MotoNews.pl

Ford B-MAX 1.6 TDCi Titanium – do miasta i w trasę

22 lipca 2013

Kategoria | Testy samochodów
Marka, model | ,
1ford b max 1.6tdci titanium

Przed otrzymaniem B-MAXa do testu usłyszałem pozytywną opinię na temat tego samochodu. Zachowując jednak neutralne stanowisko wobec najmniejszego vana w gamie Forda sprawdziłem, czy jest wart swojej prawie sześciocyfrowej ceny. Trzeba na wstępie zaznaczyć, że model ten jest obecnie jedynym samochodem na rynku nieposiadającym słupka B – jego funkcje pełnią do spółki przednie oraz tylne, przesuwane drzwi. Przełom w praktyczności, czy zwykły, niepotrzebny „myk”? Odpowiedź znajduje się w dalszej części dzisiejszego testu.

B-MAX powstał na bazie mniejszej Fiesty i tym samym jest stawiany klasę niżej od większego brata – C-MAX’a. Wyraźnie wzoruje się na nim, wnosząc przy okazji nieco ostrzejsze linie i zgrabniejszą bryłę karoserii. Ma z pewnością wiele zalet, ze świetnym prowadzeniem, wykorzystaniem nadwozia i oszczędnością diesla na czele. Do przetestowania wykorzystałem egzemplarz w dość krzykliwym kolorze, bogatej wersji wyposażenia z kilkoma dodatkami oraz oszczędnym silnikiem diesla o pojemności 1.6.

Rzut oka na…

…stylistykę niewielkiego minivana. Mimo wysokiego nadwozia, mogę bez wahania stwierdzić, że wygląda bardzo dynamicznie. Z przodu wszystkie elementy tworzą zgraną, rozpoznawalną całość i od razu wiemy, z jaką marką mamy do czynienia, niekoniecznie dzięki dużej, niebieskiej elipsie w centrum. Tył, za sprawą kształtu, jak i wypełnienia kloszy lamp, najbardziej przywodzi mi na myśl model S-MAX oraz poprzednią generację Mondeo po faceliftingu. Z profilu uwagę zwraca mocna linia wznosząca się wysoko ku tyłowi, sprawiająca, że również od tej strony B-MAX wygląda lekko i zgrabnie. Plus za wzór aluminiowych obręczy kół – moim zdaniem pasują tutaj idealnie. W „naszym” egzemplarzu efekt dodatkowo poprawiają lekko przyciemniane szyby oraz spory kawał szklanego, niestety nieotwieralnego dachu.

We wnętrzu…

…panuje ponura atmosfera, ale obecność skórzanej tapicerki i czarnego wykończenia konsoli środkowej nastraja, wbrew pozorom, pozytywnie. Wszystko wygląda bardzo porządnie, jest też miłe w dotyku. No, może poza dwoma przyciskami do sterowania radia i telefonu, które przypominają trochę te ze starych Nokii. Obsługa multimediów wymaga nieco przyzwyczajenia. W czasie jazdy często odwracało to moją uwagę od drogi, w dużej części za sprawą poszukiwania opcji wyjścia z poszczególnych elementów menu. Raz rolę anulowania przejmowała strzałka w lewo, innym razem jeden z dolnych przycisków funkcyjnych. Smaczkiem designerskim we wnętrzu są zegary umieszczone w głębokich tubach. Zaprojektowano jest w sposób czytelny, ale zabrakło miejsca na wskaźnik temperatury płynu chłodzącego.

W fotelu siedzi się wygodnie, choć trochę za wysoko, nawet biorąc pod uwagę, że mamy do czynienia z minivanem. Podczas mojego testu siedzisko było ustawione w najniższej możliwej pozycji, a do koszykarza jest mi naprawdę daleko. Dość grube koło kierownicze wyprofilowano tak, że podczas jazdy pewnie leży w dłoniach. Za bardzo dobrą widoczność we wszystkie strony, także w lusterkach, odpowiada spora ilość szyb dookoła. Całość oświetla dodatkowo wspomniane wcześniej okno dachowe, które w przypadku ataku słońca możemy zasłonić dwiema roletami – z przodu i z tyłu.

Kabina B-MAX’a jest przestronna w obu rzędach siedzeń, ale rewelacji nie mamy co się spodziewać – w końcu samochód jest oparty na reprezentancie segmentu B. Na pochwałę zasługuje natomiast dostęp do tylnej kanapy, szczególnie, gdy chcemy przewieźć coś większego, a to za sprawą braku środkowego słupka w karoserii, dzięki czemu tworzy nam się ogromny otwór załadunkowy z boku pojazdu. Wady? Spora masa zarówno przednich, jak i tylnych drzwi.

Bagażnik w zwyczajnym położeniu siedzeń oddaje do dyspozycji pasażerów 318 litrów pojemności , natomiast po złożeniu siedzeń wartość wzrasta aż do niespełna 1400 litrów. Do tego dodajmy trzy duże otwory załadunkowe, możliwość złożenia dodatkowo przedniego fotela pasażera i powoli możemy przymierzać się do przewozu kilku mniejszych mebli.

Jazda

Prowadzenie Forda jest zdecydowanie jego mocną stroną i sprawia dużo frajdy. Auto nadrabia tym samym pewne braki w dynamice 95-konnego silnika. Silnik ani nie kręci chętnie od dołu, ani nie daje wyraźnego „kopa” po załączeniu się turbiny. Trzeba go po prostu odrobinę mocniej „wbić” na obroty, a wtedy przyspiesza całkiem nieźle. Z jednej strony szkoda, że w ofercie nie ma mocniejszego diesla, z drugiej… zadajmy sobie pytanie – ilu klientów by się na niego zdecydowało, gdyby dopłata wynosiła dobre kilka tysięcy złotych? Wysokie kręcenie jednostki napędowej nie przeszkadza specjalnie w ekonomicznej jeździe, nawet po mieście, gdy mamy „ciężką nogę”. Sprawne poruszanie się po umiarkowanie zatłoczonych stołecznych ulicach dało średni wynik 6,2 litra na 100 kilometrów, natomiast w trasie bez problemu powinniśmy zejść poniżej „piątki”.

Zawieszenie małego vana zachowuje się tak, jak powinno – jest komfortowe, a jednocześnie stabilne w zakrętach. Pomimo wysokiego środka ciężkości, właściwie nie czujemy, że jedziemy minivanem. Manewrowanie na ciasnym parkingu jest łatwe za sprawą niewielkiej długości pojazdu, wspomnianej dobrej widoczności, a także obecnych w testowanym egzemplarzu czujników parkowania z przodu i z tyłu oraz kamery cofania.

Kolejnym mocnym punktem jest skrzynia biegów. Poszczególne przełożenia wchodzą bez wyraźnego oporu, a szybkie ich zmiany nie sprawiają problemu (choć dwa razy nie trafiłem w trójkę, ale to z braku przyzwyczajenia). Lewarek jest dość długi, co nie do końca przypadło mi do gustu, jednak po kilku dniach po prostu o tym zapomniałem. Zresztą B-MAX nie jest samochodem ani sportowym, ani o sportowych aspiracjach, więc nie uznam tego za wadę, a za element pasujący do charakteru auta.

Okiem przedsiębiorcy
Prezentowany B-MAX to wydatek blisko 86 tysięcy złotych. Za te pieniądze stajemy się właścicielami w pełni wyposażonego minivana posiadającego między innymi częściowo skórzaną tapicerkę, duże okno dachowe i kamerę cofania. Jeśli nie potrzebujemy wspomnianych gadżetów, wybierzmy po prostu wersję Titanium bez żadnych dodatków. Z tym samym motorem pod maską zapłacimy za nią niecałe 70 tysięcy, co wydaje się już niewygórowaną kwotą.

Jeśli nadal jest to za dużo na nasz obecny stan konta, a koniecznie chcemy stać się posiadaczami B-MAX’a w powyższej specyfikacji, możemy skorzystać z oferty Ford Credit. Okres kredytowania trwa w tym przypadku od 12 do 60 miesięcy, z możliwością wyboru rat równych lub malejących, natomiast wpłata początkowa minimalna wynosi 10% wartości samochodu.

W przypadku programu Ford Leasing, okres trwania umowy może przebiegać od 24 do 60 miesięcy, z wyborem rat równych lub dostosowanych do indywidualnych potrzeb klienta. Wpłata początkowa może wynosić od 10 do 45% wartości auta.

Treściwie
„70 tysięcy złotych za Fiestę?” – ktoś zapyta. Podsumowując dzisiejszy test, odpowiem krótko. Płacimy za praktyczny, oszczędny i w pewnym sensie jedyny w swoim rodzaju samochód o świetnych właściwościach jezdnych, którym możemy przewieźć nie tylko rodzinę, ale też sporo bagażu czy różnego rodzaju sprzętu. Jeśli to nie wystarcza, polecam przejrzeć rynek w poszukiwaniu bardziej atrakcyjnych propozycji, o ile takowe w ogóle istnieją.

Dane techniczne Ford B-MAX 1.6 TDCi Titanium

  • Pojemność: 1560 cm³
  • Moc maksymalna: 95 KM (70 kW) przy 3800 obr./min.
  • Maks. moment obrotowy: 215 Nm przy 1750 obr./min.
  • Skrzynia biegów: manualna, 5-biegowa
  • Spalanie (miasto/trasa/średnie):  4,7/3,6/4,0  l (średnie z testu: 5,5 l )
  • Emisja CO2: 104 g/km
  • Prędkość maksymalna:  173 km/h
  • Przyśpieszenie 0-100 km/h: 13,9 s
  • Cena wersji podstawowej: 1.4 Duratec Ambiente: 48 400 zł
  • Cena wersji testowej: 69 400 zł
  • Cena modelu testowego: 85 550 zł

 

Autor: Dominik Kopyciński, źródło: auto-strefa.pl