MotoNews.pl
  

MacGyver i FSO

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
Tak sobie przypominalem rozne ciekawe akcje z moimi autkami z FSO. Chodzi mi o to czy kiedykolwiek cos wam siem zepsulo i naprawiliscie to np dlugopisem albo wogole bez tego czegos jechaliscie ja np:

Awaria nr 1
Pasek klinowy - zalozylem sznurek troche przejechal ale i tak nie duzo pomagal Podobno rajstopy damskie sa to tego the best

Awaria nr 2
Sprzeglo total destrukcja + jazda przez wawe
Na swiatlach ruszalem z rozrusznika i z dwojki potem na czuja bez sprzegla wrzucalem czworke jakos jechal

Awaria nr 3
Klocki z tylu + tarcze
Zrobilem prawie 800km w trasie bez tarcz i klockow z tylu

Awaria nr 4
Zlapalem dwie gumy w trasie w nocy
Jechalem z Łowicza do wawy zatrzymujac sie i pompujac kolo co 5km dobrze ze mialem pompke

no i jeszcze awaria OffTopik kiedys rowerowa dedke w lesie zalatalem ... znaczkiem pocztowym jeszcze 2 dni trzymal

pozdr
  
 
U mnie kiedyś rozwalił się elektrozawór na paliwo, więc go wyciągnąłem. Jak go usunąłem z węża to zabrakło mi kilku cm. Uciąłem więc długopis BIC ( ten żółty ) i wetknąłem we węże, obkleiłem taśmą izolacyjną. Co prawda przepuszczało, szarpało ale do domu jakoś dojechałem. Mechanik o mało nie zesikał się ze śmiechu.
  
 
1' Wpadłem na tory kolejowe, wypadł kierunek
- umocowany na kawałek drutu dziła do tej pory (około 6 mc)
2' Wakacyjny wyjazd nad morze. Urwałem linkę od pedału gazu.
- linka od hamulcy + śróbka z dziurką na linke i nakrętka z roweru górskiego. Około 25 minut roboty. Obroty wyregulowane długością linki.
3' Droga na spot do Borska.Godzina ~3.00 nad ranem urwana wypalona rura wydech (tuż za złączeniem z pierwszym tłumikiem)
- zestaw naprawczy : puszka po orzeszkach Felix (robiąca w samoch. za dodatkową popielniczkę). Blacha z puszki zwinięta. Przykręcona w urwanym kołnierzu zamiast uszczelki i wsunięta do urwanej rury. Robota około 1,5 godz. Przejechałem na tym ponad 850 km.
  
 
Kiedyś szalałem sobie swoim DF po okolicy.
W momencie kiedy zawracałem,tak ostro z piskiem opon puściło mocowanie resoru do mostu(auto miało 20 lat)skutkiem czego resor opadł na ziemie i część budy opierała sie przez ten resor na asfalcie.Z początku nie wiedziałem co robic i kawałek tak przejechałem szurając resorem po drodze,fajnie bruzdy za sobą zostawiałem
Stanąłem,udało mi sie podnieść tą stronę na lewarku i przywiązałem resor do mostu linka holownicza,do domu miałem tak z 10km i dojechałem na takim powiązanym na supeł zawieszeniu
Kiedyś w Szczecinie puścił mi przegub na wale kierowniczym,na szczęście na parkingu,ale też się strachu najadłem,poleciałem do sklepu,kupiłem nowy wał od PN,do DF nie było,udało mi się go jakos sensownie zamontować,z tym,że ze starego wału nie mogłem ściągnąć stacyjki i wracałem do domu ze starym wałem pod fotelem,żeby odpalić auto,musiałem sie schylić pod fotel i wyszukać stacyjke.
Wiele lat temu,tak z 10 jechałem z rodzicami DF w Niemczech po autobahnie do Bawarii,tuz za Świeckiem padły hamulce,akurat na szczęście zaraz była stacja benzynowa,tam tato kupił płyn hamulcowy,nie wiadomo jaki,tłumaczyliśmu,że auto stop,płyn do zatrzymywania samochodu
Okazało się,że na jakiejś dziurze poszedł przewód do tylnego koła,udało się go zaklepać na ślepo młotkiem,resztę jakoś odpowietrzyć i tak przejechaliśmy pozostałe 500km autostradą.
  
 
W grudniu ubiegłego roku jadąć Chełmżyńską zauważyłem nagły skok temp. Jak się okazało pękła rura na kolanku odprowadzająca wodę z chłodnicy. Zacząłem kombinować Poszedłem do spożywczaka (!) i kupiłem taśme klejącą przezroczystą. Zeszło pół rolki, zakleiłem dziure, zalałem wszystko wodą Żywiec , poszły 2 butelki. Na szczęście trafiło mi się to na 2 godz. przed zmianą płynu na Borygo. Chyba by mnie szlak trafił jakby mi nowe borygo całe zeszło

Kiedyś zgasło mi wszystko na sterowniku od gazu. Musiałem na krótko włączyć zawór od gazu.-ale to był pikuś

Pozdrawiam,
Konrad

[ wiadomość edytowana przez: Konrad_Polk dnia 2003-02-05 16:37:44 ]
  
 
Raz jadąc do Płocka za Płońskiem wywaliło mi chłodzenie, dokładnie padł uszczelniacz w pompie. Na stacji kupiłem to sreberko w proszu, szybki uszczelniacz. Wsypałem, jadę, cieknie dalej, nastepna stacja, dolewka wody i kolejne dwa uszczelniacze. 10km dalej juz z pompy nie cieknie woda ale srebrna mazia od uszczelniacza. Wsypałem jescze jeden i w napadzie wściekłości wpadła mi do chłodnicy ta fiolka, w której był ów uszczelniacz. Wściekły kopnąłem w koło, odpalam, nie cieknie . 400km zrobiłem i działało. Także panowie, jak cieknie, kopa w lewe przednie koło, dokładnie lewa dolna część
  
 
Kiedyś miałem Skodę 105, wybrałem się nią na wakacje nad morze (do Darłówka), zaraz za Wrocławiem, auto mi staneło i nie chce jechać, dodam że prawko miałem jakieś 3 miesiące i nie miałem zbyt dużego doświadczenia, nie miałem pojęcia co się stało, ale o godzinie 1 w nocy zaczęłem rozbierać gażnik, przeczyściłem go (okazało się że był paproch w dyszy) i zacząłem składać wszystko do kupy, no i oczywiście przykręcając obudowę filtra powietrza do gaźnika ukręciłem śrubę (w Skodzie jest tylko jedna, a nie jak w poldku 4), no i problem. Rozwiązałem go w ten sposób że z dwóch długopisów wyciągnęłem sprężyny rozciągnęłem je i przywiązałiem obódowę do gaźnika. Dojechałem tak do Darłowa i z powrotem. Najlepsze to to że mechanik tylko ulepszył mój patent i zamiast sprężynek od długopisu wsadził tam sprężynę od gazu z F126p. Auto tak jeździ do dziś, kupił go mój kumpel

Kierowco pamiętaj:
SAMOCHÓD MOŻE ZABIĆ!!!!!!!! Nie tylko ciebie.

[ wiadomość edytowana przez: yakoob dnia 2003-02-06 08:38:07 ]
  
 
Ja jechałem kiedyś do Częstochowy, nagle usłyszałem dziwne hałasy pod maską a auto zaczeło dziwnie tracić moc. Zjechałen na stacje, podnosze maske a tu się okazuje, że aparat zapłonowy wyje jak diabli. Pomyślałem, że to kopułka, więc niewiele myśląc wyjąłem z bagażnika zapasową, zamontowałem i jade dalej. Po jakiś 20 km efekt powrócił. Ledwo dojechałem do Częstochowy i odrazu na serwis a w serwisie mnie załamali, powiedzieli, że zatarł mi się aparat zapłonowy (miał przejechane 220 tys.) a nowego ani jakiejś używki to u nich nie dostane. Jak się zapytałem czy dojade do Łodzi to powiedzieli, że nie ma takiej możliwości. Olałem sprawe, kupiłem WD-40 nalałem ile wejdzie - pomogło - dojechałem do Łodzi bez żadnych przeszkód.
A co do Borygo to po planowaniu głowicy trzy razy pękały mi przewody, dopiero jak wymieniłem wszytkie na nowe to się uspokoiło. Straciłem 21 litrów nowego Borygo.
  
 
Tuż przed wigilią silnik wypluł jedną swiece, do tego rozwalił się gwint w głowicy i dupa.... załamany wróciłem piechotą do domu (na szczęście zdażyło się to jakieś 3km od domu) i napisałem rozpaczliwego e-maila na liste dyskusyjną http://fso.lotnisko.net Tam szybciutko dostałem poradę. Otóż w takim przypadku należy gwint świecy oczyscic i okręcić cienkim miedzianym drucikiem, koniec drucika dobrze jest wyciągnąć poza gwint tak aby po wkręceniu wystawał z głowicy. Następnie nalezy taką świecę dobrze dokręcić.... i jeżdze tak do tej pory. Kupiłem już komplet uszczelek pod glowice i głowiczki więc w kazdej chwili mogę dać głowice do tulejowania, ale jakoś mi sie nie śpieszy Na początku starałem się nie przekraczać 3,5 tyś obr. i co jakies 200-250 km sprawdzałem czy świeca dobrze siedzi, ale ostatnio sobie odpuściłem - jezdze normalnie, rozpedzam go do 6 tys, sprawdzam świece rzadko i na spokojnie szukam sobie nowej głowicy (...może 16v...) Przejechałem już 4000km dzieki miedzianemu drucikowi. Co ciekawe na początku gdy był bardzo zimny troszke spalin leciało przez te świece, a teraz nic, a nic!
  
 
1.5 godziny temu. Najpierw założyłem łańcuchy w garażu potem wyjechałem na drogę "wiejską" która prowadzi do szosy lubelskiej. Już chce zdejmować łańcuchy bo swoje zrobiły, a tu PĘK... i linka gazu szlak trafił. Śpieszyłem się strasznie. Pobiegłem do garażu po "coś". Nie miałem dokładnego pomysłu. Linkę gazu miałem w samochodzie ale wymiana nie wchodziła w grę. Złapałem kawałek przewodu elektrycznego. Puściłem do środka Poldka, zrobiłem oczko, zaczępiłem "o gaz" i tak dojechałem na czas regulując gaz ręką
  
 
Cytat:
2003-02-06 10:21:44, Dax pisze:
Tuż przed wigilią silnik wypluł jedną swiece, do tego rozwalił się gwint w głowicy i dupa.... załamany wróciłem piechotą do domu (na szczęście zdażyło się to jakieś 3km od domu) i napisałem rozpaczliwego e-maila na liste dyskusyjną http://fso.lotnisko.net Tam szybciutko dostałem poradę. Otóż w takim przypadku należy gwint świecy oczyscic i okręcić cienkim miedzianym drucikiem, koniec drucika dobrze jest wyciągnąć poza gwint tak aby po wkręceniu wystawał z głowicy. Następnie nalezy taką świecę dobrze dokręcić.... i jeżdze tak do tej pory. Kupiłem już komplet uszczelek pod glowice i głowiczki więc w kazdej chwili mogę dać głowice do tulejowania, ale jakoś mi sie nie śpieszy



Nie trzeba wcale zrzucac głowicy aby naprawić gwint. Są fachowcy co robią to na zamontowanej głowicy. Rozwiercają otwór i wkręcają tulejke stożkową która samouszczalnia połączenie. I gwint jest potem lepszy niz aluminiowy bo stalowy.
Wiem co mówię, bo sam tak mam. Już 3 lata.
  
 
Z fajnych akcji, to w malcu zlamal mi sie wahacz z tylu. Dojechalem tak do domu.

Z takich slabszych akcji, to wczoraj okolo 21szej OLO ukrecil mi srube regulacyjna do zaworow - pilnik, brzeszczot i sruba jak nowa...
  
 
Apropos Maluchow to kumpel kiedys dostal od dziadka takie cudo i pojechalismy po nie okazalo sie ze kumpel zapomnial prawo jazdy i ja musialem nim jechac cos to byla za maszyna po obydwu stronach miala wyrwane wachacze i przy kazdedj zmianie pasa skakal jak dziki taki raperski majlon

Druga hisoryjka o majlonie

Dziadej innego kumpla rozbral pizdzika wszytsko lezalo w garazku ponoc kilka miechow my nei mielismy czym jezdzic na praktyki wiec zlozylismy go do kupy to byla prawdziwa najgorsza wersja podlaczalismy tylko to co bylo niezbedne Pamietam jak nam sie rozkraczyl na pradze a mosielismy jechac na ursynow okazalo sie ze padly hamulce wiec ja jechalem z tylu i trzymalem reczny i tak hamowalismy Innym razem padly swiatla stopu wiec mialem w reku przycisk i jak kumpel mowil hamuje to ja wlaczalem swiatelka stop heheh to byly czasy

pozdr dla wszystkich macGyverow
  
 
A mi dziś urwała się linka gazu. Zadzwoniłem po tate żeby przyjechał i mnie scholował pod dom. Ale daliśmy spokój, bo z Włoch na Bemowo to dzis makabra było przejechać ok 17. Wiec kupiliśmy linke pojechaliśmy do domu na obiad i o 20 wruciliśmy po poldka. Ale zamiast go holować to wymieniłem linke (godzina czsu) ,tylko troche śnieg padał, i wróciłem do domu własnym samochodem.

  
 
Mnie się kiedyś zepsuł wyłącznik od STOPu to sobie przewody podpiąłem pod wyłącznik na desce i ręcznie włączałem przy hamowaniu, a jak mi poszła kostka od stacyjki to woziłem ze sobą dodatkowy kabelek, którym zwierałem styki "na krótko".
  
 
Z tego co wiem, to Spajk przez dluzszy czas odpalal swojego bolida "na krotko"
  
 
W nawiązaniu do wyłącznika stopu. Dawno temu popsuł się w niedzielę. Ponieważ musieliśmy jeszcze tego dnia jechać, rozcięliśmy stalową opaseczkę spinającą dwie części wyłącznika i rozebraliśmy go. Potem naprawialiśmy coś związanego ze stykami (juz dokładnie nie pamiętam) i byłoby OK, ale nie mieliśmy juz opaseczki zniszczonej przy rozbieraniu. No to rozgrzalismy nóż nad gazem i gorącym nożem przetopiliśmy ściśnięte połówki wyłącznika. Czyli coś jakby pospawaliśmy plastik.
  
 
Kurczę, ciekawy z Ciebie Kolo. Może nawiążemy współpracę podobają mi się Twoje metody napraw.
Tak na serio nieciekawie jest gdy człowiek nie ma czym naprawić usterki, a dojechać jakoś trzeba. Czasem takie niezwykłe pomysły wyratują Cię z opresji.
Mój znajomy zalał układ hamulcowy olejem jadalnym, kiedy stwiedził wyciek płynu.
  
 
*Cięgno gazu można w większości wypadków zastąpić sznurówką (126 i PN),
*Bez linki sprzęgła zrobiłem 50 km (10 w korkach) - ruszanie - odpalanie na 1 biegu, zmiany i redukcje - odrobina wprawy.
*Z izolacji i chusteczek robi sie rewelacyjne plastry.
*Jak zamarznie parownik i przez przypadek pozbędziemy sie większości płynu chłodzącego to warto wejść na działki przez płot i czerpać wodę z sadzawki.

-----------------
"Nigdy mnie nie zawiódł, nie zdradził ani raz.
To wspaniała jest maszyna, choć ma już ze 40 lat.
Fiacior mój to jest to, kocham go..."
  
 
OLO dobre najbardziej mi sie woda z sadzawki podoba

Jeszcze mi sie jedna histryjka przypomniala

pare topikow wyzej pisalem o majlonie ktorego zlozylismy no wiec pozniej awansowalismy bo kumpel mial jeszcze jagodziane (dla niewtajemniczonych zastawa). Nazywalismy ja Wielorybem bo sie strasznie czesto gotowala i wtedy ja i kumpel wlazilismy pod klape z tylu a drugi kumpel robil wieloryba czyli zdejmowal korek przy chlodnicy i w nogi Zawsze w bagazniku mielismy kilka sporych baniakow z woda hehe to byly czasy

Kiedys w jagodzie nam padla jedynka i trojka a bylismy w trasie, przednami traktor ale na czworce jagoda slabo "szla' a na dwojce nie dala by rady no wiec dawaj łykamy go poboczem hehe jestesmy na wysokosci traktora a kumpel mowi o ku...a reklama (taka na dwoch nogach) no i co zmiescimy jagode pod reklama czy nie zmiescimy czy nie hehe na styk bylo pozbylismy sie tylko lusterka

pozdr

p.s. sorki ze dosc stare topiki podrzucam ale mam teraz slabe dojscie do netu i ehhh sami rozumiecie