MotoNews.pl
  

O mały włos.....:(

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
witam- własnie bym zabił ładą człowieka, jeden bezdomny z wózkiem wszedł mi niespodziewanie pod koła na zakrecie, ostro hamowałem i wpadłem w poslizg-obróciło mnie o 180 stopni-faceta ominąłem o cm...
moja predkość to około 50 km/h...pierwszy raz wpadłem w tak poważny poslizg

Moze to zabrzmi ironicznie ale przez jednego pajaca któremu zycie nie miłe skasowałbym ładzianke........
  
 
Ufff -> dobrze, ze się to tak skończyło. Nikt nie wie, co mu jest pisane (uważam, ze na szczęście, bo inaczej życie byłoby czasami koszmarnym wyczekiwaniem na ananke)...
Pomimo braku winy, życie ze świadomością, piętnem, że zabiło się człowieka musi być ciężkie (dla normalnego człowieka).

A jak tam fizyczne samopoczucie; miałeś "drżycę" nóg? Jak ja otarłem się kiedyś o śmierć jadąc autem (wpierw sam o centymetry otarłem się w samochodowym piruecie o wywrotkę załadowaną piaskiem, a potem minąłem kobietę na rowerze), to - po raz pierwszy w życiu, aż się wstyd przyznać - wyszedłem potem z samochodu i z trudem utrzymywaałem się na nogach, tak mi łydki drżały, powaga, musiałem się oprzeć o auto, bo bym nie ustał... . Mówi się "wyszedł na drżących nogach" -> to o mnie .



[ wiadomość edytowana przez: Mariusznia dnia 2004-11-29 14:41:16 ]
  
 
Współczuje, mi też niejednokrotnie pod maskę wchodziły babcie i matki pchające przed sobą wózek (kretynki dzieckiem się przysłaniają), mimo to nigdy nie w padłem w żaden poważny poślizg. Cieszę się ze nie było żadnych poważnych konsekwencji
  
 
mariusznia jak dojechałem do pracy (jechałem na zajęcia z dzieciakami) to jeszcze cały drżałem...wpadłem w taki lekki stan otumanienia (szok) i dopiero po dłuższej chwili doszedłem do siebie....
najbadziej załuje ze nawet nie wysiadłem z samochodu, tylko patrzyłem na bezdomnego, który stał w miejscu nieruchomo i kręcił głowa. Następnie odpaliłem i pojechałem dalej....jakos nie zdązyłem sie zdenerwowac w całej tej sytuacji....
Wpadłem w poslizg bo szybko i mocno wcisnąłem hamulec-ale inaczej gdybym tego nie zrobił to skasowałbym człowieka....
fakt miałem szczescie w nieszczęsciu-bo gdyby nie poslizg to nawet z hamowaniem uderzyłbym w tego faceta...a tak zarzuciło mi tyłek i o cm go minąłem

hmmm chyba czas zmienić z tyłu oponki
  
 
dobrze ze nikomu nic sie nie stalo, ale proponuje zredagowac lekko relacje:
SPECJANIE dalem po hamulacach zeby go ominac, zrobilem 180 stopni i pojechalem dalej a facet padl ze strachu na ziemie

Zartuje ja kiedys jadac ok 60 na zasniezonej drodze wpadlem w poslizg, na szczecie byla szeroka i polatalem po lewym i prawym pasie i wszystko sie dobrze skonczylo ale jak tak tylek latal i widzialem te latarnie w kolo... W pewnym momencie chcialem sie poddac bo juz myslelem ze nic nie da sie zrobic... jak sie juz udalo to stalem 100m dalej jakies 15 min zeby sie uspokoic.
  
 
To może poopisujmy w tym wątku nasze samochodowe przeżycia.

Ja na ten przykład (m.in. obok tego przypadku z wywrotką -> facet podczas wyprzedzania nagle wrzucił migacz i zaczął skręcać w prawo w drogę gruntową... brrrr) przeżyłem "bokowanie" (no wpadłem do rowu i przewróciłem się z autem na bok, coby trochę odpocząć ). Jechałem maluchem na zaśnieżonej drodze i tak bym sobie jechał aż do samego Poznania (trochę się dziwiłem, ze wyprzedzam wszystkie auta i dlaczego nawet mercedesy zostają w tyle za malcem, ale co tam; pomyślałem, ze jestem chyba lepszym kierowcą), gdyby nie "wyciągacze" aut z rowu, zajechali mi drogę, musiałem qrna skręcić kierownicą i... już się tak fajnie nie jechało .
  
 
Ehh, wspolczuje - ja nie na wi dze takich przezyc.
Raz mialem podobna sytuacje - gdzies juz o tym pisalem - gosc chcial mnie zepchnac(celowo-szmatlawiec jeden) wiec ja w hamulec, a tu lipa - jade w lewo na kraweznik - i powiedzialem sobie - o NIE drugi raz w kraweznik nie przywale.
Odkrecam w druga strone, znowu po hamplach - i baczek - nawet nei wiem ile - pozniej patrze a ja jade tylem a z naprzeciwka(do mnie) jada inne auta i kierowcy maja przerazone miny - ja zreszta tez pewnie nie wygladalem swietnie.
Z przerazeniem patrzylem czy wyhamuja czy nie - wiec znowu kierownica w bok, hamulec, tym razem reczny(odradzam hamowac z duzych predkosci noznym) i stoje bokiem - ale stoje a nie jade - jedynka i podazam w swoja strone.
A gosc co chcial zepchnac oczywiscie ddluga i go nie ma -ehhh.

W kazdym razie polecam w takich sytuacjach wcisnac hamulec - i przed sama przeszkoda puscic i skrecic kolami(pomoc recznym w razie nie skrecania)
I wiem, ze mi sie dobrze mowi - ehh ja polowe z tych rzeczy jak mnie obracalo robilem hmm nito na pale, nito instynktownie.

Dla tego uwazam ze szeroki i dlugi pas osniezony to dobre mjejsce na prowokowanie takch sytuacji i nauka jak sobie radzic!

A co do hamowania i zarzucania - hmm sprawdzmy panowie nasze hamulce i zbierznosc(oprocz opon) - ja wiem ze u mnie nie jest dopieto to na ostatni guzior- i dla tego tez przy ostrym hamowaniu moze poobracac!
  
 
No ja ekstremalnych sytuacji na drodze miałem trochę.
Raz- kiedyś jak prowadził mój ojciec, jechaliśmy gierkówką z 130/140km/h (noc, pusta droga) i wymijając Tira lewym pasem on zaczął zmieniać pas z prawego na lewy; nigdy nie wiedziałem tak blisko koła pędzącego tira(grzał naprawdę ostro).
Dwa-Zaraz po otrzymaniu prawka jechałem nad morze i wyprzedzając środkiem drogi miałem nadzieje, iż nadjeżdżająca Scania (pamiętam, cerowana) zjedzie, choć trochę na pobocze. Pamiętam to jak dziś ja ma 150na liczniki wyprzedzam sznur pojazdów i nie mam gdzie się wepchnąć a ten Tir nic tylko jedzie na mnie. Schowałem się w ostatniej chwili, a pęd powietrza schował mi lusterko.
Trzy- To łagrze działo się w trasie do Szczecina, jadę sobie pustą drogą, (dwukierunkowa) więc jechałem około 120 a to Corsa, która jechała naprzeciwka spokojnie zjeżdża na mój pas, ja oczywiście totalny zgon, gdy był już na mim pasie (ja trąbie hamuje itd.) już miałem zjechać na pas przeciwny, gdy koleś złapał i szczęśliwie mieniliśmy się.
Cztery- niezliczone momenty, gdy cm oddzielały mnie od rowu (nawet w mieście), ponieważ jakiś kretyn wyprzedzał na zakręcie.
Pięć- wielu ludzi wpełzających mi pod, koła, gdy mieli czerwone albo pijacy, którzy w środku nocy chodzą po osi jezdni, ponadto kaczki koty psy i inne wiejskie przeszkody.
No i pewnie pozapominałem o wielu sytuacjach, ale właśnie lubię nasze drogi za to ze nie są takie nudne jak niemieckie autostrady, tylko żeby te statystyki śmiertelności były niskie.
P.S Osobiście najbardziej lubię jazdę nocą, mimo, że łatwo wtedy o takie historie.
  
 
no ja tesz miałem LADNe sytuacje jeśli chodzi o drzewa i mój smochud kupiłem go w strasznym stanie za 200zł a po dr ógie mieszkam przy poligonie wojskowym w lublewie gdańskim gdzie młodziesz urządza tam co tydzień wyścigi samochodowe
Mósiałem naprawić chamulce (renczny urwany a tył wogóle niemiał chamulców) ale jakoś mi sie niechciało i pojechałem tamtej soboty na wyścigi był niejwiencej tak po 1h od końca burzy
wienc stanołem iobok mie 2 fiaty 125p 4 maluchy i jedna identyczna łada jak oja (czyli 07) tylko że bez dachu no i ruszyliśmy
po 2 km okazalo sie że mi łapie tylko jedno koło jechałem jako drógi a do końca było jakieś 1 km prostej drogi i 300mertów zakrętu na polanie otoczonej lasem (na polanie za zakrentem była meta do zatrzymania miałem jakieś 100ma potem była :górka a naniej droga z wysokimi koleinami po traktoże czy czymś takim stroma gurka prawie że pozioma, kupa gruzu i las) wienc dałem gazu wyprzedziłem 125 ale na zakrencie maiałem 110 km gdy wyjechałem z zakrętu na 3 (chamowałem skrzynią) miałem 80 wtedy nacisknołem hamulec> To było straszne przerzycie zażuciło mie i leciałem kawałek bokiem . Wyprosowałem samochud i miałem 50km miałem przed sobą srtomą skarpę do góry droge, gruz i las wybrałem las wziołłem zacisnołem zemby wyłązyłem silnik i minołem jedno drugie trzecie i w czwarte drzewo walnołem z prętkością jakieś 30 lub wiencej otweram oczy a tam szyba penknienta i widze niebo okazało sie że drzewo miało z jakieś 20 cm śrdnicy i było lekko pochyłe wienc łada wiechała na nie miejwiencej tak| drzewo po chwili runelo a łada maiała lekie wgniecienie, penknientą chłodnice, zgienty zdeżak wode potem mósiałem dolewać co 3 h łada po chwili pchania ruszyła dalej a ja wygrałem wyścig


sorki za błendy
troszku dodałem rzeczy
  
 
To ja może coś sprzed roku - wracałem sobie z pracy do domku i akurat byl przymrozek i padał deszcz. Na łuku jakieś 50 m przed moim domem tył zaczał mnie wyprzedzać, jechałem ok. 25 km/h, nie dodawałem gazu ani nie hamowałem - ogolnie byla szklanka. Z naprzeciwka na przystanek wjezdzał autobus. Mój bagażnik minał autobus na centymetry. Też miałem miekkie nogi.


[ wiadomość edytowana przez: Leszek_Gdynia dnia 2004-11-29 18:27:19 ]
  
 
drastyczne... hm. Mialem 2 stluczki - i to byly moje przezycia drastyczne. Raz zarysowalem babie drzwi w matizie - i to byla moja nieuwaga ( z panna jechalem), a drugi raz - maluch lecial mi na czolowe, bo sie w zakret na sliskim nie zmiescil. Nie mialem gdzie uciec, wiec wystawilem mu sie bokiem, przod w zaspe - w efekcie braklo moze z 10 cm abysmy sie mineli.. W kazdym razie ladzianka zdrowo dostala, a dla malucha cios byl zabojczy.

a takie mniejsze drastyki - to wg wierzen Gorali Warszawskich - mam na codzien, wiec nie ma o czym gadac
  
 
Ja mialem kilka lat temu sytuacje, ktora czasami mnie przesladuje kiedy zamykam oczy... Nie zycze tego absolutnie nikomu. Potracilem mala dziewczynke. Ehh. Zanim kupilem Lade jezdzilem Fordem Sierra. Tydzien po jej kupnie wybralem sie z kolegami do Sieradza. Bylo ciemno i jechalismy z Lodzi przez male miejscowosci. Na drodze pojawil sie samochod, ktory jechal dosyc wolno. Ja jechalem raczej spokojnie, kolo 60/h. On jednak znacznie wolniej. Postanowilem go wyprzedzic. W momencie kiedy po wlaczeniu kierunku zjechalem na przeciwny pas, gosc zaczal przyspieszczac. Jechalismy leb w leb kilkanascie czy kilkadziesiat metrow. Bylem mocno zdezorientowany. W pewnej chwili kierowca zaczal mnie spychac na pobocze. Wszystko to trwalo dosyc krotko. Nagle zobaczylem przed soba 3 male postaci okolo 20-30 m przede mna. Hamulec, lekki poslizg, odpuscilem i odbilem kierownica w prawo. Nie uniknalem uderzenia. Wysiadlem z samochodu z mysla ze zabilem czlowieka. Fatalne uczucie. Pobieglem do tych dzieci. Okazalo sie ze odbilem kierownica na tyle, ze trafilem jedno dziecko lusterkiem. Ile to jest 15-20 cm? Bylby zderzak i maska.Zadzwonilem po policje i karetke. Zabrali to dziecko do szpitala. Wypuscili po 3 dniach, bo dzwonilem sie dowiedziec. Miala wstrzasnienie mozgu i potluczenia. Teraz mysle ze gdyby nie to 20 cm to moglaby nie zyc. Nigdy nie jezdzilem "agresywnie" jak pisal ostatnio jeden kandydat do LKP, ale od tamtej pory zanim wyprzedze to zastanawiam sie 50 razy.
Na kolegium zapytali mnie czy sie czuje winny. Powiedzialem ze czuje sie winny jako czlowiek, bo przeze mnie dziecko lezalo w szpitalu, ale jako kierowca nie. Z perspektywy czasu patrze troche inaczej. Moze bylo za wasko, za ciemno. Nie wiem, ale wiem ze zdarzyc sie to moze kazdemu z nas, bo takich debili ktorzy bawia sie spychajac na pobocze niestety nie brakuje. On sie oczywiscie ulotnil. Mialem pozniej jakies male zarysowania Sierra i dzwonek Lada ale to zupelnie inna bajka uderzyc w samochod, i w czlowieka. Blacha a ludzkie cialo to kolosalna roznica. Nikomu nie zycze


[ wiadomość edytowana przez: 83matys dnia 2004-11-29 19:45:52 ]
  
 
LAdĄ jeszcze nie zrobilem nic takiego, ale potracilem kiedys (ok 2 klasy Liceum) starsza kobiete motorowerem. Trafila do szpiatal na pare dni, miala wstrzas mozgu i przez pare godzin byla nieprzytomna. Byla policja, bylo pogotowie. Jechalem moze 20km/h, babka wlazla mi doslownie przed przednie kolo. Galtownie skrecilem w lewo, motorower zaliczyl glebe, ja zdazylem wyskoczyc z niego. ale babka tak feralnie upadla, ze stalo sie to co powyzej opisalem. Bylem ja zaraz po spisaniu przez policje odwiedzic ja w szpitalu. Pogadalem z lekarzem i do domu ...a w domu, jak sie dowiedzieli, to szkoda gadac co sie dzialo.

Sprawa skonczyla sie tak, ze babka nie dosc ze wylezala sie w szpitalu, to jeszcze dostala kolegium (jakies 50zl). U mnie nie znaleziono winy - jechalem przepisowo
  
 
Zax - podziwiam Twój spokój ::
Ostatnio jechałem ze swoją kobietą i jej mamą - już ciemno i lał deszcz. Było to na Kościuszki przy Tuwima ( Adasco wie jak tam jest ) - skrzyżowanie sterowane światłami, dwa pasy ruchu w jedną stronę, jadę dosłownie około 45 na godzinę.... Dojeżdżam do przejścia dla pieszych, jest zielone, widzę ludzi stojących przed jezdnią..... I nagle jakiś nawalony jak biszkopt k***** wypada z tego tłumu na ulicę tuż przede mną..... Uratowały mnie tylko dobre opony, reflex i nie ukrywam autko które jakoś się zatrzymało przed gostkiem, który widząc sytuację zamiast iść dalej zatrzymał się na środku jezdni z rękami w górze jakby siłą woli chciał mnie zatrzymać....
Zjechałem ze skrzyżowania, zatrzymałem się przy PZU i zacząłem wysiadać z zaciśniętymi pięściami
Jednak na jego szczęście zostałem brutalnie przez kobiety wciągnięty do środka Inaczej obiłbym ryja temu k******...





[ wiadomość edytowana przez: dcnt dnia 2004-11-29 21:45:58 ]
[ powód edycji: niecenzuralne slownictwo ]
  
 
Cytat:
. Było to na Kościuszki przy Tuwima ( Adasco wie jak tam jest )


oj wiem..
codziennie tam musze

a jaka nawierzchnia... zreszta - cala tuwima to poligon dla nivek - jakby chlopaki z NOKu szukali ciekawych miejsc z niezlym zapleczem gastronomicznym
  
 
Zaxiu, ważne, że nikomu nic się nie stało!
  
 
A na rowerze to raz straciłbym głowę (i to nie dla pięknej koleżanki)... Jechałem sobie i w ostatnim czasie zaważyłem, że z ciężarówki wystaje kilka warstw blachy (w poziomie i w słońcu prawie tego nie było widać) na wysokości mojej szyji. W ostanim momencie odchyliłem się trochę...Kilka centymetrów i byłbym jeźdżcem bez głowy...
  
 
a ja sie chwalił nie bede bo nie ma czym a miekie nogi to ja mam teraz jak przejezdzam nowa ładzianka przez to skrzyzowanie.....
  
 
Ja jak zajeb**** tyłem w słup to mało nie padłem na zawał. Długo byłem potem w szoku. Do tego straszny zamęt w głowie(co ja teraz zrobie?czy starzy mnie zabija?czy nie da się cofnąć czasu o 10min?jak ja to naprawie? itp)
  
 
Straciłem też swego czasu pół Escorta... myślałem, ze mam pierszeństwo (cały czas była to droga główna)... ale nie miałem . Wyjechałem przodem na skrzyżowanie i ten przód mi nagle zniknął wraz z pojawiającym się "znikąd" Polonezem. Nikomu nic się nie stało, a facet sobie z mojego OC wyremontował auto (zapewne kupił cos nowego; wydawał sie nawet być zadowolony z tego zdarzenia).