Tragedia sprzed 10ciu lat...

  
Sortuj wg daty:
rosnąco malejąco
20.02.1993r. Rajd Zimowy. OS5: Orłowiec - Złoty Stok

...kilka szybkich łuków, lewy nawrót na mostek... prawy pod górę... po dwóch kilometrach łagodny prawy łuk... Tuż za zakrętem na zewnętrznej drzewo... Uderzenie. Huk. Głucha cisza.
"Są pzrytomni!" - krzyczą kibice - "Żyją!". Siła uderzenia Forda Sierry Cosworth prowadzonego przez Mariana Bublewicza jest tak ogromna, że samochód owija się wokół drzewa - podobno jesiona. Kibice próbują pomóc załodze - wyciągają rannego pilota Ryszarda Żyszkowskiego. Marianopwi przyciśniętemu przez fotel i klatkę nie mogą pomóc. Bezradność. Na miejsce wypadku przyjeżdża karetka i straż pożarna, jednak brakuje specjalistycznego sprzętu. Cenne minuty uciekają. Grupa kilkudziesięciu kibiców nie daje za wygraną - dociera do rannego kierowcy, który zakleszczony w samochodzie przytomnie udziela wskazówek, w jaki sposób można mu pomóc. Pilot zostaje przewieziony do szpitala w Lądku Zdroju - ma złamaną rękę i rozbitą głowę. Mariana ze zmiażdżoną miednicą, pękniętym pęcherzem moczowym, złamaną ręką i nogą udaje się w końcu wyciągnąć z wraku auta. Zostaje przewieziony na operację, cały czas jest przytomny. Rajd rusza dalej. O 17:00 Marian umiera...
Jeszce tego samego dnia kibice ścinają drzewo, w które uderzył samochód. Od tamtego feralnego dnia po odcinku Orłowiec - Złoty Stok już nie jeżdżą rajdówki. Na miejscu wypadku stoi pomnik, przy którym do dziś można spotkać wiernych kibiców Bublewicza, zapalających znicze.

// "WRC" nr1(17) - str.31 - autor: Renata Niezbecka //

W związku z tą tragedią sprzed dziesięciu lat proszę wszystkich chcących oddać cześć tragicznie zmarłemu Marianowi Bublewiczowi o odpowiedź pustym postem.
  
 
.
  
 
.
  
 
  
 
.
  
 
  
 
.
  
 
.
  
 
  
 
  
 
.
  
 
.
  
 
  
 
  
 
.
  
 
.
  
 
.
  
 
.
  
 
.