[125p] nie klasyk, nie rajdówka, nie ideał, nie dohc ;)

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Od czerwca 2002 roku jeżdżę fiatem 125p z początku 1980. Auto po raz pierwszy zarejestrowane zostało ostatniego dnia lutego tegoż roku. Fabrycznie było koloru jasnozielonego, miało brązową skajową tapicerkę drzwi, foteli i brązową wykładzinę na podłodze. Silnik to typowy "115c.076/52" 1500, skrzynia jest czterobiegowa, a tylny most "jugosłowiański".
Z opowieści rożnych ludzi wiem, że auto jeździło od samego początku w moim rodzinnym miasteczku, początkowo było oczkiem w głowie pana w średnim wieku, stało w garażu i niewiele wyjeżdżało. W drugiej połowie lat 80-tych ster przejął syn pierwszego właściciela, zaczął intensywnie i podobno mało delikatnie ujeżdżać fiata. Mniej więcej w tym czasie samochód przeszedł pierwszy remont blacharski, podczas którego został ogołocony ze detali charakterystycznych dla ostatniego rocznika "wypasionych" MRów - mam na myśli listwy drzwiowe, progowe, znak "licencja fiat" oraz zaspawanie dołka w klapie bagażnika. Zielony lakier został zamalowany jakimś bliżej nieokreślonym odcieniem ciemnej pomarańczy. Ogółem rzecz biorąc autko wizualnie upodobnione zostało do fiatów z późnych lat 80-tych.
W 1993 roku fiata, pod nieobecność wyjechanego w delegację ojca, kupiła moja mamuśka. Tatuś, przyzwyczajony do nysy 521, którą jeździł bardzo dużo od kilku lat, długo nie mógł przyzwyczaić się do jazdy niedużym "pudełkiem", początkowo przerastał go gąszcz wskaźników, włączników, suwaków, pokręteł i innych luksusów. Przebieg wtedy był w okolicach 90kkm. Ojcu zawdzięczam całkiem ogólnie niezły mechaniczny stan auta, ale też "wykończenie" i tak w nie najlepszym stanie będącego wnętrza.
Fiacior dzielnie łykał kilometry, doznawał różnych przygód - lądowanie w rowie, drobne stłuczki, otarcia, kolejne lakierowanie, czołowe zderzenie z drzewem i późniejszą niefachową naprawę blacharską, woził na przyczepie meble, piach, przywiózł spod Poznania na Pomorze spalone zwłoki wyżej wymienionej nysy...
W 2002 roku za kierownicą siadłem ja. Bardzo niechętnie. Chciałem jeździć golfem dwa albo czymkolwiek małym z silnikiem na wtrysku. Chwilowo nie było funduszy, jeździć musiałem, więc zmuszony byłem jeździć kanciakiem, wolnym, mało zwrotnym, paskudnym, rdzewiejącym i paliwożernym, obciachowym pomarańczowym kredensem.
Powoli jednak, poniekąd na przekór ludziom którzy mieli czelność drwić z cytrusowego fiata, zacząłem lubić to pudło. Wymyślałem różnorakie rzeźby, usprawnienia, mniej lub bardziej potrzebne i udane, spędzałem długie zimowe wieczory w nieogrzewanym garażu, na tyle długie aby początkowo polubić fiaty 125p (wtedy mym marzeniem stał się rocznik 1968 lub przynajmniej klasyk), a w końcu zżyć się z tym perfidnym stworem. Zainteresowałem się trochę historią modelu, grzebałem w internecie w poszukiwaniu informacji (zacząłem właśnie od forum F&F w sierpniu 2003) oraz na szrotach za częściami. W ciągu około 2 lat dość intensywnego chodzenia po złomowiskach skompletowałem większość detali, jakie powinien mieć fiat z początku 1980 roku, zmieniłem praktycznie całe wnętrze (szara wykładzina, niestety z trochę późniejszego modelu, czarne skajowe boczki i tylna kanapa, fotele przednie są nieoryginalne, nie pasują wizualnie ale są w miarę wygodne). Nie obeszło się bez paru rzeźb, głównie w elektryce (instalacja pod radio i 4 głośniki, centralny zamek, przeciwmgielne, kilka dodatkowych kontrolek), lekkiego tuningu wizualnego z epoki (halogeny, lusterka, kierownica monte carlo), jak i lekkiego postarzenia (montaż przedniego emblematu w chromowanej ramce, uchylnych trójkątów i chromowanych wylotów na tylnych słupkach).
Od ponad 2 lat auto jeździ tylko właściwie latem, zimą stoi w garażu, po posolonym staram się jeździć jak najmniej. Blacharsko jeszcze trzyma się nieźle, ale daleki jest od ideału. Z daleka wygląda... moim zdaniem ładnie. Z bliska oglądać nie pozwalam.

Kilka fotografii, mniej więcej chronologicznie:
przełom 1994/5


około 2003


gąszcz okrągłych wskaźników - jedna z rzeźb niepotrzebnych, efektownych tylko w zamyśle


obecnie wygląda to tak:


początki uzupełniania brakujących detali


tak się czasem lubię bawić, przy okazji widać pozostałości zieleni


zdjęcia mniej lub bardziej aktualne






Pozdrawiam
js
  
 
Na ostatniej fotce jest żółty

Fajnie że takie kanciaki jeżdzą ja zawsze oglądam się za kantami/malcami i innymi starymi furami merce czy inne badziewia moge przejezdzac a i tak beda przezemnie niezauważone

Tak trzymaj całe szczescie że niemasz golfa 2 ;p
  
 
no ja bym chciał takiego "nie ideała"
  
 
Jest strasznie dużo do zrobienia i szlag mnie trafia za każdym razem jak widzę jak to jest poskładane po dzwonie...
Lakier odpada, bo jest położony bez podkładu. Na rantach tylnych nadkoli szpachla jest położona na bitex. Poszycia progów są łatane, do dziś nie jestem pewny czy łaty są wspawane czy wklejone. Boję się tego ruszać, bo jak to rozgrzebię to pewnie nie dam rady tego poprawić, tylko pogorszę sprawę.
Podłoga na szczęście jest w miarę cała.
Zaprawki robię i robię końca nie widać. Blacharki sam nie zrobie, nie jestem Nikusssem.

Silnik bierze olej - jeszcze sporo ponizej normy, ale coraz wiecej, kompresja jest nierowna (9-9-12-13), podejrzewam że trzeba zająć się głowicą (gniazda, zawory, prowadnice, uszczelniacze i planowanie). Tego też nie zrobię sam, nie mam warunków, kasy, na wiedzę jestem otwarty.

Przy heblach non stop trzeba grzebać - notorycznie się zapiekały od stania, potem zaczęły się dodatkowo wycieki. Pompę niedawno wymieniłem, zapodałem klocki lucasa, regenerowane zaciski z tyłu, ale nadal nie hamuje tak jak powinien...

Ostatnio zapaliła mi się elektryka, jedna z dawnych tatusiowych rzeźb się obudziła... A elektryki byłem najbardziej pewny z całego tego złomu, wiele czasu doprowadzałem ją do względnej normalności, ale jeszcze sporo przyjdzie niestety spędzić nad nią...

Jest po prostu zapuszczony przez nieumiejętną, nieregularną eksploatację i trochę odpicowany.

Cieszę się, że detale mam skompletowane, plus parę smaczków jak np. odnowione motylki 14", grocliny... Przyjdzie czas to się go zrobi...
Wiele było pomysłów i okazji, ale zdecydowalem że na pewno nie będę się rozdrabniał, nie ma mowy o powiększeniu stada złomów.
  
 
Eeee tam chyba dramatyzujesz, wcale niewyglada tak zle
Te gadgety chromowane pasuja idealnie!!!!
  
 
Wiem, że nie takie sztrucle wychodziły już na ludzi... Najbardziej szkoda że pocałował się centralnie z drzewem, przedtem był prawdopodobnie bezwypadkowy.
  
 
Kilka fotek z weekendu, obrazujących fakt, że nic się nowego z autem nie dzieje:



Scenografia: © PGR Przylaski
  
 
Mały apdejt - nowa kierownica, własnoręcznie odnowiona (odsyfiona, odrdzewiona, odmalowana i obszyta)...

Fotka przed:


Fotka po, czyli teraz:
  
 
noooo Panie!!! CWP!!!
  
 
Jacku, nawet jeśli z bliska ten Fiacior wygląda jak dworcowy sracz, to i tak go uwielbiam
To jest auto, które mimo niskich rocznych przebiegów, naprawdę żyje!
Żyje przede wszystkim na forach internetowych, bo po każdej wizycie u Fiaciora, robisz update tematów
Dlatego też, ten Fiacior jest nie tylko Twój, ale i nasz (pewnego grona oczywiście), bo zżyliśmy się z nim niesamowicie

Co do kiery, to wyszła Ci naprawdę Ekstra, a te fałdki, którymi się tak przejmujesz prawdopodobnie się ułożą.
  
 
Foty z nową starą kierownicą, nową starą obudową kolumny kierownicy i nowym starym przełącznikiem zespolonym:


edit: fotki się kulawo wyświetlały


[ wiadomość edytowana przez: jacekes dnia 2007-05-07 14:35:56 ]
  
 
to od łady czy od klasyka?
  
 
Klasyk-przejściówka i wczesny MR.
Czyli mniej więcej od 1974 do września 1978.
Stacyjkę musiałem przestawić na obudowie kolumny, druciarski patent, bo powinienem był wymienić też kolumnę na starszą z wycięciami na stacyjkę w odpowiednich miejscach, ale póki takiej nie dorwę stan obecny musi wystarczyć.
No i trochę przekładania kabli we wiązce pająka (2 kostki po 6 kabli i 3 luźne kable -> 2 kostki po 8 kabli) ale to już szczegół.

Wcześniejszy klasyk miał stacyjkę z lewej strony, ładziana też o ile dobrze pamiętam.
  
 
Zarosło kurzem trochę.
Fiata mam od listopada pod ręką w Poznaniu, ale rzadko mam kiedy się nim zająć. Na razie są nowe koła:

W planach jest deinstalacja mnóstwa patentów, które natworzyłem kiedyś.
  
 
[*]
  
 
co się stało?
  
 
Rozebrałem go do remontu. Okazało się, że nie ma ani jednego elementu nadwozia, który nie nadawałby się do wymiany.

A czesiek, który robił kiedyś remont blacharski, zrobił podproża z plastiku.

Uwielbiam tego fiata, jest ze mną od bardzo dawna, ale budowanie nowego nadwozia z części nie ma zbyt wiele sensu.
  
 
To jest hobby. Nie musi miec sensu i z reguly to nie ma.
  
 
Ale jak to jest możliwe? Przecież ten samochód cały czas u Ciebie. Nie zauważyłbyś wcześniej że gnije czy coś?
  
 
No tak, ja jeździłem tym autem 10 lat, wcześniej przez 9 lat jeździł nim mój ojciec.
Miałem świadomość, że nadwozie jest mocno zmęczone i zgnite, ale nie zagłębiałem się w szczegóły, bo i tak nie było widoków na remont.
Teraz, jak widoki się zrobiły, to zacząłem się zagłębiać i od pewnego czasu odkrywałem coraz to nowe dziury i patenty. Skumulowało się tego wszystkiego tyle, że nadwozie trzeba zrobić od nowa.

A ja chcę po prostu jeździć fiatem, a nie nad nim płakać i się na niego wykrwawiać. Fajnie byłoby jeździć TYM fiatem, ale jakoś ostatnio w totka nie wygrałem.