próbki muzyki zawartej na krążku posłuchać można na www.zozdu.mp3.wp.pl

C.D.N……
  
 
Świetna historia
no i ten wpis w dowodzie: FSO-WARSZAWA 125p 1.5 SANITARNY - rewelacja
  
 
Po opisie sadzic mozna ze auto z przeszloscia...z checia go poznamy na jakims spocie ..przynajmniej 3miejskim pozdrawiam
  
 
No, no...jestem pod wrazeniem historii oraz sesji zdjeciowej Z.O.Z.D.U A Fiacika Twego mialem okazje poznac, a swego czasu nawet miala miejsce mala foto sesyja, ktorej owocem jest takie oto zdjecie:

"...i przyszla wiosna, z lopotem klap nadlecialy nad Wisle kombiaki"
  
 
Ooo, mój przyszły były Poldek .

Fajny opis tylko fotek cuś mało - kiedy wpadniesz na sesje zdjęciową Bi-kąbi?


[ wiadomość edytowana przez: Race_D dnia 2006-07-07 12:54:36 ]
  
 
Sanitarki są najfajniejsze
  
 
Ciąg dalszy następuje…

Nadeszła jesień roku 2000, a ja wyemigrowałem do Gdańska celem zdobywania wiedzy na elektrykiem bycie. Gratów do zabrania masa, ale od czego FSO kombi… Zmieściłem cały dobytek, łóżko, telewizor, niezastąpionego Zodiaka i Tonsile, plus jeszcze całą górę mniej lub bardziej potrzebnych w studiowaniu rzeczy. Siedzenia wywalone i jedziemy. Facik całkiem sprawnie dowiózł mnie i ładunek do Gdańska. Ot, wdzięczna bestia!

Widmo zimy tymczasem zbliżało się nieuchronnie, a ja wrażliwy człowiek jestem, więc o garażu dla kombiaka czas było pomyśleć. Zaskórniaki starczyły na elegancką galanterię z blachy trapezowej oraz wylanie płyty na skraju świeckiego blokowiska. Tak oto moje cudo przestało być „hołmlesem” i zyskało dach nad karoserią. Jeszcze kilka małych zaprawek, puszka bitexu grzanego na kuchence turystycznej i zima nam nie straszna. Ba! Co tam nie straszna! RWD zobowiązuje. A wyglądało to tak:

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Tej pamiętnej zimy stała się też tragedia. Ojciec rajdowcem nigdy nie był, ale zaspał na polowanie. Do garażu daleko, a kombiak pod blokiem. Synu daj kluczyki, gdyż w drogę mnie pilno! – 10 za oknem, wsiadł, odpalił i… jak nie ruszy na pełnym gazie! Pizduluuuuuutttttt, ups, puff, hruuupppp. Tyle pojechał. Przychodzi i mówi: „nie ciągnie”. No pewnie, a jak ma ciągnąć z rozsypanym w drobny mak tłokiem i korbowodem muskającym ochoczo gładź cylindra??? Tak oto skończył się mnie silnik po nie więcej niż 3 kkm. Ale był winny i karę należało ponieść. Za jedyne (!) 1600 PLN (!) pan Piotr zajął się silnikiem. Zaczęło się powolne zimowe docieranie.

Wiosna i lato upłynęły spokojnie. W ogóle rok 2001 był dla kombiaka pomyślny. Otrzymał skrzynię pięciobiegową i kupę nowych podzespołów (łożyska, tarcze, klocki). Zaczęły się pierwsze poważne naprawy w garażu. Nabyłem Kaima i 125p wyzbył się tajemnic.

Przeglądy kolejne szły jak z płatka, bestia okiełznana, silnik dotarty, można śmigać po Polsce.
Latem 2002 roku Fiacik zjeździł Wybrzeże, Mazury i odbył niezliczoną ilość wypadów w Bory Tucholskie. Foto poniżej.

Image Hosted by ImageShack.us
Śliczny widok na Zatokę Pucką

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Wszystko co dobre szybko się kończy. Lato 2002 też. Powrót do Gdańska, picie-nauka-nauka-picie. Międzyczasie kombiak śmigał Gdańsk – Świecie i z powrotem O kuźwa już wiosna? No to mamy 2003 rok. Przyszedł czas na oględziny auta. Łojezuuuuuuu! Halo? Panie Piotrze tym razem spawamy. Podłoga, pas przedni, progi. No to mam teraz fragmentami auto czarne, kremowe i czerwone. Lakier trza by położyć. Zacząłem kalkulować. Lakiernik, czy może samodzielnie? Zajęło mi to myślenie dobre dwa tygodnie. Ostatecznie stanęło na: blacharz był zawodowiec, lakiernik będzie amator! Niestety nie posiadam żadnych fotek z okresu rozbierania, malowania i składania auta. Samochód został rozebrany w drobny mak. Usuwanie ognisk korozji, szpachlowanie, położenie podkładu i lakieru zajęło mi ponad dwa tygodnie. Dobrze, że ojciec ma duży garaż. Przynajmniej swobodnie można było z pistoletem dookoła samochodu chodzić. W tym samym czasie, w połowie lipca zapadła decyzja o wyjeździe na Przystanek Woodstock. Tak? Ale czym? Wiadomo! Fiatem! Przednią szybę włożyłem około 2 w nocy, a następnego dnia wyjazd. Bez tapicerki, z jedną klamką od strony kierowcy oraz z kawałkiem wypolerowanego dachu, co widać na poniższej fotce.

Image Hosted by ImageShack.us

Bezpiecznie i całkiem sprawnie pokonał ponad 1000 km w ciągu tygodnia, przewożąc trzy osoby i całą masę gratów. A na samym przystanku był najładniejszym ze wszystkich 125p.

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Na tym samym Przystanku Woodstock w Żarach, FSO moje bez zgody właściciela zostało sfilmowane przez ekipę amatorów-filmowców z TV TRWAM. Buhahaha. 125p zagrało epizod w propagandowym i tendencyjnym filmie (TU UWAGA!!!) „Woodstock – przystanek do piekła”

C. D. N…….


  
 
Cytat:
2006-07-06 19:13:08, autowidol pisze:
(...)
Chcesz pan to bierz za 400 zł, rozrusznika i akumulatora nie ma i nie będzie. Usiadłem, powąchałem rozpalonego słońcem skayu. To ile pan mówił? Czterysta? Ten czterysta, pozostałe po 100. O! Ale co ja z nimi zrobię? Po co mnie zarżnięte kabriolety? Gdzie ja je niby mam postawić? (...)


Trzeba było dzwonić!


Cytat:
2006-07-07 18:12:58, autowidol pisze:
(...) Tej pamiętnej zimy stała się też tragedia. Ojciec rajdowcem nigdy nie był, ale zaspał na polowanie. Do garażu daleko, a kombiak pod blokiem. Synu daj kluczyki, gdyż w drogę mnie pilno! – 10 za oknem, wsiadł, odpalił i… jak nie ruszy na pełnym gazie! Pizduluuuuuutttttt, ups, puff, hruuupppp. Tyle pojechał. Przychodzi i mówi: „nie ciągnie”. No pewnie, a jak ma ciągnąć z rozsypanym w drobny mak tłokiem i korbowodem muskającym ochoczo gładź cylindra??? Tak oto skończył się mnie silnik po nie więcej niż 3 kkm. (...)


Dobrze, że to tylko silnik, jak napisałeś, że to zima była -10 i tragedia to już myślałem, że dzwon. Może to nawet lepiej, że nie udało mu sie wtedy ruszyć...


Cytat:
No to mamy 2003 rok. Przyszedł czas na oględziny auta. Łojezuuuuuuu! Halo? Panie Piotrze tym razem spawamy. Podłoga, pas przedni, progi. No to mam teraz fragmentami auto czarne, kremowe i czerwone. Lakier trza by położyć. Zacząłem kalkulować. Lakiernik, czy może samodzielnie? Zajęło mi to myślenie dobre dwa tygodnie. Ostatecznie stanęło na: blacharz był zawodowiec, lakiernik będzie amator! Niestety nie posiadam żadnych fotek z okresu rozbierania, malowania i składania auta. Samochód został rozebrany w drobny mak. Usuwanie ognisk korozji, szpachlowanie, położenie podkładu i lakieru zajęło mi ponad dwa tygodnie. (...)


I to jest jedynie prawidłowe podejście, to się chwali, prawdziwy miłośnik - rispekt .
  
 
ehhh łezka sie w oku kreci... mielismy kiedys takiego kombiaka... na zielono przemalowany byl, tez '89, skrzynia 4 skosna...
ladny fiacik :]
dzieki za plyte
  
 
ja tez dziekuje!
  
 
Ciąg dalszy następuje….

Motoryzacyjny sezon 2003 roku dla kombiaka skończył się wraz z nastaniem jesieni. Po uprzątnięciu garażu FSO zajęło w nim zasłużone miejsce. We wrześniu jeszcze zaliczyłem przegląd techniczny i zapłaciłem haracz ubezpieczycielowi. Opłacony i z prawem do poruszania się po drogach publicznych został zamknięty w blaszanej puszce.
Odpalany co dwa tygodnie doczekał się w końcu pierwszych oznak wiosny 2004 r. Był to jeszcze luty, dokładnie siódmego, gdy urządziłem mu, po uprzednim pastowaniu, małą fotosesyję nad Wisłą.

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

A tak mnie się udało położyć lakier na dachu:
Image Hosted by ImageShack.us

Ponad miesiąc później, będąc już zadeklarowanym sympatykiem FSOAutoklubu, pojawiłem się na bydgoskim spocie. Pierwszy dzień wiosny pozwolił mi poznać kupę fantastycznych ludzi, obejrzeć ich auta i zawrzeć transakcje wiązane w ramach koleżeńskiej wymiany części.
Fotki poniżej:

Moje FSO i jego ładniejszy brat bliźniak:
Image Hosted by ImageShack.us

Image Hosted by ImageShack.us

Tegoż roku nie dane mi już było pojechać na żaden spot, a ogólnopolski musiałem sobie podarować z powodu wyrabiania szwedzkiego PKB za kołem podbiegunowym. Po powrocie we wrześniu znów zasiadłem za kierownicą kombiaka:

Image Hosted by ImageShack.us

Wrzesień obnażył też poważną awarię auta. Zaczęło się niewinnie, od ściągania na prawo w czasie hamowania. Zaciski rozebrane, wyczyszczone, nowe tarcze, klocki. Wszystko złożone i…. dalej to samo! Dokładne oględziny wykazały pękniecie prawej podłużnicy dokładnie na wysokości mocowania drążka reakcyjnego. Taka niewielka ryska, która w czasie hamowania rozszerzała się, a samochód podążał na pobocze. Nie posiadając odpowiedniej wiedzy i umiejętności zdałem się na fachowca, który za słoną opłatą wzmocnił podłużnice (nawet dość estetycznie) i uwolnił mnie od korygowania toru jazdy podczas hamowania. W efekcie ww. prac kombiak przeszedł konserwację podwozia i niestety powrócił do brzydkiego, pokrytego czarną warstwą konserwacji, pasa przedniego. Co zmienić się miało dopiero na początku następnego roku kalendarzowego.

C. D. N…….