Kto najdalej wyjedzie Esperem w te wakacje ??

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Czolem Esperomaniacy. Pochwalcie sie gdzie pogonicie swoje maszyny w te wakacje? A moze juz gdzies daleko byliscie ??
  
 
właśnie 12 wróciłem z rzymu a mieszkam w gdańsku
  
 
wow to ile stuknelo ci kilometrow w jedna strone ??
  
 
2100 km w jedna strone -ale drogi lepsze maja to wiecie-ps-na całej trasie tankowałem gaz i moje odczcie ze esperaczek duzo lepiej pracuje nawet przez alpy zasuwa lepiej cena gazu w austri 0.70E we włoszech 0.52E
  
 
To ja nawet nie będę się licytował - pewnie Słowacja może i Czechy. Ale 2 lata temu byłem poldkiem na Ukrainie przez przejście Słowacko - Ukraińskie (Użgorod).
Panowie jeśłi ktoś tam nigdy nie był to warto się wybrać. Polska lat 70 - 80 choć do końca trudno porównać. Zatankowałem sobie wówczas do pełna w cenie gazu jakiejś włoskiej benzyny - była najdroższa . Widziałem tam Pobiede w świetnym stanie. Skóra, drewno, chrom itp. Pewnikiem jakiś pasjonat albo ktoś z byłęj nomenklatury.
A może tak udałoby się chociaż kilku z nas zebrać i wyjechać gdzieś na weekend. Może Słowacja, zresztą to nie jest najważniejsze....
  
 
Ja z chęcią bym wyjechał, ale w sierpniu spodziewam się potomka/i.

Ja najdalej byłem w Chorwacji w Dubrovniku, wracając zachaczyłem o Wenecję i Pragę więc wyszło onad 5 000 km.
W tym roku zero wypraw, ale w przyszłym znowu Chorwacja.
  
 
4 latka temu bylem podobnie jak sahel w Dubrowniku tyle ze.... Maluchem
  
 
Dicer - sadomasochista z Ciebie
  
 
el0!

Dicer az Ci zazdroszcze takiego wyjazdu... pewnie moglbys
opowiadac godzinami o przygodach w malcu!!
  
 
Cytat:
2003-07-15 08:48:03, Lee pisze:
el0!

Dicer az Ci zazdroszcze takiego wyjazdu... pewnie moglbys
opowiadac godzinami o przygodach w malcu!!





Lee, jasne ze bym mogl, ale to by byl wtedy ale kaszlakiami zeczywiscie troche pojezdzilem, a w chorwacji to tylko klimy mi w nim brakowalo bo szybko to tam i tak sie nie da pojezdzic... (chociaz ten moj malor pod 140 latal )
  
 
140 - 20% błąd licznika = 120 - jazda z górki = 110... a to już jest prędkość przy której żołądek mi kiedyś do gardła podchodził, a tak swoją drogą, to ostatnio z 10 lat temu wsiadłem jako pasażer do sralucha w stanie "średnio wskazującym na spożycie", po 30 km wysiadłem w stanie upojenia alkoholowego i puściłem pafka
  
 
Ja nigdy nie powiem złego słowa na malca. Był to samochód, który mnie zmotoryzował - świetny rocznik 80-ty, kolor orzech średni., przejałem go po ojcu, a że mieliśmy w domu dwa maluchy - dziwne przy założeniu, że tylko jednego kierowcę, to oba miały niskie przebiegi. Zaczeło się od blacharki a wiec własna robota przy rozbieraniu auta, został we wnetrzu tylko fotel kierowcy, wszystko to by maksymalnie zmniejszyć koszty, blacharz wspawał progi i błotniki, a potem samodzielne lakierowanie, zabezpieczenie antykorozyjne i składanie tego całego majdanu. Silnik nigdy nie był ruszany, dokulałem sie wiec nim do 100 tys. km, kiedy to ponownie padła blacharka i maluszek poszedł między ludzi za całe 350 zł , złomowanie było by chyba drozsze . Co prawda nigdy nie byłem maluchem w Chorwacji, najdalej to chyba 100 km poza Poznań, dalej to juz była ruletka, choć nigdy mnie nie zawiódł w trasie , a jak się już psuł w drodze to tak blisko domu, że można było go podholować lub nawet zapchnąć bez wielkiego wysiłku.
Nigdy nie zapomnę zapalania zimą na tzw. sznurek obwiniety wokół koła zamachowego - to były skutki braku alternatora, słabych hamulców - jeszcze tych przed wzmocnieniem i wiele, wiele innych ciekawym wspomnień
A jakie były Wasze poczatki motoryzacyjne???


[ wiadomość edytowana przez: Maciej75 dnia 2003-07-15 11:46:43 ]
  
 
Ja zaczynałem od "francuza", mój pierwszy samodzielny i czałkowicie własny pojazd to był CITROEN BX 1.4i, granatowy metalik, bez bajerów.
Jedynym bajerem było hydropneumatyczne zawieszenie - to naprawdę działa i jest znakomite na polskie drogi.
Aczkolwiek zdziwienie mnie wielkie zdjęło, kidy dowiedziałem się, że hydraulika i układ hamulcowy są zasilane z tego samego obwodu .
Jeżdziłem nim przez trzy lata i wspominam bardzo miło .
  
 
Jak to Carbol bez bajerów???...a to "i" przy 1.4 to zawsze lepiej niż dominujący wsród dojrzałych modeli gaźnik
  
 
Ja zaczynałem od dużego Fiata (86) kupowanego w Płocku.
Przeżyliśmy z nim trochę, ale dał mi szansę rozwinąć własną działalność. Co miesięc wkładałem w niego 1000-1500 pln, tak że na koniec był wart 14000, ale miał wszystko wymienione (wałącznie z tapicerką i lakierem) na oryginalne fiatowakie części.
Dachowałem (na miękko) mim kiedyś kasując dach, 2 słupki i drzwi.
Teraz służy mojej siostrze i jest nadal w dobrym stanie.
  
 
no fakt wytrysk to on miał

i całe 72 kucyki dzięki temu .
  
 
No tak, bo pewnie przy gazniku to 60KM byłoby osiągnieciem
  
 
Pierwsza jazda za kierownicą to była Syrena 105L (wersja LUX - miała rozkładane fotele, dziurę na radio i antenę oraz biegi w podłodze)... pierwszym własnym pojazdem jest Espero kupione 11-2002 - wcześniej kasa była bardziej potrzebna na mieszkanie, remont itp.
I co lepsze powoli myślę o "puszczeniu do żyda" esperaka. Miałem TYLEEEEE przy nim zrobić i upiększyć, a tylko trochę rdzy go pozbawiłem, zamonotowałem radio i byle jak 2 głośniki (z przodu dalej charczą), naprawiłem antenę, przykleiłem prawidłowo GLX, zmieniłem klakson i tyle - już mnie znudził. Ostatnio go myłem przed świętami wielkanocnymi.
Aha, abyście nie byli zazdrośni to póki co nie zamierzam żadnego pojazdu kupować, bo nie jest mi absolutnie potrzebny (mam potrzebę to pożyczam od ojca).
  
 
Piotrek cokolwiek kupisz i tak nie bedziemy zazdrośni ... my już posiadamy nasze motoryzacyjne marzenie
  
 
Moim pierwszym samochodem był Peugeot 403 to taki jakim jeżdził Columbo w serialu prod.USA z tym ,że mój miał 4 drzwi , silnik 1450.Pewnego razu PZU podniosło stawkę OC dla samochodów ZACHODNICH x 10 i tego nie wytrzymała moja studencka kieszeń.Po kilku latach stania pod blokiem sprzedałem Peugota i kupiłem żaluzje okienne do nowego mieszkania.Troche szkoda był to rocznik1963 albo1964.